*Violetta*
Założyłam na siebie, moje ubrania. Koszulę szpitalną włożyłam pod poduszkę, żeby myśleli, że poszłam się przejść po szpitalu... wiem.. może i nie powinnam tego robić.. bo to nie jest dobre dla mojego organizmu.. ale muszę. Gotowa do akcji, wychyliłam głowę za drzwi, w prawo w lewo. Droga wolna! -Pomyślałam w duchu. Szybkim krokiem szłam przez korytarz, wyminęłam ochronę, i drzwi główne. Wyszłam drzwiami "awaryjnymi". Cały czas oglądając się za siebie, biegłam. Dobrze wiedziałam gdzie mam iść. Gdy byłam kawał drogi od szpitala, zwolniłam.. W pewnym momencie przypomniały mi się chwile spędzone z moimi rodzicami.. nie zapomnę ich nigdy. Powolutku doszłam na cmentarz.. kolejna rocznica śmierci moich rodziców.. jak zwykle bolesna. Doszłam do grobu rodziców.. przeszedł mnie zimny dreszcz.. nie jest to miłe uczucie... trochę śniegu, zaczyna kropić, czarne chmury.. można powiedzieć, że właśnie opisują mój nastrój.
Usiadłam na ławeczkę, pomodliłam się.. i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Jeszcze za
nim dotarłam na cmentarz, przed bramą było parę stoisk, kupiłam znicz, i bukiet kwiatów, takich jakie lubili moi rodzice..
Wyjęłam zapałki z torebki, otworzyłam pudełeczko, i otarłam patyczek, powstał płomień. Przez chwilę patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Ale zgasł.. wzięłam drugą, i zapaliłam wkład do znicza. Rękawiczką strzepałam trochę śniegu z grobu, i usiadłam ponownie na ławkę. Wiatr rozwiał moje włosy, poczułam ciepłe powietrze na mojej szyi. Obróciłam się, zobaczyłam Leona, był cały przemarznięty, nos czerwony, szczęka lekko dygocze.
-Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Przyszedłem po Ciebie.
-Nigdzie nie idę Leon, jak mnie znalazłeś?
- Wiedziałem gdzie Cię szukać, w końcu, dzisiaj kolejna rocznica śmierci twoich rodziców, pomyślałem, że jak uciekłaś ze szpitala, to jesteś na cmentarzu..
- Czego chcesz?
-Porozmawiać..
-Nie mamy o czym.
Usiadł obok mnie na ławce natomiast ja odwróciłam się do niego plecami.
-Violetta?
-Czego chcesz.?
-Chcę żebyś mnie wysłuchała.
-Ale ja nie chcę rozmawiać z osobą, którą kocham, i zaufałam a ona zrobiła mi coś takiego.
-Nadal mnie kochasz?
Odwróciłam się do niego.
-Tak Leon Nawet nie wiesz jak bardzo Cię Kocham, ale strasznie boli mnie to, że patrzyłeś mi prosto w oczy, i okłamałeś mnie. Wmawiałeś mi coś takiego, a tak na prawdę to ja sama nie wiedziałam co dzieje się z moim organizmem.
-Tak wiem.. To był straszny błąd...
-Możesz mi coś powiedzieć?
-Słucham..
- Domyślam się.. że przez mój telefon namierzyliście tamtą norę.. ale co czułeś, gdy dowiedziałeś się o tym jak Diego mnie porwał?
-Wtedy? Wtedy.. bałem się strasznie o Ciebie, że coś może Ci zrobić.. lub ponownie.... najbardziej, to miałem obawy, że mogę Cię stracić, na zawsze.
-Tak ale to przeze mnie, Diego Cię postrzelił, i no można tak powiedzieć, że umarłeś..
- Wiem, ale najważniejsze, że Cię uratowałem, nie chciałbym żyć ze świadomością, że nie mogłem Cię uratować, a tak dokładnie to was..
-Moich rodziców, już nie można było uratować..
-To był tylko wypadek samochodowy, każdemu mógłby się zdarzyć.
-Nie.. nie każdemu.. właśnie Diego, zepsuł samochód moich rodziców przez niego, oni zginęli.
*Leon*
Z oczy Violetty zaczęły lecieć łzy, wiedziałem, że potrzebuje teraz kogoś. Właśnie wypadło na mnie. Przytuliłem ją do siebie, musiało być jej zimno, bo cała się trzęsła. Rozpiąłem moją kurtkę, gdy ona siedziała przytulona do mnie, częścią kurtki zasłoniłem jej plecy, pomyślałem, że może zrobi jej się cieplej. Wtuliła się jeszcze bardziej. Brakowało mi jej, bardzo. Jej pięknych oczu, gęstych włosów, całej jej. Wychyliła lekko głowę i spojrzała mi w oczy, moją rękę przetarłem jej łzę. Momentalnie odsunęła się ode mnie.
-Przepraszam.
Wstała i odeszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak o to prezentuje się 1 część ostatniego rozdziału. Przeczuwam, że części będzie ze 3, koniec historii. :/
mam pomysł na nową historię! Mam nadzieję, że się wam podobało, cześć /Wika. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz