*Violetta*
Posiedziałam jeszcze chwilę na kocu, myślałam, że może trochę się poopalam, jednak nie było mi to dane.
Leon podszedł do mnie z pytaniem, o zagranie w siatkówkę. Nie odmówiłam. Podzieliliśmy się w grupy.
Ja, Leon, Lu, Marco. Na, Naty, Maxiego, Brodweya, doszła do nas jeszcze Stephania.
Przyznam szczerze, że dobrze gra. Poleciał kolejny serw, słońce strasznie świeciło w oczy. Fajnie jest tak spędzić czas na świeżym powietrzu z przyjaciółmi. Odbiłam piłkę, musiałam rzucić się na piasek, by przeleciała na stronę przeciwnika.
-Nic Ci nie jest?-podbiegł Leon.
-Leon, jest okej, przecież tylko odbiłam piłkę.
Wrócił na swoje miejsce.
Cały czas, gdy tylko wylądowałam na piasku, to Leon podchodził i pytał się czy wszystko okej. Ja rozumiem, że się o mnie troszczy czy jak, ale bez przesady, przecież od piasku, nic mi się nie stanie.
Pograliśmy i zrobiło się ciemno, wracaliśmy tą samą drogą, gdzie się obudziliśmy. Na samo to miejsce zachciało mi się śmiać.
-Przyszliście po mnie!-krzyknął znajomy mi głos.
-Maxi?-spojrzałam w górę.
-Dlaczego mnie nie ściągnęliście z tego drzewa?!Siedzę tu już naście godzin!
Zaczęliśmy się śmiać, Zapomnieliśmy o Maxim, nie no bosko, ja przez nich wymiękam.
-To jak ty tam wytrzymałeś?-krzyknęłam.
-Jeśli chodzi o toaletę.. dałem sobie radę. No już ściągnijcie mnie!
-No zaraz zaraz.
-Te majtki wchodzą mi w tyłek. -powiedział tak, jakby miał się zaraz popłakać.
Po pięciu minutach interwencji, udało im się go ściągnąć. Wracamy z "plaży".
Nieoczekiwanie podbiega do mnie Fran.
-Vils, musimy pogadać.-szepnęła.
-No okej. A o czym?
-Chodź przyśpieszymy bo mogą usłyszeć.
Odeszłyśmy parę kroków szybciej.
-No mów mów, tu nikt nie słyszy.
-No bo. Chodzi o to, że Diego mnie skomplementował.
-No to chyba dobrze?-uśmiechnęłam się.
-No tak, ale wiesz jak?
-No nie.
-No powiedział, że jestem bardzo ładna.
-No gratulację. A możesz mi coś powiedzieć?
-No dajesz.
-No.. dlaczego cały czas mówimy te no, na początku zdania?
-No nie wiem.
-No przestań !-zaśmiałam się
-No to ty też!
-No okej!
-No koniec!
-Już już.. spokojnie.-uspokoiłam ja.
-Co ja mam zrobić?
-Podoba Ci się czy nie?
-W sumie.. nie wiem, to takie trudne.-zrobiła dziwną minę.-zdecyduj za mnie.
-Jak mam zdecydować za Ciebie?Przecież nie wiem co czujesz do niego.
-Ja też nie.
-musisz się zastanowić
-Tak masz rację..Dziękuję.-dostałam słodkiego przytulasa.
Obejrzałam się a jej już nie było. Ruszyłam przed siebie, cicho śpiewając te creo, moją piosenkę.
Szłam nie zaważając na innych z tyłu. Skręciłam w lewo, wydawało mi się, że właśnie tam jest droga, do naszego szałasu. Niestety po 10 minutach zorientowałam się, że jestem na jakimś bezludziu. Zaczęło się ściemniać, a ja łażę po lesie. Próbowałam jakoś się wycofać, ale nie poznawałam drogi.
Chciałam krzyknąć "pomocy", ale oni są tak daleko, że nikt by mnie nie usłyszał. Na drzewie zauważyłam rudą wiewiórkę.
Podbiegłam do niej, o dziwo się nie wystraszyła, dotknęłam jej nosa moim nosem, i się oddaliłam. Miała takie słodkie oczka.. Zamahnęła się i z całj siły walnęła mnie żołędziem w głowę. Zaczęłam ja gonić. No ale co ja zrobię bezbronnej wiewiórce, przystałam.Nadal szłam przed siebie. Usłyszałam głośny trzask, gałęzi. Odwróciłam się. Zobaczyłam faceta z kijkiem, ubrany był w jakąś szmatę, która tylko zakrywała dolną część jego ciała. Na twarzy miał wymalowane jakieś kreski. Czaił się. Powoli do mnie podchodził. A co jeśli on ma wszy? (xd) Powoli złapał mój nadgarstek i zaczął wąchać mi rękę. Wystraszyłam się więc mu ją wyrwałam.
-Czego chcesz?-spytałam.
Gadał coś, mamrotał. Nie zrozumiałam niczego. Zaczął udawać małpę. Myślałam, że jednego dziwnego człowieka jakiego znam jest Federico, no niestety, pomyliłam się. Zaczął szarpać mnie za włosy. A co ja marionetka jestem?
Wyrwałam się, i chwyciłam duży badyl, po czym walnęłam go nim w brzuch. Złapał się za obolałe miejsce. Zaczęłam uciekać, gonił mnie, odwracałam się co chwilę. Ustałam, rozejrzałam się w tył czy go nie ma. Chciałam ruszyć przed siebie, gdy tylko odwróciłam głowę, zobaczyłam tego faceta. Miał twarz blisko mojej twarzy.
-Bu.-odparł.
Zaczęłam się drzeć w niebo głosy. Chyba nawet głuchy by mnie usłyszał.
-Tam jest!-z oddali słyszałam głos Leona.
-Pomo..-nie zdążyłam wykrzyczeć, bo on zasłonił mi ręką twarz.
Zza krzaków wyłoniło się moje "stado". Mój nowo zapoznany kolega, zaczął grozić im kijkiem.
Jego ręka śmierdziała, kupą. (xdd) Nie wytrzymałam. Podniosłam nogę do góry, i z całej siły nadepnęłam mu na palce od stopy. Zaczął gadać coś, nie po naszym języku. Coś mi się wydaje, że to przekleństwa.. no nie dziwię mu się.. Nie zadziera się z Violettą Castillo!
- Przeklinam was!-wrzasnął.
O czyli rozumiem, że jednak umie mówić.
-Ale się ciebie boję. -Podniosłam ręce do góry.
Bez przesady, chyba, aż taka głupia nie jestem.
-Na mocy naszego szamana, Gernazego, rzucam na was klątwę. Gotujcie się w piekle dzieci.
Zaczął się śmiać i uciekł.
Podbiegł do mnie Leon, i mocno mocno, mnie przytulił.
-Martwiłem się o Ciebie -powiedział patrząc mi w oczy.
-Jest okej, w mojej wyprawie towarzyszyła mi wiewiórka. :)
-Ciekawa musiała być taa twoja wyprawa.
-A żebyś wiedział.
-Ej, a co jeśli ten koleś na prawdę, rzucił na nas jakąś klątwę?-wtrącił się Diego.
-Nie możliwe.. a jeśli tak.. to mamy przerąbane.-odparł Leon.
Ruszyliśmy w stronę "legowiska" na szczęście chłopacy wiedzieli gdzie iść. Szłam przed siebie, czysty teren. Gdy nagle z całej siły dostałam gałęzią w twarz.
-Ała- złapałam się za bolały nos.-co to było?
-Ja nic nie widziałem.-wzruszył ramionami.
Szliśmy dalej. Wokół nas było pełno chwastów. Byłam rozkojarzona, nie wiedziałam co się dzieje. Potknęłam się o korę drzewa. Wylądowałam, na pokrzywach. Pełno ich było.
Czułam ból, wyobrażam sobie jak musiałam wyglądać. Wstałam na nogi, ból był niemiłosierny. Czułam jak kilka gorzkich łez zaczęło spływać mi po policzkach. Wszystko swędzi, drapie.
-Nic Ci nie jest?-podeszła do mnie-O mój boże.-zakryła ręką usta.
-Aż tak źle?-spytałam
-W pewnych miejscach masz bąble.
Po chwili podbiegł do mnie Leon.
-Słońce, nic Ci nie jest?
-Boli.-zakryłam twarz rękoma, aby tylko jej nie widział.
Wyobrażam sobie, że wyglądam jak potwór z bagien. Gorzej, jak dziewczyna na którą została rzucona klątwa, przez którą ma zmasakrowaną twarz dzięki pokrzywom. Sprawiedliwość losu mnie dobija. Co ja komu zrobiłam?! Dlaczego wszystko musi się dziać mnie?
-Pokaż twarz.
Pokręciłam przecząco głową.
-Proszę.
-Nie.
-Słońce.
-Wyglądam jak potwór.
-Pokaż.
Odsłoniłam lekko twarz.
-Nie jest źle.
-Dzięki.
-Boli?
-Boli, swędzi. Nie wytrzymam.
-Dasz radę, kajzerka na pewno ma jakąś maść. Chodźmy.
-Nie chcę żeby inni mnie widzieli.
-Pójdziemy przodem. Chodźmy.
Złapałam jego rękę, i ruszyliśmy przodem. Gdy byliśmy na miejscu, "zapukałam" w obręcz od namiotu nauczycieli.
-Proszę
Weszłam z Leonem do środka.
-Violetto, co ci się stało?-spytała kajzerka.
-Zostałam zaatakowana przez pokrzywy.
-No dobrze.. mamy zapewne jakąś maść.
Poszukał w apteczce i znalazł. Posmarował mi twarz, poczekałam chwilę. I chyba zaczęła działać, po pięciu minutach nie było znać po bąblach.
Wyszłam szczęśliwa z namiotu.
-Zadowolona?
-Tak..ale..
-ale?
-co jeśli, on na prawdę rzucił jakąś klątwę?
-Nie możliwe..
-a jeśli tak?
-to wpadliśmy po uszy.
-o jezu.-walnęłam face palma
-Na prawdę to Cię nie boli?
-Co?
-No to?-walną ręką się w czoło, by mi zademonstrować.
-Nie nie boli.
-okej.
-Leon bo ja..-westchnęłam-muszę Ci coś powiedzieć.. Ale..boję się, że mnie nie zrozumiesz..
-Spokojnie, damy radę tak? Przecież nie zostawię Cię samej.-mówił lekko pstrykając mnie w nos.
-Tak ale to nie takie proste..-usiadłam zażenowana na pniu drzewa.
Leon jest moim chłopakiem, przyjacielem, a co do czego nie powiedziałam mu jeszcze, że jestem zaadoptowana. Nie łatwo mi o tym mówić, ale muszę przecież być z nim szczera.
-Więc?-spytał klękając przede mną.
-Chodzi o to, że..
Miałam mu powiedzieć wszystko, całą prawdę, jednak nie mogłam.. Bałam się, że mogę go zronić za to, że mu nie powiedziałam.. tak po prostu..
-Słucham..?
-Chce się przefarbować na blond.- próbowałam wymyślić coś na szybko.
-Na blond powiadasz?
-Tak.. tak.. na blond..
-Coś mi tu kręcisz.-usiadł obok mnie.
*Fran*
Może, czuję coś do Diego.. może nie.. nie wiem, jak to jest... dlaczego każdy może mieć drugą połówkę tylko nie ja? Z moich zamyśleń wyrwała mnie rozmarzona Lu.
-Fran, popatrz jak oni słodko wyglądają.-mówiła cicho, by nie przerywać im tej pięknej chwili.
Ja też bym tak chciała...
-Chodźmy stąd, bo jeszcze przerwiemy im te "gierki"-wychylił się Diego.
Odeszliśmy zostawiając naszą Leonetkę razem.
*Violetta*
Przybliżył się do mnie,momentalnie wtuliłam się w niego. Czułam woń jego perfum. Jest idealny, w stu procentach.
-Boisz się zmian?-spytałam od tak.
-Tylko jednej.
-Jakiej?
-Boję się zostać bez Ciebie.-rzekł bardzo poważnie.
-Nigdzie się nie wybieram.-uśmiechnęłam się, i jeszcze bardziej potargałam jego rozczochrane włosy.
-Jesteś dla mnie bardzo ważna.
Mówił patrząc mi prosto w oczy.
-Wiem, Leon.-uśmiechnęłam się.
Po chwili złączył nasze usta w pełnym miłości pocałunku. Pogłębiłam pocałunek, po czym poczułam przyjemne wibracje na twarzy, wywołane przez uśmiech Leona. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zaczął mnie łaskotać.
-Leon... proszę .. przestań.-mówiłam, kiedy tylko mogłam złapać oddech.
W końcu wylądowaliśmy za "kłodą". Zleciałam z niej. Mój wzrok przykuły gwiazdy na niebie.
-Chciałabym być taką gwiazdą.
-Dlaczego?-spytał leżąc obok mnie.
-Ona nie musi niczego. Jednak, bez niej nie byłoby światła w nocy, byłaby czarna nicość. A tak? Rozświetla noc, i jest każdemu potrzebna.
-Ty jesteś właśnie moją gwiazdką.-powiedział, przysuwając mnie do siebie, po czym pocałował mnie w czubek głowy.
-Tak właściwie, skąd wiesz, że mnie kochasz?
-A ty skąd wiesz, że Cię dotykam.
-No przecież czuję to..
-No właśnie.-westchnął- Skąd te nagłe pytania?-spytał.
-Tak jakoś chciałam wiedzieć.- uśmiechnęłam się.
Mimowolnie, złapał moją dłoń, i razem ze swoją złączył w "jedność".
---------------------------------------------------------------------
Cabum! Rozdział skończony 0:00. :D Nie było długo rozdziału! Wiem i przepraszam.
Zaraz szkołą czaicie? :o Rozdział.. krótki? I bez sensu. Nie miałam pomysłu..
Ale już wiem, jak na dobre rozdzielić Leonettę.! :D Ja zła. :D Zdradzę tyle, że pojadą do
Vegas. :33 Hihi.xd No to ja kończę i nie zanudzam. Do następnego. :*
oooooooooo <333
OdpowiedzUsuńWiesz ciągle chce mi śmac bo wyobrazam sobie viole przewracajacą się i wpadającą w pokrzywy :D
OMG całkowicie zapomnialam o szkole!!!!
Ratunku ja nie chce wracac do tego wienzienia!!!
(no moze troche przesadzam,ale i tak nienawidze szkoly!) ;)))
baaardzo fajnie ze pojadą do vegas ;) i.. fajnie ze cos sie bd dzialo ;)
ok nie rospisuje sie :)
Do nexta :*
Oliwia S.