piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział9: Moja Rybcio. :))

*Violetta*
Lekcja zeszła nam szybko. Wychowawca przypominał nam o jutrzejszym biwaku. Z trudem wyszłam z sali. Przed drzwiami czekałam na Leona. Gdy wyszedł z pomieszczenia, zaczepiłam go.
-Leon, mam prośbę.
-Tak?
-Mógłbyś iść ze mną do pielęgniarki, nie za bardzo chce mi się iść samej.
-Dobra nie ma sprawy.
Chwyciłam go za rękę, i pomógł mi zejść, ze schodów.
Gdy byliśmy już przed gabinetem zapukałam, i weszłam. Pielęgniarka kazała usiąść mi na kozetkę, a Leon usiadł obok mnie.
-No słucham?- powiedziała.
-Więc przychodzimy z bólem kostki.-powiedział Leon.
-Ciebie też boli?
-Nie mnie tylko Violettę.
-No dobrze. Brutalny stosunek co?- zaśmiała się.
Zrobiłam wielkie oczy, i spojrzałam na Leona a on uczynił to samo.
Posmarowała mi jakąś maścią kostkę, i dała kulę, powiedziała, że jak będzie mi lepiej to mam je zwrócić.
Zamknęliśmy za sobą drzwi.
-Chyba dobrze nie usłyszałam, co ona powiedziała?
-Że to przez brutalny stosunek.-podrapał się w głowę.
-Aha.- próbowałam być poważna ale jakoś mi to nie wychodziło. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Jak się na tym chodzi?- spytałam.
-Nie wiesz?
-No jakoś, nie miałam do czynienia wcześniej, z kulami.
-To nic trudnego, podaj mi rękę.
-Po co?
-Po prostu daj.
Wychyliłam rękę ku niego, delikatnie wziął moją rękę, i położył, ją na wystającą część kuli, zrobił tak również z moją drugą ręką.
-Teraz delikatnie odepchnij się nimi.
-Jak?
-Normalnie, spróbuj.
-No dobra.
Tak się odepchnęłam, że poślizgnęłam się i prawie pocałowałam schody.
-Spróbuj jeszcze raz tym razem w moją stronę.
-Uważaj bo mogę wybić Ci zęby.
-Bardzo śmieszne, próbuj próbuj.
-Raz kozie śmierć.
Odepchnęłam się ponownie, tym razem poleciałam w objęcia Leona. *.* Patrzyłam się w jego piękne zielone oczy.
-łamaga.-szepnął.
-Tak jak mówiłam Cienias.
Zaśmiał się, ja spróbowałam się powstrzymać, przed zrobieniem z siebie bałwana, ale jakoś mi się to nie udawało.
-Patrz jak to robi mistrz.-powiedział.
Przeją "mechanizm" i odepchnął się, tak właśnie, tak się odepchnął, że wylądował na tablicy ogłoszeń. :D
-Ciapa-zaśmiałam się.
-ej no, nie byłem przygotowany.- grymasił się.
-Jasne jasne, sama sobie poradzę.
Chwyciłam kulę, i szło mi coraz lepiej.
-Widzisz, to ja jestem ta perfekcyjna.
-Ta jasne..
-Ta jasne.-przedrzeźniałam go.-I tak zanosisz mnie do domu. Myślisz, że ja się z tym na ulicy pokarzę?
-Ja? A kto zbił sobie kostkę? Chyba ty.
-Ale to twoja wina.
-Wcale, że nie.
-Właśnie, że tak.
-Niech Ci będzie, ale pamiętasz, że mieliśmy dzisiaj wyjść.
-Tak pamiętam, na szczęście na głowę nie upadłam.
-Prawie.
-Verdas..
-Dobra dobra.-uniósł ręce w geście obronnym.
-Jaką mamy teraz lekcję?
-Godzinę wychowawczą.
-Omg.
-Chodż bo z twoją nogą to nigdy nie dojdziemy.-westchnął.
-No i dobrze.
-Dasz radę wejść?
-Obejdzie się ez twojej pomocy.
Weszłam powoli na górę, Wow! Violetta górą, aha!^^
-Mówiłam.
-Pff.
-Leonku!- zawołała pusta blondi, która ledwo co biegła na różowych szpilkach po korytarzu.
-Tak?-spytał.
-Dlaczego rozmawiasz z tym.. czymś? Chodź do nas.
-Uważaj na słowa.-wtrąciłam się.
-Ha, nie będę rozmawiała z takim wyrzutkiem jak ty.
-Za późno już to zrobiłaś sikso.
-Słucham? Co ty powiedziałaś?
-Mam Ci to powtórzyć? Siksa.
-Powiedziała dziewczyna która, ubiera się w lumpeksie.
Haha, nie no po prostu miałam z niej taką bekę że masakra.. No ale co nie dałam się..
 Tak właśnie.. Nie jaka Violetta pociągnęła pustą blondi do podłogi.. Tylko wrzaski słychać było na korytarzu. A ja z Stephanią zaczęłam się bić. :D Co tam, że Leon się tylko na to patrzył. Nie wiem jak.. ale Porwałam jej bluzkę, nie wiedziałam, że jestem aż taka silna. ;-;  Spojrzałam na nią, miała różowy stanik z Kubusiem Puchatkiem.
Nie tylko ja się z niej śmiałam.. Leon tez się śmiał..
-Tak Ci do śmiechu? To może zostań z tym bezguściem..
- Przestań..
-Pf..
Zarzuciła włosami i skierowała się w stronę damskiej.
Leon spojrzał na mnie z pytającym głosem.
-No biegnij za nią.-machnęłam ręką.
Jak powiedziałam tak zrobił. Nagle ludzie zaczęli bić brawa. Czułam się tak jakoś dziwnie... Więc odeszłam ze zbiorowiska..
Zadzwonił ostatni dzwonek lekcyjny, szczęśliwa wyszłam ze szkoły. Ruszyłam w stronę domu, jednak moja intuicja podpowiada mi ze o czymś zapomniałam. Z daleka usłyszałam czyjeś krzyki. Jednak pomyślałam ze t pewnie jakiś idiota gorączkuje się ze sprzedawca bo nie wiem.. nie chciał sprzedać mu alkoholu. Szlam spokojnie gdy nagle ktoś swoja ręka zasłonił mi oczy. Wystraszyłam się..  nie wiedziałam co robić. Uderzyłam tego kogoś z łokcia w brzuch, jego dłonie opadły  z moich ust. Obróciłam się na podłodze ujrzałam Verdasa.
-Vedas idioto co ty sobie myślisz ?-spytałam.
Nie odpowiadał, nadal leżał nie ruchomo na chodniku. A może ja mu coś zrobiłam? Poczułam jak panikuje, nachyliłam się do niego  żeby zobaczyć czy nic mu nie jest. Boże zabiłam go.. pomyślałam.. Poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku, następnie silne zderzenie z chodnikiem. Zakręciło mi się lekko w  głowie. Spojrzałam na rękę, miałam rozwalony łokieć, wstałam z ziemi. Spojrzałam przed siebie. Verdas stał  i się śmiał.
-Nienawidzę Cie!- ruszyłam przed siebie.
-Ej ej, poczekaj.- krzyczał.
Podbiegł do mnie i chwycił rękę.
-Nic Ci nie jest?-spytał.
-Nic mnie nie będzie, jak mnie zostawisz. Takie to śmieszne było? Bałam się o Ciebie durniu!
- Czemu nie zaczekałaś?
-Na co?
-Przecież...
-Zapomniałam..
-Na prawdę?
-Tak owszem. a teraz jeśli pozwolisz to ja i moje dwie metalowe towarzyszki udamy się do mojego bezpiecznego domu, gdzie faceci nie ciągną kobiety na chodnik i nie uszkadzają im łokci.
-No to nie wiem..
-Pamiętasz, że jutro wyjazd?
-No chyba bym nie zapomniała... ale nie wiem.. nie wiem.. zależy co z moją nogą.
-Poboli i przestanie.
-Chyba dawno nie dostałeś w twarz?!
-Hmm... w zasadzie to nie..-westchnął.- CO Cię sprowokowało, że zaczęłaś się z nią bić?
-Ona sama. Jest wredna, jędzowata, plastikowa. Tego nawet na palcach nie dałoby naliczyć. Ty w ogóle za co ją kochasz?
Zwiesił głowę w dół i nie odpowiadał...
-A zresztą, co mnie to interesuje. Plastik zawsze zostanie plastikiem.-machnęłam ręką,-no dobra, stawiam Ci ciasto z kremem, za to, że zapomniałam.
-Nie trzeba..
-Trzeba trzeba, z resztą sama głodna jestem. Chodźmy.
Ruszyliśmy do mojej ulubionej kawiarni. Zajęliśmy stoliki i usiedliśmy na wygodnych kanapach w kolorze pudrowego różu.  Podeszła do nas kelnerka, i spytała co chcemy zamówić.
-Ja poproszę ciastko z kremem, oraz małą latte.- odezwał się leon.
-A ja poproszę, karpatkę, i cappuccino. - dodałam swoje pięć groszy.
Po jakichś pięciu minutach, przyniesiono nam ciastka, ale na nasze napoje trzeba było poczekać.
Śmiałam się i rozmawiałam z Leonem. Wzięłam kęs ciastka, po prosu niebo w gębie, mogłabym sę nim rozkoszować cały dzień.
-Jesteś tu brudna.- pokazał na swojej twarzy mój, uroczy kolega.
-Gdzie?-spytałam.
-Tu.-ponownie wskazał na swoja twarz.
-No ale gdzie?- powtórzyłam.
-jejku.- westchnął.
Powoli przybliżył się do mnie, swoją dłonią dotknął mego podbródka i lekko przetarł go swoim palcem, patrzyłam na jego piękne zielone oczy, wyglądały jak szmaragdy, nasze spojrzenia się spotkały. Nadal trzymał swoja rękę na moim podbródku, lekko pociągną go do siebie, czułam jego oddech na mojej twarzy, czułam się.. nie mogę tego określić.. dzieliły nas tylko milimetry. Tak bardzo chciałam poczuć jego usta na moich. Nie reagowałam na nic tylko patrzyłam się na jego duże usta. W końcu, usłyszałam damski głos lekko się wystraszyłam.
-przepraszam, nie chciałam państwu przeszkadzać, ale stoję tu od dobrych dwóch minut, z napojami w ręku, ale państwo nie reagowało.
-tak tak przepraszam.- byłam lekko speszona.-Ile płacę?
-jedenaście dziewięćdziesiąt.
-Proszę.- wyjęłam odpowiednią sumę pieniędzy z portfela, i podałam je odpowiedniej osobie.
-Smacznego, i miłego dnia.-uśmiechnęła się i odeszła.
Oparłam się o fotel, i spojrzałam na Leona.
-Chyba coś nam przerwano?- spytał z uśmiechem.
-Nie przypominam sobie.-zaprzeczyłam
-No weź.
-Co mam wziąć?
-Wredota.
-Głupek.
-Violeczka.
-Teraz będziemy się wyzywać tak?
-Tak
-Dobra.
- Rybcia.
-Ryby to masz w stawie.- wystawiłam mu język.
Zjedliśmy ciacha, i wyszliśmy z lokalu.
-Boli Cię jeszcze noga?
- Trochę tak.
-Chodź.
-Gdzie?
Rozłożył ramiona.
-Co?-spytałam.
-Panie Boże, przestaje mieć cierpliwości do Ciebie.
-No i dobrze.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Co ja jakaś księżniczka jestem?
-Ty na prawdę jesteś lekka.
-Tak wiem.
- A jaka skromna.
-Tak wiem.
Zaśmiał się .
-Hura! Nie muszę iść do domu na piechotę.-zaśmiałam się.
-Jaka ty cwana jesteś.
-No wiesz, bo to ja.
-Tak wyjątkowa Violetta Castillo.
-A Stephcia, nie będzie zazdrosna?
-A dlaczego miałaby być?
-To, że dzisiaj się spotkaliśmy, można tak powiedzieć. I, że właśnie teraz niesiesz mnie na rękach?
-Ona wie, że jesteś bliską mi osobą, i jest strasznie zła. Mimo tego, kiedyś była inna. Niedawno zrobiła się podłą dziunią.
-Co ty powiedziałeś?
-Co?
-Nazwałeś swoją dziewczynę "podłą dziunią".-wytrzeszczyłam oczy.
-No bo taka prawda. Najbardziej chciało mi się śmiać jak się biłyście na korytarzu.
- Widzę Leosiowi różki rosną na głowie.
-Powiedziała dziewczyna przez którą prawie zwymiotowałem. Trenowałaś karate czy jak?
-Tak trochę, jak byłam młodsza.
-A teraz jesteś stara?
-Tak jestem stara, głupia, gruba, brzydka. Mogłabym wymieniać cały czas.
Nagle odstawił mnie na ziemię.
-Co?
-Co?
-Co ty powiedziałaś?
- Jestem stara, głupia, gruba, brzydka.
Złapał moje ręce.
- Violu, nie jesteś gruba, ty nawet dwudziestu kilo chyba nie ważysz, gdybyś była głupia można byłoby porównać Cię do Andreasa a chyba tak nie jest. I uwierz mi, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem na moje oczy.
Po tych słowach, zrobiło mi się ciepło na sercu. Na mojej twarzy pokazały się rumieńce, uśmiechnęłam się i spuściłam głowę w dół. Miałam nadzieję, że ich nie zobaczył.
-Nie musisz ukrywać tego, że się rumienisz bo zasypałem się komplementami, ale taka jest prawda, i nic z tym nie zrobisz.
-Dziękuję Leon, zapewniam Cię, że to najpiękniejsza słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, i to od chłopaka.
-Daj spokój pewnie nie jeden Ci to mówił.
-Jakoś nie miał okazji, co dwa lata zmieniałam szkołę, więc..
- Skoro oni Ci nie mówili, to ja Ci to powiedziałem.
-Dziękuję.-na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech.
Przytulił mnie, nadal się do niego przytulając powiedziałam:
-Przepraszam, że byłam dla Ciebie taka zła, ale ta kostka, i jeszcze.. tak jakoś miałam zły humor.
-Nic się nie stało, każdy kiedyś ma swój dzień. A teraz jeśli pozwolisz to odniosę Cię do domu.
-Jestem cała twoja.-puściłam mu oczko, i podniosłam ręce do góry, wtedy się zaśmiał. Ponownie zagościłam u niego na rękach. Po kilkunastu minutach byliśmy przed domem.
Postawił mnie na nogi.
-Dziękuję szoferze za podwózkę.
-Ależ nie ma sprawy. Tylko coś za coś.
Palcem klepną o swój policzek. Wiedziałam o co mu chodzi.
-Już idę Mamo. -Zawołałam. - No słyszałeś, wołają mnie.- zaśmiałam się.
On również się uśmiechnął.
-Nie ma tak, bo komornika wezwę.
-No dobrze dobrze.
Podeszłam do niego, ustałam na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Muaaa.- wydałam głos, całując go.
-No i o to chodzi. Do zobaczenia Rybciu.-wystawił mi język, odszedł kawałek, następnie się odwrócił, i pomachał mi , oczywiście odmachałam mu, ruszył ponownie przed siebie.
Wesoła weszłam do domu, i opierając się o drzwi zdjęłam Conversy.
Poszłam do kuchni, chwyciłam moje ulubione zielone jabłko i usiadłam na blacie. W tym czasie Angie, gotowała chyba obiad na jutro.
-Violu, a co ty tak dzisiaj promieniejesz?-spytała, odwróciła się, i oparła rękę o blat.
-Nie martw się, Pablo z małą poszli na spacer.
-No bo.. a tam.. nic takiego - machnęłam ręką, przy tym gryząc soczyste jabłko.
-Dobra, jak nie chcesz nie mów, ale i tak widziałam wasze końskie zaloty przed oknem.
Zawstydziłam się.
-Dlaczego Leon niósł Cie na rękach?
-Długa historia..
W tym momencie coś mi się przypomniało.
-Boże! Zostawiłam kule!
-Co jakie kule? Gdzie?
-Przed kawiarnią.. dobra może jakoś załatwię to z pielęgniarką.
-Coś Ci się stało?
-Tak miałam zbitą kostkę, ale to nic poważnego.
-To dobrze. No ale powiesz mi czemu jesteś cały czas tak uśmiechnięta?
-No bo.. gadałam z Leonem, no i powiedziałam, że nie podoba mi się cała ja, że jestem brzydka, głupia.. no i tak gadałam. A on mi powiedział, że jestem najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widział.
-Na prawdę?
-Tak
-To wspaniale. Violu, ale wiesz, że w końcu musisz mu powiedzieć co czujesz.. wiem.. no i... chyba zrobię to jutro..
- Dobry pomysł, będziecie mogli spokojnie porozmawiać. A teraz leć na górę, i spakuj się na jutro.
-Dobrze. I dzięuję Ci, że zawsze mogę z tobą porozmawiać, jesteś kochana.
Przytuliłam Angie i ruszyłam na górę, w celu spakowania swoich rzeczy.
Wzięłam szare, czarne, granatowe legginsy, dwie spódnice , ileś tam spodenek. Spakowałam wszystko co tylko mi się zmieściło do torby, tam wzięłam jeszcze jakieś sandały, klapki, vansy.. no w każdym bądź razie, skoro jedziemy na tydzień w las, to nie mogę chodzić w tym samym, a jeszcze nawet nie wiem jaka pogoda będzie w tamtej dziurze. Jakiś głupi survival, będę musiała kopać dołki, żeby się załatwić. Zarąbiście no. Koniec będzie z oglądaniem od poniedziałku do piątku mojego ulubionego serialu o dwudziestej pierwszej. Jakie to życie jest brutalne. Rzuciłam torbę na łóżko, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Umyłam swoje ciało, podeszłam do szafy, w celu poszukania ubrania na jutro, gdy już ubrałam odpowiednie ciuchy,  położyłam się na łóżko, i przykryłam się swoją kołdrą. Chwyciłam tablet z pułki, i weszłam na facebooka.  Oczywiście swoimi nogami musiałam zwalić pięciokilową torbę. A niech sobie leży, pomyślałam. Zabzyczał mi telefon, spojrzałam na messenger.
Napisał Leon.
- "Cześć, część. :* Na dobranoc wysyłam Ci uśmiechniętego Leosia. Proszę też o twoje zdjątko moja rybcio .  <3 "
Na widok tego zdjęcia myślałam że padnę ze śmiechu. Jaki on jest super <3 Rybciu.. ooo jak słodko.. tylko.. ciekawe skąd on to wziął..
No dobra teraz ja muszę wysłać mu moje zdjęcie.
Poszłam do łazienki, i cyknęłam mu fotkę.

"Z tą pomarańczą w buzi bardzo Ci do twarzy. :)
 Słodkich snów <3"


Po chwili dostałam ponowną wiadomość.
Odpisał mi Leon.

"Jak zawsze piękna. Dobranoc Rybciu. :* <3"
"Dobranoc, i do jutra <3"

Tak właśnie zakończyła się nasza rozmowa.  Z uśmiechem na twarzy, oddaliłam się do moich "słodkich snów".


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani! Tak bardzo bardzo was przepraszam, że nie było tyle rozdziału. :(
No ale nie miałam czasu, albo mi się nie chciało.xd Ale macie rozdział. :) Leonetta coraz bliżej. ;)
Rozdział napisany o 00:30. Mam nadzieję, że wytrzymaliście. :) Jutro rozdział na bank!
I mam do was prośbę.: ) Wpadajcie na bloga mojej Martyny. :D -->http://leonetta-milosc-zawsze-zwyciezy.blogspot.com/  Dobranoc. :)) /Wika. <3

4 komentarze:

  1. Super rozdział!
    Już wchodze na tego bloga ^^ xd
    Vilu V. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział fantastyczny <3 Brak słów <3 kocham <3 Dziękuje za reklamacje mojego bloga. Dziś dodałam nowy rozdział mam nadzieję że wpadniesz :D. Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam. Besos :*
    Te amo <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam ze nie pisalam mialam problemy z internetem laptopa mam w naprawie i pisze z telefonu. Genialny ! Leonetka moja :-):-):-):-):-):-):-)
    To zdjecie Jorge naprawde jest smieszne:-P
    Nie rozpisuje sie Oliwia S.

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie rozdział ! :D
    Świetny! <3
    Leonetta coraz bliżej :D
    Czekam na next :*
    A, zostałaś nominowana do L.B.A na moim blogu :* http://lemiforever.blogspot.com/2014/08/lba.html

    OdpowiedzUsuń