środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 2: Oszalałem na twoim punkcie.


-Śliczne imię ma śliczna kobieta.-Powiedział uwodzicielskim głosem szatyn.
Violetta spuściła głowę w dół by zakryć swoje rumieńce, po czym kosmyk włosów opadł jej na twarz.
Szatyn delikatnie kosmyk włosów zahaczył o jej prawe ucho, następnie uśmiechnął się i pokazał żądek swoich białych zębów. Castillo odwzajemniła uśmiech.
-A ty jak masz na imię? -Spytała.
-Leon..Leon-powiedział
-Jesteś pewien przez chwilę musiałeś się zastanowić?-Zaczęła się śmiać.
-Tak jestem pewien :D
-To dobrze-puściła mu oczko.
 Porozmawiali ze sobą chwilę gdy asystentka zawołała Violettę do okienka.
-Proszę pani. Dzisiaj już niestety nie dowie się pani wyników badań, ponieważ serwer zostanie odnowiony jutro.-Kiwnęła głową.
-Dobrze, Dziękuję.
Zdenerwowana Castillo wyszła ze szpitala nawet nie żegnając szatyna słowem cześć.
Leon gdy zobaczył Violettę wybiegł za nią tak szybko, że o mały włos nie przewróciłby się na schodach.
Violetta!-Zawołał.
Castillo odwróciła się i w tym momencie zdała sobie sprawę, że ominęła go i po prostu wyszła.
Szatyn podbiegł zdyszany do szatynki. :D I spytał się jej.
-Jest już strasznie późno nie boisz się samej wracać do domu?
-Nie, chyba nikt mnie nie dopadnie?-Powiedziała.
-Jesteś tak piękną kobietą, że wszystko może się zdarzyć.-Ponownie powiedział te słowa czule.
Violetta znowu spuściła głowę, by schować swoje czerwone poliki. Leon ogarnął, że flirtuje z kobietą którą zna zaledwie 2 godziny. Zaproponował jej podwiezienie ją do domu. Castillo odpowiedziała:
-Raczej nic mi się nie stanie gdy wsiądę razem z tobą do twojego auta.-Uśmiechnęła się.
-Ze mną możesz czuć się bezpiecznie.
Obydwoje wsiedli do czarnego cabrioleta. Jechali, jechali i każde z nich miało dzięki sobie wspaniały humor.
Śmiechy, chichy wydobywały się z auta. W radiu zaczęła lecieć rockowa muzyka, oboje jej nie znosili.
Violetta zbliżając rękę do guzika poczuła na swoich palcach u rąk ciepły dotyk. Obejrzała się w stronę szatyna a on w niej. Żadne z nich nie patrzyło na drogę. Poczuli to samo jakby dzięki jednej osobie można zmienić świat. W pewnym momencie samochód uderzył o wielki dąb. Violetta straciła przytomność, oraz miała rozciętą wargę, Leon zaś miał rozciętą brew i lekkie uszkodzenie ręki. Nie wiedział co się dzieje. Zauważył, że szatynka nie rusza się  spanikowany wybiegł szybko z samochodu, wyją Castillo z miejsca pasażera i położył na szmatę, która leżała w środku auta.
-Violetta! -Krzyczał. Lecz bez skutku . Nie wiedział co jej jest. Zrobił jej sztuczne oddychanie. Zobaczył, że kobiecie zaczynają powracać kolory. Jego serce biło jak oszalałe, wiedział, że coś się z nim dzieje, wiedział, że spotkał najpiękniejszą, najmilszą, i najwspanialszą kobietę w swoim życiu. Violetta, powróciła do swojego stanu, złapała się za głowę mówiąc:
-Leon co mi jest? Dlaczego mnie wszystko boli? Czemu ty krwawisz?.
-To tylko krew nic mi nie jest. Ja..ja..przepraszam Violetto, przepraszam.-Powiedział.
W jego oczach pojawiła się kropla łez. Szatynka wiedziała, w tym momencie, że chłopak jest wrażliwy i czuły. Samochód nie ucierpiał jedynie miał wielką rychę na tapicerce.
-Leon nie przepraszaj mnie. Wiem, że to był tylko przypadek, dziękuję, że i pomogłeś, gdyby nie twoja reakcja Bóg wie co by mi się stało.
-To moja wina. Chodźmy lepiej do auta zawiozę cię do domu.
Wsiedli do samochodu niestety on nie odpalił. Vilu strasznie bolała głowa.
-Samochód nie chce odpalić, więc zostaje tylko to, że będę musiał cię zanieść na rękach.-Uśmiechnął się.
-Na rękach? Oszalałeś.?
-Tak na twoim punkcie.- Ponownie się uśmiechnął.
Wziął Castillo na ręce i szedł powoli, aby przypadkiem nic ponownie nie stało się dziewczynie. Szli tak długo, że Violetta zasnęła.
Leon patrzył na śpiącą Vilu na jego rękach jak na cud. NIe wiedział gdzie ona mieszka więc zajrzał do jej torebki, wziął dokumenty i spojrzał na adres, teraz już wiedział gdzie musi iść. Szedł jeszcze gdzieś z 15 min. i doszedł na miejsce. Otworzył kluczami drzwi, i po cichu by nie obudzić Castillo zdjął buty z trudem i zaniósł, ją do sypialni.Spała jak suseł. Przykrył ją kołdrą, pocałował w czoło, i zdał sobie sprawę co zrobił. Otrząsnął się wziął, kartkę długopis i napisał wiadomość dla szatynki. Rano gdy wstała zaspana zobaczyła na stole w kuchni kartkę.
*Przepraszam za tą całą sytuację wczoraj. Usnęłaś mi na rękach więc nie chciałem Cię budzić :)
Wyglądałaś prześlicznie...
W tym momencie uśmiechnęła się ona do siebie i poczuła rumieńce na twarzy, czytała dalej.
Nic mi nie jest po za rozciętą brwią, i coś z kością w ręce. Jeśli czegoś potrzebujesz to zadzwoń, chętnie chociaż w czymś będę mógł Cię przeprosić jakimś gestem. To mój numer...
                                                                                                                   Leon V. :*
Violetta chwyciła za telefon i...~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2 rozdział długi trochę. Leonetta jak słodko.<3 Mam nadzieję, że się podoba.:*

2 komentarze:

  1. Widzę, że bardzo chcesz pozabijać Leonette. A rozdział cudo. :)

    OdpowiedzUsuń