2 miesiące później
*Leon*
Ja zadowolony jak dziecko wyszedłem z moją narzeczoną, ze szpitala, byliśmy na kolejnym USG. Skierowaliśmy się w stronę parku.
Złapałem Violettę za ręce;
-Violu, spójrz mi w oczy.
-Ale po co?
-Proszę..
-No dobrze..więc?
-Co w nich widzisz?
-Leon...
-Co w nich widzisz?
-Odbicie, siebie..
-Spójrz dokładniej..
-Widzę...
-Co widzisz?
-Nas..
-Na prawdę?
-Tak owszem, to dziwne.. ale widzę.. nas.
-Jacy my jesteśmy, w moich oczach..
-Szczęśliwi..
-A wiesz dlaczego?
-Nie nie wiem..
-Bo mamy siebie.
Podszedłem do Violetty i pocałowałem ją moocno w usta.
-Ufasz mi?
-A dlaczego o to pytasz?-Spytała..
-Ufasz mi czy nie?
-Tak, Leon .. ufam Ci..
-Kochasz mnie?
-Co to za pytanie?
-Czyli mnie nie kochasz?
-Przecież dobrze wiesz, że Cię kocham..
-Jak bardzo?
-Bardzo, bardzo mocno.
-To dobrze..-uśmiechnąłem się..
-A co takiego, że pytasz się mnie o takie rzeczy?
-Chciałem po prostu wiedzieć..
Szliśmy jakieś parę minut w ciszy.
-Mogę Cię o coś ponownie spytać?
-Tak kocham Cię Leon, tak ufam Ci, tak jestem z tobą szczęśliwa.
-Nie o to chciałem zapytać, ale fajnie wiedzieć-Uśmiechnąłem się.
-A o co?
-Co..co takiego się stało, że nie jesteś już z Diego?
-Nie chcę o tym rozmawiać..
-Powiedz mi..Proszę.
-No dobrze..Jak byłam z nim na początku.. to mówił mi, że mnie bardzo kocha, a potem..potem..coś się między nami zepsuło...ostatniego wieczoru..on..-Wtedy zaczęła płakać.
Przytuliłem mocno Violettę, i otarłem jej łzy..
-Nie, musisz dokańczać..przepraszam, że o to pytałem..
-Dlatego..dlatego tak trudno było mi zaufać komuś innemu, boję się, że ktoś może mnie zranić..tak samo jak on..
-Ale ja Ci nigdy tego nie zrobię..nie opuszczę Cię słońce.-westchnąłem-Uśmiechniesz się dla mnie?
Violetta uśmiechnęła się..wiedziałem, że to nie był prawdziwy uśmiech.. nie potrzebnie pytałem ją o to...nie potrzebnie... Wróciliśmy do domu..
Violetta poszła na górę, przebrać się w luźniejsze rzeczy. Nie miałem nic do roboty.. położyłem się na kanapę, myśląc, że miło spędzę dzień z moją ukochaną, niestety..nie mogłem mieć nawet chwili spokoju..zadzwonił mój telefon.
-Leonm, iłu iłu iłu..
-Co? O co Ci chodzi?
-No iłu iłu iłu..
-Marco,co ty udajesz?
-No iłu iłu, czyli karetka.. iłu iłu iłu..
-Rozumiem, że mam przyjechać do szpitala?
-Tak, owszem..
-Muszę?
-A kto zarobi na chleb?
-No dobrze..już idę mamo..
-Jaka mamo?
-Już się ubieram..zaraz będę.. iłu iłu iłu..
-Co ty udajesz co? Myślę, że ty chyba nigdy nie dorośniesz Leon..
- Ale..
-No wyjeżdżasz mi z jakimś iłu iłu.. Co ty karetkę udajesz? W tej chwili do szpitala.! Raz raz.
-Marco, ty na prawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?
-Szybko, szybko.. iłu iłu.. cześć!
-Cześć.-Zaśmiałem się.
Z góry ze schodów zeszła Violetta, usiadła koło mnie na kanapie, i wtuliła się we mnie.
-Violu.. iłu iłu na mnie czeka.
-Co?
-Boże.. na prawdę za dużo czasu spędzam z Marco, to znaczy.. muszę jechać do szpitala, nocny dyżur.
-Musisz?
-Tak muszę.
-No dobrze.. i jak zwykle mnie zostawisz samą.-Zrobiła minę zbitego psa..
-Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.-Ucałowałem ją w czoło.
-Dobrze, dobrze. Tylko jedź ostrożnie, nie wiadomo co może się stać.
Pocałowałem ją czule, ubrałem buty wziąłem kurtkę i wyszedłem z domu.. szybko znalazłem się w aucie. Odpaliłem samochód, i ruszyłem do szpitala. W połowie drogi, czułem się jakoś dziwnie, przechodził mnie dziwny dreszcz.. tak jakby mnie przed czymś ostrzegał. Nic sobie z tym nie robiłem, jechałem dalej. W pewnym momencie z zakrętu, wyłonił się samochód..pech tak chciał..wypadek.. . Ludzie mówią, że przed tragedią widzi się całe swoje życie.. to nie prawda.. czarne światło i.. po prostu "nicość", "pustka".
Obudziłem się w miejscu, to nic innego tylko szpital. Strasznie bolała mnie głowa, nie wiedziałem dlaczego tu jestem. Obok mnie siedziała dziewczyna, szatynka.. uśmiechała się do mnie.. była mi nie znajoma..Ubrana była w ogrodniczki, na włosach miała bandankę. Ułożyłem się w pozycji siedzącej:
-Kim ty jesteś.?
-Nie pamiętasz mnie?
-Nie..
-Lara, mam na imię Lara..
-Jesteś moją siostrą, koleżanką..?
Po chwili zastanowienia, dziewczyna wykorzystała sytuację:
-Jestem twoją dziewczyną..wczoraj, wczoraj.. oświadczyłeś się mi.
-Serio?
-Tak..
-Skąd się dowiedziałaś, że tu jestem?
-Nie ważne..
W tym momencie do sali weszła szatynka, wyglądała na skromną dziewczynę. Była bardzo ładna..
-Leon, co się stało..?-Podeszła i przytuliła się do mnie, do dziwne.. nie znam jej a czuję jakby była mi kimś bliskim.. ale to kobieta w ciąży..nie wiem..
-A a ale.. kim ty jesteś?
-Jak to kim? Jestem twoją narzeczoną.. co robi tu Lara?
-To nie możliwe, przecież, przed chwilą, ona mi powiedziała, że jest moją narzeczoną, i, że wczoraj się jej oświadczyłem..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pam para ram.. :D Leoś stracił pamięć, tylko mnie nie zabijcie. :DD /Wika. <3
Ps. Wyjątkowo dzisiaj mogłam napisać rozdział, nie wiem kiedy napiszę drugi. :*
Ale narobiłaś. Fajnie bo musi się coś dziać. A Marco i iłu iłu hehe tak mi się to spodobało że nie mogę hahaha się hahaha powstrzymać hahaha od hahaha śmiechu hahaha. Dobra odwala mi ale kiedyś przejdzie. To wszystko przez twoje cudne opowiadanie <3 Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam. Besos :*
OdpowiedzUsuńTe amo <3
PS ale się rozpisałam i wiem nudne ale mam nadzieję że przetrwałaś hehe dobra kończę bo nigdy nie skończę.
Spadaj Lara, nikt nie potrzebuje cię do szczęścia! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, czekam na next! :*
Wpadnij do mnie dodałam rozdział IV <3 http://dame-tu-amoor.blogspot.com/