*Violetta*
W rodzinie zastępczej było mi dobrze, problemów nie miałam.. Wręcz przeciwnie, trafiłam do rodziny która się szanuje, bardzo miła. Moją przyszywaną matką jest Angie, natomiast ojcem jest Pablo. Mają młodszą córeczkę Aurelię. Wieczorem nastawiłam budzik, dzisiaj rano obudził mnie równo o godzinie 6:30.
Wygramoliłam się z ciepłego łóżka, wstałam i założyłam moje kapciuchy. Podeszłam do szafy, wybierając przy tym strój do szkoły. Wybrałam granatową sukienkę, i czarne buty na koturnie, nie chciałam ubierać się jakoś za specjalnie, bo inni mogliby sceptycznie się do mnie nastawić. Poszłam do łazienki, i wykonałam wszystkie poranne czynności. Następnie zeszłam na dół po schodach do kuchni. Weszłam do pomieszczenia. Angie robiła właśnie kanapki z nutellą.
-Cześć Violu, jesteś głodna?
-Jak wilk.-Uśmiechnęłam się.
Po chwili przed moim nosem na stole widniały kanapki z czekoladą. Uwielbiam je. Usiadłam, i zaczęłam spożywać posiłek.
-Denerwujesz się przed dzisiejszym dniem?- spytała.
-Nie, wszystko jest okej.
-To dobrze, nie ma się czym przejmować.
Tak na prawdę, to w środku cała drżałam, nie wiedziałam jak inni zareagują jak mnie zobaczą, strasznie się boję. To będzie jakaś masakra. Spojrzałam na telefon była godzina 7:30.
-Spóźnię się!-Krzyknęłam.
Po czym chwyciłam torbę z książkami, i wyszłam z domu. Daleko do szkoły nie mam, ale wolę być wcześniej, niż spóźnić się już pierwszego dnia. Za 10 ósma, byłam już w szkole. Wyjęłam mój plan lekcji. Pierwszą miałam matematykę. Angie i Pablo kupili mi szafkę szkolną, więc resztę książek zostawiłam w szafce, a wzięłam tylko te od matematyki. Zamachnęłam się jakoś i drzwiczki od szafki, uderzyły kogoś kto stał obok mnie .
-Ałaa!-Usłyszałam krzyk.
Szybko zamknęłam szafkę, i na podłodze zobaczyłam leżącego chłopaka, zwijającego się z bólu. Wystraszyłam się. Ukucnęłam obok niego i lekko szturchnęłam go za ramię.
-Przepraszam, ja nie chciałam, to był zwykły przypadek.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, trzymał się za głowę, nieźle oberwał, miał zielone limo na czole. Super! Pierwszy dzień a ja już zdążyłam wpakować się w coś. Opuścił ręce w dół. Popatrzyłam na niego, miał piękne zielone oczy. To był chyba najprzystojniejszy facet jakiego kiedykolwiek widziałam.
-Przepraszam!-Ocknęłam się.
Podałam mu rękę, natomiast on ją chwycił i podniósł się z ziemi.
-Może trochę byś uważała co?
-To był zwykły wypadek!
- Wypadkiem mogło być to, że rodzice Cię nie wychowali.
- Wiesz akurat, nie mieli kiedy mnie wychować.
Zrobiło mi się przykro z tego powodu. Z oczu spłynęła mi łza. Powoli odeszłam stamtąd .
Słyszałam jak ktoś zaczął biec w moją stronę.
-Przepraszam, nie chciałem Cię urazić.
-Daj spokój, za późno.
Kiwnęłam ręką i poszłam pod salę lekcyjną. Wokół mnie zebrała się grupka dziewczyn.
-Cześć, Violu. To Cami, Naty, A ja jestem Fran.
-Cześć. -Uśmiechnęłam się.
-Słyszałyśmy co się stało na korytarzu..
-Mówiłam wszystkim że to był zwykły wypadek!
-Tak wiemy. Należało mu się. Zawsze go nie lubiłam, on i jego paczka uważają się za najlepszych.
-Najlepszych?
- Tak, Leon,jego paczka to cały zespół futbolu , i te jeszcze rozpuszczone cheerleaderki.
-Tak jak na nich patrzę to aż wymiotować mi się chce. -Powiedziała z obrzydzeniem Cami.
Tak w sumie to fajne są te dziewczyny. Czuję, że mogę z nimi porozmawiać, a może i zostałybyśmy przyjaciółkami?
- Ale to było najlepsze jak dostał szafką w twarz.- Wybuchły śmiechem.
Ja również do nich dołączyłam.
-Nie no dobra, zrobiłam mu krzywdę, ma wielkiego guza na czole.
-Bynajmniej ta jego pusta dziunia, może się od niego odczepi.
- Kto?
- Stephania
W tym momencie jakaś dziewczyna wepchnęła się między nas. Wyglądała na ostro wkurzoną.
- Ktoś wypowiedział moje imię? No no no.. Czyżby to nie jaka tania lumpeksiara ?
- Odezwała się pusta blondi.
-Co ty powiedziałaś?
Wokół nas zeszło się wiele ludzi. Czułam się trochę niezręcznie. Z każdą chwilą ciśnienie mi rosło.
- To co słyszałaś, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - Odwróciłam się plecami i próbowałam przejść przez tłum ludzi.
-Ojej nasza sierotka ucieka. Może tak samo jak twój ojciec, od rzeczywistości.- Zaśmiała się.
- Widzę, że nie masz własnego życia, skoro interesuje cię czyjeś.
- Odszczekaj to.
- przepraszam, ale ja psem nie jestem. Nie to co ty.
- Śmiesz mnie obrażać? Pożałujesz!
- Wybacz ale swoją karę już dostałam, muszę na Ciebie patrzeć.
Każdy wokół zaczął klaskać, nie wytrzymałam. Musiałam stamtąd wyjść. Ochłonęłam trochę. Następnie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy weszli do sali. I zajęli miejsca, jedyna ja nie wiedziałam gdzie mam usiąść.
- O właśnie, póki jeszcze nie usiadłaś muszę Cię przedstawić. -Powiedział pan od matematyki. - Słuchajcie, to jest Violetta Castillo, będzie chodziła do nas do szkoły, mam nadzieję, że wprowadzicie ją w otoczenie. A teraz Violetto usiądź na miejsce.
Fran siedziała z Cami, Naty z Ludmiłą. Zostało mi tylko jedno miejsce. Szlak! Tylko miejsce koło tego typa było wolne.
Niepewnie usiadłam i wyjęłam książki na ławkę. Co chwilę, Leon mi się przyglądał. O ile dobrze pamiętam, chyba Leon miał na imię.
-Dlaczego cały czas się na mnie patrzysz?
-A co nie mogę?
-Nie nie możesz.
- Dobrze, dobrze już nie będę. Bo znowu oberwę.
Zaczęłam się śmiać.
-Przecież to nie było celowo!
-Tak wiem. Przepraszam za to co powiedziałem.
-Było minęło. -kiwnęłam ręką.
- Śmiesznie wyglądasz jak się denerwujesz.
- Chcesz dostać mocniej?
-Nie nie nie! -Uniósł ręce w geście obronnym.
Wybuchłam śmiechem, on dołączył do mnie.
-Violetta! Leon! Do dyrektora.
-Co ale..
-W tej chwili!- wskazał na drzwi.
Wzięłam torbę i razem z moim nowym "koleżką" opuściliśmy salę lekcyjną.
- Jakaż ty zła.. boję się Ciebie.
- I prawidłowo.- uśmiechnęłam się.- Którędy do dyrektora?- spytałam.
- Nigdzie nie musimy iść.
-Jak to?
-Ja pogadam z dyrektorem i wszystko załatwione. Ma się ten przekonywujący urok osobisty.
- Tak to prawda.
-Co?
-Nic, nic..
-Okej..
Boże co ja robię! Znam kolesia niecałą godzinę a przyznaję mu rację że ma w sobie ten urok..
No cóż, to była głupota.. przecież ja wcale tak nie myślę.. Pff..
-To co mamy teraz zrobić? Skoro do dyrektora nie idziemy?
- Chodźmy na wagary.
- Na wagary?
- Tak.. - powoli zaczął iść przed siebie.
-Gdzie ty idziesz?
-Do pielęgniarki.
-Po co?
-Zobaczysz!-Krzyknął.
Po pięciu minutach się zjawił z jakąś kartką.
-Po co ty poszedłeś?
-Po zwolnienie.
-Aha..ale..
-Powiedziałem, że jak dostałem w głowę, to źle się czuję, a ty odprowadzisz mnie do domu. Masz to kartka dla Ciebie jakby rodzice się czepiali. Tu masz usprawiedliwienie, dlaczego nie będzie Cię na lekcjach.
- Zwariowałeś?
- Hm.. Nie.
- Chyba jednak tak. Jak Ci się to udało?
- Mówiłem to ten mój urok. - Puścił mi oczko.
On ma takie ładne oczy... To znaczy takie zwykłe no.. bo ten.. takie tam zwyczajne...co ja gadam..
-Więc możemy tak normalnie wyjść?
-No a jak? Nie normalnie?
-Nie wiem..
-Chodźmy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak pierwszy rozdział nowej historii, a Viola już się wpakowała w tarapaty. Jutro chyba nowy rozdział.
Mam nadzieję że się podobał. Papatki Wika <3
poniedziałek, 30 czerwca 2014
niedziela, 29 czerwca 2014
Prolog.
Z pozoru, mała cicha myszka, za taką biorą mnie ludzie. Czy ja wiem? Ludzie znają lepiej mnie, niż ja samą siebie? Nie zrozumiem tego nigdy. Moje życie? Co mogę o nim powiedzieć? Sama, już dawno straciłam sens życia. Gdy byłam mała.. moja mama.. zmarła.. miała raka mózgu.. Ojciec po śmierci mamy, zaczął pić, nie interesował się mną. W jego głowie było tylko uczucie głodu alkoholowego. Ja byłam nie ważna..
Któregoś dnia, zabrała mnie opieka społeczna. Trafiłam do domu dziecka, od tamtej pory, już go nigdy nie widziałam.. Byłam samotna, nie miałam nikogo.. Każdy uważał mnie za dziecko skrzywdzone przez los. Ale przecież to nie ode mnie zależało.. Bardzo brakuje mi mamy, jej ciepłego uścisku. Zawsze powtarzała mi te słowa:
" To człowiek człowiekowi,
najbardziej potrzebny jest do szczęścia."
Chciałabym żeby było tak jak dawniej, wszyscy razem. Niestety już nigdy tak nie będzie. Trafiłam do rodziny zastępczej, jutro, jest mój pierwszy dzień w nowej szkole.. już wiem, że to będzie istne piekło...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludzie ludzie to właśnie jest mój proglog, krótki, wiem to przez jedną moją wariatkę. <3
Ola i nasz kochany tłumacz google. Pozdrawiam. :D <3
Ps. Rozdział prawdopodobnie jutro. :) /Wika ;3
środa, 25 czerwca 2014
Epilog "Finał". :)
*Violetta*
Wspaniałym uczuciem jest móc być przy kimś kogo się kocha. Czuć woń jego perfum, tulić się do niego.
Miłość, właściwie co to jest? Nikt nie potrafi tego wyjaśnić, nie ma takich słów.
Odeszłam.. w sumie to nie wiem dlaczego.. ale nie chciałam się do czegoś za daleko posunąć.. może to był błąd? Może powinnam postąpić inaczej? Czasu cofnąć nie można.. a wiele bym dała by to zrobić..
Chciałabym być kiedyś szczęśliwa, ale przecież.. byłoby to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
Ukłucie w sercu, jakbym ukuła się wrzecionem, tylko w serce. Dziwne prawda?
*Leon*
To dla mnie trudne.. walczę o nią jak tylko mogę.. ale.. ona nie chce.. chociaż przez chwilę mogłem poczuć jej dotyk.
-Violetta, poczekaj!-krzyknąłem i pobiegłem za nią .-Co się stało?-Spytałem.
- Przepraszam Leon, nie powinnam.-spuściła głowę w dół.
-Ale co takiego zrobiłaś? Nie rozumiem..
-Przytuliłam się do Ciebie.- na jej policzkach pokazały się rumieńce.
W tym momencie wybuchłem śmiechem.
-Leon, nie bądź taki, to nic śmiesznego.
-Przepraszam ale, nie mogłem się powstrzymać. Przecież nie zrobiłaś nic złego, nikomu mały przytulas jeszcze nie zaszkodził.-Uśmiechnąłem się.
-W sumie prawda- Wzruszyła ramionami.
-Gdzie zamierzasz iść?-spytałem
-Na pewno nie wrócę do szpitala, mam dosyć pielęgniarek i tego wszystkiego. W sumie to sama nie wiem..
Szliśmy sam nie wiem gdzie.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
-Słucham?
- Pamiętasz może, jak kiedyś dawałaś mi zdjęcie z USG, i powiedziałaś, że w chwili słabości mam je odwrócić?
-Tak.. a właściwie.. to skąd to wiesz Leon, jak?
- Właśnie, jak to sam nie wiem. Ale jak znalazłem to zdjęcie, wziąłem je do ręki, i przeczytałem treść z tyłu.. to.. nie pomyślisz, że jestem jakiś głupi..
-I tak już o tobie myślałam, więc to nie robi żadnej różnicy.- uśmiechnęła się, i lekko z piąstki trąciła moje ramie. Ja również odwzajemniłem uśmiech.-Powiedz Leon.-Nalegała.
- Ja.. wszystkie pamiątki, z naszych wspólnych chwil, jakie znajdowałem.. to one "przywracały" mi pamięć z tamtego wydarzenia, im więcej rzeczy znajduję, tym więcej mi się przypomina.
-Naprawdę?
-Tak
Uśmiech na twarzy pojawił jej się od ucha do ucha. Podeszła do mnie i mocno przytuliła.
-To wspaniale.- Popatrzyła mi w oczy, i po chwili spoważniała.- Przepraszam.
-Zrozum, nie musisz mnie przepraszać po tym jak mnie przytulisz, rozumiesz?
Spuściła głowę w dół, na jej twarzy znowu widniały rumieńce.
-Przecież i tak zobaczę, że się rumienisz.
-Wcale się nie rumienię.
-Nie wcale.
-No nie, po prostu zimno mi.
-Zimno Ci?
-Może tak może nie.- droczyła się ze mną.
Zdjąłem kurtkę i założyłem na ramiona Violetty, co z tego, że było około -20 *C, ważne żeby jej było ciepło.
-Zimno Ci będzie.
-Nie nie będzie.
-Tak będzie.
-Trudno-wzruszyłem ramionami. Na co ona się zaśmiała.
Szliśmy spacerkiem, dotarliśmy do parku, wyglądało tam bajecznie, śnieg pokrywał wszystko dookoła.
Idąc, usłyszałem jakąś melodię. Dokładnie był to jakiś pan, nie był zadbany, pewnie bezdomny, grał na gitarze jakąś piosenkę. Wydawało mi się jakbym już kiedyś ją słyszał.
-Violetta słyszysz?
-Tak.. to.. to nasza piosenka.
-Nasza?-Zdziwiłem się.
Natomiast ona pociągnęła mnie za rękę w stronę ławki na której siedział tamten pan. Podeszliśmy do niego, momentalnie uśmiechnął się do nas. Przestał grać,
-To takie piękne, że dwojga młodych ludzi może tak bardzo siebie kochać. Widzę po waszych oczach, że bardzo siebie kochacie. Zapamiętajcie sobie na zawsze, "można być kochanym, kiedy sam nauczysz się kochać". A teraz dzieci, zaśpiewajcie mi waszą piosenkę.-Powiedział staruszek.
Spojrzałem na Violettę, następnie jaj i moją dłoń połączyłem w jedność, ona spojrzała, na nasze ręce, potem na mnie. Uśmiechnęła się do mnie, czułem, że zaczynam ją odzyskiwać . Violetta zaczęła śpiewać naszą piosenkę, o dziwo znałem słowa tej piosenki, dołączyłem do niej.
-Amoooooooor - tym słowem wspólnie zakończyliśmy piosenkę.
Podziękowaliśmy panu, i odeszliśmy szczęśliwi. Ustałem, Violetta powtórzyła czynność, przyciągnąłem ja do siebie i przytuliłem. Zbliżyłem się do jej ucha i wyszeptałem:
-Dziękuję.
-Ale za co?- powiedziała cicho.
-Za to, że jesteś księżniczko. -Następnie delikatnie pocałowałem ją w policzek.
-Ja też Ci dziękuję.
-Za co?
- Za wszystko.
- A dokładniej?
-Tego już Ci nie powiem.
-No weź no.
-To daj.
-Leon.. co będzie z nami?
- Kochasz mnie?
-Tak Leon.
-Tak co?
-Tak Leon kocham Cię.
-Ja też Cię kocham. ale...
-Ale?
- nie wzięłaś czegoś z domu.
-Czego?
Wiedziałem.. że to ten odpowiedni moment, z kieszeni wyjąłem pudełeczko otworzyłem je, w środku był ten sam pierścionek, który po raz pierwszy dałem Violetcie.
-Wiem, może to dziwnie zabrzmi, ale czy wyjdziesz za mnie po raz drugi? -uśmiechnąłem się.
-Po bułki do sklepu? Jak tak to mogę iść.- Zaśmiała się.
- to tak czy nie bo się zaraz rozmyślę.- uśmiechnąłem się.
-Oczywiście, że tak!
Rzuciła mi się na szyję, byłem bardzo szczęśliwy, że udało mi się ją odzyskać! Ona.. ona.. jest całym moim światem! Będę mógł być szczęśliwy! Razem, na zawsze!
*6 lat później*
Ciąża mojej żony, przebiegła prawidłowo. Tak właśnie mojej żony. Dwa miesiące później razem z Violettą pobraliśmy się. Obecnie jesteśmy w szczęśliwym związku, nasze więzi z dnia na dzień co raz bardziej mają sens. Do tego nasza przepiękna córeczka. Mia, piękne imię prawda? Energiczna, słodka, cudowna. Przypomina mi kogoś.. Violettę! Ale.. Oczy ma po tatusiu, bynajmniej każdy mi tak mówi. W jej oczach jest mały błysk, delikatna, ale odważna. Jestem szczęśliwy, że mam dwie samice alfa w domu. No.. ale za niedługo wszystko się zmieni.. Violetta jest ponownie w ciąży, tym razem mamy do czynienia z chłopczykiem, Violetta zdecydowała, że będzie miał imię po mnie, Leon Federico Verdas. A dlaczego Fede? Bo właśnie dzięki niemu, odnalazłem Violettę. To nie koniec! Lu i Federico, są ze sobą, po tym jak pierwszy raz się spotkali. A nasza Marcesca? Włoszka przyjechała ponownie do Hiszpanii, nasz szalony Marco zostanie tatusiem. Ale.. jakoś nie widzę go w tej roli. Być może w przyszłości doczekam się
gromadki wnuków? Zobaczymy, ale najważniejsze, że mamy siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak właśnie, nadszedł koniec naszej historii. Mam nadzieję,że będziecie, miło ją wspominać,
dziękuję wszystkim tym, którzy mnie wspierali
Szczególnie mojej kochanej Oli! - zawsze przy mnie byłaś dziękuję wariatko, KC <3
Kochanej Martynce - zawsze chętna do czytania i wspierania. :*
Mojej Paulince- Dzielnie czekałaś na każdy rozdział, i pomagałaś mi.
Dziękuję Wam wszystkim! Bez was, ten blog już dawno przestałby istnieć. Dziękuję!
Niebawem pojawi się prolog do nowej historii, dzielnie czekajcie na nowy zastrzyk emocji <3
Wspaniałym uczuciem jest móc być przy kimś kogo się kocha. Czuć woń jego perfum, tulić się do niego.
Miłość, właściwie co to jest? Nikt nie potrafi tego wyjaśnić, nie ma takich słów.
Odeszłam.. w sumie to nie wiem dlaczego.. ale nie chciałam się do czegoś za daleko posunąć.. może to był błąd? Może powinnam postąpić inaczej? Czasu cofnąć nie można.. a wiele bym dała by to zrobić..
Chciałabym być kiedyś szczęśliwa, ale przecież.. byłoby to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
Ukłucie w sercu, jakbym ukuła się wrzecionem, tylko w serce. Dziwne prawda?
*Leon*
To dla mnie trudne.. walczę o nią jak tylko mogę.. ale.. ona nie chce.. chociaż przez chwilę mogłem poczuć jej dotyk.
-Violetta, poczekaj!-krzyknąłem i pobiegłem za nią .-Co się stało?-Spytałem.
- Przepraszam Leon, nie powinnam.-spuściła głowę w dół.
-Ale co takiego zrobiłaś? Nie rozumiem..
-Przytuliłam się do Ciebie.- na jej policzkach pokazały się rumieńce.
W tym momencie wybuchłem śmiechem.
-Leon, nie bądź taki, to nic śmiesznego.
-Przepraszam ale, nie mogłem się powstrzymać. Przecież nie zrobiłaś nic złego, nikomu mały przytulas jeszcze nie zaszkodził.-Uśmiechnąłem się.
-W sumie prawda- Wzruszyła ramionami.
-Gdzie zamierzasz iść?-spytałem
-Na pewno nie wrócę do szpitala, mam dosyć pielęgniarek i tego wszystkiego. W sumie to sama nie wiem..
Szliśmy sam nie wiem gdzie.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
-Słucham?
- Pamiętasz może, jak kiedyś dawałaś mi zdjęcie z USG, i powiedziałaś, że w chwili słabości mam je odwrócić?
-Tak.. a właściwie.. to skąd to wiesz Leon, jak?
- Właśnie, jak to sam nie wiem. Ale jak znalazłem to zdjęcie, wziąłem je do ręki, i przeczytałem treść z tyłu.. to.. nie pomyślisz, że jestem jakiś głupi..
-I tak już o tobie myślałam, więc to nie robi żadnej różnicy.- uśmiechnęła się, i lekko z piąstki trąciła moje ramie. Ja również odwzajemniłem uśmiech.-Powiedz Leon.-Nalegała.
- Ja.. wszystkie pamiątki, z naszych wspólnych chwil, jakie znajdowałem.. to one "przywracały" mi pamięć z tamtego wydarzenia, im więcej rzeczy znajduję, tym więcej mi się przypomina.
-Naprawdę?
-Tak
Uśmiech na twarzy pojawił jej się od ucha do ucha. Podeszła do mnie i mocno przytuliła.
-To wspaniale.- Popatrzyła mi w oczy, i po chwili spoważniała.- Przepraszam.
-Zrozum, nie musisz mnie przepraszać po tym jak mnie przytulisz, rozumiesz?
Spuściła głowę w dół, na jej twarzy znowu widniały rumieńce.
-Przecież i tak zobaczę, że się rumienisz.
-Wcale się nie rumienię.
-Nie wcale.
-No nie, po prostu zimno mi.
-Zimno Ci?
-Może tak może nie.- droczyła się ze mną.
Zdjąłem kurtkę i założyłem na ramiona Violetty, co z tego, że było około -20 *C, ważne żeby jej było ciepło.
-Zimno Ci będzie.
-Nie nie będzie.
-Tak będzie.
-Trudno-wzruszyłem ramionami. Na co ona się zaśmiała.
Szliśmy spacerkiem, dotarliśmy do parku, wyglądało tam bajecznie, śnieg pokrywał wszystko dookoła.
Idąc, usłyszałem jakąś melodię. Dokładnie był to jakiś pan, nie był zadbany, pewnie bezdomny, grał na gitarze jakąś piosenkę. Wydawało mi się jakbym już kiedyś ją słyszał.
-Violetta słyszysz?
-Tak.. to.. to nasza piosenka.
-Nasza?-Zdziwiłem się.
Natomiast ona pociągnęła mnie za rękę w stronę ławki na której siedział tamten pan. Podeszliśmy do niego, momentalnie uśmiechnął się do nas. Przestał grać,
-To takie piękne, że dwojga młodych ludzi może tak bardzo siebie kochać. Widzę po waszych oczach, że bardzo siebie kochacie. Zapamiętajcie sobie na zawsze, "można być kochanym, kiedy sam nauczysz się kochać". A teraz dzieci, zaśpiewajcie mi waszą piosenkę.-Powiedział staruszek.
Spojrzałem na Violettę, następnie jaj i moją dłoń połączyłem w jedność, ona spojrzała, na nasze ręce, potem na mnie. Uśmiechnęła się do mnie, czułem, że zaczynam ją odzyskiwać . Violetta zaczęła śpiewać naszą piosenkę, o dziwo znałem słowa tej piosenki, dołączyłem do niej.
-Amoooooooor - tym słowem wspólnie zakończyliśmy piosenkę.
Podziękowaliśmy panu, i odeszliśmy szczęśliwi. Ustałem, Violetta powtórzyła czynność, przyciągnąłem ja do siebie i przytuliłem. Zbliżyłem się do jej ucha i wyszeptałem:
-Dziękuję.
-Ale za co?- powiedziała cicho.
-Za to, że jesteś księżniczko. -Następnie delikatnie pocałowałem ją w policzek.
-Ja też Ci dziękuję.
-Za co?
- Za wszystko.
- A dokładniej?
-Tego już Ci nie powiem.
-No weź no.
-To daj.
-Leon.. co będzie z nami?
- Kochasz mnie?
-Tak Leon.
-Tak co?
-Tak Leon kocham Cię.
-Ja też Cię kocham. ale...
-Ale?
- nie wzięłaś czegoś z domu.
-Czego?
Wiedziałem.. że to ten odpowiedni moment, z kieszeni wyjąłem pudełeczko otworzyłem je, w środku był ten sam pierścionek, który po raz pierwszy dałem Violetcie.
-Wiem, może to dziwnie zabrzmi, ale czy wyjdziesz za mnie po raz drugi? -uśmiechnąłem się.
-Po bułki do sklepu? Jak tak to mogę iść.- Zaśmiała się.
- to tak czy nie bo się zaraz rozmyślę.- uśmiechnąłem się.
-Oczywiście, że tak!
Rzuciła mi się na szyję, byłem bardzo szczęśliwy, że udało mi się ją odzyskać! Ona.. ona.. jest całym moim światem! Będę mógł być szczęśliwy! Razem, na zawsze!
*6 lat później*
Ciąża mojej żony, przebiegła prawidłowo. Tak właśnie mojej żony. Dwa miesiące później razem z Violettą pobraliśmy się. Obecnie jesteśmy w szczęśliwym związku, nasze więzi z dnia na dzień co raz bardziej mają sens. Do tego nasza przepiękna córeczka. Mia, piękne imię prawda? Energiczna, słodka, cudowna. Przypomina mi kogoś.. Violettę! Ale.. Oczy ma po tatusiu, bynajmniej każdy mi tak mówi. W jej oczach jest mały błysk, delikatna, ale odważna. Jestem szczęśliwy, że mam dwie samice alfa w domu. No.. ale za niedługo wszystko się zmieni.. Violetta jest ponownie w ciąży, tym razem mamy do czynienia z chłopczykiem, Violetta zdecydowała, że będzie miał imię po mnie, Leon Federico Verdas. A dlaczego Fede? Bo właśnie dzięki niemu, odnalazłem Violettę. To nie koniec! Lu i Federico, są ze sobą, po tym jak pierwszy raz się spotkali. A nasza Marcesca? Włoszka przyjechała ponownie do Hiszpanii, nasz szalony Marco zostanie tatusiem. Ale.. jakoś nie widzę go w tej roli. Być może w przyszłości doczekam się
gromadki wnuków? Zobaczymy, ale najważniejsze, że mamy siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak właśnie, nadszedł koniec naszej historii. Mam nadzieję,że będziecie, miło ją wspominać,
dziękuję wszystkim tym, którzy mnie wspierali
Szczególnie mojej kochanej Oli! - zawsze przy mnie byłaś dziękuję wariatko, KC <3
Kochanej Martynce - zawsze chętna do czytania i wspierania. :*
Mojej Paulince- Dzielnie czekałaś na każdy rozdział, i pomagałaś mi.
Dziękuję Wam wszystkim! Bez was, ten blog już dawno przestałby istnieć. Dziękuję!
Niebawem pojawi się prolog do nowej historii, dzielnie czekajcie na nowy zastrzyk emocji <3
wtorek, 24 czerwca 2014
Epilog cz 1 :)
*Violetta*
Założyłam na siebie, moje ubrania. Koszulę szpitalną włożyłam pod poduszkę, żeby myśleli, że poszłam się przejść po szpitalu... wiem.. może i nie powinnam tego robić.. bo to nie jest dobre dla mojego organizmu.. ale muszę. Gotowa do akcji, wychyliłam głowę za drzwi, w prawo w lewo. Droga wolna! -Pomyślałam w duchu. Szybkim krokiem szłam przez korytarz, wyminęłam ochronę, i drzwi główne. Wyszłam drzwiami "awaryjnymi". Cały czas oglądając się za siebie, biegłam. Dobrze wiedziałam gdzie mam iść. Gdy byłam kawał drogi od szpitala, zwolniłam.. W pewnym momencie przypomniały mi się chwile spędzone z moimi rodzicami.. nie zapomnę ich nigdy. Powolutku doszłam na cmentarz.. kolejna rocznica śmierci moich rodziców.. jak zwykle bolesna. Doszłam do grobu rodziców.. przeszedł mnie zimny dreszcz.. nie jest to miłe uczucie... trochę śniegu, zaczyna kropić, czarne chmury.. można powiedzieć, że właśnie opisują mój nastrój.
Usiadłam na ławeczkę, pomodliłam się.. i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Jeszcze za
nim dotarłam na cmentarz, przed bramą było parę stoisk, kupiłam znicz, i bukiet kwiatów, takich jakie lubili moi rodzice..
Wyjęłam zapałki z torebki, otworzyłam pudełeczko, i otarłam patyczek, powstał płomień. Przez chwilę patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Ale zgasł.. wzięłam drugą, i zapaliłam wkład do znicza. Rękawiczką strzepałam trochę śniegu z grobu, i usiadłam ponownie na ławkę. Wiatr rozwiał moje włosy, poczułam ciepłe powietrze na mojej szyi. Obróciłam się, zobaczyłam Leona, był cały przemarznięty, nos czerwony, szczęka lekko dygocze.
-Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Przyszedłem po Ciebie.
-Nigdzie nie idę Leon, jak mnie znalazłeś?
- Wiedziałem gdzie Cię szukać, w końcu, dzisiaj kolejna rocznica śmierci twoich rodziców, pomyślałem, że jak uciekłaś ze szpitala, to jesteś na cmentarzu..
- Czego chcesz?
-Porozmawiać..
-Nie mamy o czym.
Usiadł obok mnie na ławce natomiast ja odwróciłam się do niego plecami.
-Violetta?
-Czego chcesz.?
-Chcę żebyś mnie wysłuchała.
-Ale ja nie chcę rozmawiać z osobą, którą kocham, i zaufałam a ona zrobiła mi coś takiego.
-Nadal mnie kochasz?
Odwróciłam się do niego.
-Tak Leon Nawet nie wiesz jak bardzo Cię Kocham, ale strasznie boli mnie to, że patrzyłeś mi prosto w oczy, i okłamałeś mnie. Wmawiałeś mi coś takiego, a tak na prawdę to ja sama nie wiedziałam co dzieje się z moim organizmem.
-Tak wiem.. To był straszny błąd...
-Możesz mi coś powiedzieć?
-Słucham..
- Domyślam się.. że przez mój telefon namierzyliście tamtą norę.. ale co czułeś, gdy dowiedziałeś się o tym jak Diego mnie porwał?
-Wtedy? Wtedy.. bałem się strasznie o Ciebie, że coś może Ci zrobić.. lub ponownie.... najbardziej, to miałem obawy, że mogę Cię stracić, na zawsze.
-Tak ale to przeze mnie, Diego Cię postrzelił, i no można tak powiedzieć, że umarłeś..
- Wiem, ale najważniejsze, że Cię uratowałem, nie chciałbym żyć ze świadomością, że nie mogłem Cię uratować, a tak dokładnie to was..
-Moich rodziców, już nie można było uratować..
-To był tylko wypadek samochodowy, każdemu mógłby się zdarzyć.
-Nie.. nie każdemu.. właśnie Diego, zepsuł samochód moich rodziców przez niego, oni zginęli.
*Leon*
Z oczy Violetty zaczęły lecieć łzy, wiedziałem, że potrzebuje teraz kogoś. Właśnie wypadło na mnie. Przytuliłem ją do siebie, musiało być jej zimno, bo cała się trzęsła. Rozpiąłem moją kurtkę, gdy ona siedziała przytulona do mnie, częścią kurtki zasłoniłem jej plecy, pomyślałem, że może zrobi jej się cieplej. Wtuliła się jeszcze bardziej. Brakowało mi jej, bardzo. Jej pięknych oczu, gęstych włosów, całej jej. Wychyliła lekko głowę i spojrzała mi w oczy, moją rękę przetarłem jej łzę. Momentalnie odsunęła się ode mnie.
-Przepraszam.
Wstała i odeszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak o to prezentuje się 1 część ostatniego rozdziału. Przeczuwam, że części będzie ze 3, koniec historii. :/
mam pomysł na nową historię! Mam nadzieję, że się wam podobało, cześć /Wika. :)
Założyłam na siebie, moje ubrania. Koszulę szpitalną włożyłam pod poduszkę, żeby myśleli, że poszłam się przejść po szpitalu... wiem.. może i nie powinnam tego robić.. bo to nie jest dobre dla mojego organizmu.. ale muszę. Gotowa do akcji, wychyliłam głowę za drzwi, w prawo w lewo. Droga wolna! -Pomyślałam w duchu. Szybkim krokiem szłam przez korytarz, wyminęłam ochronę, i drzwi główne. Wyszłam drzwiami "awaryjnymi". Cały czas oglądając się za siebie, biegłam. Dobrze wiedziałam gdzie mam iść. Gdy byłam kawał drogi od szpitala, zwolniłam.. W pewnym momencie przypomniały mi się chwile spędzone z moimi rodzicami.. nie zapomnę ich nigdy. Powolutku doszłam na cmentarz.. kolejna rocznica śmierci moich rodziców.. jak zwykle bolesna. Doszłam do grobu rodziców.. przeszedł mnie zimny dreszcz.. nie jest to miłe uczucie... trochę śniegu, zaczyna kropić, czarne chmury.. można powiedzieć, że właśnie opisują mój nastrój.
Usiadłam na ławeczkę, pomodliłam się.. i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Jeszcze za
nim dotarłam na cmentarz, przed bramą było parę stoisk, kupiłam znicz, i bukiet kwiatów, takich jakie lubili moi rodzice..
Wyjęłam zapałki z torebki, otworzyłam pudełeczko, i otarłam patyczek, powstał płomień. Przez chwilę patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Ale zgasł.. wzięłam drugą, i zapaliłam wkład do znicza. Rękawiczką strzepałam trochę śniegu z grobu, i usiadłam ponownie na ławkę. Wiatr rozwiał moje włosy, poczułam ciepłe powietrze na mojej szyi. Obróciłam się, zobaczyłam Leona, był cały przemarznięty, nos czerwony, szczęka lekko dygocze.
-Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Przyszedłem po Ciebie.
-Nigdzie nie idę Leon, jak mnie znalazłeś?
- Wiedziałem gdzie Cię szukać, w końcu, dzisiaj kolejna rocznica śmierci twoich rodziców, pomyślałem, że jak uciekłaś ze szpitala, to jesteś na cmentarzu..
- Czego chcesz?
-Porozmawiać..
-Nie mamy o czym.
Usiadł obok mnie na ławce natomiast ja odwróciłam się do niego plecami.
-Violetta?
-Czego chcesz.?
-Chcę żebyś mnie wysłuchała.
-Ale ja nie chcę rozmawiać z osobą, którą kocham, i zaufałam a ona zrobiła mi coś takiego.
-Nadal mnie kochasz?
Odwróciłam się do niego.
-Tak Leon Nawet nie wiesz jak bardzo Cię Kocham, ale strasznie boli mnie to, że patrzyłeś mi prosto w oczy, i okłamałeś mnie. Wmawiałeś mi coś takiego, a tak na prawdę to ja sama nie wiedziałam co dzieje się z moim organizmem.
-Tak wiem.. To był straszny błąd...
-Możesz mi coś powiedzieć?
-Słucham..
- Domyślam się.. że przez mój telefon namierzyliście tamtą norę.. ale co czułeś, gdy dowiedziałeś się o tym jak Diego mnie porwał?
-Wtedy? Wtedy.. bałem się strasznie o Ciebie, że coś może Ci zrobić.. lub ponownie.... najbardziej, to miałem obawy, że mogę Cię stracić, na zawsze.
-Tak ale to przeze mnie, Diego Cię postrzelił, i no można tak powiedzieć, że umarłeś..
- Wiem, ale najważniejsze, że Cię uratowałem, nie chciałbym żyć ze świadomością, że nie mogłem Cię uratować, a tak dokładnie to was..
-Moich rodziców, już nie można było uratować..
-To był tylko wypadek samochodowy, każdemu mógłby się zdarzyć.
-Nie.. nie każdemu.. właśnie Diego, zepsuł samochód moich rodziców przez niego, oni zginęli.
*Leon*
Z oczy Violetty zaczęły lecieć łzy, wiedziałem, że potrzebuje teraz kogoś. Właśnie wypadło na mnie. Przytuliłem ją do siebie, musiało być jej zimno, bo cała się trzęsła. Rozpiąłem moją kurtkę, gdy ona siedziała przytulona do mnie, częścią kurtki zasłoniłem jej plecy, pomyślałem, że może zrobi jej się cieplej. Wtuliła się jeszcze bardziej. Brakowało mi jej, bardzo. Jej pięknych oczu, gęstych włosów, całej jej. Wychyliła lekko głowę i spojrzała mi w oczy, moją rękę przetarłem jej łzę. Momentalnie odsunęła się ode mnie.
-Przepraszam.
Wstała i odeszła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak o to prezentuje się 1 część ostatniego rozdziału. Przeczuwam, że części będzie ze 3, koniec historii. :/
mam pomysł na nową historię! Mam nadzieję, że się wam podobało, cześć /Wika. :)
niedziela, 22 czerwca 2014
Rozdział 35 : Misja rozpoczęta.
*Violetta*
To moja wina.. on nie żyje! Nie mogłam powstrzymać płaczu, miłość mojego życia umarła.. z mojej winy!
Podeszłam do Leona, nie wiedziałam co mam zrobić..podeszłam do łóżka na którym leżał Leon. Uklękłam, i delikatnie dotknęłam ręki Leona. Miałam nadzieję, że to tylko sen. Byłam wściekła i przygnębiona.
- Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego Leon!- Zaczęłam krzyczeć.- Przepraszam za wszystko, to moja wina, oszukiwałam sama siebie, że już Cię nie kocham. Rozumiesz? Kocham Cię Leon! Nienawidzę samej siebie, jak mogłam Cię porzucić, w potrzebie? Powiedz mi jak?! Leon.. kocham Cię.. -Proszę wybacz mi- Powiedziałam cichszym głosem. Jedna z łez poleciała na zimną rękę Leona..
-Ja.. ja.. też Cię kocham.- Lekko ścisnął moją dłoń, i złączył w jedność.
Wolno podniosłam głowę wyżej, on.. on.. się budzi.. zobaczyłam mojego ukochanego, który otwiera oczy.
To nie możliwe.. jakim cudem? Spojrzałam na kardiogram, linia znów dawała znak życia.
-Leon!
Tak szybko jak tylko mogłam wskoczyłam na łóżko, i z całej siły przytuliłam go. No była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
-Ał..- Wysyczał przez zęby.
Lekko się cofnęłam, wystraszyłam się.
-Przepraszam, boże przepraszam Leon. - Zakryłam usta moimi dłońmi.
-Nic się nie stało..- lekko uśmiechnął się do mnie.
-Już myślałam, że zostawisz mnie samą....- z oczu popłynęła mi jedna łza, to nie była łza smutku.. tylko szczęścia.
-Ciebie nigdy samej bym nie zostawił- usiadł obok mnie i mocno przytulił.
Bardzo mi go brakowało, nie miałam racji, myśląc że jest kompletnym debilem.
W progu staną Marco, zrobił wielkie oczy. Czym prędzej wskoczył na Leona, i mocno go przytulał, cieszył się bardziej jak ja..
-Jak to możliwe, jak to możliwe?
-Marco dusisz..
-A no tak przepraszam.. Przecież, umarłeś przez ten przeszczep szpiku..
Wtrąciłam się w ich rozmowę.
-Jaki przeszczep?- Spytałam.
Zastała niezręczna cisza..
- Leon, chyba czas najwyższy jej to wszystko powiedzieć..
-Możecie mi w końcu powiedzieć co tu się dzieje?
Marco opuścił pomieszczenie.
-Ja..ja.. wiedziałem to od samego początku.. jak się tylko poznaliśmy... Violu.. my wiemy skąd są te wszystkie siniaki, bóle głowy... Pamiętasz jak mówiłem ci, że to może być udar?
-Tak..
- Próbowałem ukryć tą całą prawdę.. ty.. chorujesz na.. białaczkę..
-Co?-zerwałam się -Jak mogłeś Leon? Powiedz mi, jak? Zaufałam Ci, byłeś jedyną osobą, najważniejszą w moim życiu! A ty perfidnie skłamałeś mi prosto w oczy.. nie myśl sobie, że o tym wszystkim zapomnę..! Nie zabronię spotykać Ci się z dzieckiem.. ale nie masz prawa się do mnie zbliżać! Rozumiesz? Nigdy więcej!
Wyszłam z sali, zaczęłam biec przed siebie nie zbaczając z drogi... Znowu ucisk w głowie, wiedziałam czym to może się skończyć.. ponownie wylądowałam na podłodze..
Można powiedzieć, że się"obudziłam", ale tak a prawdę, nie mogłam nic zobaczyć.. tylko słyszałam.. jakby coś mnie powstrzymywało...
-Szybciej, szybciej, budzi się!-zgadywałam, że nadal jestem w tym chorym miejscu..- Gratulację doktorze, operacja przebiegła prawidłowo.
Co? Ej! Chwila moment! Jaka operacja? Co tu się dzieje? Znowu... zasnęłam.. jeśli można to tak nazwać.. obudziłam się na sali, strasznie zimno było.. czułam tylko ból i ból. Do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek.
-Pani Verdas, operacja przeszła doskonale. Ma pani szczęście,nie każda kobieta ma tak wspaniałego męża.
-Mianowicie o co chodzi?
-Pan Verdas, oddał swój szpik kostny, by pomóc właśnie pani, gdyby nie przeszczep.. kto wie.. długo by pani nie przeżyła..
-Czyli.. Leon uratował mi życie?
-Tak, prawie poświęcając swoje.. podczas przeszczepu.. przed chwilą gdy pani miała przystąpić do operacji.. Pani męża organizm był osłabiony.. po strzelaninie, nieźle się wykrwawił.. w ostatkach sił udało mu się przyprowadzić panią do szpitala.. gdyby nie on.. no wie pani co mogłoby się stać.
-N n n.. nie wiedziałam o tym wszystkim..
-No to teraz pani już wie.. przyprowadzić tutaj męża?
-Nie.. Verdas.. nie jest już moim mężem.. dziękuję, że pani mi wszystko opowiedziała.
-Do usług.- Oddaliła się w stronę drzwi i wyszła.
To wszystko dało mi dużo do przemyślenia.. z jednej strony zimny drań który mnie oszukiwał..
a z drugiej, przyszły ojciec mojego dziecka.. nie rozumiem jak mógł zrobić mi coś takiego.. a jago tak kochałam.. Minęło trochę czasu.. zanim ból był ciut nieodczuwalny.. już jutro.. mija kolejna rocznica śmierci moich rodziców.. byłam zmęczona tym wszystkim.. poszłam spać.. myśląc o przyszłości..
*Ranek*
Obudziłam się w byle jakim humorze, wszystko było mi obojętne.. i bez sensu.. Przyszła pani, ze szpitalnym jedzeniem. kanapka, pomidor i szynka.. mmm o niczym innym nie marzyłam, jak żreć szpitalne jedzenie. Jak mus to mus.. parę gryzów.. i kawałek kanapki odstawiony.. W drzwiach stanął Marco.
-Cześć Violu, jak się czujesz?-Zapytał.
-Teraz? Hmm.. świetnie! Nie ma to jak dowiedzieć się bolesnej prawdy, kiedy wszystko miało się ułożyć. Super prawda?
-Słyszałem co się wczoraj stało.. zobaczysz.. jakieś dwa tygodnie, i wszystko będzie dobrze.
-Dlaczego dwa tygodnie?
-Za tyle dostaniesz wypis, będziesz mogła udać się do domu.
-Słucham?
-Tak, tylko proszę Cię tym razem nie uciekaj stąd dobrze? Nie mam zamiaru Cię znowu wszędzie szukać.
-No dobrze, nigdzie się stąd nie ruszę.
-Mam nadzieję.
Opuścił salę, na twarzy pojawił mi się, szyderczy uśmiech. Misja "opuścić szpital" rozpoczęta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leoś żyje spokojnie! Leonetka nie jest razem. Ajć. :/ Ta miłość. To był przedostatni
rozdział tej historii... smutek tak trochę. :/ Szkoda, że już się kończy, no ale
jest początek i jest koniec, jutro bądź po jutrze postaram się napisać finał. Dziękuję wszystkim
Uwielbiam was. :** /Wika <3
To moja wina.. on nie żyje! Nie mogłam powstrzymać płaczu, miłość mojego życia umarła.. z mojej winy!
Podeszłam do Leona, nie wiedziałam co mam zrobić..podeszłam do łóżka na którym leżał Leon. Uklękłam, i delikatnie dotknęłam ręki Leona. Miałam nadzieję, że to tylko sen. Byłam wściekła i przygnębiona.
- Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego Leon!- Zaczęłam krzyczeć.- Przepraszam za wszystko, to moja wina, oszukiwałam sama siebie, że już Cię nie kocham. Rozumiesz? Kocham Cię Leon! Nienawidzę samej siebie, jak mogłam Cię porzucić, w potrzebie? Powiedz mi jak?! Leon.. kocham Cię.. -Proszę wybacz mi- Powiedziałam cichszym głosem. Jedna z łez poleciała na zimną rękę Leona..
-Ja.. ja.. też Cię kocham.- Lekko ścisnął moją dłoń, i złączył w jedność.
Wolno podniosłam głowę wyżej, on.. on.. się budzi.. zobaczyłam mojego ukochanego, który otwiera oczy.
To nie możliwe.. jakim cudem? Spojrzałam na kardiogram, linia znów dawała znak życia.
-Leon!
Tak szybko jak tylko mogłam wskoczyłam na łóżko, i z całej siły przytuliłam go. No była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
-Ał..- Wysyczał przez zęby.
Lekko się cofnęłam, wystraszyłam się.
-Przepraszam, boże przepraszam Leon. - Zakryłam usta moimi dłońmi.
-Nic się nie stało..- lekko uśmiechnął się do mnie.
-Już myślałam, że zostawisz mnie samą....- z oczu popłynęła mi jedna łza, to nie była łza smutku.. tylko szczęścia.
-Ciebie nigdy samej bym nie zostawił- usiadł obok mnie i mocno przytulił.
Bardzo mi go brakowało, nie miałam racji, myśląc że jest kompletnym debilem.
W progu staną Marco, zrobił wielkie oczy. Czym prędzej wskoczył na Leona, i mocno go przytulał, cieszył się bardziej jak ja..
-Jak to możliwe, jak to możliwe?
-Marco dusisz..
-A no tak przepraszam.. Przecież, umarłeś przez ten przeszczep szpiku..
Wtrąciłam się w ich rozmowę.
-Jaki przeszczep?- Spytałam.
Zastała niezręczna cisza..
- Leon, chyba czas najwyższy jej to wszystko powiedzieć..
-Możecie mi w końcu powiedzieć co tu się dzieje?
Marco opuścił pomieszczenie.
-Ja..ja.. wiedziałem to od samego początku.. jak się tylko poznaliśmy... Violu.. my wiemy skąd są te wszystkie siniaki, bóle głowy... Pamiętasz jak mówiłem ci, że to może być udar?
-Tak..
- Próbowałem ukryć tą całą prawdę.. ty.. chorujesz na.. białaczkę..
-Co?-zerwałam się -Jak mogłeś Leon? Powiedz mi, jak? Zaufałam Ci, byłeś jedyną osobą, najważniejszą w moim życiu! A ty perfidnie skłamałeś mi prosto w oczy.. nie myśl sobie, że o tym wszystkim zapomnę..! Nie zabronię spotykać Ci się z dzieckiem.. ale nie masz prawa się do mnie zbliżać! Rozumiesz? Nigdy więcej!
Wyszłam z sali, zaczęłam biec przed siebie nie zbaczając z drogi... Znowu ucisk w głowie, wiedziałam czym to może się skończyć.. ponownie wylądowałam na podłodze..
Można powiedzieć, że się"obudziłam", ale tak a prawdę, nie mogłam nic zobaczyć.. tylko słyszałam.. jakby coś mnie powstrzymywało...
-Szybciej, szybciej, budzi się!-zgadywałam, że nadal jestem w tym chorym miejscu..- Gratulację doktorze, operacja przebiegła prawidłowo.
Co? Ej! Chwila moment! Jaka operacja? Co tu się dzieje? Znowu... zasnęłam.. jeśli można to tak nazwać.. obudziłam się na sali, strasznie zimno było.. czułam tylko ból i ból. Do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek.
-Pani Verdas, operacja przeszła doskonale. Ma pani szczęście,nie każda kobieta ma tak wspaniałego męża.
-Mianowicie o co chodzi?
-Pan Verdas, oddał swój szpik kostny, by pomóc właśnie pani, gdyby nie przeszczep.. kto wie.. długo by pani nie przeżyła..
-Czyli.. Leon uratował mi życie?
-Tak, prawie poświęcając swoje.. podczas przeszczepu.. przed chwilą gdy pani miała przystąpić do operacji.. Pani męża organizm był osłabiony.. po strzelaninie, nieźle się wykrwawił.. w ostatkach sił udało mu się przyprowadzić panią do szpitala.. gdyby nie on.. no wie pani co mogłoby się stać.
-N n n.. nie wiedziałam o tym wszystkim..
-No to teraz pani już wie.. przyprowadzić tutaj męża?
-Nie.. Verdas.. nie jest już moim mężem.. dziękuję, że pani mi wszystko opowiedziała.
-Do usług.- Oddaliła się w stronę drzwi i wyszła.
To wszystko dało mi dużo do przemyślenia.. z jednej strony zimny drań który mnie oszukiwał..
a z drugiej, przyszły ojciec mojego dziecka.. nie rozumiem jak mógł zrobić mi coś takiego.. a jago tak kochałam.. Minęło trochę czasu.. zanim ból był ciut nieodczuwalny.. już jutro.. mija kolejna rocznica śmierci moich rodziców.. byłam zmęczona tym wszystkim.. poszłam spać.. myśląc o przyszłości..
*Ranek*
Obudziłam się w byle jakim humorze, wszystko było mi obojętne.. i bez sensu.. Przyszła pani, ze szpitalnym jedzeniem. kanapka, pomidor i szynka.. mmm o niczym innym nie marzyłam, jak żreć szpitalne jedzenie. Jak mus to mus.. parę gryzów.. i kawałek kanapki odstawiony.. W drzwiach stanął Marco.
-Cześć Violu, jak się czujesz?-Zapytał.
-Teraz? Hmm.. świetnie! Nie ma to jak dowiedzieć się bolesnej prawdy, kiedy wszystko miało się ułożyć. Super prawda?
-Słyszałem co się wczoraj stało.. zobaczysz.. jakieś dwa tygodnie, i wszystko będzie dobrze.
-Dlaczego dwa tygodnie?
-Za tyle dostaniesz wypis, będziesz mogła udać się do domu.
-Słucham?
-Tak, tylko proszę Cię tym razem nie uciekaj stąd dobrze? Nie mam zamiaru Cię znowu wszędzie szukać.
-No dobrze, nigdzie się stąd nie ruszę.
-Mam nadzieję.
Opuścił salę, na twarzy pojawił mi się, szyderczy uśmiech. Misja "opuścić szpital" rozpoczęta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leoś żyje spokojnie! Leonetka nie jest razem. Ajć. :/ Ta miłość. To był przedostatni
rozdział tej historii... smutek tak trochę. :/ Szkoda, że już się kończy, no ale
jest początek i jest koniec, jutro bądź po jutrze postaram się napisać finał. Dziękuję wszystkim
Uwielbiam was. :** /Wika <3
piątek, 20 czerwca 2014
Rozdział 34: Prosta Linia.
Jechałem z Federico, noga nie schodziła mi z gazu. Byłem wściekły, i wystraszony. Ręce drgały mi się jakbym miał parkinsona. Federico kazał mi zwolnić, natomiast ja go nie słuchałem. Federico włączył syrenę alarmową, sądząc po tym, chyba chciał jakoś speszyć Diego. Nasz cel nie był daleko, nawet pieszo mógłbym dojść tam szybko.
-STOP! Poczekaj, tam był chyba Diego!
-Co?
-Tam w lesie zatrzymaj się!
-Dam sobie radę jedź do tej nory, tam jest Ludmila!
-Pomogę Ci!
-Nie!
Wyszedłem z samochodu, Federico pobiegł w stronę domu.
Zauważyłem Diego, który schyla się nad ziemią, nie wiedziałem po co, bo chowałem się za krzakami.
Zauważył mnie wyjął pistolet i wcelował w mój prawy bok. Pierwszy drogi strzał, powoli zacząłem tracić przytomność, ale nie mogłem się poddać mimo cholernego bólu. Z daleka usłyszałem syreny policyjne, federico musiał wezwać policję. Diego uciekł, czym prędzej. Otrzepałem się z Ziemi, z trudem wstałem z niej, krwawiłem bardzo mocno. Obok drzewa zauważyłem ciało, nie wiedziałem czyje on jest. Kulejąc i krwawiąc podszedłem trochę bliżej. To nie był nikt inny jak Violetta. Spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Czy tak miała skończyć się nasza "bajka"? Sprawdziłem puls, był ledwo co wyczuwalny, dotknąłem zimnej ręki Violetty, podwinąłem rękaw od jej bluzki, na jej ciele widniały siniaki. Wiedziałem czym mogło się to skończyć. Wziąłem Violettę na ręce, musiałem ją uratować, to było najważniejsze.. Mimo bólu, doszedłem do szpitala.. opadłem na kolana trzymając Violettę w ramionach, nie miałem już sił.
*Violetta*
Obudziłam się w szpitalu, nie wiedziałam co tu robię, pamiętam, że Diego mnie gonił.. a potem.. potem, już nic.. Ubrana w szpitalną koszulę, chciałam się dowiedzieć co ja tu robię, poszłam na koniec korytarza, słyszałam krzyki Marco, byłam ciekawa co się dzieje. W pewnym momencie pielęgniarki ze spuszczoną głową w dół wyszły z sali operacyjnej.. szeptały między sobą.
-Podaj mi kartę Verdasa.. trzeba zapisać datę zgonu.. to takie piękne, że chciał poświęcić się dla jakiejś dziewczyny..
Przełknęłam ślinę, chwyciłam za klamkę i lekko pchnęłam drzwi, zderzyłam się z Marco, łzy leciały mu do oczu..
-Nie.. nie.. powiedz mi, że to nie prawda!-Zaczęłam krzyczeć.
On spojrzał mi w oczy, były jak szklane, w środku nich widać było ból. Wbiegłam do sali.. nie wiem co mnie opętało.. na łożu chirurgicznym leżał Leon.. jego ciało było we krwi.. Na Kardiogramie, nie było widać nic.. jedna prosta linia..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, rozdział krótki.. Ahh Leon... :(
czwartek, 19 czerwca 2014
Rozdział 33: Uciec stąd.
*Leon*
Musiałem działać, jak najprędzej wybiegłem z kawiarni. Wyjąłem mojego i phone z kieszeni, i wybrałem numer do mojego dobrego starego kumpla. Kliknąłem zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Cześć, tu Leon, kojarzysz mnie jeszcze?-Zaśmiałem się
-Tak pewnie, kupę lat. W jakiej sprawie dzwonisz?
-Miałem nadzieję, że mi pomożesz.
-Jak za dawnych lat?
-Owszem.
-Więc?
-Udało Ci się dostać się do wydziału śledztwa w policji?
-Pewnie, no przecież mi by nie odmówili.
-Ok, posłuchaj moglibyśmy się spotkać, u Ciebie na komendzie.
-Dobra nie ma sprawy, jak to coś aż tak ważnego.
W 10 minut byłem już na miejscu, wszedłem do budynku, wszędzie policjanci, czułem się nieswojo.
-Przepraszam kogoś pan szuka?
-Tak, właściwie to Federico Pasquarelli.
-Korytarzem w prawo.
-Dziękuję. -Kiwnąłem głową i ruszyłem dalej.
Zapukałem i wszedłem do środka. Zobaczyłem mojego dawnego przyjaciela, strasznie się zmienił. Podszedłem do niego uściskałem go.
-Więc co cię do mnie sprowadza?
-Dużo by tu opowiadać, ale zacznijmy od tego że.. Kiedyś poznałem Violettę, potem oświadczyłem sięjej, no i jest ze mną w ciąży.. ostatnio, miałem wypadek, pamiętam wszystko tylko nie to co z nią związane, naszych chwil i w ogóle.. pokłóciłem się z nią, wyprowadziła się ode mnie.. może to być dziwne ale przyśniło mi się, że mówiła mi jak Diego ją porwał.. taki jeden typ...boję się o nią.. on jest niebezpieczny..
-Diego Dominguez?
-Tak..
-Żartujesz?
-Czy ja wyglądam na kogoś kto by żartował..?
-No nie Leon, ale.. bardzo trudno jest go namierzyć, uwierz że próbowaliśmy wiele razy..
-Czyli rozumiem, że mi nie pomożesz, dobra dzięki.. dam sobie sam radę..
-Nie! Stój Leon, pomogę Ci..
-Na pewno?
-Tak.
Wyjąłem telefon, i wybrałem numer do Violetty po 3 sygnałach odebrała jakaś kobieta.
-Halo?
-Cześć, jest może Violetta.. w pobliżu..?
-Masz na imię Leon tak? Ile razy mam Ci mówić, żebyś odczepił się od Violetty? Nawet nie wiesz jak ona cierpi.
-Czekaj.. STOP!
-Co?
-Ludmila?
-Cc c co?
-Ludmila, to ty..?
-Y y .. nie pomyliłeś mnie z kimś muszę kończyć..
Rozłączyła się..
-Fede jestem pewien że to Ludmiła, ona jest teraz z Violettą!
-Ludmila?
-Tak.. moja dawna przyjaciółka.. ja wiem że to ona! Dasz radę namierzyć telefon Violetty?
-Tak dam radę..
*Violetta*
Zdrzemnęłam się trochę, byłam niespokojna. Wiedziałam, że dzisiaj Diego wraca do tej nory.. Poszłam na dół do Ludmiły, oglądała telewizję. Obok niej na szafeczce leżał mój telefon, podniosłam go, i odblokowałam. W tym momencie do Domu, wtargnął Diego. Ludmiła zerwała się z kanapy, a ja stałam nie ruchomo, nie wiedziałam co mam zrobić. Pech tak chciał, że zadzwonił do mnie Leon. Diego podszedł do mnie wyrwał mi telefon i odebrał.
-Możesz się pożegnać ze swoją żonką, i dzieckiem. Teraz nie będzie ich już obydwóch.
Rzucił mój telefon na podłogę. Zaczął się na mnie wydzierać, że jestem zwykłą szmatą, że mogą go teraz namierzyć. Ludmiła wstawiła się za mną.
-Nie masz prawa tak o niej mówić.
-Zamknij się, z tobą rozprawię się później.
Podszedł do niej i uderzył w twarz, ta natomiast upadła na podłogę.
Powoli się cofałam, z myślą, że mogłabym stąd uciec. Chwycił mnie za rękę i przygniótł do ściany, zaczął całować mnie po szyi. Nie mogłam mu na to pozwolić, tak mocno jak tylko potrafiłam dałam mu z kopa w brzuch. Wykorzystałam chwilę, podniosłam telefon i wybiegłam z domu. Wszędzie dookoła tylko drzewa, uciekałam tak szybko jak tylko mogłam.
*Leon*
-Federico, on może jej coś zrobić!
-Leon już go namierzyłem!
Zapisaliśmy adres, i wybiegliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu, i ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.
*Violetta*
Powoli brakowało mi już sił, co chwilę się obracałam, widziałam Diego. Był coraz bliżej mnie. W pewnym momencie zakręciło mi się lekko w głowie, spojrzałam na ręce. Znowu pojawiły mi się znikąd siniaki. Bałam się, że mnie dopadnie.. Poczułam silny ból, opadałam powoli na dół.. nie dawałam rady..obróciłam lekko głowę, i zauważyłam Diego, który stał obok mnie..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 33. :) Mówiłam, że koniec będzie w około 45 rozdziale, natomiast,
będzie on szybciej niż sama się spodziewałam.. parę rozdziałów i koniec. :(
Mam nadzieję że nr 35 wam się podobał. Uwielbiam kończyć w takim momencie.
:D Rozdział 34 pojawi się w piątek, czyli jutro. Cześć. :) /Wika. <3
Musiałem działać, jak najprędzej wybiegłem z kawiarni. Wyjąłem mojego i phone z kieszeni, i wybrałem numer do mojego dobrego starego kumpla. Kliknąłem zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Cześć, tu Leon, kojarzysz mnie jeszcze?-Zaśmiałem się
-Tak pewnie, kupę lat. W jakiej sprawie dzwonisz?
-Miałem nadzieję, że mi pomożesz.
-Jak za dawnych lat?
-Owszem.
-Więc?
-Udało Ci się dostać się do wydziału śledztwa w policji?
-Pewnie, no przecież mi by nie odmówili.
-Ok, posłuchaj moglibyśmy się spotkać, u Ciebie na komendzie.
-Dobra nie ma sprawy, jak to coś aż tak ważnego.
W 10 minut byłem już na miejscu, wszedłem do budynku, wszędzie policjanci, czułem się nieswojo.
-Przepraszam kogoś pan szuka?
-Tak, właściwie to Federico Pasquarelli.
-Korytarzem w prawo.
-Dziękuję. -Kiwnąłem głową i ruszyłem dalej.
Zapukałem i wszedłem do środka. Zobaczyłem mojego dawnego przyjaciela, strasznie się zmienił. Podszedłem do niego uściskałem go.
-Więc co cię do mnie sprowadza?
-Dużo by tu opowiadać, ale zacznijmy od tego że.. Kiedyś poznałem Violettę, potem oświadczyłem sięjej, no i jest ze mną w ciąży.. ostatnio, miałem wypadek, pamiętam wszystko tylko nie to co z nią związane, naszych chwil i w ogóle.. pokłóciłem się z nią, wyprowadziła się ode mnie.. może to być dziwne ale przyśniło mi się, że mówiła mi jak Diego ją porwał.. taki jeden typ...boję się o nią.. on jest niebezpieczny..
-Diego Dominguez?
-Tak..
-Żartujesz?
-Czy ja wyglądam na kogoś kto by żartował..?
-No nie Leon, ale.. bardzo trudno jest go namierzyć, uwierz że próbowaliśmy wiele razy..
-Czyli rozumiem, że mi nie pomożesz, dobra dzięki.. dam sobie sam radę..
-Nie! Stój Leon, pomogę Ci..
-Na pewno?
-Tak.
Wyjąłem telefon, i wybrałem numer do Violetty po 3 sygnałach odebrała jakaś kobieta.
-Halo?
-Cześć, jest może Violetta.. w pobliżu..?
-Masz na imię Leon tak? Ile razy mam Ci mówić, żebyś odczepił się od Violetty? Nawet nie wiesz jak ona cierpi.
-Czekaj.. STOP!
-Co?
-Ludmila?
-Cc c co?
-Ludmila, to ty..?
-Y y .. nie pomyliłeś mnie z kimś muszę kończyć..
Rozłączyła się..
-Fede jestem pewien że to Ludmiła, ona jest teraz z Violettą!
-Ludmila?
-Tak.. moja dawna przyjaciółka.. ja wiem że to ona! Dasz radę namierzyć telefon Violetty?
-Tak dam radę..
*Violetta*
Zdrzemnęłam się trochę, byłam niespokojna. Wiedziałam, że dzisiaj Diego wraca do tej nory.. Poszłam na dół do Ludmiły, oglądała telewizję. Obok niej na szafeczce leżał mój telefon, podniosłam go, i odblokowałam. W tym momencie do Domu, wtargnął Diego. Ludmiła zerwała się z kanapy, a ja stałam nie ruchomo, nie wiedziałam co mam zrobić. Pech tak chciał, że zadzwonił do mnie Leon. Diego podszedł do mnie wyrwał mi telefon i odebrał.
-Możesz się pożegnać ze swoją żonką, i dzieckiem. Teraz nie będzie ich już obydwóch.
Rzucił mój telefon na podłogę. Zaczął się na mnie wydzierać, że jestem zwykłą szmatą, że mogą go teraz namierzyć. Ludmiła wstawiła się za mną.
-Nie masz prawa tak o niej mówić.
-Zamknij się, z tobą rozprawię się później.
Podszedł do niej i uderzył w twarz, ta natomiast upadła na podłogę.
Powoli się cofałam, z myślą, że mogłabym stąd uciec. Chwycił mnie za rękę i przygniótł do ściany, zaczął całować mnie po szyi. Nie mogłam mu na to pozwolić, tak mocno jak tylko potrafiłam dałam mu z kopa w brzuch. Wykorzystałam chwilę, podniosłam telefon i wybiegłam z domu. Wszędzie dookoła tylko drzewa, uciekałam tak szybko jak tylko mogłam.
*Leon*
-Federico, on może jej coś zrobić!
-Leon już go namierzyłem!
Zapisaliśmy adres, i wybiegliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu, i ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.
*Violetta*
Powoli brakowało mi już sił, co chwilę się obracałam, widziałam Diego. Był coraz bliżej mnie. W pewnym momencie zakręciło mi się lekko w głowie, spojrzałam na ręce. Znowu pojawiły mi się znikąd siniaki. Bałam się, że mnie dopadnie.. Poczułam silny ból, opadałam powoli na dół.. nie dawałam rady..obróciłam lekko głowę, i zauważyłam Diego, który stał obok mnie..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 33. :) Mówiłam, że koniec będzie w około 45 rozdziale, natomiast,
będzie on szybciej niż sama się spodziewałam.. parę rozdziałów i koniec. :(
Mam nadzieję że nr 35 wam się podobał. Uwielbiam kończyć w takim momencie.
:D Rozdział 34 pojawi się w piątek, czyli jutro. Cześć. :) /Wika. <3
wtorek, 17 czerwca 2014
Rozdział 32:W ramionach Violetty.
KOCHANI WAŻNA
SPRAWA!
Muszę was wszystkich poinformować, że nasza historia Leonetty za niedługo dobiegnie końca..
W około 45 rozdziale, nadejdzie koniec historii.. Ale się nie martwcie! Stworzę nową historię na tym samym blogu! Mam nadzieję, że tą historię miło będziecie wspominać, uwielbiam was.! Dziękuję. za wszystko!
A teraz, życzę miłego czytania 32 rozdziału! Pozdrawiam. :)
Rozdział 32
*Leon*
Zerwałem się z łóżka, obudziłem się błyskawicznie, zrozumiałem, że to tylko sen.. Przetarłem oczy, i podrapałem się po głowie.. O co w tym wszystkim chodziło? Walnąłem się z powrotem na poduszkę, obróciłem się w prawo.. Poczułem piękne perfumy.. mogłem znowu poczuć ten zapach.. zapach Violetty.. sama słodycz..wtuliłem się w poduszkę, czułem się jakbym był w ramionach Violetty.
-Chwila moment..-Powiedziałem
Usiadłem w pozycji siedzącej i schowałem twarz w ręce.
Violetta..mówiła coś, o Diego, że ją przetrzymywał...bardzo za mną tęskniła przez ten czas... Może on naprawdę ja przetrzymuje? Coś jej się stało? Nie.. to nie możliwe.. A jeśli to prawda? On nie może dowiedzieć się o naszym dziecku.. on nie może zrobić nic Violettcie.. a jeśli.. on znowu, spróbuje ją..
Muszę temu zapobiec, nie mogę do tego dopuścić! Nie.. ja wariuję..
Spojrzałem na zegarek była druga w nocy.. próbowałem zasnąć, ale nie mogłem.. zszedłem na dół do kuchni, nie chciało mi się dzisiaj nic, cały ten sen namieszał mi w głowie. Zajrzałem do szafki wyjąłem płatki, następnie zimne mleko z lodówki, gdy danie było już zrobione usiadłem przy stole. Zwiesiłem swoją głowę w dół, i jadłem płatki. Spojrzałem przed siebie, na krześle zajadając płatki, widziałem Violettę. Uśmiechnąłem się. Powoli przysunąłem się do niej, a ona do mnie zamknąłem oczy, zbliżaliśmy się do pocałunku, czekałem, ale nic się nie stało, gdy otworzyłem oczy.. już jej nie było.. zniknęła.. ja mam zwidy?.. to nie normalnie.. ja jestem nie normalny! czy ja.. ja .. ja za nią tęsknię? wybaczy mi? nie wiem co mam robić.. muszę ją odzyskać..! nie. nie mogę, ona nie chce.. W ponurym humorze miałem pójść do salonu, by obejrzeć telewizję. Tak było ileś minut po drugiej, ale nie mogę zasnąć.. idąc przez korytarz, zauważyłem błysk, światło na podłodze.. podszedłem tam bliżej, było ciemno, nie widziałem dokładnie. Schyliłem się pod szafeczkę, by to "coś" podnieść, podnosząc ten przedmiot walnąłem się w głowę o kant szafki, syknąłem z bólu. Poboli i przestanie pomyślałem w duchu. Gdy miałem ten przedmiot w ręku, ponownie zabolała mnie głowa, myślałem, że to przez to uderzenie, niestety nie.. znowu przeniosłem się do przeszłości.. do chwili, kiedy oświadczyłem się Violettcie, na łące. Poczułem tą samą radość jak wtedy, przyglądałem się całej sytuacji, jacy byliśmy szczęśliwi.. na sam widok uśmiechnąłem się od ucha do ucha.. gdy powróciłem już na Ziemię, obejrzałem ten przedmiot.. rozumiem, że jak Violetta wyprowadzała się, wtedy ściągnęła pierścionek i nim rzuciła.. lub jej spadł.. w każdym bądź razie.. już rozumiem! Wspomnienia, pamiątki z chwil spędzonych z Violettą ukazują mi przeszłość, w ten sposób, mogę sobie wszystko przypomnieć! To.. to wspaniałe! Szczęśliwy usiadłem na kanapę, i nawet nie wiem kiedy odpłynąłem w głęboki sen..
*Ranek*
Obudziłem się w wyśmienitym humorze.Miałem nadzieję, że wszystko się ułoży. Wziąłem ubrania, poszedłem do łazienki, i wykonałem poranne czynności. Usiadłem wesoły na kanapie. Zadzwonił mój telefon. Połączenie od Marco.
-Halo?
-Cześć Leon. Posłuchaj musimy się spotkać. Możemy spotkać się w kawiarni?
-Tej na rogu, niedaleko szpitala?
-Tak.
-Lecę.
-Cześć.
Szedłem 10 minut, tak szybko jak tylko potrafiłem. Wszedłem do kawiarni i zobaczyłem siedzącego przy stoliku Marco. Przywitałem się i usiadłem przy stole.
-Słucham, coś ważnego?-Uśmiechnąłem się.
-Tak, rozmawialiśmy z specjalistami z innych dziedzin medycyny, musimy znaleźć jak najszybciej dawcę.
-Co?
-Co, co?
-Komu, dlaczego?
-No Violettcie..
-Co jej jest? Masz jakieś wieści?
-Wieści? Leon, co ty gadasz?
-Jak to?
-Violetta, ona przecież.. a zresztą mam kartę badań przy sobie.
Wyjął z czarnej torby, teczkę i podał mi ją do ręki. Nie byłem już wesoły, tylko zdezorientowany.
Otworzyłem ją i zobaczyłem kartę badań. Uważnie ją przeczytałem.
-Violetta Castillo..wynik..białaczka-Mruknąłem czytając.
Zerwałem się z krzesła.
-Co? Białaczka?-krzyknąłem.
-Tak, to też zapomniałeś?
-Ona jest chora!
- Tak Leon, potrzebny jest jej dawca, szpiku kostnego..inaczej..może..
-Tak wiem!
-Leon, to poważna sprawa!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto rozdział 32. Mam nadzieję że jest ok. :)
Szedłem 10 minut, tak szybko jak tylko potrafiłem. Wszedłem do kawiarni i zobaczyłem siedzącego przy stoliku Marco. Przywitałem się i usiadłem przy stole.
-Słucham, coś ważnego?-Uśmiechnąłem się.
-Tak, rozmawialiśmy z specjalistami z innych dziedzin medycyny, musimy znaleźć jak najszybciej dawcę.
-Co?
-Co, co?
-Komu, dlaczego?
-No Violettcie..
-Co jej jest? Masz jakieś wieści?
-Wieści? Leon, co ty gadasz?
-Jak to?
-Violetta, ona przecież.. a zresztą mam kartę badań przy sobie.
Wyjął z czarnej torby, teczkę i podał mi ją do ręki. Nie byłem już wesoły, tylko zdezorientowany.
Otworzyłem ją i zobaczyłem kartę badań. Uważnie ją przeczytałem.
-Violetta Castillo..wynik..białaczka-Mruknąłem czytając.
Zerwałem się z krzesła.
-Co? Białaczka?-krzyknąłem.
-Tak, to też zapomniałeś?
-Ona jest chora!
- Tak Leon, potrzebny jest jej dawca, szpiku kostnego..inaczej..może..
-Tak wiem!
-Leon, to poważna sprawa!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak oto rozdział 32. Mam nadzieję że jest ok. :)
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 31: Zapomnieć?
*Ludmila*
-Wstawaj kochanie.- Powiedziała delikatnym głosem.
-Violetta?
-Tak, coś się stało? Przeszkadzam Ci? Przepraszam, że Cię obudziłam, zaraz stąd pójdziemy jak chcesz.
-Pójdziemy?
-Tak, ja i Mia..
-Mia? Kto to?
Zaspanym wzrokiem spojrzałem dokładnie na Violę. W swoich ramionach tuliła małą kruszynkę, wyglądała jak laleczka.
-Nie pamiętasz?
-Oczywiście, że pamiętam..jak mógłby zapomnieć?- Uśmiechnąłem, się ale nie za bardzo wiedziałem o co chodzi.
Violetta spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.. Przysunęła się bardziej i razem z dzieckiem wtuliła się w mój tors.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też..
- Nie chciałam oddalić się od Ciebie, Diego niestety wykorzystał tą sytuację..
-Diego?
-Tak, nie pamiętasz? Przecież..on mnie porwał..
-Tak pamiętam.. y.. y.. wiesz nie wyspałem się..-Próbowałem uniknąć jej rozczarowania.
-Kocham Cię.
-Ja was też.
Przejąłem na swoje ramiona naszą córkę, wyglądała prześlicznie.. podobna do Violi, ale oczy..?
-Widzisz? Oczy ma po tobie.-Uśmiechnęła się i pocałowała Mię w czółko.
-Jest piękna, tak jak i ty.- Lekko musnąłem czerwone usta mojej ukochanej.
Lekko się zarumieniła. Brakowało mi jej ciepłego dotyku, i zmysłowych ust, właśnie jej.
-Leon, musimy już iść..
-Jak to? Gdzie?
-W nicość.. Żegnaj..
Wzięła dziecko i wyszła z domu.. Pobiegłem za nią, ale jej już nie było..to wszystko prysło.. jak bańka..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak prezentuje się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba.. Leoś i jego sny. <3
Miłego czytanka. :* Usunęłam kawałek rozdziału 31 który opublikowałam na początek,
potem skleiłam w całość z drugą częścią, bo tak jakoś miałam potem więcej weny.:D /Wika.
Byłam w drugim pokoju, gdy nagle usłyszałam jakiś hałas, brzęk.. jakby coś spadło.. i słyszałam płacz Violetty.. tak szybko jak tylko mogłam pobiegłam do pomieszczenia w którym była Viola. Płakała.. podeszłam do niej:
-Co się stało?
-Znowu dzwonił..
-Co zrobiłaś?
-Rozłączyłam się..
-I dobrze..
-Właśnie źle!
-Jak to?
-Nie chce mi się rozmawiać, nie mogę.. za dużo mnie to kosztuje..
-Rozumiem..
-Nie.. nikt mnie nie rozumie..
-Dobrze, lepiej będzie jak ochłoniesz..
-Dziękuję..
*Violetta*
Wyszłam z pokoju, błądziłam po całym "domu" o ile można nazwać to domem.. Weszłam do jakiegoś pokoju, zapaliłam światło.. wróciły mi wszystkie wspomnienia... tak tak to własnie w tym pokoju.. Diego.. on próbował.. eh.. nie ważne.. tak szybko.. jak tylko mogłam.. zamknęłam drzwi.. nie chciałam patrzeć na tamtą norę..
*Leon*
Nienawidzę całego świata.. powiedziałem co powiedziałem, i niech tak zostanie...
Odpaliłem laptopa..wszedłem na facebooka, by dowiedzieć się co słychać na świecie..miałem parę powiadomień.. kliknąłem na ikonkę i zobaczyłem, że parę osób skomentowało zdjęcie.. na mojej tablicy..
Kiedy w nie wszedłem zobaczyłem zdjęcie, na którym byłem ja i Violetta.. wyglądaliśmy na szczęśliwych.. bardzo szczęśliwych.. 1.229 like, i bardzo dużo komentarzy, kliknąłem na kolejne zdjęcia.. znowu ja i ona..kolejne, znowu ja i ona.. ciągle zdjęcia z nami.. w opisie zdjęć pisałem, jakie ja mam szczęście, że spotkałem Violettą, jak jesteśmy szczęśliwi..nie wytrzymałem.. z oczu poleciały mi łzy.. jak to wszystko, mógł spieprzyć ten cholerny wypadek? Jak? Zdenerwowany, wyłączyłem laptopa..chciałem pójść spać.. pomyśleć nad wszystkim..
lecz kawałek sznurka od bluzy wciął mi się w szufladę, siłą wyciągnąłem sznurek, przy czym otworzyłem szufladę, na jej dnie zauważyłem zdjęcie.. to było zdjęcie z USG, naszego dziecka mojego i Violetty.. małe ciałko, z przykulonymi rączkami i nóżkami, na sam widok zdjęcia uśmiechnąłem się..
W pewnym momencie, poczułem straszny ucisk w głowie, zamknąłem oczy, gdy je otworzyłem, widziałem chwilę gdy Violetta, dała mi to zdjęcie, powiedziała, że w tedy kiedy będę miał chwilę słabości, mam to odwrócić.. Obiecałem jej, że kiedy ta chwila nadejdzie tak zrobię.. byłem tam.. widziałem to.. jakbym cofnął się w przeszłości.. stałem obok i przyglądałem się wszystkiemu.. Wtedy, powróciłem do rzeczywistości. To była właśnie ta chwila by zobaczyć, co napisała na tyle.. Trzymałem zdjęcie w ręku, powoli je obróciłem, czytałem uważnie..
" Dziękuję Ci za wszystko,
na zawsze razem..
Tylko ty, ja
i nasza córeczka.
Kocham Cię <3"
Więc ja będę miał córkę.. ja.. ja będę miał córkę.. Wstałem z krzesła, i zacząłem skakać po pokoju.. chwyciłem telefon, i szczęśliwy miałem zadzwonić do Violetty.. jednak zdałem sobie sprawę, że "Leonetta" już nie istnieje.. ale zawsze będzie w moim sercu..
Gdy się już uspokoiłem, ogarnąłem, że, sentymentalne dla mnie rzeczy, przypominają mi chwilę, której nie pamiętam... Nie to bzdura.. to nie możliwe.. Byłem zbyt zmęczony tym wszystkim, chciałem zasnąć i odpocząć.. jak powiedziałem tak uczyniłem.. chwilę później padłem z zmęczenia, oddaliłem się do krainy snów.. Ktoś niestety musiał mnie obudzić..-Wstawaj kochanie.- Powiedziała delikatnym głosem.
-Violetta?
-Tak, coś się stało? Przeszkadzam Ci? Przepraszam, że Cię obudziłam, zaraz stąd pójdziemy jak chcesz.
-Pójdziemy?
-Tak, ja i Mia..
-Mia? Kto to?
Zaspanym wzrokiem spojrzałem dokładnie na Violę. W swoich ramionach tuliła małą kruszynkę, wyglądała jak laleczka.
-Nie pamiętasz?
-Oczywiście, że pamiętam..jak mógłby zapomnieć?- Uśmiechnąłem, się ale nie za bardzo wiedziałem o co chodzi.
Violetta spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.. Przysunęła się bardziej i razem z dzieckiem wtuliła się w mój tors.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też..
- Nie chciałam oddalić się od Ciebie, Diego niestety wykorzystał tą sytuację..
-Diego?
-Tak, nie pamiętasz? Przecież..on mnie porwał..
-Tak pamiętam.. y.. y.. wiesz nie wyspałem się..-Próbowałem uniknąć jej rozczarowania.
-Kocham Cię.
-Ja was też.
Przejąłem na swoje ramiona naszą córkę, wyglądała prześlicznie.. podobna do Violi, ale oczy..?
-Widzisz? Oczy ma po tobie.-Uśmiechnęła się i pocałowała Mię w czółko.
-Jest piękna, tak jak i ty.- Lekko musnąłem czerwone usta mojej ukochanej.
Lekko się zarumieniła. Brakowało mi jej ciepłego dotyku, i zmysłowych ust, właśnie jej.
-Leon, musimy już iść..
-Jak to? Gdzie?
-W nicość.. Żegnaj..
Wzięła dziecko i wyszła z domu.. Pobiegłem za nią, ale jej już nie było..to wszystko prysło.. jak bańka..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak prezentuje się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba.. Leoś i jego sny. <3
Miłego czytanka. :* Usunęłam kawałek rozdziału 31 który opublikowałam na początek,
potem skleiłam w całość z drugą częścią, bo tak jakoś miałam potem więcej weny.:D /Wika.
piątek, 13 czerwca 2014
Rozdział 30: Dla nikogo.
*Violetta*
Byłam głodna, zmęczona.. Siedziałam tam bardzo długo.. Myślałam, że tam umrę, po prostu nicość.
Ktoś otworzył drzwi.. Była to.. to ta blondynka.. przyszła z tacą, na której było jedzenie, nie rozumiałam tego, sama przecież wcisnęła mnie do tej "piwnicy" a teraz przychodzi..jakby nigdy nic?
-Cześć, pomyślałam, że może jesteś głodna.. więc przyniosłam Ci coś do jedzenia. Uśmiechnęła się do mnie.
-Nic od Ciebie nie chcę i nie wezmę, wynoś się stąd..
-Dobrze, chciałam po prostu żebyś coś zjadła, a ty mnie wyrzucasz stąd, cześć! -krzyknęła i spuściła głowę..
Miała już wychodzić, lecz zatrzymałam ją..
-Poczekaj..Przepraszam..Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ty przychodzisz mi z pomocą, a ja na Ciebie wrzeszczę.. przepraszam- Uśmiechnęłam się..
-Nic nie szkodzi..- Odwzajemniła uśmiech.
Usiadła obok mnie, i patrzyła z zaciekawieniem.
-Więc..ty pracujesz dla Diego?
-Tak, niestety tak..
-Pracujesz tu z własnej woli?
-Nie skądże.. on, on mnie zaszantażował..nie chcę o tym rozmawiać..
-Spokojnie rozumiem..
-Masz na imię Violetta tak?
-Tak.. Violetta Castillo, a ty?
- Ludmila Ferro.
-Wiesz mogę Cię o coś spytać?
-Tak, słucham..
-Czy ty, przypadkiem nie jesteś w ciąży?
-E e e.. nie.. skąd ten pomysł?
-No laska, już nie wkręcaj mi kitu.. wiem, że jesteś w ciąży..NIe widać, aż tak bardzo, ale ja poznam wszystko.
-No dobrze masz rację, ale proszę nie mów Diego, boję się co może zrobić, gdy się o tym dowie..
-To to dziecko nie jest jego?
-Zwariowałaś?
-O stara, ale się wkopałaś..
-Ej no aż taka stara to ja nie jestem..-Uśmiechnęłam się..
Musze przyznać, że fajna jest ta Ludmila, miałam ochotę się komuś wygadać, i to zrobiłam..
-No ale powiedz mi kto jest ojcem?
-Nie chcę o nim mówić..
-Rozumiem, zrobił dziecko a potem zostawił..
-Właśnie nie.. Po prostu, chce o nim zapomnieć, z własnej woli.. nie wiem dlaczego go zostawiłam.. ale musiałam.. No i gdyby nie nasza dzisiejsza kłótnia, zapewne nie byłoby mnie tu..
-Tak, Diego jest przebiegły..
-Leon.. on stracił pamięć w wypadku..
-I dlatego się rozstaliście?
-Mniej więcej..
-To zbieg okoliczności.. mój najlepszy przyjaciel ma na imię Leon, jest doktorem.. w BA. (Buenos Aires)
A właściwie były przyjaciel.. Od dłuższego czasu nie utrzymywałam z nim kontaktów.. no i tak nasza "przyjaźń" się rozpadła..
-Tak to dziwne.. Kiedy będę mogła stąd wyjść?
-Diego.. pojechał gdzieś, na jakieś spotkanie, wyjechał na 2 dni.. nikogo nie ma tutaj, więc chyba mogę Cię wypuścić..
-Lepiej nie, wpadniemy i będziesz miała przeze mnie kłopoty..
-Daj spokój, nikogo tu nie ma.. chodź.. - Pokazała ręką na drzwi..
Wyszłam z Lu, skierowałyśmy się do drugiego pokoju, nie było tam brzydko, ale ładnie też nie.
-To twój pokój.
-Ale ja nie chę tu być, ja chcę wrócić do domu!
-Nie mogę, wypuściłabym Cię ale nie mogę.
-Dobrze rozumiem.. Diego wróci za 2 dni?
-Tak, do tego czasu masz spokój..
-On wcale się nie zmienił.. prawda?
-Wiesz ostatnio, łazi.. jakiś dziwny.. cały czas chodzi w tą i we w tą, znam go, nigdy taki nie był..to na prawdę jest dziwne..
-A z resztą po co ja się pytam? Nie kocham go..
- Nie dziwię się..
Zadzwonił mój telefon.. Numer Prywatny, ciekawe kto to?
-Słucham?
-Violetta?
-Czego chcesz Leon?
-Gdzie ty jesteś? Martwię się o Ciebie.
-Tak na pewno, nie dzwoń już do mnie nigdy więcej!
-Violu posłuchaj..
W tym momencie z ręki wyrwała mi telefon Ludmiła, nie wiem o co jej chodzi.
-Jeśli chcesz, żeby Viola płakała, to jesteś w błędzie, ona już zapomniała o tobie, nie rozumiesz?!- Wrzasnęła do słuchawki.
-Co Cię to interesuje? Stop poczekaj. Lud..
Rozłączyła się.
-Co za głupek, ma jeszcze czelność do Ciebie dzwonić?
-Tupet..
-No widzisz!
-Ale tak na prawdę, to ja nie zapomniałam o nim..
-Tak wiem, przepraszam.. ale musiałam coś powiedzieć żeby się odczepił.
Podeszła i przytuliła mnie. Następnie uśmiechnęła się, ja odwzajemniłam uśmiech..Nie wierzę, że ktoś mnie rozumie..Fran ponownie, na jakiś czas wyjechała do Włoszech, teraz mam Lu. Nie wiem, jak ułożę sobie potem życie..bez..bez..Leona...
Po raz kolejny zadzwonił telefon, bł pokazany numer.. niestety, nie wiedziałam czyj on jest. Odebrałam:
-Halo?
-Violetta..
-Leon, posłuchaj mnie! Nie wiem, skąd bierzesz te wszystkie numery! Ale daj sobie spokój, nie rozumiesz?
-Nie nie rozumiem!
-Zostaw mnie, nie dzwoń, nie pisz, mam dosyć
-Masz mnie dosyć?
-Tak.
-Wiesz co?...Ja ja.. ja też mam Ciebie dosyć, jesteś egoistycznąm rozwydrzoną dziewuchą! Nie wiem jak, ja kiedyś mogłem Cię kochać.! Nie nawidzę Cię.!
W tym momencie, zaczęłam płakać, rozłączyłam się, i rzuciłam telefonem o ścianę. Teraz już wiem, że nie istnieję, już dla nikogo, jestem zwykłym śmieciem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że nie dodawałam tak długo rozdziału, szkoła i wogóle, wybaczcie mi. :* Wika.
Byłam głodna, zmęczona.. Siedziałam tam bardzo długo.. Myślałam, że tam umrę, po prostu nicość.
Ktoś otworzył drzwi.. Była to.. to ta blondynka.. przyszła z tacą, na której było jedzenie, nie rozumiałam tego, sama przecież wcisnęła mnie do tej "piwnicy" a teraz przychodzi..jakby nigdy nic?
-Cześć, pomyślałam, że może jesteś głodna.. więc przyniosłam Ci coś do jedzenia. Uśmiechnęła się do mnie.
-Nic od Ciebie nie chcę i nie wezmę, wynoś się stąd..
-Dobrze, chciałam po prostu żebyś coś zjadła, a ty mnie wyrzucasz stąd, cześć! -krzyknęła i spuściła głowę..
Miała już wychodzić, lecz zatrzymałam ją..
-Poczekaj..Przepraszam..Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ty przychodzisz mi z pomocą, a ja na Ciebie wrzeszczę.. przepraszam- Uśmiechnęłam się..
-Nic nie szkodzi..- Odwzajemniła uśmiech.
Usiadła obok mnie, i patrzyła z zaciekawieniem.
-Więc..ty pracujesz dla Diego?
-Tak, niestety tak..
-Pracujesz tu z własnej woli?
-Nie skądże.. on, on mnie zaszantażował..nie chcę o tym rozmawiać..
-Spokojnie rozumiem..
-Masz na imię Violetta tak?
-Tak.. Violetta Castillo, a ty?
- Ludmila Ferro.
-Wiesz mogę Cię o coś spytać?
-Tak, słucham..
-Czy ty, przypadkiem nie jesteś w ciąży?
-E e e.. nie.. skąd ten pomysł?
-No laska, już nie wkręcaj mi kitu.. wiem, że jesteś w ciąży..NIe widać, aż tak bardzo, ale ja poznam wszystko.
-No dobrze masz rację, ale proszę nie mów Diego, boję się co może zrobić, gdy się o tym dowie..
-To to dziecko nie jest jego?
-Zwariowałaś?
-O stara, ale się wkopałaś..
-Ej no aż taka stara to ja nie jestem..-Uśmiechnęłam się..
Musze przyznać, że fajna jest ta Ludmila, miałam ochotę się komuś wygadać, i to zrobiłam..
-No ale powiedz mi kto jest ojcem?
-Nie chcę o nim mówić..
-Rozumiem, zrobił dziecko a potem zostawił..
-Właśnie nie.. Po prostu, chce o nim zapomnieć, z własnej woli.. nie wiem dlaczego go zostawiłam.. ale musiałam.. No i gdyby nie nasza dzisiejsza kłótnia, zapewne nie byłoby mnie tu..
-Tak, Diego jest przebiegły..
-Leon.. on stracił pamięć w wypadku..
-I dlatego się rozstaliście?
-Mniej więcej..
-To zbieg okoliczności.. mój najlepszy przyjaciel ma na imię Leon, jest doktorem.. w BA. (Buenos Aires)
A właściwie były przyjaciel.. Od dłuższego czasu nie utrzymywałam z nim kontaktów.. no i tak nasza "przyjaźń" się rozpadła..
-Tak to dziwne.. Kiedy będę mogła stąd wyjść?
-Diego.. pojechał gdzieś, na jakieś spotkanie, wyjechał na 2 dni.. nikogo nie ma tutaj, więc chyba mogę Cię wypuścić..
-Lepiej nie, wpadniemy i będziesz miała przeze mnie kłopoty..
-Daj spokój, nikogo tu nie ma.. chodź.. - Pokazała ręką na drzwi..
Wyszłam z Lu, skierowałyśmy się do drugiego pokoju, nie było tam brzydko, ale ładnie też nie.
-To twój pokój.
-Ale ja nie chę tu być, ja chcę wrócić do domu!
-Nie mogę, wypuściłabym Cię ale nie mogę.
-Dobrze rozumiem.. Diego wróci za 2 dni?
-Tak, do tego czasu masz spokój..
-On wcale się nie zmienił.. prawda?
-Wiesz ostatnio, łazi.. jakiś dziwny.. cały czas chodzi w tą i we w tą, znam go, nigdy taki nie był..to na prawdę jest dziwne..
-A z resztą po co ja się pytam? Nie kocham go..
- Nie dziwię się..
Zadzwonił mój telefon.. Numer Prywatny, ciekawe kto to?
-Słucham?
-Violetta?
-Czego chcesz Leon?
-Gdzie ty jesteś? Martwię się o Ciebie.
-Tak na pewno, nie dzwoń już do mnie nigdy więcej!
-Violu posłuchaj..
W tym momencie z ręki wyrwała mi telefon Ludmiła, nie wiem o co jej chodzi.
-Jeśli chcesz, żeby Viola płakała, to jesteś w błędzie, ona już zapomniała o tobie, nie rozumiesz?!- Wrzasnęła do słuchawki.
-Co Cię to interesuje? Stop poczekaj. Lud..
Rozłączyła się.
-Co za głupek, ma jeszcze czelność do Ciebie dzwonić?
-Tupet..
-No widzisz!
-Ale tak na prawdę, to ja nie zapomniałam o nim..
-Tak wiem, przepraszam.. ale musiałam coś powiedzieć żeby się odczepił.
Podeszła i przytuliła mnie. Następnie uśmiechnęła się, ja odwzajemniłam uśmiech..Nie wierzę, że ktoś mnie rozumie..Fran ponownie, na jakiś czas wyjechała do Włoszech, teraz mam Lu. Nie wiem, jak ułożę sobie potem życie..bez..bez..Leona...
Po raz kolejny zadzwonił telefon, bł pokazany numer.. niestety, nie wiedziałam czyj on jest. Odebrałam:
-Halo?
-Violetta..
-Leon, posłuchaj mnie! Nie wiem, skąd bierzesz te wszystkie numery! Ale daj sobie spokój, nie rozumiesz?
-Nie nie rozumiem!
-Zostaw mnie, nie dzwoń, nie pisz, mam dosyć
-Masz mnie dosyć?
-Tak.
-Wiesz co?...Ja ja.. ja też mam Ciebie dosyć, jesteś egoistycznąm rozwydrzoną dziewuchą! Nie wiem jak, ja kiedyś mogłem Cię kochać.! Nie nawidzę Cię.!
W tym momencie, zaczęłam płakać, rozłączyłam się, i rzuciłam telefonem o ścianę. Teraz już wiem, że nie istnieję, już dla nikogo, jestem zwykłym śmieciem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że nie dodawałam tak długo rozdziału, szkoła i wogóle, wybaczcie mi. :* Wika.
środa, 4 czerwca 2014
Rozdział 29: Czułam, że tracę rozum.
*Violetta*
Nie STOP! Violetta co ty robisz? Opanuj się! Nie chciałam tego, ale jakoś tak..
*Leon*
To było niesamowite uczucie..do czasu..Gdy oderwaliśmy się od siebie..dostałem w twarz z liścia..
Dobrze wiedziałem za co.. nie dziwiłem jej się.. to działo się tak szybko..w jednym momencie, zaczęła pakować swoje walizki..
-Violetta, poczekaj..daj mi się wytłumaczyć..
-Nie, nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, tracisz tylko swój czas, zniknij z mojego życia..raz a na zawsze..
Próbowałem ją zatrzymać, jednak nie mogłem, wybiegła z płaczem..ona też ma prawo wybierać co dla niej dobre.. a właśnie ja byłem tym złem.. zostałem sam..w pustym domu, nie mam po co żyć.. nie pamiętam niczego.. dosłownie niczego.. czuję się zagubiony, jakbym był w obcym świecie..
*Violetta*
Wybiegłam załamana.. Nie wiem czemu, ale nienawidzę samej siebie, chciałabym cofnąć czas.. lecz nie mogę.. za późno na to wszystko.. nie dam rady.. to wszystko skończone, nigdy więcej.. Jestem jakaś nienormalna czy co? nienawidzę siebie, nienawidzę! Szłam z walizką, nie wiem gdzie.. weszłam w jakąś uliczkę.. nie mogłam powstrzymać płaczu.. W pewnej chwili.. podjechał do mnie czarny terenowy samochód z przyciemnionymi szybami.. Wyszli z niego jacyś faceci, było ich dwóch, trzech.. dobrze nie widziałam..zaczęli mnie szarpać..przed moimi oczyma ukazała się biała chusta.. ii... wiem tylko tyle, że straciłam przytomność.... Obudziłam się w jakimś czarnym pokoju, nie wiedziałam gdzie jestem, był to ułamek sekundy..było mi strasznie zimno, wstałam z jakiegoś łóżka, wokół mnie nie było nikogo.. przez drzwi wszedł.. tak to był on.. człowiek który zniszczył mi życie.. to nie był Leon.. niestety, to nie on.. był ktoś gorszy.. A kto? Diego...
-Witaj księżniczko..- uśmiechnął się do mnie.
-Odejdź ode mnie, zaraz zacznę wołać o pomoc..- Cofnęłam się do tyłu..
-Ciii.. tutaj nikt nie usłyszy twoich krzyków.. Tylko ja, a jeśli będzie mi to przeszkadzało.. uwierz skończy się to dla Ciebie źle..
-Co co mi zrobisz? Znowu będziesz chciał mnie zgwałcić? Nie będę tchórzem Diego, nie tym razem..
Na biurku leżała broń podbiegłam szybko do niego i ją chwyciłam
-Lepiej się odsuń bo strzelę do Ciebie!
-Nie odważysz się..-Zaśmiał się pod nosem..
-Pewny jesteś?-
Już chciałam nacisnąć za spust.. nie mogłam.. nie potrafiłabym nikogo zabić.. nikogo..nawet tego drania..
-Odłóż tą broń.. Chcesz powtórkę z naszego ostatniego spotkania? Verdasek znowu ma cierpieć? Tym razem nie będę się z nim pieprzył.. Kulka w łeb.. i tyle..
-Spróbuj tylko go tknąć..
- Nie wierzysz mi? Postradałaś rozum Violu..
-nie mów tak do mnie!
- Wiesz co? Ciekawe co by zrobił Verdasek, gdyby się dowiedział, że tu jesteś?
- Verdas już mnie nie obchodzi, nienawidzę go tak samo jak Ciebie. Smutne ale prawdziwe, prawda?
-Jeszcze zmienisz zdanie.. Zobaczysz, będziesz błagała na kolanach, żebym do Ciebie wrócił..
-Prędzej trafię do piekła, bo Cię zabiję , niż będę Cię przepraszała, nie mam za co..zmarnowałeś mi życie..
- Widzę, że trochę przytyłaś, to dlatego, że dużo jesz czy może pieprzyłaś się z Verdasem?
-Z nikim się nie pieprzyłam, co Cię to obchodzi?
-Dużo, bo nie zamierzam wychowywać z tobą bachora ..
-Ze mną? Chyba coś Ci się pomyliło, nie zamierzam tu zostać. Masz mnie stąd wypuścić!
-Nigdzie nie idziesz..
-Bo co?
- Lepiej Ci nie odpowiem, bo będziesz tego gorzko żałowała..
- Jesteś zwykłym śmieciem, potrafisz tylko niszczyć komuś życie..
-Jesteś nikim, wiesz?
-Tak wiem, przekonałam się o tym nie raz, myślałam, że jak ucieknę od Ciebie to będę szczęśliwa jednak..
Czuję się jak szmata.. nie ważna dla nikogo rozumiesz?
-Trzeba było ode mnie nie odchodzić.
- Myślisz, że każda panna którą gwałciłeś, miała potem szczęśliwe życie? Nie wydaje mi się..
-Stul pysk.
Podszedł do mnie i wyrwał mi pistolet z ręki.. lekko mnie przydusił.. nie mogłam złapać oddechu..
-Jeszcze raz powiesz coś takiego, a pożałujesz.. rozumiesz? Skończysz w piachu tak samo jak twoi starzy..
Wyszedł z pomieszczenia.. W tym momencie zrozumiałam, że to nie był zwykły wypadek.. to przez niego.. nie wiem co takiego zrobił.. ale to wszystko zaplanował... Po chwili do pokoju weszła jakaś blondynka..
-Musisz ze mną iść..
-Nigdzie nie idę!
- Uwierz mi, że to będzie dla Ciebie najlepsze..
-Nie chcę nigdzie iść, zostawcie mnie wszyscy w spokoju!
- Posłuchaj, wiem, że to dla Ciebie trudne, ale to skończy się źle dla nas obu..
-Gdzie chcesz mnie zaprowadzić?
-Nie mogę Ci powiedzieć..
-Nigdzie nie idę nie rozumiesz?
-Chodź!
Szarpnęła mnie i na siłę zaprowadziła do .. to była chyba piwnica..
-Przepraszam, ale muszę..
W jej oczach, zauważyłam łzę.. z pozoru wydawała się miła.. a pozory mylą..
Było tam strasznie ciemno i zimno.. byłam głodna.. śpiąca.. Nic tylko ciemność..
Spojrzałam w jeden kąt.. Zauważyłam tam.. tak to był Leon.. uśmiechnął się do mnie.. ucieszyłam się na jego widok.. Ale przecież to nie możliwe.. przetarłam oczy.. a go już nie było.. Czułam, że tracę rozum.. Wrzasnęłam tak głośno jak tylko mogłam : " Dlaczego ja?".. Wszystko runęło..
*Leon*
Dzwoniłem cały czas do Violetty.. Wyłączyła telefon.. boję się, że ją stracę.. na zawsze..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział, przepraszam za brzydkie słownictwo, ale musiałam. :)
Do wystawiania ocen.. do przyszłego piątku.. nie jestem pewna czy napiszę nowy rozdział
muszę popoprawiać oceny.. tak w ostatni tydzień. :D No ogółem widzicie co dzieje się
teraz pomiędzy wszystkimi bohaterami.. Ta blondynka.. kto to, tego dowiecie się w następnym
rozdziale.. A i szykuję dla was niespodziankę. :) To "coś" bardziej przybliży wam, to co
będzie działo się w następnych rozdziałach.. A ja już kończę bo się rozpisałam. Cześć. :)
Nie STOP! Violetta co ty robisz? Opanuj się! Nie chciałam tego, ale jakoś tak..
*Leon*
To było niesamowite uczucie..do czasu..Gdy oderwaliśmy się od siebie..dostałem w twarz z liścia..
Dobrze wiedziałem za co.. nie dziwiłem jej się.. to działo się tak szybko..w jednym momencie, zaczęła pakować swoje walizki..
-Violetta, poczekaj..daj mi się wytłumaczyć..
-Nie, nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, tracisz tylko swój czas, zniknij z mojego życia..raz a na zawsze..
Próbowałem ją zatrzymać, jednak nie mogłem, wybiegła z płaczem..ona też ma prawo wybierać co dla niej dobre.. a właśnie ja byłem tym złem.. zostałem sam..w pustym domu, nie mam po co żyć.. nie pamiętam niczego.. dosłownie niczego.. czuję się zagubiony, jakbym był w obcym świecie..
*Violetta*
Wybiegłam załamana.. Nie wiem czemu, ale nienawidzę samej siebie, chciałabym cofnąć czas.. lecz nie mogę.. za późno na to wszystko.. nie dam rady.. to wszystko skończone, nigdy więcej.. Jestem jakaś nienormalna czy co? nienawidzę siebie, nienawidzę! Szłam z walizką, nie wiem gdzie.. weszłam w jakąś uliczkę.. nie mogłam powstrzymać płaczu.. W pewnej chwili.. podjechał do mnie czarny terenowy samochód z przyciemnionymi szybami.. Wyszli z niego jacyś faceci, było ich dwóch, trzech.. dobrze nie widziałam..zaczęli mnie szarpać..przed moimi oczyma ukazała się biała chusta.. ii... wiem tylko tyle, że straciłam przytomność.... Obudziłam się w jakimś czarnym pokoju, nie wiedziałam gdzie jestem, był to ułamek sekundy..było mi strasznie zimno, wstałam z jakiegoś łóżka, wokół mnie nie było nikogo.. przez drzwi wszedł.. tak to był on.. człowiek który zniszczył mi życie.. to nie był Leon.. niestety, to nie on.. był ktoś gorszy.. A kto? Diego...
-Witaj księżniczko..- uśmiechnął się do mnie.
-Odejdź ode mnie, zaraz zacznę wołać o pomoc..- Cofnęłam się do tyłu..
-Ciii.. tutaj nikt nie usłyszy twoich krzyków.. Tylko ja, a jeśli będzie mi to przeszkadzało.. uwierz skończy się to dla Ciebie źle..
-Co co mi zrobisz? Znowu będziesz chciał mnie zgwałcić? Nie będę tchórzem Diego, nie tym razem..
Na biurku leżała broń podbiegłam szybko do niego i ją chwyciłam
-Lepiej się odsuń bo strzelę do Ciebie!
-Nie odważysz się..-Zaśmiał się pod nosem..
-Pewny jesteś?-
Już chciałam nacisnąć za spust.. nie mogłam.. nie potrafiłabym nikogo zabić.. nikogo..nawet tego drania..
-Odłóż tą broń.. Chcesz powtórkę z naszego ostatniego spotkania? Verdasek znowu ma cierpieć? Tym razem nie będę się z nim pieprzył.. Kulka w łeb.. i tyle..
-Spróbuj tylko go tknąć..
- Nie wierzysz mi? Postradałaś rozum Violu..
-nie mów tak do mnie!
- Wiesz co? Ciekawe co by zrobił Verdasek, gdyby się dowiedział, że tu jesteś?
- Verdas już mnie nie obchodzi, nienawidzę go tak samo jak Ciebie. Smutne ale prawdziwe, prawda?
-Jeszcze zmienisz zdanie.. Zobaczysz, będziesz błagała na kolanach, żebym do Ciebie wrócił..
-Prędzej trafię do piekła, bo Cię zabiję , niż będę Cię przepraszała, nie mam za co..zmarnowałeś mi życie..
- Widzę, że trochę przytyłaś, to dlatego, że dużo jesz czy może pieprzyłaś się z Verdasem?
-Z nikim się nie pieprzyłam, co Cię to obchodzi?
-Dużo, bo nie zamierzam wychowywać z tobą bachora ..
-Ze mną? Chyba coś Ci się pomyliło, nie zamierzam tu zostać. Masz mnie stąd wypuścić!
-Nigdzie nie idziesz..
-Bo co?
- Lepiej Ci nie odpowiem, bo będziesz tego gorzko żałowała..
- Jesteś zwykłym śmieciem, potrafisz tylko niszczyć komuś życie..
-Jesteś nikim, wiesz?
-Tak wiem, przekonałam się o tym nie raz, myślałam, że jak ucieknę od Ciebie to będę szczęśliwa jednak..
Czuję się jak szmata.. nie ważna dla nikogo rozumiesz?
-Trzeba było ode mnie nie odchodzić.
- Myślisz, że każda panna którą gwałciłeś, miała potem szczęśliwe życie? Nie wydaje mi się..
-Stul pysk.
Podszedł do mnie i wyrwał mi pistolet z ręki.. lekko mnie przydusił.. nie mogłam złapać oddechu..
-Jeszcze raz powiesz coś takiego, a pożałujesz.. rozumiesz? Skończysz w piachu tak samo jak twoi starzy..
Wyszedł z pomieszczenia.. W tym momencie zrozumiałam, że to nie był zwykły wypadek.. to przez niego.. nie wiem co takiego zrobił.. ale to wszystko zaplanował... Po chwili do pokoju weszła jakaś blondynka..
-Musisz ze mną iść..
-Nigdzie nie idę!
- Uwierz mi, że to będzie dla Ciebie najlepsze..
-Nie chcę nigdzie iść, zostawcie mnie wszyscy w spokoju!
- Posłuchaj, wiem, że to dla Ciebie trudne, ale to skończy się źle dla nas obu..
-Gdzie chcesz mnie zaprowadzić?
-Nie mogę Ci powiedzieć..
-Nigdzie nie idę nie rozumiesz?
-Chodź!
Szarpnęła mnie i na siłę zaprowadziła do .. to była chyba piwnica..
-Przepraszam, ale muszę..
W jej oczach, zauważyłam łzę.. z pozoru wydawała się miła.. a pozory mylą..
Było tam strasznie ciemno i zimno.. byłam głodna.. śpiąca.. Nic tylko ciemność..
Spojrzałam w jeden kąt.. Zauważyłam tam.. tak to był Leon.. uśmiechnął się do mnie.. ucieszyłam się na jego widok.. Ale przecież to nie możliwe.. przetarłam oczy.. a go już nie było.. Czułam, że tracę rozum.. Wrzasnęłam tak głośno jak tylko mogłam : " Dlaczego ja?".. Wszystko runęło..
*Leon*
Dzwoniłem cały czas do Violetty.. Wyłączyła telefon.. boję się, że ją stracę.. na zawsze..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział, przepraszam za brzydkie słownictwo, ale musiałam. :)
Do wystawiania ocen.. do przyszłego piątku.. nie jestem pewna czy napiszę nowy rozdział
muszę popoprawiać oceny.. tak w ostatni tydzień. :D No ogółem widzicie co dzieje się
teraz pomiędzy wszystkimi bohaterami.. Ta blondynka.. kto to, tego dowiecie się w następnym
rozdziale.. A i szykuję dla was niespodziankę. :) To "coś" bardziej przybliży wam, to co
będzie działo się w następnych rozdziałach.. A ja już kończę bo się rozpisałam. Cześć. :)
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział28 :Nie unikaj mnie.
*Leon*
-Mam taką jedną głupią prośbę..
-Słucham?
-Wiem, że to raczej facet powinien spytać się o to kobietę, ale.. czy mogłabyś odprowadzić mnie do domu?
Szeroko się do niej uśmiechnąłem, ona rechotała pod nosem, chciałem jakoś poprawić jej humor.. No ale, przecież musiałem o to spytać, bo nie wiem gdzie mieszkam.
-Tak odprowadzę Cię do domu, tylko powiedz mi gdzie mieszkasz.
No i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Razem z Violettą ruszyliśmy w stronę domu. Doszliśmy powolnym krokiem, pod jakiś domek, na tabliczce było "Państwo Verdas", wiedziałem już że to nasz dom..:
-Dobra Leon, odprowadziłam Cię do twojego domu, a jeśli mi pozwolisz to pójdę po walizki, żeby się spakować.
-Ale dlaczego?
-Co?
-Dlaczego idziesz się pakować?
-Nie utrudniaj tego Leon, spakuję się i zamieszkam z Fran, na jakiś czas..
-Ale nie możesz zostawić mnie samemu..
-Dasz sobie radę, nie jesteś małym dzieckiem..A zresztą masz przecież, mój numer telefonu..
-Tak, a możesz mi powiedzieć jak zapisałem Cię w kontaktach? No bo wiesz..ja nic nie kumam..
-Nie wiem tego nigdy nie chciałeś mi powiedzieć..
-Jakoś dam sobie radę..Czyli musisz iść?
-Tak, muszę..
-Proszę, nie idź..Ja nie chcę być sam..
-Leon, powiedziałam Ci coś..
-Ale ja zrobię wszystko, wszystko wszystko, będę mógł spać nawet na kanapie tylko nie idź proszę..
-Leon!
-Bez żadnego ale idziesz ze mną i koniec!
Wziąłem ją na ręce i wszedłem do domu, następnie puściłem ją na nogi, zamknąłem drzwi na kluch po czy schowałem je.
-Nie możesz trzymać mnie w zamknięciu.
-Nie? O popatrz! -Zaśmiałem się szatańsko.
-Ugh, niestety uparty zostaniesz chyba już na zawsze.
-No trudno, taki już jestem.
-Hahaha bardzo śmieszne.-Powiedziała Ironicznie.
*Violetta*
On chyba nie rozumie jak bardzo mnie to boli, miałam zacząć wszystko od początku, widać chyba nikt tego nie chce.. Byłam strasznie zmęczona.. Więc poszłam się wykąpać. Nalałam wodę do wanny, wlałam płyn do kąpieli, i poszłam po szlafrok. Gdy już wróciłam, zdjęłam ubrania i weszłam do wanny, nie wiem dlaczego ale czułam się tak jakoś nieswojo..Musiałam odpocząć, odizolować się od świata..Nie obchodziło mnie teraz nic, tylko to, że mam chwilę spokoju.
*Leon*
Szukałem Violetty po całym domu, pomyślałem, że może uciekła przez okno, no ale bez przesady zboczeńcem żadnym nie jestem, została mi łazienka wszedłem do niej i..zobaczyłem nagą Violettę, nie wiem co strzeliło mi do głowy, przecież mogłem zapukać. Odwróciłem się nie pewnie, mimo jej zaokrąglonego brzucha jej ciało wyglądało pięknie :
-Yyy.. Przepraszam..
-Leon, nic się nie stało, mogłeś zapukać.
-Nie, to moja wina, przepraszam..
Wyszedłem z łazienki, nie wiem czy przeszkodziło jej to czy nie, że ją zobaczyłem, no ale przecież tak jakby "dawny Leon" widział już jej nagie ciało.. Zszedłem na dół by zrobić nam herbatę, i kolację. Gdy jedzenie było już zrobione Violetta wyszła z łazienki, i przyszła do kuchni.:
-Przepraszam jeszcze raz.
-Nic się nie stało.-Uśmiechnęła się do mnie.
-Jak się czujesz?
-W sensie?
-Jak się czujecie, ty i dziecko.
-Dobrze, bardzo dobrze.
-Zrobiłem kolację jesteś głodna?
-Nie zaprzeczę i nie odmówię.
Razem z nią usiadłem przy stoliku, jedliśmy w ciszy, co jakiś czas zerkałem na nią, nie mogłem się powstrzymać. Gdy zjedliśmy posiłek wsadziłem naczynia do zmywarki, usłyszałem od Violetty słowa "dziękuję", następnie wyszła z pomieszczenia. Nie wiem czemu ale tak jakoś ciekawiło mnie, co robi, jak się zachowuje.. Poszła do sypialni, łaziłem za nią jak głupi, jakbym był w jakimś transie.
-Mogę się Ciebie spytać, dlaczego cały czas chodzisz za mną?
-Tak jakoś..
-Aha..
Miała już wychodzić, ale złapałem ją za nadgarstek.
-Nie unikaj mnie, proszę.
-Nie unikam Cię.
Swoją dłonią lekko podniosłem jej pod brudek, by patrzyła w moje oczy.
-Brzydzisz się mną?
-Dlaczego?
-Dlatego, że nic nie pamiętam..
-Nie, dlaczego miałabym?
-Powiedz mi, nawet jeśli nie jestem tym samym Leonem co kiedyś, powiedz co do mnie czujesz?
-Jesteś tym samym Leonem.
-Proszę Odpowiedz.
Po chwili patrzenia w swoje oczy:
-Kocham Cię , Leon.
Ona przyciąga mnie jak magnez, w pewnym momencie pocałowałem ją namiętnie. Czułem się niesamowicie, niby nigdy, ale ~jednak ponownie mogłem poczuć smak jej ust.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podobał. :) /Wika. :*
-No trudno, taki już jestem.
-Hahaha bardzo śmieszne.-Powiedziała Ironicznie.
*Violetta*
On chyba nie rozumie jak bardzo mnie to boli, miałam zacząć wszystko od początku, widać chyba nikt tego nie chce.. Byłam strasznie zmęczona.. Więc poszłam się wykąpać. Nalałam wodę do wanny, wlałam płyn do kąpieli, i poszłam po szlafrok. Gdy już wróciłam, zdjęłam ubrania i weszłam do wanny, nie wiem dlaczego ale czułam się tak jakoś nieswojo..Musiałam odpocząć, odizolować się od świata..Nie obchodziło mnie teraz nic, tylko to, że mam chwilę spokoju.
*Leon*
Szukałem Violetty po całym domu, pomyślałem, że może uciekła przez okno, no ale bez przesady zboczeńcem żadnym nie jestem, została mi łazienka wszedłem do niej i..zobaczyłem nagą Violettę, nie wiem co strzeliło mi do głowy, przecież mogłem zapukać. Odwróciłem się nie pewnie, mimo jej zaokrąglonego brzucha jej ciało wyglądało pięknie :
-Yyy.. Przepraszam..
-Leon, nic się nie stało, mogłeś zapukać.
-Nie, to moja wina, przepraszam..
Wyszedłem z łazienki, nie wiem czy przeszkodziło jej to czy nie, że ją zobaczyłem, no ale przecież tak jakby "dawny Leon" widział już jej nagie ciało.. Zszedłem na dół by zrobić nam herbatę, i kolację. Gdy jedzenie było już zrobione Violetta wyszła z łazienki, i przyszła do kuchni.:
-Przepraszam jeszcze raz.
-Nic się nie stało.-Uśmiechnęła się do mnie.
-Jak się czujesz?
-W sensie?
-Jak się czujecie, ty i dziecko.
-Dobrze, bardzo dobrze.
-Zrobiłem kolację jesteś głodna?
-Nie zaprzeczę i nie odmówię.
Razem z nią usiadłem przy stoliku, jedliśmy w ciszy, co jakiś czas zerkałem na nią, nie mogłem się powstrzymać. Gdy zjedliśmy posiłek wsadziłem naczynia do zmywarki, usłyszałem od Violetty słowa "dziękuję", następnie wyszła z pomieszczenia. Nie wiem czemu ale tak jakoś ciekawiło mnie, co robi, jak się zachowuje.. Poszła do sypialni, łaziłem za nią jak głupi, jakbym był w jakimś transie.
-Mogę się Ciebie spytać, dlaczego cały czas chodzisz za mną?
-Tak jakoś..
-Aha..
Miała już wychodzić, ale złapałem ją za nadgarstek.
-Nie unikaj mnie, proszę.
-Nie unikam Cię.
Swoją dłonią lekko podniosłem jej pod brudek, by patrzyła w moje oczy.
-Brzydzisz się mną?
-Dlaczego?
-Dlatego, że nic nie pamiętam..
-Nie, dlaczego miałabym?
-Powiedz mi, nawet jeśli nie jestem tym samym Leonem co kiedyś, powiedz co do mnie czujesz?
-Jesteś tym samym Leonem.
-Proszę Odpowiedz.
Po chwili patrzenia w swoje oczy:
-Kocham Cię , Leon.
Ona przyciąga mnie jak magnez, w pewnym momencie pocałowałem ją namiętnie. Czułem się niesamowicie, niby nigdy, ale ~jednak ponownie mogłem poczuć smak jej ust.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podobał. :) /Wika. :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)