piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 15:Pocałunek, zaliczony. :)

Dojechali już na lotnisko. Leon otworzył drzwi Violettcie, ona wyszła. Następnie podszedł do bagażnika by wziąć swoje jak i jej walizki. Gdy już to zrobił, weszli do środka aby zobaczyć o której będzie ich samolot.
Zbliżała już się godzina wylatywania. Kapitan kazał wszystkim swoje bagaże schować do samolotu, w którym była szafka na włożenie ich. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Leon popatrzył na Vilu:
-Boisz się?
-Nie.
-Jak się boisz to powiedz mi, jestem przy tobie.-Uśmiechnął się.
-Wiem Leon, wiem.-Odwzajemniła uśmiech.
-To dobrze.-Pocałował ją w czoło.
Samolot po 5 minutach zaczął wznosić się w chmury. Violetta założyła słuchawki, próbowała się odprężyć, ponieważ bała się lecieć samolotem, chciała odizolować się od świata.
Stewardessa wyszła i powiedziała, że lecimy do Paryża. Na szczęście szatynka tego nie usłyszała, w końcu miała to być niespodzianka. Lecieli już 2 godziny pozostało im jeszcze połowa drogi.
-Leon..-Powiedziała
-Tak?
-Jest mi nie dobrze.-W pewnym momencie zasłoniła usta ręką.
-Dobrze, chodźmy szybko, pójdę z tobą do toalety. Poczekam na zewnątrz.
Wstali i kierowali się w stronę łazienki. Violetta weszła, Leon czekał na nią przed drzwiami. Spojrzała w lustro, opłukała twarz wodą, i wyszła.
-Wszystko dobrze?-Spytał
-Tak, tak, już okej.
-To chodźmy.
Wrócili na miejsce. Stewardessa ogłosiła, że są lekkie turbulencje. Szatynka tak się wystraszyła, że wstała i krzyczała:
-Ja nie chcę umrzeć. Jestem taka młoda. Nie mam dzieci, nie mam męża ani nawet zwierzaka. Ja nie chcę umierać!
Każdy skierował wzrok na nią. Leon wstał i powoli ją uciszał. Ta usiadła z powrotem na miejsce.
-Mówiłaś mi, że się nie boisz.-Popatrzył się nad opiekuńczo na Violettę.
-Tak, przepraszam.. Ja nie chciałam Cię martwić.
-Dobrze spokojnie, nic się nie stało.
Verdas przysunął dziewczynę do siebie. Ona zasnęła, ten tez powoli już zasypiał gdy kapitan odezwał się:
-Lądujemy proszę zapiąć pasy.
Leon lekko szturchnął Violettę.
-Kochanie, zapnij pasy lądujemy.
Szatynka zapięła pasy, chwyciła rękę Leona.
-Boję się, Leon strasznie się boję.-Zamknęła oczy.
-Jestem tu spokojnie, nie bój się.-Zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się. To nie jest śmieszne!
-Jest.
-Nie.!
-No, dobrze dobrze.!
Wzięła swoją torebkę i walnęła ją w ramie Verdasa.
-Ała! A to za co?
-Za niewinność.
-Właśnie!
Kłócili się aż do wylądowania. Violetta wzięła walizki, i nie odezwała się do szatyna słowem. Wyszła czym prędzej z samolotu i usiadła na walizce z założonymi rękami.
-Violetta!-Wybiegł prędko szatyn z samolotu.
-Czego chcesz?
-Czemu uciekłaś?
-Bo tak mi się podoba.
-Chodź idziemy.
-Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj.
-Nawet nie wiesz gdzie jesteśmy
-Trudno dam sobie radę.
-Dobrze to ja idę.
-To idź sobie.
Leon szedł powoli, wiedział, że Violetta się z nim droczy. Wszedł do kawiarni obok i usiadł przy stoliku.
Violetta siedziała tak z około pięciu minut. W pewnym momencie, uległa. Zadzwoniła do Verdasa:
-Gdzie ty jesteś?
-Gdzieś na pewno.
-Czemu poszedłeś?
-Bo mi kazałaś.
-Wracaj po mnie.
-Stęskniłaś się za mną?
-Nie gadaj tylko tu przyjdź.
-Dobrze, pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Jak wrócę to dasz mi buziaka.
-Zapomnij.-Powiedziała oburzona.
-W takim razie nie przyjdę po Ciebie.
-Dobrze idź sobie.
-Dobrze...Miłego siedzenia na lotnisku.
-Cześć.
-Cześć-Miał już nacisnąć czerwoną słuchawkę gdy nagle:
-Dobrze, dam tylko wracaj po mnie.
-Na pewno mi dasz?
-Tak.
-To już po Ciebie idę.
Rozłączył się. Cała ta sytuacja go rozbawiła, wiedziała, że Castillo jest uparta, ale nie aż tak.
Wrócił po nią z walizkami ta rzuciła mu się na szyję:
-Myślałam, że już nie przyjdziesz po mnie!
-Ciebie nigdy bym nie zostawił. A teraz buziaka poproszę.-Nadstawił policzek.
-Cmok. :D -Pocałowała go w polika.
-Idziemy?
-Tak, a możesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy?
-Daleko, daleko.
-Czyli gdzie?
-Za górami za lasami.
-Leon!
-Violetta!
-Co?
-Nic. xd Zaprowadzę Cię teraz do hotelu, odłożymy tam walizki i zaprowadzę Cię w jedno magiczne miejsce.
-Ok.
Zawiązał Castillo chustkę na oczy, poszedł z nią do hotelu. Odłożyli walizki, i wyszli z niego. Byli już na ulicy, szatyn trzymał ręce Violetty i szedł z nią w obiecane miejsce. Dotarli tam już. Jednak na samą górę musieli pojechać windą.
-Leon..Mogę już zdjąć tą chustkę?
-Tak możesz.
Szatynka odwiązała chustę i dziwiła się własnym oczom.
-Leon czy to jest..
-Tak to jest właśnie to miejsce.
-Leon, my jesteśmy w Paryżu!
-Tak...A dokładniej na Wieży Eiffla.
-Leon!-Ponownie rzuciła mu się na szyję.
Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
-To kosztowało Cię majątek. Jak, kiedy?
-Dla Ciebie wszystko skarbie.
Ponownie się pocałowali.
Pocałunek na Wieży Eiffla zaliczony.?
-Tak zaliczony.-Uśmiechnęła się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz