Tak bardzo tego chciałam, poczuć smak jego ust. Ale.. nie mogłam, wiem że ja i Stephania nie mamy ze sobą dobrych relacji, ale nie mogę jej tego zrobić, nikt chyba by tego nie chciał.
-Leon nie możemy.-zwiesiłam wzrok
-Tak, przepraszam.
Wstał, otrzepał się i podał mi rękę bym mogła wstać z Ziemi.
Podeszła do nas mała z grymasem na twarzy.
-No no. Zostawiłam was tylko na pięć minut, a wy wymyślacie już tu jakieś ceregiele. Co to ma znaczyć?
Szkoda, że jeszcze do naga się nie rozebraliście, na prawdę no!- weszła z powrotem do domu.
Ja z Leonem wybuchliśmy śmiechem, nie mogliśmy powstrzymać płaczu. :D
-W sumie to, czemu nie. Bardzo atrakcyjnie wyglądałabyś w samej bieliźnie.-wzruszył ramionami, i się zaśmiał.
-Zboczeniec. - ja również się zaśmiałam.
-Niech Ci będzie, tygrysico.
-Zaraz Ci pokażę prawdziwą tygrysicę, chcesz?- wystawiłam rękę, i zamachnęłam nią.
-Zależy w jakim sensie.-uśmiechnął się.
- Wiedziałam!
-Co?
-Zboczeniec!
-Nie eee!
-Taa ak!
-Nie ee!
Do akcji znowu wtrąciła się Aurelia.
-Jak dzieci! Zachowujecie się gorzej niż pięcioletnie dziecko, niż ja! - ponownie wróciła do domu.
-Dobra, koniec na dzisiaj tych ceregieli jak to ujęła pięciolatka. -uśmiechnęłam się- chodźmy do domu, dam ci jakieś ubranie Pabla do póki nie wyschniesz. Jak mówiłam tak zrobiłam, podeszłam z do szafy mojego "ojca", i wyjęłam jakieś mniejsze ubrania, bo przecież Leon nie jest aż tak zbudowany jak on.
Wróciłam z powrotem, do przedszkolaków, mam namyśli Leona i Aurelię. :D
-Ubieraj to.- Rzuciłam ubrania na Leona, które wylądowały mu na głowie.
-A co ja wieszak?
-Tak jesteś moi osobistym wieszaczkiem.
Wystawił mi zabawnie język, po czym się zaśmiałam. Usiadłam wygodnie na kanapie, i nie wiem na co czekałam.xd
-Jak Leon się przebiera, to ja stąd pójdę, jestem jeszcze za mała na takie widowiska.
-O.. a przecież ty jesteś kobietą.-stwierdziłam.
-Jestem kobietą, ale teraz idę wypić herbatę z moim misiem. Pff- pociągnęła włosy do tyłu i wyszła jak wielka dama.
-Te dziecko jest udane, zazdroszczę Ci takiej siostry.
- Tak nie ty jeden.-Wywróciłam zabawnie oczami.
Wstał z kanapy położył na nią ubrania, i zdjął swoją czarną koszulkę, oooo boże jaki kaloryfer! Przygryzłam dolną wargę, najchętniej to rzuciła bym się na niego, tak właśnie, do słownie jak tygrys. Chwila, stop, moment, zaczekaj... to nie w stylu Violetki Castillo. Heloooł?!
Chyba zauważył, że się na niego patrzę, zerknął na mnie, pokręcił głową, i pokazując przy tym swoje słodkie dołeczki zaśmiał się.
-Widzę, że masz na mnie ochotę, tygrysica znowu powraca?-spytał, ubierając przy tym bluzkę Pabla.
- Kochany, zjedz snikersa i przestań gwiazdorzyć.
-Y no pewka, no bo to ja jestem taki super. Oh i Ah, - zaczął dziwnie gestykulować rękoma.
- O mój bosz, ty kurde no słuchaj no zapomniałam.- powtarzałam po nim-chcesz coś do jedzenia?-opanowałam się i spytałam.
-Mogę chcieć. :D-odparł.
-Naleśniki mogą być?
-Naleśniki?
-Naleśniki.
-O tak, oł je, będę jadł naleśniki.
Zaczął się wygłupiać i tańczył jak jakiś idiota. Śmiesznie to wyglądało. Nie ma to jak się cieszyć z naleśników.
-Idiots, everywhere.
-Bla, bla bla.
-głupek.
-też Cię kocham. -powiedział z ironią i pokazał język.
Gorzej niż dzieci na prawdę. Ruszyłam w stronę kuchni, w celu zrobienia naleśników. Podeszłam do szafki następnie ją otworzyłam. z przodu były same miski, z tyłu były talerze. Próbowałam jakoś wspiąć się na palcach i sięgnąć niestety nie udawało mi się to jakoś za specjalnie. W pewnym momencie poczułam ciepły dotyk na moich biodrach, następnie moje stopy oderwały się od ziemi, byłam wyżej niż powinnam. W ten sposób udało mi się sięgnąć po porcelanowe talerze. Gdy byłam już na płytkach podłogowych. Odłożyłam naczynia na blat kuchenny, następnie odwróciłam się do tyłu. Na przeciwko mnie stał uśmiechnięty od ucha do ucha Leon.
-bardzo lekka jesteś.
-Wiem.-odwzajemniłam uśmiech.
-Może daj mi te talerze, a ja zrobię te naleśniki.
-No dobrze.- dałam mu do ręki talerze.
Następnie usiadłam na blat i przyglądałam się jak prawdziwy kucharz robi naleśniki :) Obserwowałam każdy jego ruch.
-Czemu mi się przyglądasz?-spytał z uśmiechem.
-Ja? Nie..
-Nie wcale..
-No nie..
Po 15 minutach posiłek był gotowy. Dołączyła do nas Aurelia, bardzo szybko zjadła naleśniki, po czym wstawiła talerz do zlewu. Jedliśmy w ciszy, od czasu do czasu, wysyłaliśmy sobie małe uśmieszki. Po skończeniu posiłku, przechwyciłam naczynia i włożyłam je do zmywarki. Gdy wstaliśmy od stołu, zadzwonił telefon Leona. To była chyba jego mama, bo oznajmił mi, że każą wracać mu już do domu. Odprowadziłam go do drzwi, założył buty, i przekroczył próg drzwi, ale chwyciłam jego rękę, po czym go zatrzymałam.
-Dziękuję, że przyszedłeś.
-Dla Ciebie wszystko.-Uśmiechnął się.
Momentalnie zrobiło mi się jakoś przyjemnie, już wiem że miałam wielkie różowe plamy na policzkach.
-Uwielbiam jak się rumienisz-powiedział
Ale ja nienawidzę. :D
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Będę pamiętać.
-No, a teraz się uśmiechnij.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Ja już lecę do zobaczenia.
Zbliżył się, i złożył czuły pocałunek na moim policzku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że nie było długo rozdziałów..ale.. wena mnie opuściła rzez 5 dni pisałam ten rozdział.
Wynagrodzę wam to jakoś. Przepraszam .<3 Wika.
Leon i jego taniec. Hahaha
OdpowiedzUsuńNie no uwielbiam twoje rozdziały, zawsze poprawiają mi humor. Rozdział cudo czekam na next. <3
Dziękuję. <3
UsuńZawsze jak czytam twoje rozdziały to śmieję się do ekranu jak głupia :P Kocham cb i twoje rozdziały. A i przepraszam za to że wcześniejszych nie pisałam ale oczywiście były wspaniałe <333. Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTe amo <3
Besos :*
<333333333333333333333333333333333333333333333333333333