środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 22: Zawsze i wszędzie.:*

*Leon*
Zauważyłem przepiękną biżuterię. Był to pierścionek w małym czerwonym pudełeczku. Spojrzałem na niego. Był piękny, tak jak moja ukochana. Od razu wiedziałem, że jej się spodoba.
-Marco, jędzo chodź tutaj!- Zawołałem go.
-Ale wy wszyscy mnie kochacie. -Zrobił jakąś dziwną minę.
-Zobacz ładny pierścionek?
-Na twój palec chyba za mały.- Zaczął się śmiać.
Więc walnąłem go w łepetynę.
-Ałaa!
-Life is brutal.-Odpowiedziałem mu.
Ładny czy nie?
-Tak jest ładny, a co?
-Nic, nic.
-Mi możesz powiedzieć.
-Dowiesz się w swoim czasie.
Podszedłem do kasy i wskazałem na ten pierścionek. Kosztował on około 2 tysięcy złotych. Bardzo mi się podobał, byłem dobrej myśli, że spodoba się mojej przyszłej narzeczonej. Na samą myśl o tym na twarzy pojawił mi się uśmiech. Stworzę wspaniałą rodzinę, już wkrótce.
Pożegnałem się z Marco, i wróciłem do domu. Ujrzałem Violettę jedzącą truskawki z bitą śmietaną. Ja również miałem ochotę. Nie na truskawki a na Violettę. :D Pierścionek szybko schowałem do kieszeni w spodniach.Usiadłem koło niej na kanapie i zacząłem bawić się jej włosami.
-Gdzie tyle czasu byłeś?
-Nie było mnie 45 minut.
-To za dużo.
-A co stęskniłaś się?-Zaczął zabawnie unosić brwi.
-Tak i to bardzo.-Pocałowała mnie w policzek.
-To chodź spędzę dzisiaj z tobą czas.
-Gdzie idziemy?
-Tam gdzie nas nogi poniosą.
Wyszliśmy z domku i kierowaliśmy się w stronę, jeziora i wielkiej polany.Trzymaliśmy się za rękę i gadaliśmy o głupotach. :D Właśnie tam chciałem ją zabrać. Doszliśmy spacerkiem w jakieś 20 minut. Usiedliśmy na polanie, pełnej kwiatów. Wyglądało to bajecznie. Zaczęliśmy się wygłupiać. Czułem, że dla niej mogę zrobić wszystko, że przy niej jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. W pewnym momencie zacząłem, śpiewać refren naszej piosenki.:"Nuestro Camino".
W jej połowie uklęknąłem przed nią, i specjalnie zamiast pierścionka wyjąłem coś innego.
-Violetto Castillo, już od dłuższego czasu chciałem CI to powiedzieć, jednak nie wiedziałem jak..
-Leon..
-Nadal nie oddałaś mi pieniędzy za koszulę która musiałem zanieść do pralni.!
-Leon, ja myślałam, że.- Posmutniała jej mina, aż mi się szkoda jej zrobiło.
-Tak naprawdę..-Wyjąłem małe pudełeczko ze spodni i otworzyłem je.
Violetto Castillo, jesteś jedyną istotą dzięki której chcę żyć, kocham Cię nad życie, wiele bym oddał, żebym był zawsze i wszędzie tylko z tobą. Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i została moją żoną?
Z jej oczu zaczęły lecieć łzy, nie wiedziała co powiedzieć. Rzuciła mi się na szyję i szepnęła do ucha: tak, Leon, zawsze i wszędzie. Wziąłem ją na ręce i zacząłem się z nią kręcić. Był to 2 najwspanialszy mój dzień, 1 była wiadomość o dziecku a 2 o tym, że zostaniemy narzeczeństwem.
Gdy postawiłem ją na Ziemię, uklęknąłem ponownie i włożyłem pierścionek na jej palec.
-Jest śliczny.-Powiedziała.
-Tak jak ty.
Wytarłem jej łzy z policzków i złączyliśmy swoje usta w pocałunku. Jeszcze nigdy tak wspaniale się nie czułem jak dziś. Szczęście przyszło właśnie do mnie.
*Violetta*
Znowu dałam się nabrać. Myślałam, że on robi to na serio. A jednak. Jestem szczęśliwa, nie tylko z powodu tego, że oświadczył mi się lub, że mieszkamy razem. Najbardziej się cieszę się z tego powodu, że będziemy mogli stworzyć cudowną rodzinkę, że będę mogła się z nim starzeć. Było po prostu idealnie.! ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jakiś krótki mi wyszedł.O.o Ale to nic najważniejsze, że jest szczęśliwa Leonetta.<3

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział21: Dziewczynka, a chłopiec?

*Leon*
Posprzątaliśmy grilla, pobawiliśmy się jeszcze trochę w domu. A następnie nasza "Marcesca" sobie poszła. :)
Bardzo fajnie jest spędzić czas razem z przyjaciółmi. Ja z Violą byliśmy strasznie padnięci, strasznie. Byłem tak szczęśliwy tym co stanie się jutro. Tak szczęśliwym, że po prostu moim uśmiechem mógłbym się podzielić z całym światem. :) Poszedłem do nas do sypialni, czułem się w niej nieziemsko, a będzie jeszcze lepiej, jak zaraz przyjdzie moja ukochana. Sypialnie była bardzo przytulna.
Chciałem miło spędzić czas z Violettą. Wziąłem parę róż z ogrodu, urwałem z nich płatki i obsypałem nimi łózko. Sam się zdziwiłem, że taki ze mnie romantyk. ;) Przebrałem się w pidżamę i położyłem na łóżko. Nawet śmiesznie się czułem.
Usłyszałem czyjeś kroki, to Violetta, od razu pomyślałem.
No i moja inteligencja mnie nie myliła. Ustała przed otworzonymi drzwiami do sypialni i uśmiechnęła się do mnie. W paru sekundach leżała już koło mnie.:) Rozmawialiśmy o dziecku, myśleliśmy nad imieniem dla naszego bobasa. Długo się nad tym zastanawialiśmy.:
-Dziewczynka, może będzie miała Amelia?-Wtuliła się wtedy w mój tors.
Bardzo podobało mi się te imię, było takie delikatne, spokojne, a zarazem słodkie.
-Bardzo mi się podoba.-Uśmiechnąłem się do niej.
-A chłopiec? To będzie już trudniejsze...
-Hmmm... chłopiec..Może Fede?
-Federico?
-Tak.
-Bardzo ładne imię.
Uwielbiałem spędzać czas z Violettą. Szukałem osoby, która mnie zrozumie, również będzie taką moją "przyjaciółką" i znalazłem taką osobę, najważniejszą w moim życiu.
-Kochasz mnie?-Spytała.
-Bardzo, nawet nie wiesz jak.- Wtedy ucałowałem ją w czoło.
-To dobrze, ja również Cię bardzo kocham Leon. Bardzo, bardzo, ale to bardzo Cię kocham.
-Jak można mnie nie kochać?- Zażartowałem.
Obydwoje rozmawialiśmy o nas, o tym wszystkim co się pomiędzy nami wydarzyło. Wspominaliśmy również nasze pierwsze spotkanie. Śmialiśmy się z tego cały czas. Nie wiem, czy byłbym szczęśliwy tak jak teraz, gdybym nie poznał Violetty. Nie wydaje mi się. Jest jedyna w swoim rodzaju. Ona jest teraz już moja. :) Pieściłem lekko jej dłoń. Wiedziałem, że czuje się przy mnie bezpieczna. Rozmawialiśmy bardzo długo. Byliśmy tak zmęczeni, że zasnęliśmy w swoich ramionach. Bardzo dobrze mi się spało. Już wiadomo dla czego, moje słońce było przy mnie. Po cichu wstałem i spojrzałem z uśmiechem na jeszcze śpiącą Castillo. Następnie udałem się do kuchni, by zrobić nam śniadanie. Zrobiłem, moje słynne naleśniki z truskawkami i nutellą. Mmmmm pycha.! Siedziałem przy stole chyba godzinę i czekałem aż ona zejdzie, jednak czekałem na nic. Wróciłem na górę, zobaczyłem, że ona nadal śpi. Wiec miałem genialny plan. Pewnie mnie za to zatłucze, ale co tam. :D Poszedłem po szklankę zimnej wody, po cichutku zakradłem się do sypialni, i kucnąłem przed jeszcze śpiącą Violettą. Zamachnąłem się lekko ręką i oblałem Violettę. Ta zerwała się śmiesznie z łóżka i zaczęła się na mnie wydzierać, następnie chwyciła torebkę i zaczęła mnie nią bić. O mało co nie wybuchłem ze śmiechu, stała z mokrą twarzą i dekoltem wymachując torebką. Los tak chciał, że nie chcący dostałem nią w twarz, nie bolało mnie to wcale, lecz coś mnie podkusiło. Momentalnie złapałem się za twarz i "syczałem" z bólu. Nie bolało mnie to, ale jednak jakaś scenka musi być. Moje słońce zrobiło wielkie oczy ukucnęło, przytuliło mnie i zaczęło przepraszać. Jak to ja, zacząłem rechotać pod nosem. Niestety cały mój plan się wydał. Strzeliła na mnie foszka, i poszła do łazienki.
*Violetta*
Boże, ale on mnie zdenerwował, oblał mnie tą wodą a na dodatek oszukał, że to go bolało. W prawdzie to było śmieszne co zrobił, ale tak nie pędzie nikt traktować Violetty Castillo. Udałam, że się obraziłam ale to nie było prawdą wręcz przeciwnie. Ubrałam się, wykonałam poranne czynności i zeszłam na dół na śniadanie. Przy stole siedział tam już mój kochany tępak. Ja również usiadłam, zaczęłam jeść naleśniki, ale nie odezwałam się do niego słowem.:
-Powiesz mi coś?
Nie wydusiłam z siebie żadnego słowa.
-Violetta..-Zaczął wymachiwać mi ręką przed twarzą.
Złapałam jego rękę i groźnie powiedziałam:
-Jeszcze raz będziesz machał mi tą ręką przed twarzą, to zaraz ją stracisz.
-Y...no dobrze dobrze. Grunt, że chociaż coś powiedziałaś.
-Grr.-Wydałam z siebie taki dźwięk jakbym udawała psa.:D
-Jesteś dzisiaj jakaś niebezpieczna, i ostra.Lubię Ciebie taką.- Poruszył zabawnie brwiami.
W tym momencie wybuchłam śmiechem, aż oplułam się kawałkiem naleśnika. On również zaczął się śmiać.
Gdy wróciliśmy już na "Ziemię" spytał się mnie.:
-Nadal jesteś na mnie obrażona?- Zrobił minę zbitego psa.
-Nie rób takiej miny jakbym Cię pobiła.
-Khekhem...Tak w zasadzie to zrobiłaś to.- Oboje znowu zaczęliśmy się śmiać.
-Tak, oblałeś nie wodą a potem udawałeś.
-Ale ty tak słodko wyglądasz jak się wściekasz.
-I trudno.
-Ale nie wściekaj się już tak na mnie nigdy więcej, bo się Ciebie zaczynam już bać, a poza tym to zmarszczki na czole Ci się zrobią.
-Ej no.! Chcesz dostać po łbie?
-Nie nie mamo nie bij.- Szybko zrobił pozycję jak na jakiś manewr obronny.
Dzisiaj to chyba nie przestanę przez niego się śmiać. Uwielbiam go, że jest taki zabawny, przystojny, uroczy, miły, opiekuńczy, ładnie pachnie. :D
-No to jak wybaczysz mi to co zrobiłem, i już nigdy więcej nie będziesz mnie biła?
-Może..
-Tak czy Nie.
-Czy.
-Ej!
-Kup sobie klej.
-I co będę miał z nim zrobić?
-Może dokleisz sobie mózg.
-To nie było miłe.
-Nie kocham Cię.
-Co?
-Nie kocham Cię?
-Ale..jak to?
-Prima Aprillis!
-Jest koniec listopada a ty bawisz się w 1 kwietnia?
-Tak.
-Nie rób już mi takich żartów bo zawału dostanę.
-Ale ty tak słodko wyglądasz kiedy się wystraszysz.
-Zaraz ty się wystraszysz.
-Co ale jak?
No i ta jędza parszywa zwaliła mnie z krzesła a następnie pokazała mi język i uciekła na taras.
-Leon! Głupku wracaj tu!
Jak on mnie czasem denerwuje! Mam okazję do zrobienia tego co on zrobił mi. Zaczęłam niby płakać, że coś stało mi się z ręką. Fakt trochę mnie łokieć boli ale to nic strasznego. Płakałam jeszcze bardziej. Jestem tak dobrą aktorką, że z oczu wypłynęły mi nawet łzy. :D Tak prędko jak potrafił, mój rycerz przybiegł z powrotem do kuchni.
-Boli Cię? Jak mocno? Gdzie Cię boli? Boże co ja narobiłem?
-Nie, wcale, rozkochałeś mnie w sobie.
-Wiem, ale w którym miejscu...Chwila moment..Czy ty właśnie zaatakowałaś mnie moją bronią?
-Mhmm..Tak właśnie. Dałeś się nabrać przystojniaku.
-O nie tak nie będzie!
Nie na widzę gdy tak mówi, od razu wiem, że zamierza coś zrobić. Oczywiście, wziął mnie na ręce wybiegł na taras i wrzucił do naszego basenu. Po czym, sam wskoczył do niego. Nie ma to jak pływać w listopadzie w basenie prawda? Wyszłam z niego, cała mokra. Nie zostało na mnie nawet jednej suchej nitki. Stałam przy drabinkach i zdjęłam z siebie mokre ubrania, oczywiście nie byłam tego świadoma, że w bieliźnie widzi mnie Leon. Odwróciłam się i dopiero to zauważyłam, jednak nie robiło to na mnie jakiegoś wrażenia przecież widział mnie już nagą, a poza tym to i tak jesteśmy parą więc.. Odłożyłam mokre ubrania na suszarkę do łazienki, a następnie ubrałam się w suche ciuchy. Musiałam jeszcze wysuszyć włosy, tak jak mówiłam tak i zrobiłam. :) Następnie usiadłam przed telewizorem było wtedy około godziny 13, Leon przyszedł do mnie i powiedział, że za jakąś godzinę wróci. Był już przebrany w suche ubrania, wziął kurtkę i wyszedł.
*Leon*
No to będzie miała niespodziankę. Wyszedłem z domu, kierowałem się w stronę Centrum Handlowego. Po drodze zadzwoniłem do naszego "loczka", chciałem aby dotrzymał mi towarzystwa oraz pomógł w wyborze, takiej jednej rzeczy. Spotkaliśmy się przed Centrum. Weszliśmy do środka i  porozglądaliśmy się po sklepach.
-Właśnie! I o te sklep mi chodziło!-Wskazałem palcem na sklep Jubiler.
Razem z Marco weszliśmy do środka. W prawdzie mówiąc on nie wiedział po co.
-Leon dlaczego tu jesteśmy?
-A dlaczego chodzi się po sklepach?
-Żeby coś kupić.
-Widzisz i już masz odpowiedź!
Od razu jak wszedłem do środka zauważyłem piękną biżuterię, nie była to zwykła biżuteria.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 20: Państwo Verdas. :*

*Violetta*
Jestem strasznie tym wszystkim zadowolona, będę miała dziecko, jestem szczęśliwa z moim mężem. Chwila moment...Leon nie jest moim mężem.. to dziecko będzie nie ślubne? A co jeśli mnie zostawi? Nie..Tak nie będzie..On..Kocha mnie nad życie, a ja go. Bardzo się kochamy i niech tak zostanie.
-Lądujemy-Powiedziała Stewardessa.
Tym razem się nie bałam, nie myślałam o niczym tylko o rodzinie którą stworzymy razem z Leonem.
Wylądowaliśmy już. Leon wyszedł pierwszy z samolotu, wziął nasze bagaże i wezwał taksówkę.
Po około 20 minutach byliśmy pod jakimś domem. Wysiedliśmy z samochodu,a ja nawet nie wiedziałam gdzie jestem.
-Co to za miejsce?
-Hiszpania, kojarzysz?-Uśmiechnął się do mnie.
-Ale nie o to mi chodzi. Czyj jest ten dom?
-Ten? Nasz.. Wchodźmy.
Na swoje oczy pierwszy raz zobaczyłam tak śliczny domek.  Na prawdę, pierwszy raz. Trochę się zdziwiłam tym wszystkim. Przekroczyłam próg nowego mieszkania, a w końcu "nowy dom, nowe życie". Jeszcze przed tym jak weszłam na drzwiach zauważyłam tabliczkę "Państwo Verdas".
To było takie słodkie. w wielkim korytarzu odłożyłam walizki. Następnie ruszyłam na górę, po schodach. Zauważyłam uchylone drzwi weszłam do, pokoju. Zobaczyłam tam, na ścianie sklejkę zdjęć moich i Leona.
Stałam i cały czas patrzyłam na te piękne zdjęcie.
Myślałam tylko: Tak to ten jedyny. Chcę żeby to właśnie on był ojcem mojego dziecka, tak jak i moim mężem. Chcę starzeć się razem z nim, i tylko z nim. Byłam cała w skowronkach, wyszłam z wielkim uśmiechem na twarzy, z pokoju. I ponowie zauważyłam kolejne leciutko uchylone drzwi. Co tam jest? Bardzo zaciekawiło mnie to. Miałam chwycić już za klamkę gdy niestety na drodze stanął mi Leon.
-Mogę tam wejść?
-yyy..Ale tam nic takiego nie ma.
-Jak to nie ma? Skoro nie ma tam nic to daj mi to zobaczyć.
-Nie.- Smyrną mnie lekko usta swoimi ustami.
Następnie zamknął drzwi na klucz.
-Ej no ja się tak nie bawię! - Tupnęłam wtedy zabawnie nogą. On zaś wybuchł śmiechem. i zszedł do kuchni. Zauważyłam, że koło domu jest taras. Wyszłam w tamto miejsce i zobaczyłam przepiękny ogródek, basen i rozstawiony grill. Na nim piekła się kiełbacha. :D Przyszedł do mnie Leon:
-Masz może najlepszą przyjaciółkę, gdzieś w pobliżu..? -Spytał.
-W pobliżu nie.. ale mogę zadzwonić.. tylko po co?
-Zaproś ją do nas na grilla, a ja zaproszę Marco. Dobra?
-No dobrze.
Fran, mieszkała ona we Włoszech, ale tak jakoś zadzwoniłam do niej:
-Halo? Cześć Fran.
-Viola, jak miło Cię słyszeć.
-Nadal jesteś w Paryżu? Co ogółem u Ciebie słychać?
-Nie, nie właśnie teraz jestem w Hiszpanii. Tydzień temu się tam przeprowadziłam.
-W Hiszpanii?
-Tak, a coś się stało?
-Tak! Wsiadaj w taksówkę, i przyjeżdżaj do nas na grilla.
-Na grilla? Bardzo chętnie.
Powiedziałam Fran adres domu, jakoś 15 minut temu przyjechała taksówką.
Podeszłam pod bramkę, otworzyłam furtkę i przywitałam się z Włoszką. Następnie zaprowadziłam ją na taras.
-Fran, to jest Leon.
Szatynka przywitała się z nim.
-Cześć Francesca jestem, miło poznać.-Uścisnęła jego dłoń.
-Leon, kiedy przyjdzie Marco?-Spytałam.
Ten spojrzał na zegarek. O już jest i wskazał na niego palcem. :D Leon i ja przywitaliśmy się z Marco następnie zapoznałam go z Fran. Może się zupełnie pomyliłam, ale zobaczyłam, coś takiego, że Marco podrywa moją Fran. Muszę z nią o tym pogadać. ;)

*Francesca*
Jak miło, że Viola zapoznała mnie ze swoim chłopakiem, szkoda, że tylko chłopakiem. Byliby świetnym małżeństwem. Ogólnie jest mi trochę głupio, gdy Viola powiedział mi, że Leona wyrzucili z restauracji. Ale świetnie mi się z nim gawędziło. Więc nie sądzę, żeby żywił do mnie urazę. :) No i on... Ten boski chłopak *-*. Marco. Jest taki słodki, a w dodatek przyjaźni się z Vilu i Leonem. Jest taki zabawny, taki przystojny. Jednym słowem jest boski! Viola zaciągnęła mnie do kuchni. Podobno by zrobić sałatkę. Więc poszłam.
Co do czego okazało się, że Viola wzięła mnie na "przesłuchanie". Pogadałam z nią o wszystkim i zaczęła temat..

*Violetta*
Gadałam z Fran. Jednak nie mogłam powiedzieć jej o dziecku, jak na razie. :) Niech to będzie niespodzianka. Od razu wiedziałam, że Marco podoba się Fran. To było widać! Ten błysk w oku, zaczepki, z jego i jej strony. Po prostu miłość wisi w powietrzu, podobnie jak ze mną i Leonem, tylko u nas to już coś bardziej poważniejszego. Jednak nie mogłam się doczekać, kiedy zostaniemy małżeństwem. Oczywiście, jeśli on będzie tego chciał. Rozmawiałam z Fran, od razu przyznała mi się, że podoba jej się Marco. Śmiałyśmy się, no i co? Musiałyśmy zrobić sałatkę. Składała się z:
-Winogrona,
-Mango,
-Brzoskwini.
I innych owoców. :) Wróciłyśmy do chłopaków, mięso było podane już na stole. A reszta kiełbas nadal leżały na grillu. Już od razu wiedziałam co mam zrobić.:
-Leon, kochanie, chodź pomóż mi zdjąć te talerze z góry.
-Już idę.
No to poszliśmy do środka.
-No i gdzie te talerze?- Spytał.
-Nie chodzi mi o żadne talerze! Przecież wtedy mogłabym na krzesło ustać i je zdjąć.
-Więc o co chodzi?
-Fran przyznała mi się, że nasz loczek jej się podoba.
-Uuuuu... On mi też mówił, że podoba mu się Fran.
-Właśnie dlatego trzeba ich spiknąć! :D
-No okej, tylko jak?
- Ja Ci zaraz to wszystko wytłumaczę.
No i mu wszystko powiedziałam co i jak.
-Kręcisz mnie kiedy, jesteś taka bystra.-Puścił wtedy do mnie oko i namiętnie pocałował. *O*
-Przestań. -Pocałowałam go również
Więc cały plan objaśniony, jasne?
-Jak słońce.
Wróciliśmy do nich, wtedy Leon powiedział:
-Musimy iść do sklepu, skończyła nam się musztarda i keczup. :D
- No dobra poczekamy na was.
Ja i Leoś, tak na prawdę nie poszliśmy do sklepu. W prawdzie mówiąc, staliśmy za rogiem domu i wychylaliśmy się by zobaczyć co robią nasi zakochani. Wyglądaliśmy jak głupi. :D W prawdzie mówiąc było warto. :) Był o to tak:
" Fran i Marco siedzieli, i gadali przy stole, jak to mięso, zaczęło się palić na grillu.".. Muszę się wtrącić, nie ma to jak robić grilla w połowie Listopada. Było prawie 30 C, więc czemu nie? Śniegu nie było, więc ok. :D
No to dokańczam dalej... "Mięso zaczęło się mocno, przypiekać na grillu. Fran wstała wzięła metalowe szczypce żeby zdjąć już mięso . Jednak, było ono trochę tłuste (mięso) i cały czas wypadało jej ze szczypiec. Marco zaczął lekko rechotać z niej. Powolnym krokiem podszedł do grilla, no i oczywiście do Fran. Lekko objął od tyłu swoimi dłońmi i jej chwycił, szczypce, a następnie mięso. Udało im się! :D Następnie nasz loczek wystawił polik i powiedział:
-A teraz całusa poproszę.
-Nie ee..
-Tak.
-Nie.
-No bo się fochnę.
-No dobra."
No i już, coś się zadziało. Mały całus, a daje tak wiele prawda? Przyszliśmy, jakby nigdy nic.
-A gdzie wasz keczup i musztarda.?
-Y... Nie było. -Odpowiedział Leon.
-Aha, okej.
Było widać to po Fran, że jest cała w skowronkach, obydwoje się do siebie uśmiechali. Nasz loczek i włoszka! Ej w takim razie może to być: Loczek i Włosek.! Takie tam włosy. :D Możliwe, że teraz oni stworzą idealną parę. Tak jak ja i Leon. <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drugi rozdział z osobową narracją. Chyba lepiej tak mi się piszę. Marcesca, tuż tuż.! :D /Wika. :*

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział19 :Było po prostu idealnie. :)

*Violetta*
Po głowie chodziło mi jedno. Myślałam, że może ja i Leon... Nie... to nie możliwe. Tak nie może być.
Przecież ja nie mogę z nim być wtedy jak to... Przecież ja nie mogę być z nim w ciąży.! Boże! Violetta ocknij się ja nie mogę o tym myśleć.! Ja... ja muszę wracać, ja muszę wracać do Hiszpanii. Musze zrobić badania, iść do doktora. Przecież ja sama nie poradzę sobie.. A co jeśli?... A co jeśli Leon mnie zostawi?
NIe.. raczej nie... przecież jestem miłością jego życia.. to nie możliwe! Muszę mu to powiedzieć..
W pewnym momencie skierowałam się w stronę pokoju gdzie leżała moja torebka. Ubrałam płaszcz buty i już miałam wychodzić:
-Violu gdzie idziesz?-Usłyszałam jego głos.
-Ja, idę do sklepu.. zaraz wracam.
-Dobrze.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam. Szłam przed siebie, w sumie to nawet ja nie wiedziałam gdzie idę.
Zauważyłam aptekę, weszłam do niej i kupiłam testy ciążowe. Moje serce waliło jak oszalałe. Weszłam z powrotem do naszego pokoju:
-Już jestem.
I szybko weszłam do łazienki. Usiadłam na róg wanny i zastanawiałam się czy mam to zrobić czy nie. Dobra, jak mus to mus. No i się stało zrobiłam test. Jednak nie chciałam na niego patrzeć. Ale przecież musiałam. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam pozytywny wynik. Z jednej strony cieszyłam się jak nigdy, ale z drugiej nie wiedziałam jak zareaguje przyszły tatuś. Z oczu poleciały mi łzy. Można powiedzieć że było tyo łzy szczęścia. W końcu musiałam mu o tym powiedzieć. Wyszłam z łazienki i zauważyłam go nadal siedzącego i oglądającego telewizję. Podeszłam i usiałam koło niego. Wyłączyłam telewizor i powiedziałam mu prosto w oczy.
-Leon muszę Ci coś powiedzieć...
-Tak, słucham. Coś się stało?-Spytał mnie.
-Ty, to znaczy ja, my... Zostaniesz Tatą..
Nagle do oczu zaczęły wpływać mi łzy.
*Leon*
Ale przecież to nie możliwe! Jak kiedy? Aaaaaaaa..... Jezu.. Co ja narobiłem... Wtedy.... Boże! Przecież ja będę ojcem! To nie możliwe. Nie dowierzałem niczemu złapałem się za głowę, byłem szczęśliwy i zdezorientowany tym wszystkim:
-Ale jak to możliwe..?
-Rozumiem...Wiedziałam... Wiedziałam Leon, że zostawisz mnie z tym wszystkim!
*Violetta*
W tym momencie zawalił mi się świat.. Nie wiedziałam, że to wszystko tak się potoczy. Chciałam już wybiec z pokoju, gdy nawet nie wiem kiedy Leon złapał mnie za rękę i powiedział:
-Jestem szczęśliwy i za razem zszokowany Violu. Będziemy rodzicami.. Rozumiesz? Będziemy mieli dzieciątko!
Znowu uśmiech pojawił mi się na twarzy. Łzy leciały mi jak grochy, strasznie ale to strasznie mocno przytuliłam mojego ukochanego mężczyznę.
*Leon*
Ja.. ja nie wierzę.. Będę ojcem! Cholernie się cieszę.
Violetta moją żoną, kochanką, i matką mojego dziecka! A nawet i może dzieci! Cieszę się cholernie! Tak jakby dziecko dostało rower, a nawet lizaka! Jestem prze szczęśliwy. Tylko... Moi rodzice! Muszą o tym wiedzieć, że zostaną dziadkami z pewnością się ucieszą.!
-Violu...
-Tak?
-Wracajmy do Hiszpanii.
-Dobry pomysł.-Uśmiechnęła się do mnie uroczo.
W około 1 godzinę spakowaliśmy się i byliśmy już na lotnisku. Wsiedliśmy do samolotu. Przez tą całą drogę do Hiszpanii myślałem tylko o naszej córeczce, lub synku. Lecz nie ukrywam, że wolałbym córkę. :)
Byłaby taka kreatywna, jak moja żona, taka piękna, jak moja żona, i taka troskliwa, oczywiście jak moja żona. Właśnie... Moja żona! Violetta będzie moją żoną.! Tylko muszę to zorganizować... ale ... jak? Kurcze... Za niedługo Święta... Niespodzianką dla mnie było to, że będziemy mieli dziecko.. W sumie to dla innych może być prezentem... mało czasu zostało mi na zorganizowanie tego. Jeszcze...Violetta..i..i..i i jej pierścionek.. tak ! I jej pierścionek. Będę miał rodzinę!
-Ja i Violetta będziemy mieli dziecko!- Z wrażenia wstałem i krzyknąłem te słowa. To było nie kontrolowane.
Każdy z samolotu zaczął bić brawo.. do końca nie wiedziałem o co chodzi. Lecz po pewnym czasie zorientowałem się, że powiedziałem to na głos. Zobaczyłem, że Violetta popatrzyła się na mnie z uśmiechem. Usiadłem i mocno, ale to mocno pocałowałem ją w usta. Następnie z całej siły przytuliłem ją.
-Yh..yyy..y.. Leon nie mogę oddychać Dusisz mnie-Powiedziała, Vilu i na twarzy zrobiła się cała sina.
Puściłem ją. Ta złapała się za gardło i wzięła głęboki wdech. Boże, ja prawie ją udusiłem ze szczęścia. :D
-Leon ty oszalałeś?-Powiedziała zdyszana.
-Tak na twoim punkcie.-Uśmiechnąłem się do niej.
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce:
-Leon znowu to robisz.!
-Ale co?
-Ty wiesz co!
-Aaa.. Zapomniałem. Alle przecież wiesz, że kocham jak się rumienisz. :)
-Tak wiem. I nie znoszę Cię za to.
-Nie znosisz mnie?- Specjalnie zrobiłem smutną sztuczną minę.
-Nie, nie nie nie nie... Ja nie chciałam tego powiedzieć. Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
-Mhmhmhmhmhmhm...Zastanowię się czy Ci wybaczę
-Zastanowisz się czy wybaczysz matce swojego dziecka?
-No dobra przekonałaś mnie. - Ja tak jak i ona uśmiechnęliśmy się na wzajem.
Było po prostu idealnie. ♥

sobota, 26 kwietnia 2014

Zmiany w Blogu! :D

Kochani. W wielu blogach widziałam, że są narracje. Jednak nie do końca. Widziałam, że autorki piszą to tak jakby osoba by to odczuwała np. :
*Violetta*
"Czułam motylki w brzuchu, trzymaliśmy się za ręce było prześlicznie. Zadzwonił mój telefon".
 Właśnie o  coś takiego mi chodzi. :D Skoro inni mogą to ja też. :D Na początek napiszę rozdział z czymś takim, na próbę. Jeśli spodoba mi się to, zostawię to na stałe. :D Oczywiście wam tez musi się to spodobać. :D                  /Wasza Wika. <3

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 18: Straciła swoją Matkę.

Leon po jakiejś godzinie zobaczył śpiącą obok szatynkę. Był w pozycji siedzącej i i patrzył zamyślony na okno. Violetta, również wstała, zawiesiła się na ramie Leona:
-Przepraszam Cię, przepraszam Cię Leon.
Nie odpowiedział nic.
-Leon no proszę odezwij się do mnie.
-Po co?
-Co po co? Proszę no!
-Violetta dzwoniłem do Ciebie 40 razy, pisałem 20 sms, a ty nawet nie zauważyłaś tego, że wyrzucili mnie z restauracji, tylko dlatego by myślałem, że coś stało się tobie i tej dziewczynie.
-Franceska, tak ma na imię.
-Dobrze, tobie i Francesce.
-No i co i teraz strzelisz na mnie focha? Nie będziesz się do mnie odzywał? Bo co? Bo próbowałam pocieszyć osobę, która również straciła swoją matkę?
-A skąd miałem to wiedzieć? Dzwoniłem tyle razy a ty nawet nie raczyłaś odebrać? Nie zrobiłaś nic jak wyrzucili mnie z restauracji. Violetta zaprosiłem Cię do restauracji a zostałem z niej wykopany bo myślałem, że coś Ci się stało.!
-Przepraszam, przepraszam, że żyję, że Cię kocham, że próbowałam ją pocieszyć, przepraszam w ogóle, że mnie poznałeś!-Zaczęła płakać.
Gdy Leon zobaczył łzy u szatynki, zrobiło mu się przykro, że tak na nią nakrzyczał. Przysunął się do niej, i przytulił ją.
-To ja Ciebie przepraszam. Nie chciałem na Ciebie nakrzyczeć, nie chcę, żebyś przeze mnie płakała. Przepraszam.-Po tych słowach pocałował ją w czoło.
-Chciałam ją po prostu pocieszyć.
-Tak wiem. Byłem zdenerwowany, ale następnym razem będziesz odbierała telefon?-Zażartował.
Violetta pobiegła do łazienki, zrobiło jej się nie dobrze. Leon pobiegł za nią.
-Violetta co..
Castillo zaczęła wymiotować, wystraszony chłopak nie wiedział co ma robić.
-Nic Ci nie jest?
-Nnnie..-Wyjąkała
-Może się czymś zatrułaś? Boli Cię brzuch?
-Nie wiem, nie.
Chłopak wziął ją na ręce i przeniósł do łóżka. Ucałował i powiedział:
-Idź spać może lepiej się poczujesz.
-Przed chwilą spałam.
-To zaśnij znowu.
-Nie, już nie zasnę.
To wszystko lekko pokrzyżowało plany Verdasa, ale nie przejmował się tym. Zaproponował:
-Może chciałabyś się przejść? Świerze powietrze dobrze Ci zrobi.
-No dobrze, chodźmy tylko odświeżę oddech.
Para, była już gotowa, wyszli z budynku i przeszli się nad morze. Leon kazał Violettcie zawiązać na oczy chustkę:
-Po co znowu Leon?
-No zawiąż.
-Ugh.. No dobra.
Wziął ją za rękę i wprowadził na łódkę.
-Dlaczego to podłoże się gibie?
-Zaraz zobaczysz.
Powoli ustawił ją w pozycję siedzącą, on również usiadł i rozwiązał szatynce oczy. Następnie wstał złapał wiosło i zaczął odpychać się od wody, po czym płyną.
-Leon, ale romantycznie.
-Chciałem po restauracji Cię tu zabrać, ale no... niestety.
-Ważne, że teraz tu jesteśmy, nie ważne kiedy, ważne że razem.
-Jak słodko.-Uśmiechnął się.
Siedzieli, rozmawiali i bawili się. Około godziny 23 wrócili do hotelu. Znowu zrobiło jej się nie dobrze, pobiegła do łazienki, po raz kolejny zwymiotowała. Leon martwił się o nią, nie wiedział co jej jest. Myślał, że to może przez jej chorobę, ale przecież nie ma na to dowodów. Przez parę dni, Violettę dręczyły wymioty.
Czasem nawet przychodziły jej dziwne myśli, myślała że może, ona i Verdas...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu mały rozdział. Sorka musiałam się do sprawdzianu z Historii, pouczyć. :*

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 17:Przepraszam.

Leon obudził się pierwszy, zobaczył obok niego śpiącą jeszcze szatynkę. Spojrzał w dół na podłogę, zobaczył tam koszulę nocną Castillo. Zbyt dużo nie pamiętał, zapamiętał tylko tyle, że spał z Violettą, i kawałek tego jak całowali się namiętnie. Uśmiechnął się sam do siebie, nie żałował tego,a wręcz przeciwnie, cieszył się bardzo, że on i dziewczyna udowodnili sobie wielką miłość. Ucałował Vilu w czoło, wstał po cichu z łóżka, i poszedł do recepcji, poprosił aby o godzinie 12:00 ktoś z obsługi poszedł do pokoju i poinformował Castillo, że taksówka będzie czekała na nią przed hotelem o godzinie 13 i zawiezie ją nie informując gdzie. Szatyn wyszedł, by ponownie zrobić Violettcie niespodziankę. Ta około godziny w półdo dwunastej obudziła się, strasznie bolała ją głowa. Czuła się wspaniale, wiedziała co zdarzyło się pomiędzy nią a szatynem. Bardzo go kochała. Poszła do łazienki, zrobiła poranne czynności i wyszła. Ubrała jakieś krótkie spodenki i bluzeczkę. Chodziła po całym pokoju, dzwoniła do Verdasa, i cały czas zastanawiało ją to dlaczego, nie ma go nigdzie. W pewnym momencie ktoś zapukał do jej drzwi, chwyciła za klamkę i je otworzyła. Ujrzała w nich recepcjonistkę która poinformowała ją o prośbie ukochanego. Ta podeszła do szafki, wzięła jasne szare dżinsowe spodnie, koronkową bluzeczkę i czarną skórzaną kurtkę, zrobiła sobie makijaż. Gdy już się ubrała w te ciuchy, zamknęła pokój i wyszła. Tuż pod hotelem czekała na nią taksówka.
Wsiadła do niej, jednak nie wiedziała gdzie jedzie. Ufała Verdasowi, więc aż tak nie czuła strachu.
Kierowca zawiózł ją do restauracji "', była to bardzo dostojna restauracja. Szatynka weszła do środka, przy stoliku ujrzała Leona. Podbiegła do niego, przytuliła i ucałowała w policzek. Następnie usiadła do stolika.
-Witaj kochanie.-Uśmiechnął się.
-Cześć słońce.-Opowiedziała.
-Wyglądasz ślicznie.-Ponownie się uśmiechnął.
-Dziękuję, ty też wyglądasz nieziemsko.-Odwzajemniła uśmiech.
-Jak Ci się spało?
-Znakomicie, Leon..
-Słucham? A..Pewnie się zastanawiasz jak doszło do tego wszystkiego?
-Nie, nie. Wszystko pamiętam, dokładnie.
-To dobrze. Działo się wczoraj.
-Tak, tak.-Zaczęła się śmiać.
Kelner przyniósł zamówione jedzenie. Para, siedziała, śmiała się i rozmawiała. Szatyn miał plan, taki który zachwyciłby Violettę, ale postanowił, że jak wyjdą z restauracji, zabierze ją w kolejne magiczne miejsce.
Violetta, wstała od stolika i poszła do toalety. Zauważyła, że jakaś dziewczyna siedzi i płacze w koncie. Podeszła do niej i spytała:
-Co się stało? Nic Ci nie jest?
Dziewczyna nie odpowiedziała nic.
-Mogę w czymś Ci pomóc?
-A przywrócisz mojej mamie życie? Byłabyś wspaniała!-Wybuchła płaczem.
Dziewczyna, brunetka, pochodziła z Włoch, było to rozpoznawalne po jej akcencie, była zrozpaczona.
-Spokojnie, wiem co czujesz. Ja również straciłam moją mamę, miałam wtedy 5 lat.-Oby dwie zaczęły płakać pod ścianą. W tym czasie chłopak zastanawiał się dlaczego Viola nie wraca. Był ciut poddenerwowany, ponieważ mieli razem spędzić czas, a tym czasem siedzi w łazience. Również wstał od stołu, skierował się w stronę dużej łazienki. Zapukał, w końcu nie mógł tam wejść, bo była to "damska" łazienka. Ponownie zapukał, i uchylił drzwi. Zobaczył obydwie płaczące kobiety. Violettę, i kobietę, którą widzi pierwszy raz na oczy. Podbiegł do obydwóch i spytał co się stało. Tym razem nie obchodziło go to czy są w męskiej czy w damskiej łazience.
-Boże, co się wam stało? Dziewczyny dlaczego płaczecie?
W tym momencie, z kabiny wyszła jakaś kobieta i zaczęła krzyczeć. :D Ochrona wbiegła do łazienki i z restauracji wyprosiła szatyna. :D Zły Leon, dzwonił i dzwonił do ukochanej, ta widziała, że on dzwonił jednak nie reagowała na to. Poznała się z Włoszką Franceską, opowiedziały sobie wszystko o sowim życiu.
Leon, stał i stał pod restauracją, jednak na marne. Zdenerwowany wrócił do hotelu, wziął zimny prysznic. Dlaczego? Czemu ona mnie zignorowała. Co już się jej znudziłem? -Zadawał sobie te pytania.
* I właśnie wtedy poznałam Leona. Violetta skończyła opowiadać o swoim życiu.
-Właśnie Leon!
-Co co Leon?-Odpowiedziała Fran.
-On..
Dziewczyny szybko wymieniły się numerami telefonu, Violetta wybiegła z restauracji, złapała taksówkę i jechała do hotelu. Podczas tej drogi spojrzała na telefon 40 nieodebranych połączeń i 20 sms od Leona. Zszokowało ją to, chciał po prostu spytać się dlaczego one płaczą, a został wyrzucony z restauracji, a na dodatek dzwonił bez skutku do niej.
* W tym czasie szatyn, wyszedł z pod prysznica i położył się na łóżko, zasnął.. Do pokoju wtargnęła Castillo. Biegła i wskoczyła na łóżko.
-Leon, przepraszam, przepraszam. Proszę wybacz mi.
Verdas nadal spał.
-I co teraz nie będziesz się do mnie odzywać? Wam facetom na prawdę zależy tylko na tym by zaciągnąć kobiety do łóżka.
Usiadła bliżej koło niego, i usłyszała ciche chrapanie.
-Ty śpisz..Przepraszam.-Powiedziała cicho do jego ucha.
Następnie ona również zasnęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę mało dialogów. Krótki rozdział bo są święta. Ogółem to Wesołych Świąt! :D

piątek, 18 kwietnia 2014

Rodział 16:Jak tu pięknie!

-Leon, jak tu pięknie.
-Bo ty tu jesteś.-Uśmiechnął się.
-Nie.
-Tak.
-Nie
-Tak
-Niech Ci będzie nie będę się z tobą droczyć.-Uśmiechnęła się.
Leon chwycił szatynkę za rękę i obrócił w drugą stronę. Ta ujrzała stolik z jedzeniem oraz ze świecami.
-Leon! Ty to wszystko..
-Tak.
-Jejku!-Ścisnęła go mocno, mocno. Bardzo mocno, i zaczęła całować po twarzy.
-Jezu, ty na prawdę potrafisz okazywać uczucia.-Ledwo co powiedział te słowa.
-Przepraszam, ale po prostu, nie kochałam nikogo tak bardzo jak Ciebie!
-Jak słodko. Zapraszam panią do stolika.-Wskazał ręką.
Odsunął krzesło szatynce, ta usiadła, on również zasiadł do stołu. Otworzył czerwone wino i nalał je do kieliszka. Na stole, na talerzach widniała sałatka, oraz ciasto, truskawkowy sernik. 
-Mmm..jakie cudne jedzenie.-Oblizała usta.
-Wiem. :D
Po 1 godzinie zostało już wypite całe wino. Verdas i Castillo, śmiali się przez ten cały czas. Zrobiło się już strasznie późno. Wrócili do hotelu. Obydwoje byli lekko zmęczeni. Castillo weszła do sypialni i położyła się twarzą do sufitu. Doszło do niej dopiero potem, że jest tu tylko jeno osobowe łóżko. Zrobiła duże oczy. Nie wiedziała dlaczego jest tylko jedno. Leon wszedł do sypialni i spytał się czy wszystko dobrze, że zrobiła takie wielkie oczy.
-Tak, jest ok.
-Pewnie Cię zastanawia czemu jest tu tylko jedno łóżko?
-Nie, w zasadzie tak.-Rozmyśliła się.
- Nie było pokoju z dwoma łóżkami, już zadecydowałem, że ja wezmę jakiś koc z szafki i będę spał na podłodze, spokojnie.-Uśmiechnął się.
Następnie wszedł do łazienki, umył się, wyszczotkował zęby ubrał w bokserki, i wyszedł. Castillo go ujrzała i zaczęła się śmiać. Ten zaczął się rumienić, jednak nie reagował na śmiechy Violetty. Ta po nim, weszła do łazienki, również przygotowała się do snu. Zdenerwowała się, nie zabrała innej pidżamy, tylko taką która ma materiał do pośladków. Wyszła szybko z łazienki, podbiegła do łóżka i przykryła się kołdrą.
Zobaczyła Verdasa leżącego na podłodze, który był przykryty tylko kocem.
-Leon nie możesz spać na podłodze.
-A gdzie? Na balkonie?-Spytał.
-Nie wiem, ale wiem, że nie na podłodze.
-Na żyrandolu, spał nie będę.
-Nie nie na żyrandolu, Chodź tutaj, przecież jest jeszcze dużo miejsca.
-Nie, ja tu zostanę.
-Ej no bo pomyślę, że mnie nie kochasz.-Zrobiła smutną minę.
-No dobra dobra już idę.
Położył się obok niej. Ta wtuliła się w tors Verdasa.
-Kochasz mnie?-Spytał.
-Tak, bardzo.
-Jak bardzo?
-Bardzo,bardzo,bardzo,bardzo.
-Udowodnij mi to.
-Jak?
-Nie wiem.
Byli pijani cały czas gadali bzdury, w pewnym momencie podpita Castillo powiedziała:
-Wiesz co, ostatnio bardzo długo rozmyślałam jak to jest kochać się z Panem Verdasem, moim kochankiem.
-A chciałabyś spróbować?
Violetta usiadła okrakiem na Leona, zaczęła rękoma wodzić po jego torsie. On zaś zaczął całować namiętnie jej szyję. Szatynka cicho pojękiwała, motywowało to bardzo Verdasa.
-Kochasz mnie?-Przygryzła dolną wargę.
-Najbardziej na świecie.
-Mrrr..W łóżku jesteś jeszcze bardziej seksowniejszy.-Wymruczała mu do ucha.
-Tak wiem to-Wysyczał.
-Kochałeś się już z taką kobietą jak ja?
-Nie ma takiej jak ty.
-Jak słodko.
Szatyn zaczął wodzić rękoma po pośladkach Castillo.
-Ooo..widzę, że idziemy na całość?
-Na pierwszy ogień.-puścił oczko do szatynki.
Ta zaczęła całować jego tors, on jednak powoli ściągał ramiączko od koszuli nocnej Violetty.
-Kocham Cię-Powiedziała zdyszana.
-Na zawsze?
-Na wieki wieków, Amen.
Wrócili do poprzedniej czynności. Obydwoje byli sobą zachwyceni. W pewnym momencie koszula Castillo leżała na podłodze. Tak zaczęła się ich upojna noc. :D
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę dziwnie było mi o tym pisać .xd Mam nadzieje, że się podoba? :D

Rozdział 15:Pocałunek, zaliczony. :)

Dojechali już na lotnisko. Leon otworzył drzwi Violettcie, ona wyszła. Następnie podszedł do bagażnika by wziąć swoje jak i jej walizki. Gdy już to zrobił, weszli do środka aby zobaczyć o której będzie ich samolot.
Zbliżała już się godzina wylatywania. Kapitan kazał wszystkim swoje bagaże schować do samolotu, w którym była szafka na włożenie ich. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Leon popatrzył na Vilu:
-Boisz się?
-Nie.
-Jak się boisz to powiedz mi, jestem przy tobie.-Uśmiechnął się.
-Wiem Leon, wiem.-Odwzajemniła uśmiech.
-To dobrze.-Pocałował ją w czoło.
Samolot po 5 minutach zaczął wznosić się w chmury. Violetta założyła słuchawki, próbowała się odprężyć, ponieważ bała się lecieć samolotem, chciała odizolować się od świata.
Stewardessa wyszła i powiedziała, że lecimy do Paryża. Na szczęście szatynka tego nie usłyszała, w końcu miała to być niespodzianka. Lecieli już 2 godziny pozostało im jeszcze połowa drogi.
-Leon..-Powiedziała
-Tak?
-Jest mi nie dobrze.-W pewnym momencie zasłoniła usta ręką.
-Dobrze, chodźmy szybko, pójdę z tobą do toalety. Poczekam na zewnątrz.
Wstali i kierowali się w stronę łazienki. Violetta weszła, Leon czekał na nią przed drzwiami. Spojrzała w lustro, opłukała twarz wodą, i wyszła.
-Wszystko dobrze?-Spytał
-Tak, tak, już okej.
-To chodźmy.
Wrócili na miejsce. Stewardessa ogłosiła, że są lekkie turbulencje. Szatynka tak się wystraszyła, że wstała i krzyczała:
-Ja nie chcę umrzeć. Jestem taka młoda. Nie mam dzieci, nie mam męża ani nawet zwierzaka. Ja nie chcę umierać!
Każdy skierował wzrok na nią. Leon wstał i powoli ją uciszał. Ta usiadła z powrotem na miejsce.
-Mówiłaś mi, że się nie boisz.-Popatrzył się nad opiekuńczo na Violettę.
-Tak, przepraszam.. Ja nie chciałam Cię martwić.
-Dobrze spokojnie, nic się nie stało.
Verdas przysunął dziewczynę do siebie. Ona zasnęła, ten tez powoli już zasypiał gdy kapitan odezwał się:
-Lądujemy proszę zapiąć pasy.
Leon lekko szturchnął Violettę.
-Kochanie, zapnij pasy lądujemy.
Szatynka zapięła pasy, chwyciła rękę Leona.
-Boję się, Leon strasznie się boję.-Zamknęła oczy.
-Jestem tu spokojnie, nie bój się.-Zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się. To nie jest śmieszne!
-Jest.
-Nie.!
-No, dobrze dobrze.!
Wzięła swoją torebkę i walnęła ją w ramie Verdasa.
-Ała! A to za co?
-Za niewinność.
-Właśnie!
Kłócili się aż do wylądowania. Violetta wzięła walizki, i nie odezwała się do szatyna słowem. Wyszła czym prędzej z samolotu i usiadła na walizce z założonymi rękami.
-Violetta!-Wybiegł prędko szatyn z samolotu.
-Czego chcesz?
-Czemu uciekłaś?
-Bo tak mi się podoba.
-Chodź idziemy.
-Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj.
-Nawet nie wiesz gdzie jesteśmy
-Trudno dam sobie radę.
-Dobrze to ja idę.
-To idź sobie.
Leon szedł powoli, wiedział, że Violetta się z nim droczy. Wszedł do kawiarni obok i usiadł przy stoliku.
Violetta siedziała tak z około pięciu minut. W pewnym momencie, uległa. Zadzwoniła do Verdasa:
-Gdzie ty jesteś?
-Gdzieś na pewno.
-Czemu poszedłeś?
-Bo mi kazałaś.
-Wracaj po mnie.
-Stęskniłaś się za mną?
-Nie gadaj tylko tu przyjdź.
-Dobrze, pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Jak wrócę to dasz mi buziaka.
-Zapomnij.-Powiedziała oburzona.
-W takim razie nie przyjdę po Ciebie.
-Dobrze idź sobie.
-Dobrze...Miłego siedzenia na lotnisku.
-Cześć.
-Cześć-Miał już nacisnąć czerwoną słuchawkę gdy nagle:
-Dobrze, dam tylko wracaj po mnie.
-Na pewno mi dasz?
-Tak.
-To już po Ciebie idę.
Rozłączył się. Cała ta sytuacja go rozbawiła, wiedziała, że Castillo jest uparta, ale nie aż tak.
Wrócił po nią z walizkami ta rzuciła mu się na szyję:
-Myślałam, że już nie przyjdziesz po mnie!
-Ciebie nigdy bym nie zostawił. A teraz buziaka poproszę.-Nadstawił policzek.
-Cmok. :D -Pocałowała go w polika.
-Idziemy?
-Tak, a możesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy?
-Daleko, daleko.
-Czyli gdzie?
-Za górami za lasami.
-Leon!
-Violetta!
-Co?
-Nic. xd Zaprowadzę Cię teraz do hotelu, odłożymy tam walizki i zaprowadzę Cię w jedno magiczne miejsce.
-Ok.
Zawiązał Castillo chustkę na oczy, poszedł z nią do hotelu. Odłożyli walizki, i wyszli z niego. Byli już na ulicy, szatyn trzymał ręce Violetty i szedł z nią w obiecane miejsce. Dotarli tam już. Jednak na samą górę musieli pojechać windą.
-Leon..Mogę już zdjąć tą chustkę?
-Tak możesz.
Szatynka odwiązała chustę i dziwiła się własnym oczom.
-Leon czy to jest..
-Tak to jest właśnie to miejsce.
-Leon, my jesteśmy w Paryżu!
-Tak...A dokładniej na Wieży Eiffla.
-Leon!-Ponownie rzuciła mu się na szyję.
Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
-To kosztowało Cię majątek. Jak, kiedy?
-Dla Ciebie wszystko skarbie.
Ponownie się pocałowali.
Pocałunek na Wieży Eiffla zaliczony.?
-Tak zaliczony.-Uśmiechnęła się.

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział14: Zdobycie twojego serca, kosztowało mnie bardzo dużo.

-Amen?
-Tak,Amen.
-Dlaczego?
-Tak się mówi na koniec przysięgi małżeńskiej.
-Właśnie.
-Ale przecież my nie jesteśmy małżeństwem.
-Jeszcze nie.-Uśmiechnął się uroczo.
-Chcesz mi coś powiedzieć książę?
-To, że jak tylko uwolnimy się tej wierzy, ja książę porwę, taką jedną księżniczkę.
-A kto nią jest?
-Moja babcia.-Zaczął się śmiać
-Babcia? Ahaa..
-Ty jesteś tą księżniczką. Najukochańszą, najwspanialszą, najpiękniejszą księżniczką na świecie.
A ty masz jakiegoś Księcia?
-Ja.. Mam..
-A kim jest ten szczęściarz?
-A taki jeden, najprzystojniejszy facet którego znam, przy nim czuję się bezpieczna, kocham jego ciepło, stoi przede mną, ma na nazwisko Verdas, a na imię Leon.
-Eee.. Nie znam takiego.
-A to ciekawe.-Pokazała rządek swych białych zębów.
-Leon..
-Słucham kochanie.
-Kochasz mnie?
-Najbardziej na świecie.-Czule pocałował jej szyję.
-A kiedy książę porwie księżniczkę?-Spytała
-Teraz książę pójdzie do Marco i dowie się kiedy będzie mógł uprowadzić swoją królową.
-No dobrze.
Gdy Leon wyszedł Violetta skakała i piszczała z radości. Czuła się szczęśliwa gdy znowu była z Verdasem.
*Leon wszedł do gabinetu Marco.
-Leon, właśnie powiedziałem okulistom o tobie. Mówią, że to cud.
-Bardzo się cieszę. Muszę się Ciebie o coś zapytać.
-Wal śmiało.
-Kiedy ja i Violetta będziemy mogli wyjść ze szpitala?
-Ty i Violetta? Czyżby "Leonetta" znowu była razem?
-Tak "Leonetta" znowu istnieje.
-Leon dobrze wiesz w jakim stanie jest Violetta.
-Tak wiem, wezmę wszystkie potrzebne leki, wszystko żeby nic jej się nie stało.
-No nie wiem..
-Będzie ze mną, nic jej się nie stanie.
-Dobrze, będziecie mogli wyjść już dzisiaj.
-Dzisiaj?
-Tak dzisiaj! Uciekaj bo się rozmyślę.
-To ja już biegnę.. Dziękuję Ci Marco jak będę mógł to odwdzięczę się tobie jak najszybciej.
-Ważne, że ty masz swoją ukochaną, mną się nie przejmuj.
-W końcu znajdziesz swoją jedyną, tak jak ja.
-No dobrze idź już.-Uśmiechnął się.
-Jeszcze raz dziękuję.
Szatyn przytulił przyjaciela i wyszedł. Gdy wrócił do sali powiedział:
-Księżniczko, będę mógł Cię uprowadzić już dzisiaj.
-Dzisiaj? Czyżby mój książę się nie zagalopował?
-Em.. Nie, raczej nie.-Zrobił zalotny uśmiech.
-A kiedy wyjeżdżamy?
-Za..1 godzinę.
-Za 1 godzinę?
-Tak.
-To ja muszę biec do domu po ubrania i wszystko.
-Ja Cię zawiozę.
-Czym?
-NIe czym tylko na czym.
-Więc?
-Na motorze, moim dzielnym rumaku.
-Dobrze.
Dostali wypis i wyszli ze szpitala. Leon założył Volettcie kask, jak i sobie, odpalił motor i powiedział:
-Boisz się?
-Nie..
-Na pewno?-Tak.
-To ruszajmy..-Leon zaczynał powoli ruszać motor gdy nagle violetta powiedziała:
-Leon..! Nie! Ja się boję, nie chcę jechać.
-Złap się mojej tali, i przytul  się do niej. Ze mną nic Ci się nie stanie.
-Powiedział facet który spowodował wypadek.-Zaczęła się śmiać.
-No dobra już koniec tych żartów słońce. Trzymaj się i jedziemy.
-Nie  puszczę nigdy więcej.
Leon ponownie odpalił motor i jechał z Violetta na czele. :D Gdy dojechali pod jej dom, violetta weszła do środka. Pakowała się 10 minut. Wyszła z domu i zamiast szatyna na motorze ujrzała go, w czarnym, lamborgini.
Leon wysiadł, wziął torbę i walizkę dziewczyny, schował je do bagażnika. Następnie otworzył drzwi od strony pasażera, by szatynka mogła wsiąść do auta.
-Leon, jakim dżentelmenem jesteś.
-Dla Ciebie wszystko.
Violetta i Leon wsiedli do auta. Włączyli radio i jechali.
-Gdzie jedziemy?
-Niespodzianka ..
-Leon, gdzie?
-NIe chcę zdradzać niespodzianki.
-No dobrze.-Pocałowała go w policzek
-Ale jechać do końca nie będziemy.
-Jak to?
-Teraz, jedziemy na lotnisko.
-Leon..Nie wiem gdzie będziemy lecieć, ale wiem, że to kosztowało Cię pewnie majątek, bilety i to wszystko.
-Nie to nie kosztowało majątek, co innego.
-Co takiego?
-Zdobycie twojego serca, kosztowało mnie bardzo dużo.
-Jakie to słodkie.
-Takie jak ty.
-Leon, mówiłam Ci coś.
-Tak wiem, nie lubisz gdy się rumienisz, ale to nie moja wina, że kocham jak to robisz. :*
-Ale ja nie lubię, wręcz nie na widzę.
-Life is brutal, słońce.
-Przeżyję.
Jadąc autem na lotnisko Leon zaczął nucić piosenkę:
Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.
Violetta śpiewała razem z nim.
-Amor-Zaśpiewali razem, ostatnie słowo piosenki.
-Kocham Cię Violetto.
-Ja też Cię kocham.

Rozdział13:Jestem twoim ideałem

Marco gdy to usłyszał od razu podbiegł do Leona.
-Leon, jak to ? Kto?
-Vv..v..violetta!
Marco podbiegł i sprawdził puls szatynki.
-Ona żyje, jesteś pewien, że połknęła te tabletki? Może straciła przytomność przez swoją chorobę?
-Tak, tak..Chyba tak. Widziałem..
-Leon przecież ty nie widzisz...
Lara stała przy ścianie oburzona i nasłuchiwała się rozmowie.
-Jak to? Ślepy? Co ty gadasz? Ty.. ślepy? Co?
-Tak Lara, przez to co się stało, jak zostałem pobity..Miałem wstrząs mózgu, i mam uszkodzony wzrok. Niestety.
-Leon ja nie chcę, ja nie chce być z tobą, po tym wszystkim co mi zrobiłeś, i nie tylko..Ty jesteś ślepy...Ja nie chcę z tobą być.
-Dlatego, że jestem "niewidomy" już mnie nie kochasz?
-Tak...Ślepy, sory bardzo ale ja nie będę Cię po schodach sprowadzać, i robić za Ciebie wszystko. Ja idę, y... Cześć!
- Jesteś egoistką, myślałem, że mnie kochasz. Wiesz co? Wolę być ślepym, niż być z takim kimś jak ty.!
Marco w tym momencie wybuchną śmiechem.
-Uuuuu... Leon jaki pocisk .Hahaha!
-A ty się nie odzywaj Marco.-Powiedziała Lara.
-Nigdy Cię nie lubiłem, możesz sobie już iść Laro. :D -Kiwnął ręką w stronę drzwi.
-głupek!- Lara wyszła oburzona.
Obydwoje zaczęli się śmiać, tak naprawdę Verdas nie czuł już od dawna nic do Lary.
-Leon musimy Violettę przenieść do sali, na łóżko. Ty ją zanieś a ja posprzątam te narzędzia.
-E..ale..ja..nie..
-Leon!
-No dobrze mamo!-Zaśmiał się.
-Co? Mamo? Leon, weź uspokój się.-Zaśmiał się.
Leon wziął Castillo na ręce, i powoli aby się z nią nie wywrócić, szedł przez korytarz.
W pewnym momencie Leon ustał, i patrzył się na szatynkę, trudno, że widział ją rozmazaną, ważne, że przy nim była. Nagle Violetta otworzyła oczy i zobaczyła Leona który stoi przed nią, i trzyma ją na rękach.
-Leon.!
-Yyy..Ccoo?
-Postaw mnie!
-Nie mogę!
-Postaw mnie bo zacznę krzyczeć..!
-Nie zaczniesz..nie od warzysz się.
-Jesteś tego pewien?
-W 100%!
-Pomocy! Ochrona! On nie chce mnie puścić!
-Violetta cicho!
-Dopóki mnie nie puścisz będę się drzeć!
-Nie puszczę Cię!
Leon ruszył przed siebie. Łatwo było mu rozpoznać drzwi od sali, ponieważ były one na samym końcu korytarza.
-Puszczaj mnie no!
Szatyn nie zwracał na nią uwagi. Ona zaś zaczęła się kręcić, i spadła z jego rąk.
-Ałaaa!
-Co ty robisz?
-Nie widać? Próbowałam się wydostać z rąk głupka.-Mówiła, i jednocześnie trzymała się za głowę
-Teraz głupka tak? O nie... tak to na mnie nie będziesz mówiła.-Uśmiechnął się szyderczo.
-Co ty?
Verdas wziął ją na ręce i ponownie szedł przed siebie.
-Leon, puść mnie!
-Nie, nawet o tym nie myśl.
Gdy doszli jakoś, do sali Leon chciał położyć Castillo na łóżko. Potknął się o nóżkę od krzesła i razem, z nią wylądowali na jej łóżku. On leżał na niej. Oboje patrzyli sobie prosto w oczy. Leon złączył usta Vilu ze swoimi, pocałował ją czule. Ona nie była tego przeciwna, potrzebowała go tak bardzo. Nie wiedziała, że aż tak go jej brakuje.
-Eee..przepraszam, przepraszam Violetto.-Wstał i otrząsną się.
-Leon, nic się nie stało..
-Ja ja.. ja nie chciałem, Violu, ja tak na prawdę o tobie nie myślę, po prostu byłem strasznie zdenerwowany, a zarazem przybity, bo Cię straciłem.. Wybacz, że Cię pocałowałem, ale brakowało mi strasznie Ciebie.
-Leon mi też, Ciebie strasznie brakuje. Gdy powiedziałeś coś takiego o mnie, to czułam jakby świat mi sie zawalił, ja....ja nie połknęłam tych tabletek. Myślałam, że jak nie widzisz jak na razie to, że będziesz tak myślał...
-Czyli ich nie połknęłaś?
-Nie..
-Panie Boże! Ja myślałem, że ty je połknęłaś.. Nawet nie wiesz co bym zrobił gdyby coś ci się stało!
-Co byś zrobił? Co byś zrobił gdyby mnie już nie było na tym świecie?
-Mnie nie byłoby wtedy razem z tobą. Nie wytrzymałbym bez Ciebie, nie wytrzymałbym z myślą, że to przeze mnie mogłoby mi Cię zabraknąć.-Zwiesił głowę w dół.
-Leon, przecież ja jestem zwykłą dziewczyną, jest wiele innych takich dziewczyn jak ja.. na przykład twoja Lara..-Posmutniała.
-Lara? Jaka Lara? NIe znam takiej..
-NIe znasz? A to ciekawe.
-Nie ma takich dziewczyn jak ty, ty jesteś wyjątkowa, jesteś jedyna. Violetta Castillo.
-Violetta? Jaka Violetta?
-Taka jedna, ona skradła mi serce.
Castillo spuściła głowę w dół by zakryć swoje rumieńce.
-Wiesz, że kocham jak się rumienisz? - Uśmiechną się.
-Jak to? Skąd wiesz, że się rumienię?-Spytała
-No przecież widzę..
-Leon..  
-Co?.
-Ty.. ty widzisz!
-Boże! Ja widzę! Violetta ja widzę!
Violetta zawiesiła mu się na szyi, ten ją przytulił i zaczął się razem z nią kręcić. Gdy już ustali. Violetta chwyciła głowę Leona i pocałowała go namiętnie w usta.
-Leon! Co to za wrzaski?
-Marco! Marco, przyjacielu ja widzę! Ja widzę!-Zaczął cieszyć się jak dziecko.
-Leon! Ty widzisz!
We trójkę cieszyli się tak jakby każdy z  nich dostał milion złotych.
-Lecę wszystko powiedzieć okulistom!-Wybiegł Marco.
Gdy Marco wybiegł pędem z pokoju, Leon popatrzył swoimi pięknymi zielonymi oczami na Violettę.
-Leon.. Czemu tak na mnie patrzysz? Jestem brudna, brzydk..-Nie zdążyła dokończyć.
Ten, ponownie pocałował  ją namiętnie. Nie miała nic przeciwko, jej życie znowu miało sens, i to dzięki temu szatynowi, któremu podobno skradła serce. Gdy przestali złączać swoje usta w pocałunku, Castillo powiedziała.:
-Leon!
-Co? Co się stało?-Spytał wystraszony.
-Leon..! Ja .. Kocham Cię!
-Vvvioletta!
-Co? Co?!
-Jesteś miłością mojego życia!
Oboje zaczęli się śmiać.
-Więc? Co ze mną..?
-Z tobą? Raczej z nami!.-Uśmiechnęła się
-Tak! Oczywiście z nami!
-Więc?-Spytała.
Leon złapał ją za ręce:
-Violetto Castillo, proszę wybacz to, że jestem tak, przystojny, uroczy i, że jestem twoim ideałem.
-Leon!
-Leon? Ja.. myślałem, że Leoś.-Zasmucił się sztucznie.
-Leoś! Tak wybaczę Ci to, że jesteś idealny, piękny i, że skradłeś moje serce. :D-Uśmiechnęła się.
Leon?
-Tak?
-Przytulisz mnie?
Leon wstał i mocno przytulił swoją ukochaną. Violetta szepnęła mu do ucha:
-Obiecaj, że już nigdy mnie nie zostawisz, że będziemy razem na wieki wieków.
-Na wieki, wieków Amen.!-Pocałował ją w czoło, oboje wiedzieli, że już nic ich nie rozdzieli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leonetta<3 Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, tak jakoś humorku nie miałam.
Za to w nagrodę macie naszą Leonettę.! :D


wtorek, 15 kwietnia 2014

Info! :D

Kochani, dzisiaj nie mam humoru, jak i weny. Przepraszam ale dzisiejszy rozdział się nie pojawi. :C Przepraszam! :*  -Wika.<3

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 12: Żałuję, że ją poznałem.

-Przecież, nigdy bym nie zostawiła w potrzebie! A szczególnie Ciebie Leon! Nie rozumiesz tego?
-Czego?
-NIe rozumiesz, że strasznie Cię kocham? Leon ty zmieniłeś mój świat. Po śmierci rodziców, rozstaniu z Diego myślałam, że już nie będę szczęśliwa, a właśnie wtedy ty pojawiłeś się w moim życiu! Dzięki tobie moje życie ma, lub miało sens.!-Łzy zaczęły spływać po jej oczach.
Leon podszedł do szatynki i mocno ją przytulił.
-Violu ja świata poza tobą nie widzę..Dosłownie. :D -Uśmiechnął się.
Jesteś miłością mojego życia, zrobiłem to tylko dlatego bo nie chciałem, żeby było Ci trudno. Wybacz mi ja nie chciałem,  żeby się tak potoczyło..
-Leon...ja...ja nie chcę po raz kolejny być zraniona, wierzę w to co mówisz, ale nie potrafię Ci już zaufać..
-Rozumiem, rozumiem. Jestem głupi i tyle.
W tym momencie do sali wszedł Marco:
-Violu musimy iść na badania.
-Momencik już idę.
Marco wrócił się do gabinetu.
-Zapomnij o mnie Leon, tak będzie najlepiej.-Violetta podeszła i pocałowała szatyna w policzek.
Gdy wyszła z sali, nie chciała by się tak stało, lecz nie mogła mu tego wybaczyć.
-Ale Violetta!Proszę!-Złapał się za głowę Leon.
Boże..Po co ja to zrobiłem? Ja nigdy o tobie nie zapomnę!-Krzyczał.
Było mu strasznie smutno. Zadzwonił do Lary:
-Leżę w szpitalu, przeszedłem operację, nie martw się o mnie.
-Jak to? Już do Ciebie jadę kochanie!
-Nie musisz!
-Wsiadam w samolot, za dwie godziny będę!
Leon poczuł się lepiej, czuł lekkie wsparcie. Bardzo długo trwały badania Violetty. Wróciła i usiadła na łóżko. Leon nie odezwał się nawet słowem. Szatynka otworzyła magazyn i zaczęła go czytać.
Nagle z za rogu wybiegła Lara:
-Leon kochanie!-Rzuciła mu się na szyję.
-Cześć.!-Uśmiechnął się szatyn.
-Nawet nie wiesz jak tęskniłam!-Zaczęła całować go po twarzy.
Dlaczego tu jesteś, co się stało?-Pytała?
-Wmieszałem się w jedną sprawę, poznałem jedną osobę i żałuję tego.
Violetta słuchała o czym rozmawiają, poczuła ogromny ból, jej serce pękło na malutkie kawałeczki.
-Kto to był?-Spytała Lara.
-Jedna kobieta, nie chciałabyś jej poznać.
W tym momencie Castillo nie wytrzymała, wstała i wybiegła z pomieszczenia z płaczem.
-A tej co?
-A nie wiem.
-Pójdę dla nas po kawę dobrze?-Powiedziała
-Dobrze.
Lara wyszła, leon powiedział te słowa z bólem, tak naprawdę nie myśli tak o niej. W tym momencie, Violetta miała dużo myśli, a szczególnie tych "najgorszych". Gdy nikt nie widział poszła do zabiegowego. Wzięła byle jakie tabletki, ważne żeby były, następnie próbowała je otworzyć,gdy niechcący strąciła tackę z narzędziami chirurgicznymi. Szatyn chwycił laskę, i z trudem wyszedł na korytarz. Gdy Castillo siedziała w zabiegowym, on usłyszał dziwne odgłosy właśnie z tamtego pokoju, udał się tam, jego wzrok coraz bardziej się polepszał, rozpoznał szatynkę stojącą przy oknie trzymającą w ręku pudełko tabletek.
-Violetta! Co ty robisz? Ty ty to..-Zdziwił się.
-Tak Leon już nigdy mnie nie zobaczysz, bynajmniej żywą.
-Violetta dlaczego to połknęłaś przecież ty możesz umrzeć.
-A dlaczego Cię to interesuje? Przecież nie chcesz mnie znać, żałujesz, że mnie poznałeś!
Violetta zdziwiła się tym, Leon myślał, ze Castillo połknęła te tabletki, jednak ona nie potrafiła otworzyć pudełka. Znienawidził samego siebie, przez niego Castillo "próbowała się zabić".
-Violetto przecież ty, ja nie mogę w to uwierzyć! Połknęłaś te tabletki przeze mnie!
Lara usłyszała głos Leona weszła do zabiegowego i usłyszała:
-Nie na widzę Cię Leon! Nie na widzę rozumiesz? Nawet nie miałeś odwagi powiedzieć swojej "dziewczynie", że byłeś ze mną! Mówiłeś mi, że to mnie kochasz, a ona już nic dla Ciebie nie znaczy.
-Leon czy to prawda?-Wtrąciła się Lara.
-Właśnie Lenku, powiedz prawdę swojej dziewczynie!-Powiedziała szatynka.
-Lara?.. Tak to prawda...-Zwiesił głowę w dół.
Lara stała i nie dowierzała własnym uszom.
-NIe wierzę, nie wierzę Leon..
-Nie na widzę Cię Violetta! Nie na widzę!
W tym momencie Violetta upadła, ponownie straciła przytomność. Leon myślał, że to przez te leki, jednak to wina jej choroby. Wybiegł na korytarz:
-Szybko! Pomóżcie! Próbowała popełnić samobójstwo! Pomóżcie.!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Vilu próbowała się zabić. :/  Leonetta. x_x Taki krótki trochę rozdział. :) To ja już kończę. :D

Rozdział 11:Cholernie Cię kocham!

 Violetta wybiegła cała zapłakana ze szpitala, nie mogła w to uwierzyć. Jak Leon mógł coś takiego zrobić?-Cały czas chodziło jej po głowie to pytanie.
Wiedziała, że nie powinna wychodzić ze szpitala, ponieważ w każdej chwili znowu mogłaby stracić przytomność. Jednak, nie chciała tam zostać. Poszła w jedno miejsce, w którym Leon pierwszy raz pocałował Violettę, było to miejsce nad jeziorem.
Usiadła na ławce, i wspomniała tę chwilę.
* Wściekły Leon, sam nie wierzył w to co powiedział, -jak mogłem powiedzieć na nią oszustko?-Pytał sam siebie.
Szatyn miał ochotę coś rozwalić,  był strasznie smutny a zarazem zły po stracie ukochanej. Była ona jedną istotą, która zawsze wywołała u niego uśmiech na twarzy, która zawsze sprawiała, że na jej widok robiło się mu ciepło na ->♥.
 * Gdy Violetta siedziała na ławce, ktoś szepnął do jej ucha:
-Witaj księżniczko.
Zawsze Leon mówił tak na nią, miała ochotę się teraz odwrócić i przywalić mu w twarz. :D
Gdy odwróciła się ujrzała Diego, na jego widok aż ciarki ją przeszły.
-Odejdź ode mnie, nie zbliżaj się.!-Krzyknęła i zaczęła biec w stronę szpitala.
-Ejejejejej! Gdzie idziesz ślicznoto? Myślałem, że po tym jak twój Leoś ma skwaszoną twarzyczkę, nie będziesz chciała go już na oczy widzieć.-Zaśmiał się pod nosem.
-To nie jest żaden Leoś! Nie chcę go znać tak jak i Ciebie, zniknij mi z oczu!
-Słoneczko, kochanie, misiaczku gdzie idziesz?
-Nie mów tak na mnie!
Diego przysunął się do Violetty i próbował ją pocałować, jednak ona wyjęła perfumy z torebki i psiknęła mu nimi w oczy.
-Ałaa! Co ty robisz?-Pytał Diego trzymający się za oczy.
-Masz się więcej do mnie nie zbliżać, bo kolejnym razem dostaniesz nie perfumami a gazem pieprzowym!:D
Violetta udała się z powrotem do szpitala. Przekroczyła próg swojej sali, i zauważyła Leona. Chciała się cofnąć i wyjść stamtąd. Lecz powiedziała sobie nie!, nie da po sobie poznać, że ją zranił, i tak weszła do sali i położyła się na łóżko.
-Viol..-Nie dokończył.
-Mówiłam Ci, że już nigdy się do Ciebie nie odezwę.! Przecież jestem oszustką!
-Nie o to mi chodziło..
Violetta nie odezwała się tak jak obiecywała.
-Słyszysz mnie?
Nadal nie podniosła nawet warg.
-Violetta do cholery jasnej odezwij się!
Nic, nadal leżała i nie powiedziała niczego, nawet bawiła ją ta sytuacja.
-Rozumiem Cię, źle zrobiłem mówiąc tak na Ciebie, ale zrozum nie chciałem żeby było Ci ciężko.
-Pff...
-O parsknęłaś, chociaż to raczyłaś zrobić. :D
-Czy tak trudno jest Ci zrozumieć Leon? Mam ci to przeliterować?
-Tak. :D
-JA CIĘ KOCHAM!
-Co?
-Co?
-Co ty powiedziałaś?
-O co Ci chodzi?
-Powiedziałaś, że mnie kochasz!
-Nic takiego nie mówiłam.!
-Próbujesz znowu mnie oszukać?
-A w czym takim ja Cię  oszukałam?
-W tym, że mnie "kochałaś".
-Kochałam Ciebie nie rozumiesz? Tak przyznaję powiedziałam tak przed chwilą lepiej?
-Tak, owszem..-Zastała cisza.
-Myślisz, że wtedy kiedy leżałeś cały pobity ja płakałam, bałam się o twoje życie to, że Cię nie kochałam?
-Nie wiem, nie wiem czy kochałaś czy nie.
-Dla mnie to już zamknięty rozdział Leon!
-Chcesz to tak wszystko zostawić? To co było pomiędzy nami?
-Co było pomiędzy nami? To raczej ty mnie nie kochałeś!
-Kochałem, kocham i będę kochać!
-Leon nie oszukuj samego siebie wiem, że nigdy nie pokochałbyś "oszustki".
-Nie rozumiesz, że ja to powiedziałem z przypływu emocji?]
-A musiałeś to powiedzieć? Nie wiem mogłeś zawsze rozwalić ten wazon co tam stoi, ale nie ranić kogoś!-Violetta pokazała palcem na wazon z kwiatami.
-O ten.?
Leon podniósł wazon i roztrzaskał go na kawałki.
-Co ty robisz?
-Powiedziałaś, że mogłem rozbić ten wazon, więc to zrobiłem.
-Ty jesteś głupi?
-Tak głupi jestem, jestem debilem, frajerem, ciotom, że tak do Ciebie powiedziałem.!-Podniósł głos.
-Tak czyli jak?
-Że jesteś oszustką, że Cię nie kochałem..
-A kochałeś mnie na prawdę.?
-Tak cholernie Cię kochałem, dniami i nocami nie rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział pisałam na informatyce. :D Proszę zostaw kom. :* Bo nie wiem czy ktoś w ogóle czyta. :(

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 10:Nie chcę Cię znać!

-Ona żyje, ona nie może umrzeć nie rozumiesz?-zaczął płakać Leon.
-Leon! Pogódź się z tym.! Muszę zadzwonić po karetkę,żeby zrobili badania, obdukcję z jakiego powodu. Przykro mi Leon.-Powiedział Marco.
-Przepraszam Violetto, przepraszam.-Leon trzymał Violettę i przytulał jej ciało do siebie.
Po 10 minutach karetka już przyjechała. Zabrali Violettę, gdy dojechali do szpitala od razu wzięli ją na obdukcję. Leon wszedł z nimi, chciał być przy Violettcie ostatni raz. Gdy zrobili badania okazało się, że Violetta była chora na białaczkę, gdyby wiedzieli to wcześniej, wyleczyli by ją. Zasuwali jej ciało w specjalny worek, zostawili go z Violettą w środku, mieli już wychodzić Leon zauważył, że coś w kształcie podobnym do ręki rusza się w worku. Od razu do niego podbiegł i otworzył, bynajmniej wydawało mu się, przecież nie widział na oczy dokładnie. Wtedy Violetta otworzyła oczy i zobaczyła, że leon stoi przed nią i jest w dziwnym miejscu, wystraszyła się.
-Gdzie ja jestem? Dlaczego ja jestem naga? Leon ty...
-Violetta ty żyjesz? Violetta...!- zaczął się cieszyć jak dziecko
Marco,Marco, Violetta żyje.!-Wybiegł na korytarz i zaczął krzyczeć.
Violetta szybko wyszła z worka, i zauważyła na krześle szlafrok, szybko go ubrała.
-Dlaczego miałabym nie żyć? Może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego ja leżę wśród tych trupów.-Zaczęła wypytywać.
Leon do niej podbiegł i z całej siły ją przytulił. Violetta bardzo potrzebowała przytulenia a szczególnie Leona, jednak nie mogła, za bardzo ją zranił. Nie wiedziała dlaczego z nią zerwał. Czuła jakby cały świat się zawalił.
Szatynka na prawdę się zakochała.
-Leon ja nie mogę.. ja nie... dlaczego ja tu jestem co mi się stało?
-Violetto, ty zemdlałaś ponownie, myśleliśmy, że nie żyjesz. Lekarze zrobili ci obdukcję i stwierdzili zgon. Nawet nie wiesz jak ja się o Ciebie martwiłem. Myślałem, że Cię straciłem..
-Leon, jeszcze 2 godziny temu mówiłeś, że nie chcesz ze mną być.!-Zaczęła płakać.
-Violu posłuchaj, ja nie chciałem żeby było Ci ciężko..Bo ja
Nie zdążył dokończyć w tym momencie wbiegł Marco.
-Violetta? To nie możliwe... Przecież ty nie żyłaś.?!
-Mówiłem Ci że ona żyje!
-Jak to możliwe? Każdy stwierdził u ciebie zgon.
-Ona tylko zemdlała..
Violetta wtrąciła się w rozmowę.
-Mógłby mi ktoś powiedzieć jaki jest tego powód.. Czy wiecie co mi jest?
-Tak Violetto chorujesz na b.-Nie zdążył dokończyć Marco, Leon go uszczypnął.
-Nie, są podejrzenia co do udaru, ale nie jesteśmy pewni.
-Aha..
Marco spojrzał się z pretensją na Leona, ale już wiedział o co chodzi, nie chciał martwić Violetty.
-Kiedy będę mogła wyjść z tego szpitala.? Nie chcę tu być.-Powiedziała stanowczo.
-Musimy jeszcze zrobić dokładne badania, a na razie wróć do sali.
Violetta wyszła a Marco podszedł do szatyna i wyją mały kijek, następnie go rozłożył.
-Leon to dla Ciebie.
-Marco przecież ja nic nie widzę, co ty trzymasz w ręku.
-Właśnie, ten kij pomoże Ci w chodzeniu będziesz mógł poruszać się bezpiecznie.
-Bez przesady aż taki ślepy nie jestem.
Oburzony Leon kierował się w stronę drzwi, zamiast przez nie przejść uderzył się o futrynę.  :D
I upadł.
-Ałaa.!-Krzyknął.
-Mówiłem.-Uśmiechną się Marco.
-Nie śmiej się!-Leon podszedł do Marco i zabrał mu laseczkę.
Następnie z trudem dotykając wszystko laską doszedł do sali w której jest i on i Violetta.
-Violu posłuchaj..
-Nie chcę Cię słuchać Leon.!-Odwróciła się w drugą stronę.
-Proszę wysłuchaj mnie..
Odwróciła się i zobaczyła stojącego z laską Leona.
-Po co Ci to?
-Co ?
-No to!
-Co?
-To co trzymasz w ręku!
-Ale ja nic nie.. A o to chodzi... Właśnie na ten temat chciałem z tobą porozmawiać.
Usiadł koło Violetty.
-Ja, ja Cię bardzo kocham, tylko..
-Gdybyś mnie kochał nie zrywał byś ze mną!
-Ale, ja nie.. Ja nie widzę Violu, nie wiadomo czy odzyskam wzrok, lekarze jedni mówią że tak a drudzy, że nie ma szans. Ja nie chciałem sprawiać Ci trudu.. Nikt nie chciałby być z "ślepym"-Zaczął się tłumaczyć.
-Nie wierzę..Nie wierzę! Nie wierzę Leon, że tak pomyślałeś.. Ja nie jestem taka.. Nie rozumiesz? Przecież ja we wszystkim bym Ci pomogła. Przecież robi się wszystko dla osoby którą się na prawdę kocha!-Łzy ponownie spłynęły jej po oczach.
-Nadal mnie kochasz, po tym wszystkim co Ci zrobiłem?-Spytał.
-Ja Cię koch..nie nie kocham  Cię! Nie chcę być z człowiekiem który mi nie ufa..-Powiedziała z bólem, nie mogła pozwolić na to żeby po raz kolejny ktoś ją ranił.
-Wiedziałem... Ja tez bym nie chciał być z ślepym człowiekiem.-Zabolały go te słowa, stracił osobę która go kochała przez własną głupotę, nie do końca przez własną głupotę..
-Przecież wiesz, że nie o to chodzi!
-To o co do cholery chodzi? Powiedz mi prosto w twarz, że mnie nie kochasz, nie kochałaś i nie będziesz kochała oszustko!- Sam był zszokowany tym co powiedział.. nie opamiętał się.
Violetta poczuła jakby ktoś wbił jej nuż w plecy.
-Tak masz rację, że to co się działo między nami nie było prawdziwe. Zawsze Cię oszukiwałam mówiąc że cię kocham wiesz? NIe wierzę Leon że tak mówisz! Ja Cię kochałam rozumiesz, cholernie cię kochałam! Ale już nie ma tego co było pomiędzy nami. NIe na widzę Cię Leon.. NIe przepraszaj, nie wydzwaniaj.. nic nie rób. NIe chcę Cię znać.!-Wybiegła z płaczem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ojej, sorka. :/

Rozdział 9:Nie chcę żaby Cierpiała.

-Ale Marco.. Jak to.. Ja muszę..-Powiedział zszokowany.
-Leon bardzo mi przykro, ściągamy specjalistów, żeby ci pomogli, zrobimy wszystko co w naszej mocy.
-NIe! Ja nie mogę być ślepy.! Nie rozumiesz?! Ja nie mogę, ja nie chce.!
-Przykro mi Leon, bądźmy dobrej myśli.
Marco odszedł do swojego gabinetu, Leon usiadł na korytarzu na krześle, złapał się za głowę, setki myśli chodziło po jego głowie.
-Violetta..-myślał.
Ona nie może, ja nie chcę żeby...
W stał i zobaczył przebudzającą się Violettę.
-Violu muszę Ci coś powiedzieć..-Załamał się jego głos.
-Słucham Leon. Coś nie tak?-Spytała.
-Ty, to znaczy ja, my... nie możemy być ze sobą.-Powiedział smutny.
-Leon ale jak to? Dlaczego?-Wstała zszokowana, i łzy zaczęły lecieć jej po oczach.
-Ja nie chcę z tobą być, nie mogę, wybacz mi.-Zwiesił głowę w dół.
-Rozumiem, że znudziłam się już tobie tak? Nie wiedziałam, że taki jesteś Leon pomyliłam się co do Ciebie. Myślałam, że mnie kochasz, że jesteś inny.-Zaczęła  krzyczeć.
Zerwała kabelek podłączony do motylka w żyle, wzięła swoją torebkę i wyszła.
-Violu, to nie tak ja po prostu nie chcę..-NIe dokończył zdania.
-Nie na widzę Cie.!-Wybiegła z płaczem.
Gdy wyszła ze szpitala, złapała szybko taksówkę. I pojechała nią do domu. Jechała 20 min. Weszła do swojego mieszkania, rzuciła torebkę na sofę zdjęła buty i zaczeła strasznie płakać.
-Dlaczego? Dlaczego na powiedz mi?-Mówiła do siebie.
W pewnej chwili zadzwonił jej telefon, spojrzała na niego, dzwoni Leon. Odrzuciła. Ponownie dzwonił, ie chciała z nim rozmawiać, dzwonił i dzwonił.

*Leon siedział na krześle i wydzwaniał cały czas do Violetty.Podszedł do niego Marco.
-Leon? Dlaczego widziałem jak Violetta wybiegła ze szpitala co sie stało?
-Ja nie mogłem, nie chciałem żeby ona przeze mnie cierpiała. NIe chciałem żeby żyła z ślepym "Leonem".
Byłoby jej trudno.-Łza słynęła po jego oku.
-Leon coś ty narobił? Chciałeś żeby nie cierpiała a właśnie cierpi! Dlaczego to zrobiłeś? Skonsultowałem się z okulistą i powiedział, że  to przejdzie za jakieś dwa dni, po prostu oczy miały coś naruszonego. Leon ty będziesz widział!-Krzyknął
-Boże co ja narobiłem? Jaki ja jestem głupi! Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu.!-Złapał się za głowę.
Ponownie zadzwonił do Violetty, ona odebrała:
-Violu posłuchaj zrobiłem to bo nie chciałem żebyś cierpiała!-Tłumaczył się.
-Nie chciałeś żebym cierpiała? Wybacz mi Leon, ale właśnie to robię "cierpię" nie rozumiesz?
Z jakiego powodu to zrobiłeś? Powiedz mi...Znudziłam się po prostu tobie i tyle. Zraniłeś mnie, nie chcę Cię zna...-Violetta nie dokończyła upuściła telefon i ponownie zemdlała.
-Violetta posłuchaj mnie... Violetta? Violetta jesteś tam?- Nie odpowiadała.
*-Marco Violettcie coś jest!
-Ale jak to co?
-Podejrzewam u niej białaczkę, ponownie zemdlała jest z nią coraz gorzej... TRZEBA DO NIEJ JECHAĆ SZYBKO!
Leon i Marco pojechali szybko do Violetty. Leon walił w drzwi ta mu nie otwierała, przecież nie mogła.
Leon chwycił za klamkę i otworzył drzwi zobaczył leżącą w kuchni Violettę. Podbiegł do niej.
-Violetta! Violetta kochanie!-Krzyczał i płakał, już nie dawał sobie rady.
Marco szybko podaj mi sertomiscolozję. (wymyślony lek)/
Marco podał lekarstwo dla Leona, ten jakimś cudem wstrzyknął go Violettcie.
-Leon on już nie..
-nie mów tak! Violetta! Proszę, błagam.
Sądzili że jest już zapóźno.
-Violetta nie żyje-Powiedział Marco
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leonetty na razie nie ma. :( Sorka. :*

Rozdział 8:Co jest nie tak z jego wzrokiem?

Leon pocałował namiętnie Violettę, ona odwzajemniła pocałunek.
-Leon zabieramy cię na badania.
-Ale nic mi nie jest, dobrze się czuję.-Kiwnął przecząco głową.
-Wstrząs mózgu to nic?Wiesz, że jestem twoim przyjacielem i muszę o ciebie dbać.
-Dobrze Marco no dobrze.
Leon usiadł na wózek inwalidzki, bo miał problem z nogą i pojechał na badanie rentgena.
Violetta zatrzymała Marco i powiedziała:
-Wiem, że jesteś przyjacielem Leona. Powiedz mi ma coś uszkodzonego, w jakim jest stanie. Mówił do mnie z wielkim trudem.-Przetarła łzę spływającą po policzku.
-Masz na imię Violetta tak? Leon mi o tobie dużo mówił. Miał rację, że jesteś sympatyczna.-Uśmiechnął się
Jest trochę w ciężkim stanie, ma uraz głowy, zrobimy wszystko żeby z tego wyszedł. A teraz usiądź i poczekaj aż wróci z rentgena.
-Dziękuję.-Uśmiechnęła się.
Castillo usiadła na łóżku i czekała na Leona. W pewnym momencie do sali wbiegł Marco i zdyszany powiedział, że Leon musi przejść ciężką operację i w mgnieniu oka zniknął.
-Ale jak to?-violetta wybiegła z sali, nagle poczuła ciężki ból głowy, upadła na korytarz. Pędem podbiegł do niej pielęgniarki i zauważyły, że ona się nie rusza, myślały, że to przez to, że jest już strasznie zmęczona, jednak zemdlała. Leon wiedział, co jest Violettcie, był przygotowany na to. Gdy mieli jechać już na operację Verdas usłyszał :
-Castillo! Zemdlała, nie rusza się.-krzyknęła jedna z pielęgniarek.
Leon zerwał się z łóżka i zaczął biec w stronę leżącej szatynki. Praktycznie nic nie widział na oczy miał wszystko rozmazane. Uklęknął przed nią i zaczął krzyczeć do pielęgniarek.
-Proszę szybko podać mi Plorofisycyzne. Szybko.!-Zaczął gładzić Violettę po policzku. (lek wymyśliłam)
-Leon.!- Krzyczał i jednocześnie biegł do klęczącego szatyna Marco.
Co ty wyrab...Violetta.!-Nie dokończył zdania.
-Marco proszę pomóż mi, nic nie widzę wstrzyknij Violettcie to w żyłę.!-Popędzał go.
-ale to lek na białaczkę.!?
-Nie gadaj tylko wstrzykuj.!
Violetta zaczęła otwierać powoli oczy..
-Pani Jadziu proszę szybko zanieść Violettę do sali w której mnie tu przywieziono.-Powiedział do jednej z pielęgniarek
W tym czasie wziął Violettę i położył ją na łóżko, pocałował w czoło i szepnął o jej ucha:
-NIe przejmuj się mną, pielęgniarki się tobą zajmą, kocham cię..
-Ale Leo..-Nie dokończyła zdania, wszystko ją bolało, ponownie na jej ciele widniały siniaki.
Leon wrócił na łóżko i zawieźli go na salę operacyjną. Violetta powoli wracała do siebie, czuła się trochę lepiej. Czekała na szatyna około 5-6 godzin. Marco przywiózł Verdasa po operacji na salę w której była Violetta.
Usiadła i patrzyła na bruneta pytającym wzrokiem.
-Co mu jest? Dlaczego musiał mieć operację?-Zaczęła go pytać
-Miał wstrząs  mózgu i krwiaka na nim, na szczęście nie było to poważne. Obawiam się co do jego wzroku.
Usiadła koło jeszcze niewybudzonego leona i gładziła go po twarzy.
-Co jest nie tak z jego wzrokiem.?
-Gdy upadłaś, leon biegł do ciebie nie widział nic, miał wszystko rozmazane, kazał mi wstrzyknąć Ci lek bo on nie widział. Gdy robiliśmy mu prześwietlenie widzieliśmy u niego naruszony narząd oczny.
-Będzie widział?
-Tego jeszcze nie wiadomo. Muszę sporządzić listę pacjenta w tym przypadku Leona, więc ja już pójdę.
-Dziękuję Marco.-Uśmiechnęła się.
-Nie ma sprawy.-Odwzajemnił uśmiech.
Castillo cały czas siedziała przy Leonie. Bolały ją plecy, więc wpadła na pomysł! Przysunęła swoje łóżko do łóżka szatyna i tak powstało dwu osobowe łóżko. :D Chciała być przy nim cały czas więc przytuliła się do niego i zasnęła. Gdy szatyn się obudził zobaczył wtuloną postać do niego,chyba Violettę, uśmiechną się do siebie. Tarł i tarł oczy, lecz nic nie widział wszystko rozmazane, nie wiedział co mu jest. Był wystraszony, myślał, że nie zobaczy już dokładnie na swoje oczy ukochanej.Wstał po cichu i podszedł powoli opierając się o ścianę do drzwi. Zauważył przechodzącego przez korytarz mężczyznę z czarnymi kudłami. :D Od razu rozpoznał te sterczące włosy.
-Marco.!-Krzyknął nie mylił się to właśnie był on.
-Leon?! Czemu wstałeś? Widzisz już?-Spytał podchodząc do szatyna.
-Nie nic nie widzę co mi jest?
-Obawiam się Leon, że już nigdy nie spojrzysz dobrze na oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ojej, ślepy Leonek..Nie.! Niestety.! :C Szkoda, przepraszam, nie zabijcie mnie. :D Kocham was<3

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 7:Proszę zostań.

Leon przez tą całą drogę, czuł jakby ktoś go śledził. NIe przejmował się tym, sądził, że każdy może iść o tej porze w jakieś miejsce .
-Właśnie idzie w stronę domu, śledzę go.-Powiedział tajemniczy facet, który cały czas szedł za Leonem,rozmawiając przez komórkę.
-Dobrze, i tego się trzymajmy, bądź ostrożny Maxi, pamiętaj o naszym planie!.-Powiedział facet rozmawiający z chłopakiem.
-Dobrze szefie.
"Maxi" podbiegł do Leona i spytał.:
-Nie masz dziewczyny, prawda?
-Tak mam, a o co chodzi?-Spytał zdziwiony.
-A to szkoda, bo nie byłaby zadowolona gdybym robi to twojej buźce.
Chłopak nagle zaczął bić Leona po twarzy szarpał go, kopał, szatyn stracił przytomność, był praktycznie cały w krwi. Maxi uciekł z miejsca zdarzenia, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Verdas stracił przytomność było bardzo ciemno i późno. Violetta nie mogła zasnąć, więc zadzwoniła do Leona. Cały czas dzwoniła i dzwoniła ale nie mogła się dodzwonić do niego. Czuła, że coś mu się stało. Ubrała się,wzięła torebkę i telefon. Cały czas próbowała dzwonić lecz na marne. Szła do jego domu, było strasznie ciemno, nic nie było widać. Doszła do jego domu i przed bramą zauważyła jakiegoś leżącego człowieka. Z początku bała się do nie go podejść, myślała, że to jakiś pijak, bezdomny. W pewnym momencie zauważyła, wystający telefon z kurtki tego człowieka. Wyglądał jak ten sam model telefonu szatyna, zobaczyła, że na nim widać 20 nieodebranych połączeń od niej. W tym momencie zdała sobie sprawę, że patrzyła na leżącego Leona 20 min i mu nie pomogła. Podbiegła do niego, złapała go za głowę i na jej rękach spływała krew. Zaczęła płakać i krzyczeć.:
-Leon, leon ocknij się! - wrzeszczała cała zapłakana.
Czuła jakby straciła wszystko co było jej najważniejsze. Cały czas płakała nad nim.
-Pomocy proszę, pomóżcie.!-Łkała
Próbowała wszystko zrobić by mu pomóc. Zadzwoniła na pogotowie i wybrała numer, ale ono nie przyjeżdżało. Przestała czuć tętno Leona, była załamana, strasznie go kochała i nie chciała żeby coś mu się stało.
Słyszała czyjeś kroki, myślała, że ktoś jej chciał pomóc, jednak się myliła.
-Witaj misiaczku.-Powiedział facet i zaśmiał się pod nosem.
Szatynka od razu rozpoznała głos swojego byłego. Spojrzała się w jego stronę.
- To ty mu to zrobiłeś! Diego dlaczego? Jak mogłeś to zrobić. Zabiję Cię.!-Zaczęła jeszcze bardziej płakać.
Podeszła do niego i zaczęła go szarpać.
-Ja nie mogę Cię mieć, to on też nie.
- Nienawidzę Cię.
-Violu kochanie spokojnie, jeszcze zmarszczki Ci się zrobią.-zaczął się śmiać
-Nie mów na mnie Violu, ani kochanie.! Odejdź ode mnie .! Chrzań się debiliu.!-Zaczęła go wyzywać.
-No no nie tak ostro.-Powiedział
W pewnym momencie przyciągną do siebie Violettę i zaczął ją całować po szyi.Karetka nadal nie przyjechała.
-Zostaw mnie.! Diego puść.!-Błagała go.
-Nie, nie.. Nigdy Cię nie puszę .
Violetta dała mu z liścia w twarz. Ten uderzył szatynkę w głowę. Zaczęła płakać.
Nagle Leon powoli otwierał oczy, nie wiedział jaki chłopak stoi przed nim, ale widział jak przysuwał się do szatynki i zaczął się do niej dobierać, próbowała się wyrwać ale nie była taka silna. Widział, że tego nie chciała. W niespodziewanym momencie wstał i tym razem on uderzył Diego. Leon w ostatkach swoich sił razem z Diego zaczęli się bić. Szatyn był w coraz gorszym stanie, Diego powoli odpuszczał.
-Leon proszę przestań.! Diego uspokój się.!-Łapała się za głowę załamana i płacząca Violetta.
Vedas już nie miał sił. Powoli zaczął opadać w dół. Violetta z całej siły walnęła Diego w głowę zauważyła, że on ma już dość i uciekł.
-Leon, leon kochanie. Proszę nie zamykaj oczu.Proszę.
Violetta usiadła i  zaczęła przytulać zakrwawionego szatyna.
-Chcę żebyś wiedziała, że nigdy Cię nie przestanę kochać Violu, nig..-Załamał się jego głos, już nic nie powiedział, był w stanie krytycznym.
W końcu szatynka usłyszała odgłos karetki. Wybiegła cała w krwi Leona na róg ulicy i zaczęła krzyczeć żeby ją zauważyli. Podjechali do Leona i wsadzili go do karetki.
-Pani Verdas, proszę wsiąść z nami.
Lekarze wiedzieli, że Verdas i Castillo są parą. Violetta jednak była zszokowana gdy usłyszała "Pani Verdas". Ale teraz najważniejsze było zdrowie ukochanego. Wysiedli z karetki pędem zawieźli leona na OIOM. Kazali poczekać Violettcie na wiadomość o zdrowiu Leona. Słyszała jak mówili, ze nia ma szans na przeżycie. Gdy wreszcie to do niej dotarło, wbiegła do sali gdzie leżał szatyn i zaczęła przed nim klęczeć i płakać. Złapała jego rękę i mówiła.:
-Leon kocham Cię, nie kochałam nikogo innego tak bardzo jak Ciebie. Proszę nie odchodź jesteś moim całym światem. Proszę zostań.
Gdy Castillo mówiła te słowa, w pewnej chwili Leon ścisnął rękę Violetty i powiedział:
-Ty również jesteś moim całym światem księżniczko.
Szatynka popatrzyła na Leona i rzuciła mu się na szyję zaczęła płakać na ramieniu i ścisnęła go mocno.
Verdas zrozumiał, że musi żyć dla swojej ukochanej, nie mógł się poddać, zrobiłby wszystko by Violetta była szczęśliwa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
O jejku, jak pisałam ten rozdział to sama się popłakałam. :'( Biedny Leoś.<3

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 6:Jesteś moim światem.

Gdy oderwali się od siebie, stykali się czołem. Leon szepnął czułe słowa do ucha Violetty.:
-Jesteś najwspanialszą kobietą jaką kolwiek w życiu poznałem, kocham cię od pierwszego wejrzenia, żałuję, że sprawiłem Ci przykrość. Jesteś moim światem Violetto, Kocham Cię, i niech tak zostanie.
Violetta rumieniła się cały czas, przy swoim ukochanym czuła, że jest bezpieczna, całował ją pieścił jej dłonie, przytulał. Siedzieli tam do bardzo późna. Violetta leżała wtulona w Leona i oglądali razem gwiazdy.
-Leoś zobacz jaka piękna gwiazda,! -Pokazała palcem.
-Leoś? Ja jestem twym Leosiem?-Uśmiechnął się.
-Mmmm...Tak.
-Czy jesteś tego pewna?
-Tak.
-W 100%?
-Tak.
-A nadal nim będę jak zrobię to .?
-Leon co co ty..
Leon ochlapał Violettę wodą z jeziora.
-Leon.! Ughh.! Jestem cała mokra.!-Krzyknęła.
-Oj już nie marudź.
Opatulił siebie i Violettę kocem. I pocałował ją w czoło. Siedzieli, i rozmawiali ze sobą.
Violetta zaczęła nucić jakąś piosenkę, która wpadła Leonowi w ucho.
-Co to za piosenka?-Spytał.
-Moja piosenka, nie dokończyłam jej, nie wiem jaki mogę dopisać tekst.-Powiedziała
-Hmm..Widzisz tamtego pana?-Wskazał palcem. <nie dobry nie można palcem pokazywać na innych.> :)
-Tak ten z gitarą, co śpi na ławce?
-Owszem, poczekaj.
Leon podszedł do ławki, wziął gitarę po cichu i wrócił na miejsce.
-Zanuć mi ją proszę.
Violetta zanuciła piosenkę , i leon zagrał kawałek jej na gitarze.
-Wow, Leon nie wiedziałam, że umiesz grać.
-Teraz już wiesz. :)
Leon i Violetta dokończyli tą piosenkę razem.
Słowa leciały tak:

Tanto tiempo caminando junto a ti 
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.

Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro


Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.

Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es

Amor

En tus ojos veo el mundo de color.
En tus brazos descubrí yo el amor.
Vera en mi ella lo mismo?
Querrá el estar conmigo?
Dime que tu lates por mi también 

Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro

Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.

Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento 
Eres todo para mi


Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es

Amor
Od teraz to była ich piosenka. Obydwoje się zebrali. Leon odprowadził Vilu do domu.
-Nie wejdziesz?-spytałą.
-NIe, kochana ja już pójdę, jest późno.
-No dobrze.
-Dobranoc księżniczko. :*
-dobranoc księciu.
Złączyli swoje usta pocałunkiem. Leon wyszedł z domu i przez całą drogę myślał o Violettcie.
Szatynka nie mogła zasnąć, cały czas widziała twarz Leona uśmiechającą się do niego. I szeptającą czułe słowa.♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta dam.! 5 rozdział. :) Fajny? Proszę o komy. ;* -Wika.<3