Zauważyłem przepiękną biżuterię. Był to pierścionek w małym czerwonym pudełeczku. Spojrzałem na niego. Był piękny, tak jak moja ukochana. Od razu wiedziałem, że jej się spodoba.
-Marco, jędzo chodź tutaj!- Zawołałem go.
-Ale wy wszyscy mnie kochacie. -Zrobił jakąś dziwną minę.
-Zobacz ładny pierścionek?
-Na twój palec chyba za mały.- Zaczął się śmiać.
Więc walnąłem go w łepetynę.
-Ałaa!
-Life is brutal.-Odpowiedziałem mu.
Ładny czy nie?
-Tak jest ładny, a co?
-Nic, nic.
-Mi możesz powiedzieć.
-Dowiesz się w swoim czasie.
Podszedłem do kasy i wskazałem na ten pierścionek. Kosztował on około 2 tysięcy złotych. Bardzo mi się podobał, byłem dobrej myśli, że spodoba się mojej przyszłej narzeczonej. Na samą myśl o tym na twarzy pojawił mi się uśmiech. Stworzę wspaniałą rodzinę, już wkrótce.
Pożegnałem się z Marco, i wróciłem do domu. Ujrzałem Violettę jedzącą truskawki z bitą śmietaną. Ja również miałem ochotę. Nie na truskawki a na Violettę. :D Pierścionek szybko schowałem do kieszeni w spodniach.Usiadłem koło niej na kanapie i zacząłem bawić się jej włosami.
-Gdzie tyle czasu byłeś?
-Nie było mnie 45 minut.
-To za dużo.
-A co stęskniłaś się?-Zaczął zabawnie unosić brwi.
-Tak i to bardzo.-Pocałowała mnie w policzek.
-To chodź spędzę dzisiaj z tobą czas.
-Gdzie idziemy?
-Tam gdzie nas nogi poniosą.
Wyszliśmy z domku i kierowaliśmy się w stronę, jeziora i wielkiej polany.Trzymaliśmy się za rękę i gadaliśmy o głupotach. :D Właśnie tam chciałem ją zabrać. Doszliśmy spacerkiem w jakieś 20 minut. Usiedliśmy na polanie, pełnej kwiatów. Wyglądało to bajecznie. Zaczęliśmy się wygłupiać. Czułem, że dla niej mogę zrobić wszystko, że przy niej jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. W pewnym momencie zacząłem, śpiewać refren naszej piosenki.:"Nuestro Camino".
W jej połowie uklęknąłem przed nią, i specjalnie zamiast pierścionka wyjąłem coś innego.
-Violetto Castillo, już od dłuższego czasu chciałem CI to powiedzieć, jednak nie wiedziałem jak..
-Leon..
-Nadal nie oddałaś mi pieniędzy za koszulę która musiałem zanieść do pralni.!
-Leon, ja myślałam, że.- Posmutniała jej mina, aż mi się szkoda jej zrobiło.
-Tak naprawdę..-Wyjąłem małe pudełeczko ze spodni i otworzyłem je.
Violetto Castillo, jesteś jedyną istotą dzięki której chcę żyć, kocham Cię nad życie, wiele bym oddał, żebym był zawsze i wszędzie tylko z tobą. Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i została moją żoną?
Z jej oczu zaczęły lecieć łzy, nie wiedziała co powiedzieć. Rzuciła mi się na szyję i szepnęła do ucha: tak, Leon, zawsze i wszędzie. Wziąłem ją na ręce i zacząłem się z nią kręcić. Był to 2 najwspanialszy mój dzień, 1 była wiadomość o dziecku a 2 o tym, że zostaniemy narzeczeństwem.
Gdy postawiłem ją na Ziemię, uklęknąłem ponownie i włożyłem pierścionek na jej palec.
-Jest śliczny.-Powiedziała.
-Tak jak ty.
Wytarłem jej łzy z policzków i złączyliśmy swoje usta w pocałunku. Jeszcze nigdy tak wspaniale się nie czułem jak dziś. Szczęście przyszło właśnie do mnie.
*Violetta*
Znowu dałam się nabrać. Myślałam, że on robi to na serio. A jednak. Jestem szczęśliwa, nie tylko z powodu tego, że oświadczył mi się lub, że mieszkamy razem. Najbardziej się cieszę się z tego powodu, że będziemy mogli stworzyć cudowną rodzinkę, że będę mogła się z nim starzeć. Było po prostu idealnie.! ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jakiś krótki mi wyszedł.O.o Ale to nic najważniejsze, że jest szczęśliwa Leonetta.<3