poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 8:Mokry pudel. :D

*Violetta*
Mimo całej tej zaistniałej wcześniej sytuacji, przez resztę wieczora można powiedzieć, że "promieniowałam .
Angie i Pablo wrócili do domu. Kobieta poszła i poszła położyć małą do spania. Pablo zaś na dole oglądał Galileo, następnie dołączyła do niego Angie. Wiem, że mojej "mamie" mogę wszystko powiedzieć, co mnie gryzie. Za to właśnie ją kocham, mimo to, ze nie ma już mojej prawdziwej mamy Angie zastępuje mi ją w stu procentach. Jednak.. teraz, nie potrafiłam wyrzucić jej wszystkiego z siebie, porozmawiać. Usiadłam wygodnie na łóżku, chwyciłam moją czarną lśniącą gitarę, wzięłam mój "magiczny" pamiętnik, i poddałam się wodzu fantazji, stworzyłam piosenkę, Ona.. odzwierciedlała moje uczucie.. które czułam właśnie w tamtym momencie.. "Te Creo" Tak właśnie brzmiały pierwsze słowa refrenu, tak jak i tytuł tej piosenki.. Ale.. nie mówmy o kim to jest... grałam i śpiewałam równocześnie na gitarze, trochę ciszej, by nie obudzić dzieciny która spała na dole. Uchyliły się drzwi od mojego pokoju, przestałam grać, w progu ujrzałam uśmiechniętą Angie.
-Cześć księżniczko. Co tam komponujesz. -podeszła i usiadła obok mnie.
-Piosenkę.
-O piosenkę, a o czym? 
-A.. sama nie wiem..
-Pokaż co tam masz.
Wzięła pamiętnik i zaczęła po cichu mamrotać tekst piosenki pod nosem.
-Jest piękna.-uśmiechnęła się.
-Dziękuję.-odwzajemniłam uśmiech.
-Do jakiego szczęściarza, należy twoje serce? Co?- śmiesznie ruszała brwiami. 
-Do nikogo..-zwiesiłam wzrok.
-Violu znam Cię. I wiem, że ta piosenka nie jest od tak.
-Skąd to wiesz?
-Bo znam Cię bardzo dobrze, przede mną nic nie ukryjesz. No mów, nie wstydź się..
- To wszystko jest takie trudne..  No bo Le.. Le..
-Wyduś to z siebie..
-Ugh.. Podoba mi się Leon..
-Violu powiedziałaś to..
-Boże ja to powiedziałam..- zasłoniłam usta swoimi dłońmi. 
-To było tak trudno powiedzieć? Leon.. który to?
-Eeee.. nie ważne..
-No powiedz.. 
-No dobrze.. Leon Verdas.. wzięłam poduszkę i zaczęłam walić się nią w głowę.. 
Panie Boże jaka ja jestem głupia, no i na co mi to było..? Haha.. ja nie wcale.. on mi się nie podoba.. pff..
-Violu stój poczekaj, odłóż tą poduszkę.. Verdas? 
-Tak..-zrobiłam smutną minę.
-Przecież to jest syn moich przyjaciół u których dzisiaj byliśmy z Pablo.
-Naprawdę? 
-Tak, to świetny chłopak, z resztą bardzo utalentowany muzycznie. Ale co jest pomiędzy wami.?
-W jakim sensie?
-No.. przyjaźń..lub coś.. więcej..
- No jesteśmy przyjaciółmi.. Nawet był tutaj dzisiaj..
-Serio?
-Tak..
-Iii?
-No.. i.. dzisiaj prawie..
-No co co prawie?
-No prawie się pocałowaliśmy..
-Jak to prawie?
-No bo, ja .. powiedziałam że nie możemy..
-Dlaczego?
-Bo ma dziewczynę..
-Rozumiem.. a ty nie chciałaś mieć potem problemów..
-Tak, a zwłaszcza, że ta dziewczyna jest zbyt upierdliwa..
-No cóż Violu, tak w życiu już jest. A jak myślisz, on coś czuje do Ciebie?
-To znaczy.. on mnie prawie pocałował..
-Ewidentnie jest w tobie zakochany.
-We mnie? Na pewno nie.. nikt nie chciałby być z "Violettą" dziewczyną, która jest okropnie brzydka.
-Nie mów tak, jesteś śliczna, a ja Ci mówię, że on coś do Ciebie czuje..
-No nie wiem..
-Ale ja wiem..
-Ugh..
-A teraz odkładaj te sprzęty bo rano do szkoły. Kolorowych. -Dostałam całusa w czoło.
-Dobranoc. 
Przykryłam się kołdra i myślałam o tym co powiedziała mi Angie.. czy to może być prawdą? No bo przecież bez powodu.. nie doszłoby do tego.. sama nie wiem.. z setkami myśli w głowie udało mi się zasnąć.
*Następnego dnia rano*
Wstałam dość wcześnie. Nie miałam humoru, byłam zła na wszystko. Wygramoliłam się z łóżka, i ustałam na zimne panele w moim pokoju. Podeszłam do okna by zobaczyć jaka dzisiaj jest  pogoda, podniosłam roletę w górę. Zarąbiście , padał deszcz. Zrezygnowana założyłam kapcie i ruszyłam do łazienki. Umyłam twarz, oraz zęby. Następnie weszłam do kabiny prysznicowej. Otworzyłam kokosowy balsam i delikatnie nacierałam go na swoją skórę. Spłukałam z siebie pianą, wytarłam się ręcznikiem, po czym ubrałam wcześniej przygotowane ubranie. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia, i ruszyłam w stronę kuchni. Na stole jak co dzień czekała na mnie karteczka. 
 "Violu, śniadanko masz w lodówce. Wystarczy włożyć do mikrofalówki. Udanych łowów na Leosia. Smacznego. :) "
Na sama myśl o tym uśmiechnęłam się sama do siebie, ale to nie zmienia faktu, że dzisiaj jestem nadal w złym humorze. 
Otworzyłam lodówkę, i wyjęłam naczynie na którym było podane jedzenie. Mianowicie, spaghetti. Oblizałam usta, wzięłam sztućce i przystąpiłam do skonsumowania posiłku. Gdy byłam już najedzona. Poszłam po torebkę, i założyłam buty. Na szczęście książki miałam w szafce szkolnej, bo nie chciałoby mi się targać ich w plecaku. Chwyciłam jeszcze małą czarną parasolkę, wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz. Rozłożyłam parasolkę, i przeskakiwałam tylko przez wiele kałuż napotkanych na chodniku.  Zaczęło padać nawet mocniej, gdzie nigdzie słyszałam tylko grzmoty. "Super burza"- pomyślałam. Zaczęłam biec szybko, szybciej, jak tylko potrafiłam. W pewnym momencie, poślizgnęłam się i wylądowałam z tym wszystkim na chodniku. 
-Ałł..-wysyczałam przez zęby. 
Powoli spróbowałam się podnieść, niestety na marne. Coś stało mi się z kostką strasznie bolała, co uniemożliwiło mi ustanie na równe nogi. Za moimi plecami usłyszałam czyiś śmiech. Następnie poczułam jak ktoś pomaga mi wstać. Obróciłam się, ujrzałam Leona z uśmiechem od ucha do ucha. Mi niestety do śmiechu wtedy nie było.
-Nic Ci nie jest.?-spytał przy tym z lekkim śmiechem.
-Bardzo śmieszne, mi jakoś nie chce się śmiać. -Spiorunowałam go wzrokiem
-Może Cię podwieźć? Nie będziesz przecież szła w taką ulewę -spytał marszcząc przy tym brwi.
-Nie dzięki dam sobie radę.
-Nalegam.-Powiedziałam już, że nie chcę niczyjej pomocy.- zaczęłam mu tłumaczyć krzycząc przy tym.
-Okej, widzę, że ktoś wstał tu lewą nogą.- uniósł ręce w geście obronnym.
Podniosłam rzeczy z chodnika, gdy się obróciłam go już nie było. Typowy facet, wtedy jak jest Ci potrzebny to go nie ma. (teraz pewnie myślicie, czemu ona tak mówi skoro chciał jej pomóc, no cóż to logika kobiety. :D) No i co, że chciał mi pomóc? Może ja celowo się wywaliłam? Nie znoszę deszczu! Próbowałam jakoś powoli iść, ale ból kostki nie ustawał. Miałam wrażenie jakby ktoś za mną stał. Obróciłam się .. Leon.. tak znowu on ;-;. 
-Co się stało? Dlaczego nie idziesz?
-Kostka boli, bardzo.-Powiedziałam przez łzy.
To cholerstwo strasznie bolało, chyba nigdy nie czułam takiego bólu. Nawet poruszyć ją nie mogłam.
- Pytam się jeszcze raz, wsiądziesz ze mną do tego auta czy nie? 
-Nie.
-No dobrze. - widziałam jak odchodził do swojego samochodu.
-Super! Najlepiej jest zostawić obolałą dziewczynę samą na chodniku tak?!- Krzyczałam gdy odchodził.
Mimo mojego zdziwieniu, włożył kluczyki do drzwi, i zamknął samochód. Następnie podszedł do mnie.
-No i co ja mam z tobą zrobić?
-Nic, idź sobie.. - zarzuciłam ręce na klatkę piersiową.
-Nigdzie nie idę.
-A to niby dlaczego?
-Bo nie zostawię Cię tu samej.
-Idź sobie, dam radę. 
-Nie dasz rady.
-Dam!-odpowiedziałam pewna siebie.-o popatrz.- szłam powoli przed siebie, kiedy ponownie poczułam silny ucisk w kostce. Chyba nigdy tak nie lało. No nie.  Tak, moje ciało znowu chciało przywitać się z cegłami. Z myślą, że podłoga znowu będzie przy mnie, ktoś złapał mnie w ostatnim momencie. Poczułam ciepłe ręce na moich biodrach, i udach. ^^ Na szczęście nie byłam blisko podłogi, byłam lekko przechylona w dół. Spojrzałam w górę, nie był to nikt inny, jak przystojny zielonooki mężczyzna, który jakimś sposobem skradł mi serce.
 -Powiedziałam, że dam sobie  radę nie jestem kaleką Leon.
-Nie? Przed chwilą tak wyglądało.
-Typowy facet.
-To znaczy?
- Nigdy nie słucha kobiety.
Jakimś sposobem udało mi się wygramolić z jego rąk. Wzięłam parasolkę z chodnika i ruszyłam przed siebie. Nie wytrzymałam, to tak bolało, że łzy poleciały mi z oczu.
-Na co czekasz?
-Co?
-No pomóż mi.- mówiłam przez płacz.
-Przed chwilę mówiłaś co innego.
-Dobrze to ty sobie stój i patrz jak ja cierpię.-powiedziałam zła.
Szłam przed siebie. W pewnym momencie poczułam ponownie czyjeś ręce na biodrach.
Super, nie chciał mi pomóc  i teraz mu się o mnie przypomniało.
Facet wziął mnie na ręce, zarąbiście no. ;-; dosłownie jakbym kaleką była.
-Puść mnie.-wysyczałam.
-Nie.
-Powiedziałam Ci coś.
-No to sobie mów. Jakbym Cię puścił, to nie doszłabyś do szkoły w pięć godzin. A i tak jesteśmy spóźnieni na pierwszą lekcję.
-I niby to teraz moja wina?
-Tak twoja.
-Foch!
Tak nie zamierzałam się do niego odzywać. Nie patrzyłam nawet na niego, a do szkoły jest jeszcze dobry kawałek, a niech się namęczy. Po to są faceci.
-Powiesz coś może?
Nie odpowiedziałam.
-Dlaczego nic nie mówisz?
-Bo mnie nie posłuchałeś.
-Raz kazałaś mi, pomóc tobie, a raz mówiłaś, że mam Cię zostawić.
-No i dobrze.
-Co dobrze? Dlaczego masz taki humor dzisiaj? Gorzej niż Stephania gdy makijaż jej się nie uda.
-Teraz porównujesz mnie do tej blondi? Ja a twoja Stephie to inna historia.
-Tak, dwa różne światy.
-Kolego.
-Czego?
-Nie czego tylko słucham.-poprawiłam go.
-Nie mów słucham bo Cię wyrucham.- pokazał mi język.
-Palant. -walnęłam go w czoło.
-Ej bo mi fryzurę zepsujesz.-zrobił kwaśną minę.-A tak na serio, to o co chodzi?
-Jestem cała mokra. Jakbyś mnie postawił wcześniej, to bym nie była, bo szłabym pod parasolem.
-No i co ja mam teraz zrobić?
-Nie wiem, a co mnie to obchodzi, to twój interes żebym sucha była.
-Co mam podmuchać na Ciebie, żebyś sucha była?
-Tak-powiedziałam stanowczo.
Zaczął na mnie chuchać, powalony czy jak?
-Nie mówiłam tego seryjnie!
-No to zdecyduj się czego chcesz.
-Nie chcę być mokra, pasuje?
-Wyglądasz jak oklapły pudel.
-W tyłek się pocałuj.
-Szkoda, że nie dosięgam.- przedrzeźniał mnie.
-Nie obchodzi mnie to. Szybciej bo na kolejną lekcję się spóźnimy.-powiedziałam stanowczo.
-No wybacz, że patyczaka trzymam na rękach.
-Sugerujesz mi, że jestem gruba?
-Czy ja coś takiego powiedziałem?
-Nie, ale pomyślałeś.
-Skąd wiesz o czym ja myślę?
-Kobieca inteligencja, wy faceci jesteście tacy przewidywalni.
-Odezwała się kobieta, która sama nie wie czego chce.
Tak, nie popuściłam mu tego. Zamachnęłam się torebką, i walnęłam ją mu w głowę.
-Zaraz będziesz leżała na trawie.
-Ta jasne.
-Oblałem Cię wtedy wężem ogrodowym, to równie dobrze mogę Cię położyć na trawie, tam gdzie jest błoto.
-W kulki lecisz skarbie.-powiedziałam z chytrym śmiechem, bawiąc się przy tym jego grzywką.
- Możesz przestać?
-A co ja Ci takiego robię?Nie dość, że pozwoliłam Ci nieść mnie na rekach, bo błagałeś mnie na kolanach to jeszcze teraz mówisz mi co mam robić.
-Jesteś niemożliwa.
-Tak, bo Violetta jest tylko jedna.-ponownie przystąpiłam do bawienia się jego grzywką.
-Złaź, jesteśmy już przed szkołą.
-Zwariowałeś? Wyglądam jak mokry pudel.
-No przecież Ci mówiłem.
Ostrożnie postawił mnie na schodkach, do drzwi szkoły.
-Idziemy?-spytał.
-Tak, pójdziemy, ale najpierw muszę się ogarnąć. Poczekaj na mnie przed damską.
-Co?  Długo będziesz tam siedziała?
-Może?
No to idź.
-Przecież sama nie dam sobie rady. No pomóż mi.
Objęłam jego szyję swoją ręką, a on przytrzymywał mnie w pasie.  Podeszłam do mojej szafki, i wyjęłam z niej ubrania.
-Trzymasz ciuchy na zapas?
-Pozorny zawsze ubezpieczony.-powiedziałam
Weszłam do łazienki, i przebrałam się w ciuchy. Gdy z niej wyszłam, Leon siedział na ławce, i ręką podpierał swoją głowę.
-Dłużej nie mogłaś?
-Nie.-westchnęłam-nie wejdę po schodach.-rzuciłam.
-Znowu mam Cię zanieść?
-Tak.
-No chyba nie.
-Okej, dobra skoro mówisz, że jestem gruba, niech Ci będzie sama sobie poradzę
Kulejąc złapałam się za poręcz od schodów, i skakałam co jeden schodek.
-Wyglądasz jak królik.
-Dzięki cieniasie.
-Nie jestem cieniasem.
-jesteś bo nie chciałeś mi pomóc.
-niosłem cię przez całą drogę.
-no i powinieneś dłużej.
Weszłam po schodach, niepewnie zapukałam do środka, i weszłam do sali. Zamykając przy tym drzwi przed nosem Verdasowi. Oczywiście nauczycielka miała do nas wyrzuty, ale jakoś nie przejmowałam się tym.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak własnie o ile dotrwaliście, to przeczytaliście kolejny rozdział. Same wypociny wiem.
I ten magiczny sposób, na to, że Viola ma suche ubrania. :D Do następnego rozdziału, który
będzie równie dobrze dupny jak ten. Pozdrawiam. /Wika. :)


5 komentarzy:

  1. Hahaha Viola i jej humorki.
    Nie no dobre to było. A i nie masz racji co do tego rozdziału jest mega śmieszny i cudowny. Teraz leżę w łóżku wszyscy w domu śpią a ja śmieje się jak idiota. Czekam na next. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mów tak! TO NIE WYPOCINY TO WSPANIAŁY TALENT ! I NEXT NA PEWNO NIE BEDZE DO DUPY BO TWOJE ROZDZIALY SA GENIALNE TAK JAK JUŻ MÓWILAM :)
    okej nie rozpisuje sie :)
    pozdrowionko
    do następnego

    Oliwia S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh...... rozmarzyłam się...... CUDNY!!!!! w prost GENIALNY!!!!!!!!!!!!!!! <333333333333333 Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam. Besos :*
    Te amo <3
    PS: Kiedy popiszemy? :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku , tego bloga znalazłam dzisiaj i już go uwielbiam ♥
    Świetnie się czyta i wgl ... xd
    Gdy go czytalam śmiałam sie jak idiotka do ekranu (jestem na telefonie^^)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział który na pewno będzie genialny :》
    ~Paulina ☆

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorry, że nigdy nie komentowałam ale dopiero wczoraj "odkryłam" xd twojego bloga. Piszesz genialnie! A ja mam "Takiego wielkiego banana na ryju" Wiesz o co chodzi, nie? xd Czekam na next który (na pewno) będzie genialny :D
    http://opowiadaniaoviolettcie.blogspot.com/ <- Zapraszam do mnie ^^

    OdpowiedzUsuń