-Ale Marco.. Jak to.. Ja muszę..-Powiedział zszokowany.
-Leon bardzo mi przykro, ściągamy specjalistów, żeby ci pomogli, zrobimy wszystko co w naszej mocy.
-NIe! Ja nie mogę być ślepy.! Nie rozumiesz?! Ja nie mogę, ja nie chce.!
-Przykro mi Leon, bądźmy dobrej myśli.
Marco odszedł do swojego gabinetu, Leon usiadł na korytarzu na krześle, złapał się za głowę, setki myśli chodziło po jego głowie.
-Violetta..-myślał.
Ona nie może, ja nie chcę żeby...
W stał i zobaczył przebudzającą się Violettę.
-Violu muszę Ci coś powiedzieć..-Załamał się jego głos.
-Słucham Leon. Coś nie tak?-Spytała.
-Ty, to znaczy ja, my... nie możemy być ze sobą.-Powiedział smutny.
-Leon ale jak to? Dlaczego?-Wstała zszokowana, i łzy zaczęły lecieć jej po oczach.
-Ja nie chcę z tobą być, nie mogę, wybacz mi.-Zwiesił głowę w dół.
-Rozumiem, że znudziłam się już tobie tak? Nie wiedziałam, że taki jesteś Leon pomyliłam się co do Ciebie. Myślałam, że mnie kochasz, że jesteś inny.-Zaczęła krzyczeć.
Zerwała kabelek podłączony do motylka w żyle, wzięła swoją torebkę i wyszła.
-Violu, to nie tak ja po prostu nie chcę..-NIe dokończył zdania.
-Nie na widzę Cie.!-Wybiegła z płaczem.
Gdy wyszła ze szpitala, złapała szybko taksówkę. I pojechała nią do domu. Jechała 20 min. Weszła do swojego mieszkania, rzuciła torebkę na sofę zdjęła buty i zaczeła strasznie płakać.
-Dlaczego? Dlaczego na powiedz mi?-Mówiła do siebie.
W pewnej chwili zadzwonił jej telefon, spojrzała na niego, dzwoni Leon. Odrzuciła. Ponownie dzwonił, ie chciała z nim rozmawiać, dzwonił i dzwonił.
*Leon siedział na krześle i wydzwaniał cały czas do Violetty.Podszedł do niego Marco.
-Leon? Dlaczego widziałem jak Violetta wybiegła ze szpitala co sie stało?
-Ja nie mogłem, nie chciałem żeby ona przeze mnie cierpiała. NIe chciałem żeby żyła z ślepym "Leonem".
Byłoby jej trudno.-Łza słynęła po jego oku.
-Leon coś ty narobił? Chciałeś żeby nie cierpiała a właśnie cierpi! Dlaczego to zrobiłeś? Skonsultowałem się z okulistą i powiedział, że to przejdzie za jakieś dwa dni, po prostu oczy miały coś naruszonego. Leon ty będziesz widział!-Krzyknął
-Boże co ja narobiłem? Jaki ja jestem głupi! Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu.!-Złapał się za głowę.
Ponownie zadzwonił do Violetty, ona odebrała:
-Violu posłuchaj zrobiłem to bo nie chciałem żebyś cierpiała!-Tłumaczył się.
-Nie chciałeś żebym cierpiała? Wybacz mi Leon, ale właśnie to robię "cierpię" nie rozumiesz?
Z jakiego powodu to zrobiłeś? Powiedz mi...Znudziłam się po prostu tobie i tyle. Zraniłeś mnie, nie chcę Cię zna...-Violetta nie dokończyła upuściła telefon i ponownie zemdlała.
-Violetta posłuchaj mnie... Violetta? Violetta jesteś tam?- Nie odpowiadała.
*-Marco Violettcie coś jest!
-Ale jak to co?
-Podejrzewam u niej białaczkę, ponownie zemdlała jest z nią coraz gorzej... TRZEBA DO NIEJ JECHAĆ SZYBKO!
Leon i Marco pojechali szybko do Violetty. Leon walił w drzwi ta mu nie otwierała, przecież nie mogła.
Leon chwycił za klamkę i otworzył drzwi zobaczył leżącą w kuchni Violettę. Podbiegł do niej.
-Violetta! Violetta kochanie!-Krzyczał i płakał, już nie dawał sobie rady.
Marco szybko podaj mi sertomiscolozję. (wymyślony lek)/
Marco podał lekarstwo dla Leona, ten jakimś cudem wstrzyknął go Violettcie.
-Leon on już nie..
-nie mów tak! Violetta! Proszę, błagam.
Sądzili że jest już zapóźno.
-Violetta nie żyje-Powiedział Marco
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leonetty na razie nie ma. :( Sorka. :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz