JEJKUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!
JESTEM TAKA SZCZĘŚLIWA! LUDZIE JORGE WYGRAŁ KIDS CHOICE AWARDS NICKELODEON!JAKO NAJLEPSZY AKTOR! GŁOSOWAŁAM NA NIEGO CHYBA Z MILION RAZY! JESTEM Z NIEGO DUMNA! :') JAK SIĘ DOWIEDZIAŁAM, TO AŻ SIĘ POPŁAKAŁAM ZE SZCZĘŚĆIA. :D JORGE NAJLEPSZY! ROZDZIAŁ ZA NIEDŁUGO! JUTRO DO SZKOŁY :D POWODZENIA!
niedziela, 31 sierpnia 2014
środa, 27 sierpnia 2014
Rozdział12:Jesteś dla mnie bardzo ważna ♥
*Violetta*
Posiedziałam jeszcze chwilę na kocu, myślałam, że może trochę się poopalam, jednak nie było mi to dane.
Leon podszedł do mnie z pytaniem, o zagranie w siatkówkę. Nie odmówiłam. Podzieliliśmy się w grupy.
Ja, Leon, Lu, Marco. Na, Naty, Maxiego, Brodweya, doszła do nas jeszcze Stephania.
Przyznam szczerze, że dobrze gra. Poleciał kolejny serw, słońce strasznie świeciło w oczy. Fajnie jest tak spędzić czas na świeżym powietrzu z przyjaciółmi. Odbiłam piłkę, musiałam rzucić się na piasek, by przeleciała na stronę przeciwnika.
-Nic Ci nie jest?-podbiegł Leon.
-Leon, jest okej, przecież tylko odbiłam piłkę.
Wrócił na swoje miejsce.
Cały czas, gdy tylko wylądowałam na piasku, to Leon podchodził i pytał się czy wszystko okej. Ja rozumiem, że się o mnie troszczy czy jak, ale bez przesady, przecież od piasku, nic mi się nie stanie.
Pograliśmy i zrobiło się ciemno, wracaliśmy tą samą drogą, gdzie się obudziliśmy. Na samo to miejsce zachciało mi się śmiać.
-Przyszliście po mnie!-krzyknął znajomy mi głos.
-Maxi?-spojrzałam w górę.
-Dlaczego mnie nie ściągnęliście z tego drzewa?!Siedzę tu już naście godzin!
Zaczęliśmy się śmiać, Zapomnieliśmy o Maxim, nie no bosko, ja przez nich wymiękam.
-To jak ty tam wytrzymałeś?-krzyknęłam.
-Jeśli chodzi o toaletę.. dałem sobie radę. No już ściągnijcie mnie!
-No zaraz zaraz.
-Te majtki wchodzą mi w tyłek. -powiedział tak, jakby miał się zaraz popłakać.
Po pięciu minutach interwencji, udało im się go ściągnąć. Wracamy z "plaży".
Nieoczekiwanie podbiega do mnie Fran.
-Vils, musimy pogadać.-szepnęła.
-No okej. A o czym?
-Chodź przyśpieszymy bo mogą usłyszeć.
Odeszłyśmy parę kroków szybciej.
-No mów mów, tu nikt nie słyszy.
-No bo. Chodzi o to, że Diego mnie skomplementował.
-No to chyba dobrze?-uśmiechnęłam się.
-No tak, ale wiesz jak?
-No nie.
-No powiedział, że jestem bardzo ładna.
-No gratulację. A możesz mi coś powiedzieć?
-No dajesz.
-No.. dlaczego cały czas mówimy te no, na początku zdania?
-No nie wiem.
-No przestań !-zaśmiałam się
-No to ty też!
-No okej!
-No koniec!
-Już już.. spokojnie.-uspokoiłam ja.
-Co ja mam zrobić?
-Podoba Ci się czy nie?
-W sumie.. nie wiem, to takie trudne.-zrobiła dziwną minę.-zdecyduj za mnie.
-Jak mam zdecydować za Ciebie?Przecież nie wiem co czujesz do niego.
-Ja też nie.
-musisz się zastanowić
-Tak masz rację..Dziękuję.-dostałam słodkiego przytulasa.
Obejrzałam się a jej już nie było. Ruszyłam przed siebie, cicho śpiewając te creo, moją piosenkę.
Szłam nie zaważając na innych z tyłu. Skręciłam w lewo, wydawało mi się, że właśnie tam jest droga, do naszego szałasu. Niestety po 10 minutach zorientowałam się, że jestem na jakimś bezludziu. Zaczęło się ściemniać, a ja łażę po lesie. Próbowałam jakoś się wycofać, ale nie poznawałam drogi.
Chciałam krzyknąć "pomocy", ale oni są tak daleko, że nikt by mnie nie usłyszał. Na drzewie zauważyłam rudą wiewiórkę.
Podbiegłam do niej, o dziwo się nie wystraszyła, dotknęłam jej nosa moim nosem, i się oddaliłam. Miała takie słodkie oczka.. Zamahnęła się i z całj siły walnęła mnie żołędziem w głowę. Zaczęłam ja gonić. No ale co ja zrobię bezbronnej wiewiórce, przystałam.Nadal szłam przed siebie. Usłyszałam głośny trzask, gałęzi. Odwróciłam się. Zobaczyłam faceta z kijkiem, ubrany był w jakąś szmatę, która tylko zakrywała dolną część jego ciała. Na twarzy miał wymalowane jakieś kreski. Czaił się. Powoli do mnie podchodził. A co jeśli on ma wszy? (xd) Powoli złapał mój nadgarstek i zaczął wąchać mi rękę. Wystraszyłam się więc mu ją wyrwałam.
-Czego chcesz?-spytałam.
Gadał coś, mamrotał. Nie zrozumiałam niczego. Zaczął udawać małpę. Myślałam, że jednego dziwnego człowieka jakiego znam jest Federico, no niestety, pomyliłam się. Zaczął szarpać mnie za włosy. A co ja marionetka jestem?
Wyrwałam się, i chwyciłam duży badyl, po czym walnęłam go nim w brzuch. Złapał się za obolałe miejsce. Zaczęłam uciekać, gonił mnie, odwracałam się co chwilę. Ustałam, rozejrzałam się w tył czy go nie ma. Chciałam ruszyć przed siebie, gdy tylko odwróciłam głowę, zobaczyłam tego faceta. Miał twarz blisko mojej twarzy.
-Bu.-odparł.
Zaczęłam się drzeć w niebo głosy. Chyba nawet głuchy by mnie usłyszał.
-Tam jest!-z oddali słyszałam głos Leona.
-Pomo..-nie zdążyłam wykrzyczeć, bo on zasłonił mi ręką twarz.
Zza krzaków wyłoniło się moje "stado". Mój nowo zapoznany kolega, zaczął grozić im kijkiem.
Jego ręka śmierdziała, kupą. (xdd) Nie wytrzymałam. Podniosłam nogę do góry, i z całej siły nadepnęłam mu na palce od stopy. Zaczął gadać coś, nie po naszym języku. Coś mi się wydaje, że to przekleństwa.. no nie dziwię mu się.. Nie zadziera się z Violettą Castillo!
- Przeklinam was!-wrzasnął.
O czyli rozumiem, że jednak umie mówić.
-Ale się ciebie boję. -Podniosłam ręce do góry.
Bez przesady, chyba, aż taka głupia nie jestem.
-Na mocy naszego szamana, Gernazego, rzucam na was klątwę. Gotujcie się w piekle dzieci.
Zaczął się śmiać i uciekł.
Podbiegł do mnie Leon, i mocno mocno, mnie przytulił.
-Martwiłem się o Ciebie -powiedział patrząc mi w oczy.
-Jest okej, w mojej wyprawie towarzyszyła mi wiewiórka. :)
-Ciekawa musiała być taa twoja wyprawa.
-A żebyś wiedział.
-Ej, a co jeśli ten koleś na prawdę, rzucił na nas jakąś klątwę?-wtrącił się Diego.
-Nie możliwe.. a jeśli tak.. to mamy przerąbane.-odparł Leon.
Ruszyliśmy w stronę "legowiska" na szczęście chłopacy wiedzieli gdzie iść. Szłam przed siebie, czysty teren. Gdy nagle z całej siły dostałam gałęzią w twarz.
-Ała- złapałam się za bolały nos.-co to było?
-Ja nic nie widziałem.-wzruszył ramionami.
Szliśmy dalej. Wokół nas było pełno chwastów. Byłam rozkojarzona, nie wiedziałam co się dzieje. Potknęłam się o korę drzewa. Wylądowałam, na pokrzywach. Pełno ich było.
Czułam ból, wyobrażam sobie jak musiałam wyglądać. Wstałam na nogi, ból był niemiłosierny. Czułam jak kilka gorzkich łez zaczęło spływać mi po policzkach. Wszystko swędzi, drapie.
-Nic Ci nie jest?-podeszła do mnie-O mój boże.-zakryła ręką usta.
-Aż tak źle?-spytałam
-W pewnych miejscach masz bąble.
Po chwili podbiegł do mnie Leon.
-Słońce, nic Ci nie jest?
-Boli.-zakryłam twarz rękoma, aby tylko jej nie widział.
Wyobrażam sobie, że wyglądam jak potwór z bagien. Gorzej, jak dziewczyna na którą została rzucona klątwa, przez którą ma zmasakrowaną twarz dzięki pokrzywom. Sprawiedliwość losu mnie dobija. Co ja komu zrobiłam?! Dlaczego wszystko musi się dziać mnie?
-Pokaż twarz.
Pokręciłam przecząco głową.
-Proszę.
-Nie.
-Słońce.
-Wyglądam jak potwór.
-Pokaż.
Odsłoniłam lekko twarz.
-Nie jest źle.
-Dzięki.
-Boli?
-Boli, swędzi. Nie wytrzymam.
-Dasz radę, kajzerka na pewno ma jakąś maść. Chodźmy.
-Nie chcę żeby inni mnie widzieli.
-Pójdziemy przodem. Chodźmy.
Złapałam jego rękę, i ruszyliśmy przodem. Gdy byliśmy na miejscu, "zapukałam" w obręcz od namiotu nauczycieli.
-Proszę
Weszłam z Leonem do środka.
-Violetto, co ci się stało?-spytała kajzerka.
-Zostałam zaatakowana przez pokrzywy.
-No dobrze.. mamy zapewne jakąś maść.
Poszukał w apteczce i znalazł. Posmarował mi twarz, poczekałam chwilę. I chyba zaczęła działać, po pięciu minutach nie było znać po bąblach.
Wyszłam szczęśliwa z namiotu.
-Zadowolona?
-Tak..ale..
-ale?
-co jeśli, on na prawdę rzucił jakąś klątwę?
-Nie możliwe..
-a jeśli tak?
-to wpadliśmy po uszy.
-o jezu.-walnęłam face palma
-Na prawdę to Cię nie boli?
-Co?
-No to?-walną ręką się w czoło, by mi zademonstrować.
-Nie nie boli.
-okej.
-Leon bo ja..-westchnęłam-muszę Ci coś powiedzieć.. Ale..boję się, że mnie nie zrozumiesz..
-Spokojnie, damy radę tak? Przecież nie zostawię Cię samej.-mówił lekko pstrykając mnie w nos.
-Tak ale to nie takie proste..-usiadłam zażenowana na pniu drzewa.
Leon jest moim chłopakiem, przyjacielem, a co do czego nie powiedziałam mu jeszcze, że jestem zaadoptowana. Nie łatwo mi o tym mówić, ale muszę przecież być z nim szczera.
-Więc?-spytał klękając przede mną.
-Chodzi o to, że..
Miałam mu powiedzieć wszystko, całą prawdę, jednak nie mogłam.. Bałam się, że mogę go zronić za to, że mu nie powiedziałam.. tak po prostu..
-Słucham..?
-Chce się przefarbować na blond.- próbowałam wymyślić coś na szybko.
-Na blond powiadasz?
-Tak.. tak.. na blond..
-Coś mi tu kręcisz.-usiadł obok mnie.
*Fran*
Może, czuję coś do Diego.. może nie.. nie wiem, jak to jest... dlaczego każdy może mieć drugą połówkę tylko nie ja? Z moich zamyśleń wyrwała mnie rozmarzona Lu.
-Fran, popatrz jak oni słodko wyglądają.-mówiła cicho, by nie przerywać im tej pięknej chwili.
Ja też bym tak chciała...
-Chodźmy stąd, bo jeszcze przerwiemy im te "gierki"-wychylił się Diego.
Odeszliśmy zostawiając naszą Leonetkę razem.
*Violetta*
Przybliżył się do mnie,momentalnie wtuliłam się w niego. Czułam woń jego perfum. Jest idealny, w stu procentach.
-Boisz się zmian?-spytałam od tak.
-Tylko jednej.
-Jakiej?
-Boję się zostać bez Ciebie.-rzekł bardzo poważnie.
-Nigdzie się nie wybieram.-uśmiechnęłam się, i jeszcze bardziej potargałam jego rozczochrane włosy.
-Jesteś dla mnie bardzo ważna.
Mówił patrząc mi prosto w oczy.
-Wiem, Leon.-uśmiechnęłam się.
Po chwili złączył nasze usta w pełnym miłości pocałunku. Pogłębiłam pocałunek, po czym poczułam przyjemne wibracje na twarzy, wywołane przez uśmiech Leona. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zaczął mnie łaskotać.
-Leon... proszę .. przestań.-mówiłam, kiedy tylko mogłam złapać oddech.
W końcu wylądowaliśmy za "kłodą". Zleciałam z niej. Mój wzrok przykuły gwiazdy na niebie.
-Chciałabym być taką gwiazdą.
-Dlaczego?-spytał leżąc obok mnie.
-Ona nie musi niczego. Jednak, bez niej nie byłoby światła w nocy, byłaby czarna nicość. A tak? Rozświetla noc, i jest każdemu potrzebna.
-Ty jesteś właśnie moją gwiazdką.-powiedział, przysuwając mnie do siebie, po czym pocałował mnie w czubek głowy.
-Tak właściwie, skąd wiesz, że mnie kochasz?
-A ty skąd wiesz, że Cię dotykam.
-No przecież czuję to..
-No właśnie.-westchnął- Skąd te nagłe pytania?-spytał.
-Tak jakoś chciałam wiedzieć.- uśmiechnęłam się.
Mimowolnie, złapał moją dłoń, i razem ze swoją złączył w "jedność".
---------------------------------------------------------------------
Cabum! Rozdział skończony 0:00. :D Nie było długo rozdziału! Wiem i przepraszam.
Zaraz szkołą czaicie? :o Rozdział.. krótki? I bez sensu. Nie miałam pomysłu..
Ale już wiem, jak na dobre rozdzielić Leonettę.! :D Ja zła. :D Zdradzę tyle, że pojadą do
Vegas. :33 Hihi.xd No to ja kończę i nie zanudzam. Do następnego. :*
Posiedziałam jeszcze chwilę na kocu, myślałam, że może trochę się poopalam, jednak nie było mi to dane.
Leon podszedł do mnie z pytaniem, o zagranie w siatkówkę. Nie odmówiłam. Podzieliliśmy się w grupy.
Ja, Leon, Lu, Marco. Na, Naty, Maxiego, Brodweya, doszła do nas jeszcze Stephania.
Przyznam szczerze, że dobrze gra. Poleciał kolejny serw, słońce strasznie świeciło w oczy. Fajnie jest tak spędzić czas na świeżym powietrzu z przyjaciółmi. Odbiłam piłkę, musiałam rzucić się na piasek, by przeleciała na stronę przeciwnika.
-Nic Ci nie jest?-podbiegł Leon.
-Leon, jest okej, przecież tylko odbiłam piłkę.
Wrócił na swoje miejsce.
Cały czas, gdy tylko wylądowałam na piasku, to Leon podchodził i pytał się czy wszystko okej. Ja rozumiem, że się o mnie troszczy czy jak, ale bez przesady, przecież od piasku, nic mi się nie stanie.
Pograliśmy i zrobiło się ciemno, wracaliśmy tą samą drogą, gdzie się obudziliśmy. Na samo to miejsce zachciało mi się śmiać.
-Przyszliście po mnie!-krzyknął znajomy mi głos.
-Maxi?-spojrzałam w górę.
-Dlaczego mnie nie ściągnęliście z tego drzewa?!Siedzę tu już naście godzin!
Zaczęliśmy się śmiać, Zapomnieliśmy o Maxim, nie no bosko, ja przez nich wymiękam.
-To jak ty tam wytrzymałeś?-krzyknęłam.
-Jeśli chodzi o toaletę.. dałem sobie radę. No już ściągnijcie mnie!
-No zaraz zaraz.
-Te majtki wchodzą mi w tyłek. -powiedział tak, jakby miał się zaraz popłakać.
Po pięciu minutach interwencji, udało im się go ściągnąć. Wracamy z "plaży".
Nieoczekiwanie podbiega do mnie Fran.
-Vils, musimy pogadać.-szepnęła.
-No okej. A o czym?
-Chodź przyśpieszymy bo mogą usłyszeć.
Odeszłyśmy parę kroków szybciej.
-No mów mów, tu nikt nie słyszy.
-No bo. Chodzi o to, że Diego mnie skomplementował.
-No to chyba dobrze?-uśmiechnęłam się.
-No tak, ale wiesz jak?
-No nie.
-No powiedział, że jestem bardzo ładna.
-No gratulację. A możesz mi coś powiedzieć?
-No dajesz.
-No.. dlaczego cały czas mówimy te no, na początku zdania?
-No nie wiem.
-No przestań !-zaśmiałam się
-No to ty też!
-No okej!
-No koniec!
-Już już.. spokojnie.-uspokoiłam ja.
-Co ja mam zrobić?
-Podoba Ci się czy nie?
-W sumie.. nie wiem, to takie trudne.-zrobiła dziwną minę.-zdecyduj za mnie.
-Jak mam zdecydować za Ciebie?Przecież nie wiem co czujesz do niego.
-Ja też nie.
-musisz się zastanowić
-Tak masz rację..Dziękuję.-dostałam słodkiego przytulasa.
Obejrzałam się a jej już nie było. Ruszyłam przed siebie, cicho śpiewając te creo, moją piosenkę.
Szłam nie zaważając na innych z tyłu. Skręciłam w lewo, wydawało mi się, że właśnie tam jest droga, do naszego szałasu. Niestety po 10 minutach zorientowałam się, że jestem na jakimś bezludziu. Zaczęło się ściemniać, a ja łażę po lesie. Próbowałam jakoś się wycofać, ale nie poznawałam drogi.
Chciałam krzyknąć "pomocy", ale oni są tak daleko, że nikt by mnie nie usłyszał. Na drzewie zauważyłam rudą wiewiórkę.
Podbiegłam do niej, o dziwo się nie wystraszyła, dotknęłam jej nosa moim nosem, i się oddaliłam. Miała takie słodkie oczka.. Zamahnęła się i z całj siły walnęła mnie żołędziem w głowę. Zaczęłam ja gonić. No ale co ja zrobię bezbronnej wiewiórce, przystałam.Nadal szłam przed siebie. Usłyszałam głośny trzask, gałęzi. Odwróciłam się. Zobaczyłam faceta z kijkiem, ubrany był w jakąś szmatę, która tylko zakrywała dolną część jego ciała. Na twarzy miał wymalowane jakieś kreski. Czaił się. Powoli do mnie podchodził. A co jeśli on ma wszy? (xd) Powoli złapał mój nadgarstek i zaczął wąchać mi rękę. Wystraszyłam się więc mu ją wyrwałam.
-Czego chcesz?-spytałam.
Gadał coś, mamrotał. Nie zrozumiałam niczego. Zaczął udawać małpę. Myślałam, że jednego dziwnego człowieka jakiego znam jest Federico, no niestety, pomyliłam się. Zaczął szarpać mnie za włosy. A co ja marionetka jestem?
Wyrwałam się, i chwyciłam duży badyl, po czym walnęłam go nim w brzuch. Złapał się za obolałe miejsce. Zaczęłam uciekać, gonił mnie, odwracałam się co chwilę. Ustałam, rozejrzałam się w tył czy go nie ma. Chciałam ruszyć przed siebie, gdy tylko odwróciłam głowę, zobaczyłam tego faceta. Miał twarz blisko mojej twarzy.
-Bu.-odparł.
Zaczęłam się drzeć w niebo głosy. Chyba nawet głuchy by mnie usłyszał.
-Tam jest!-z oddali słyszałam głos Leona.
-Pomo..-nie zdążyłam wykrzyczeć, bo on zasłonił mi ręką twarz.
Zza krzaków wyłoniło się moje "stado". Mój nowo zapoznany kolega, zaczął grozić im kijkiem.
Jego ręka śmierdziała, kupą. (xdd) Nie wytrzymałam. Podniosłam nogę do góry, i z całej siły nadepnęłam mu na palce od stopy. Zaczął gadać coś, nie po naszym języku. Coś mi się wydaje, że to przekleństwa.. no nie dziwię mu się.. Nie zadziera się z Violettą Castillo!
- Przeklinam was!-wrzasnął.
O czyli rozumiem, że jednak umie mówić.
-Ale się ciebie boję. -Podniosłam ręce do góry.
Bez przesady, chyba, aż taka głupia nie jestem.
-Na mocy naszego szamana, Gernazego, rzucam na was klątwę. Gotujcie się w piekle dzieci.
Zaczął się śmiać i uciekł.
Podbiegł do mnie Leon, i mocno mocno, mnie przytulił.
-Martwiłem się o Ciebie -powiedział patrząc mi w oczy.
-Jest okej, w mojej wyprawie towarzyszyła mi wiewiórka. :)
-Ciekawa musiała być taa twoja wyprawa.
-A żebyś wiedział.
-Ej, a co jeśli ten koleś na prawdę, rzucił na nas jakąś klątwę?-wtrącił się Diego.
-Nie możliwe.. a jeśli tak.. to mamy przerąbane.-odparł Leon.
Ruszyliśmy w stronę "legowiska" na szczęście chłopacy wiedzieli gdzie iść. Szłam przed siebie, czysty teren. Gdy nagle z całej siły dostałam gałęzią w twarz.
-Ała- złapałam się za bolały nos.-co to było?
-Ja nic nie widziałem.-wzruszył ramionami.
Szliśmy dalej. Wokół nas było pełno chwastów. Byłam rozkojarzona, nie wiedziałam co się dzieje. Potknęłam się o korę drzewa. Wylądowałam, na pokrzywach. Pełno ich było.
Czułam ból, wyobrażam sobie jak musiałam wyglądać. Wstałam na nogi, ból był niemiłosierny. Czułam jak kilka gorzkich łez zaczęło spływać mi po policzkach. Wszystko swędzi, drapie.
-Nic Ci nie jest?-podeszła do mnie-O mój boże.-zakryła ręką usta.
-Aż tak źle?-spytałam
-W pewnych miejscach masz bąble.
Po chwili podbiegł do mnie Leon.
-Słońce, nic Ci nie jest?
-Boli.-zakryłam twarz rękoma, aby tylko jej nie widział.
Wyobrażam sobie, że wyglądam jak potwór z bagien. Gorzej, jak dziewczyna na którą została rzucona klątwa, przez którą ma zmasakrowaną twarz dzięki pokrzywom. Sprawiedliwość losu mnie dobija. Co ja komu zrobiłam?! Dlaczego wszystko musi się dziać mnie?
-Pokaż twarz.
Pokręciłam przecząco głową.
-Proszę.
-Nie.
-Słońce.
-Wyglądam jak potwór.
-Pokaż.
Odsłoniłam lekko twarz.
-Nie jest źle.
-Dzięki.
-Boli?
-Boli, swędzi. Nie wytrzymam.
-Dasz radę, kajzerka na pewno ma jakąś maść. Chodźmy.
-Nie chcę żeby inni mnie widzieli.
-Pójdziemy przodem. Chodźmy.
Złapałam jego rękę, i ruszyliśmy przodem. Gdy byliśmy na miejscu, "zapukałam" w obręcz od namiotu nauczycieli.
-Proszę
Weszłam z Leonem do środka.
-Violetto, co ci się stało?-spytała kajzerka.
-Zostałam zaatakowana przez pokrzywy.
-No dobrze.. mamy zapewne jakąś maść.
Poszukał w apteczce i znalazł. Posmarował mi twarz, poczekałam chwilę. I chyba zaczęła działać, po pięciu minutach nie było znać po bąblach.
Wyszłam szczęśliwa z namiotu.
-Zadowolona?
-Tak..ale..
-ale?
-co jeśli, on na prawdę rzucił jakąś klątwę?
-Nie możliwe..
-a jeśli tak?
-to wpadliśmy po uszy.
-o jezu.-walnęłam face palma
-Na prawdę to Cię nie boli?
-Co?
-No to?-walną ręką się w czoło, by mi zademonstrować.
-Nie nie boli.
-okej.
-Leon bo ja..-westchnęłam-muszę Ci coś powiedzieć.. Ale..boję się, że mnie nie zrozumiesz..
-Spokojnie, damy radę tak? Przecież nie zostawię Cię samej.-mówił lekko pstrykając mnie w nos.
-Tak ale to nie takie proste..-usiadłam zażenowana na pniu drzewa.
Leon jest moim chłopakiem, przyjacielem, a co do czego nie powiedziałam mu jeszcze, że jestem zaadoptowana. Nie łatwo mi o tym mówić, ale muszę przecież być z nim szczera.
-Więc?-spytał klękając przede mną.
-Chodzi o to, że..
Miałam mu powiedzieć wszystko, całą prawdę, jednak nie mogłam.. Bałam się, że mogę go zronić za to, że mu nie powiedziałam.. tak po prostu..
-Słucham..?
-Chce się przefarbować na blond.- próbowałam wymyślić coś na szybko.
-Na blond powiadasz?
-Tak.. tak.. na blond..
-Coś mi tu kręcisz.-usiadł obok mnie.
*Fran*
Może, czuję coś do Diego.. może nie.. nie wiem, jak to jest... dlaczego każdy może mieć drugą połówkę tylko nie ja? Z moich zamyśleń wyrwała mnie rozmarzona Lu.
-Fran, popatrz jak oni słodko wyglądają.-mówiła cicho, by nie przerywać im tej pięknej chwili.
Ja też bym tak chciała...
-Chodźmy stąd, bo jeszcze przerwiemy im te "gierki"-wychylił się Diego.
Odeszliśmy zostawiając naszą Leonetkę razem.
*Violetta*
Przybliżył się do mnie,momentalnie wtuliłam się w niego. Czułam woń jego perfum. Jest idealny, w stu procentach.
-Boisz się zmian?-spytałam od tak.
-Tylko jednej.
-Jakiej?
-Boję się zostać bez Ciebie.-rzekł bardzo poważnie.
-Nigdzie się nie wybieram.-uśmiechnęłam się, i jeszcze bardziej potargałam jego rozczochrane włosy.
-Jesteś dla mnie bardzo ważna.
Mówił patrząc mi prosto w oczy.
-Wiem, Leon.-uśmiechnęłam się.
Po chwili złączył nasze usta w pełnym miłości pocałunku. Pogłębiłam pocałunek, po czym poczułam przyjemne wibracje na twarzy, wywołane przez uśmiech Leona. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zaczął mnie łaskotać.
-Leon... proszę .. przestań.-mówiłam, kiedy tylko mogłam złapać oddech.
W końcu wylądowaliśmy za "kłodą". Zleciałam z niej. Mój wzrok przykuły gwiazdy na niebie.
-Chciałabym być taką gwiazdą.
-Dlaczego?-spytał leżąc obok mnie.
-Ona nie musi niczego. Jednak, bez niej nie byłoby światła w nocy, byłaby czarna nicość. A tak? Rozświetla noc, i jest każdemu potrzebna.
-Ty jesteś właśnie moją gwiazdką.-powiedział, przysuwając mnie do siebie, po czym pocałował mnie w czubek głowy.
-Tak właściwie, skąd wiesz, że mnie kochasz?
-A ty skąd wiesz, że Cię dotykam.
-No przecież czuję to..
-No właśnie.-westchnął- Skąd te nagłe pytania?-spytał.
-Tak jakoś chciałam wiedzieć.- uśmiechnęłam się.
Mimowolnie, złapał moją dłoń, i razem ze swoją złączył w "jedność".
---------------------------------------------------------------------
Cabum! Rozdział skończony 0:00. :D Nie było długo rozdziału! Wiem i przepraszam.
Zaraz szkołą czaicie? :o Rozdział.. krótki? I bez sensu. Nie miałam pomysłu..
Ale już wiem, jak na dobre rozdzielić Leonettę.! :D Ja zła. :D Zdradzę tyle, że pojadą do
Vegas. :33 Hihi.xd No to ja kończę i nie zanudzam. Do następnego. :*
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział11:Fajny widok mam tu z dołu. xd
*Leon*
Bardzo się cieszę, że sprawa pomiędzy mną i Violą jest już jasna. Jednak nie wiedziałem, że ona odwzajemnia to samo . Jestem bardzo szczęśliwy, że ją mam... ale.. z drugiej strony.. bardzo mnie boli... nie nie chodzi o Stephanię, chodzi o Andreasa, był moim przyjacielem i zaufałem mu, a on zadał mi taki cios.
-Leon?
-Tak?
-Posłuchaj.. może lepiej, nie mówmy na razie o tym nikomu.
-Wstydzisz się mnie?
-Nie, chodzi o to, że dopiero co dowiedziałeś się, że "dziewczyna" Cię zdradziła, a teraz jakby się dowiedzieli o nas, to mogliby to źle zinterpretować.
-To znaczy?
-To, że może chciałeś się zadowolić inną czy coś..
-Tak.. masz rację... Czyli musimy udawać, że nic się nie stało pomiędzy nami?
-Tak.. póki co..
-No dobrze..
-Powiedz mi szczerze...
-Tak?
-Byłeś zazdrosny o mnie?
-Kiedy?
-Na zbiórce.
-Nie...
-Jak to nie.
-No nie.
-Łżesz.
-E eee.
-Tak. Widzisz a miałeś powiedzieć mi prawdę.
-No dobrze, może trochę..
-Trochę?
-Nawet bardzo.
-Wiedziałam. Faceci są tacy przewidywalni.
-Ale jednak nie wiedziałaś, że Cię pocałuję..
-Wiedziałam.
-Widzisz teraz ty kłamiesz.
-Chciał byś! Skoro masz rację, to złap mnie.
-Co?
Zaczęła biec przed siebie. Boże jaka ona jest szybka. Pobiegłem za nią. I jakimś trafem złapałem ją. Chwyciłem ja od tyłu,(bez skojarzeń xd) i dotknąłem jej bioder. Ona się odwróciła. Przysunęła buzię do mojej twarzy, a... pewnie chciała mnie pocałować. Zamknąłem oczy, i nic.. otworzyłem je.
-Ha! Mówiłam, jesteście tacy przewidywalni! -krzyczała z oddali.
Ta kobieta jest nie możliwa, ja nie wiem jak z nią w domu wytrzymują.
Violetta, zawróciła i biegła w moją stronę, przyśpieszyła tępo i rzuciła się na mnie, po czym ja wylądowałem na miękkim piasku.
-Co ty energetyka wypiłaś dzisiaj?
-Ja? Nie, skądże. ?
-Nie wiem, ale dzisiaj jesteś zadziwiająco żywiołowa.
-Tak jakoś. -Wzruszyła ramionami nadal na mnie leżąc.
Swoimi rękoma chwyciła moje policzki i zaczęła nimi dziwnie wywracać w górę w dół, lewo i w prawo.
-Wyglądasz jak miś Haribo.-zaśmiała się.
-Dlaczego?
-Bo jesteś taki słodki. -uśmiechnęła się.
-No przecież wiem.
-Masz bardzo ładną fryzurę.
-Zapomniałem się uczesać.
Ze śmiechu przeturlała się ze mnie na podłogę, śmiała się śmiała i nie mogła przestać.
*Kwadrans minut później*
Od dziesięciu minut stoję na nogach, a Violetta ze śmiechu nadal turla się po ziemi. Co jakiś czas sam się z niej śmiałem. Chwyciłem ją , i przełożyłem ją sobie przez ramię.
-Leon..-powiedziała po cichu.
-Cooo? -przedrzeźniałem ją.
- Wlazłeś w gónwo.
-Co?!
-Żarcik.
I znowu zaczęła się śmiać. Czy to jest normalne?
Doszedłem z rybcią na plecach, do naszego "stada". Trzymałem ją nadal na ramieniu, Diego się odwrócił, i spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem. Domyśliłem się o co chodzi.
-Vils, domyślili się.-szepnąłem tak cicho jak tylko potrafiłem.
-Ekhem.
-No tak już..
Odstawiłem ją na ziemię. Zaczęli się na nas dziwnie patrzeć.
-No co? Nogi mnie bolały.- wzruszyła ramionami, i przeszła obojętnie. Potem dyskretnie żeby nikt się nie skapnął puściła mi oko.
-Leon jak się czujesz?-spytał Diego.
-Jakoś jest. W sumie, to.. nawet jest mi szkoda Andreasa, że upadł tak nisko, ze swoją dziunią.
No co ? Mówię prawdę tak? Nie obchodzi mnie już żadna Stephania.
-Czyli.. em.. że się nie wściekasz?
-Nie, a dlaczego miałbym?
-No w sumie to.. ona Cię... nie ważne.
-Nie obchodzi mnie ona. Ważne, że jestem szczęśliwy teraz z kim innym.-uśmiechnąłem się do Vils.
-Z kim?
-A.. tak jakoś mi się powiedziało..
-Ej ludzie zrywamy się.
-Gdzie?-spytała Viola
-Niedaleko jest klub. Słyszałem o nim same pozytywne rzeczy.
-Między innymi, pewnie chodzi, o panie które są nagie i tańczą na rurach? O nie, w takim razie tam nie idziemy!-za protestowała, i spojrzała na mnie. Rozumiem, że Viola chce uniknąć czegoś takiego. Mam już na nią haka.
-Nie, zwykły klub, można się w nim świetnie bawić. Ale! Zero alkoholu, nie możemy poznać po sobie tego, że coś piliśmy. Nie możemy oddalać się od grupy, żeby nikt nie zabłądził. Rozumiemy się?
-Tak!- powiedzieliśmy wszyscy razem. Grupką, uciekliśmy z lasu, i kierowaliśmy się za Diego. Niestety nie mogłem iść obok Violi bo jeszcze by ktoś nas o coś podejrzewał. Z tyłu szedłem z Maxim, Brodweyem, i Marco. Viola szła gdzieś tam z przodu, z Diego, a za nimi Lu, Fran, Cami, i Naty. Jestem ciekawy tylko dlaczego ona szła akurat z nim, a nie z dziewczynami.
*Violetta*
Poszłam do przodu, nie chciałam zgubić się tam w tyle. Fakt, idziemy sporą grupą, ale wolałam nie ryzykować, nie wiadomo co pałęta się o tej porze.
-Cześć kolego.- położyłam łokieć na ramieniu Diega.
-Cześć koleżanko.-uśmiechnął się.
-Zdajesz sobie sprawę, że i tak połowa z nas nawali się w cztery dupy?-zażartowałam.
-Tak wiem, no ale chyba po to tam idziemy.
-Diego nie znałam Cię od tej strony. -walnęłam go z pięści w ramię.
-Ał to bolało.-spoważniał.
-Przepraszam, nie chciałam.
-Żartowałem.-zaśmiał się.
-Ej no!- zarzuciłam ręce na piersi, i udałam obrażoną.
-No weź nie obrażaj się.
-Pff.
-No proszę, błagam,, tak bardzo bardzo bardzo.
Nie odpowiadałam.
-Zrobię co tylko chcesz.
-Faceci, mówiłam, jesteście zbyt przewidywalni.
-Jak to?
-No tak, wiedziałam, że tak będzie. Na przykład. Jak mówicie na"panie przodem", to robicie tylko po to by spojrzeć na nasze tyłki.
-Wcale że nie.
-No jak to nie.
-W sumie nie patrzyłem na to od tej strony.
-Wiedziałam wiedziałam.
-Tak właściwie to.. czy pomiędzy tobą a Leonem nic nie ma?-spytał
Masz ci los! Skapnął się, nie no, zarąbiście..
-Nie..no .. skądże?
-Niech Ci będzie.
*Pół godziny później*
Weszliśmy w jakieś miasteczko, nie za małe nie za duże, dużo meneli tu jest, chłopacy mniej więcej w naszym wieku, ale nam obcy, patrzą na nas, jakby chcieli nas przelecieć. Nie dzięki, chętna nie jestem. A może tak, rozwiesić ogłoszenie, że Stephania szuka ochotnika? Dobry pomysł..
Obróciłam się, latarnie świeciły nam prosto w oczy. Jak nikt nie widział, przesłałam całusa dla Leona, on puścił mi oczko.
-Diego, idziemy jakieś trzy kilometry, a nogi mi już odpadają.
-Spokojnie spokojnie, zaraz będziemy.
Po piętnastu minutach, doszliśmy na miejsce. Nie powiem klub był mega duży. Weszliśmy wszyscy do środka, i zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików. Usiedliśmy na czarnych skórzanych kanapach. Diego, Lu, i Marco, poszli po alkohol. Przyszli z pełnymi rękoma szklanek z "napojem" i podali każdemu.
-Dziękuję, ja nie piję..-rzekłam.
-Jak to?
-normalnie, nie dzięki.
-No weź Vils, trzeba czasem pobalować.
-No Dobra, ale to jedno piwo.
-Niech Ci będzie.
Diego, Maxi , Marco, na współę wypili jedną wódkę. Zaczęli gadać jakieś farmazony.
Dziwny, trafem Leon wypił tylko dwa piwa, myślałam , że upije się jak oni, jednak nie.Brodway kleił się do Camili dlatego kazała mu się położyć pod stół, a on wtedy zasnął. Dziwnie musiało to wyglądać.
Leon położył brodę na moim ramieniu, i mamrotał coś pod nosem.
-Kocham Cię.-wyszeptał mi na ucho.
Jak usłyszałam te słowa, to aż uśmiech pojawił mi się na twarzy.
Dziewczyny, patrzyły na mnie z uśmiechem, pewnie chodzi im o Leona, który cały czas się do mnie przytula. Na szczęście nie był tak pijany, jak chłopacy. Siedzieliśmy, a Maxi, zaczął udawać małpę. Chwilę potem dołączyli do niego.
O dziwo Leon wstał i odszedł bez słowa. DJ, mówił coś, że zaraz będzie karaoke, że mają jakiegoś tam ochotnika. No i kazał przyjść nam pod podest. Na scenie, zauważyłam Leona, który siedział na krześle, z gitarą.
Po chwili, nasunął się do mikrofonu.
-Tą piosenkę, chciałbym zadedykować, dziewczynie, która jest dla mnie wyjątkowa, myślę, ona wie że to chodzi o nią. -uśmiechnął się do mnie.
Zaczął śpiewać i grać, piosenkę, którą napisał dla mnie. Kołysałam się w rytm muzyki.
-Vils, on śpiewa dla Ciebie. -podeszły dziewczyny, i o mało co nie skakały z radości.
-Tak wiem. -uśmiechnęłam się.
Ta piosenka, właśnie mówiła o tym, że nikt nie wie, iż jesteśmy parą. Tak.. "chciałbym powiedzieć całemu światu, że jesteś moją dziewczyną", właśnie o to chodziło. Nie dało się ukryć faktu, o istnieniu nowej "pary, Violetty i Leona. Po skończeniu, ludzie zaczęli klaskać. Powoli zszedł, ze schodków i podszedł do mnie. Patrzył się na mnie i po chwili, namiętnie pocałował.
-Kocham Cię.-szepnęłam.
-Ja Ciebie też.-uśmiechnął się.
Moje serce biło jak oszalałe. Czułam jak miliony motyli rozsadzają mi brzuch. Tylko przy nim czułam się tak wyjątkowa.
-Czyli co już każdy wie?-spytałam.
- no co, chciałem powiedzieć światu, że jesteś moją dziewczyną" i to zrobiłem.
-Wiem, i dobrze mi z tym.
Wróciliśmy z powrotem do stolika. Chłopcy poszli na parkiet, i tańczyli w grupce.
-Vils. masz.-powiedziała Lu.
-Mówiłam, że nie piję.-powiedziałam,odpychając szklankę z Alkoholem.
-Oj to drink, i tak nic Ci nie zrobi. Zabaw się też a nie.
-No dobra.
Upiłam łyk napoju, i przyznam szczerze, że był bardzo dobry. Nim się obejrzałam dziewczyny wcisnęły mi kolejnego.
Swoim wzrokiem, próbowałam odnaleźć Leona, jednak nigdzie go nie widziałam.
-Wiecie może gdzie poszedł Leon?-spytałam.
-Nie, przecież niedawno tańczył z chłopakami.
Wstałam od stołu, przeszłam się po sali, jednak go nie było. Zostało mi tylko sprawdzić toaletę.
Weszłam do męskiej, na ziemi zobaczyłam płaczącego Diego, i Leona, który kuca obok.
-Coś się stało?-spytałam przejęta.
-Diego, on, płacze, bo żadna go nie chce.
-Diego, nie płacz.-kucnęłam obok.
Pijani faceci, zachowują się jak dzieci. Nie powiem, Diego jest bardzo przystojny, ale to nie możliwe, że żadnej się nie podoba.
-Nie mów tak. Na pewno, jakaś dziewczyna jest na Ciebie napalona.-uśmiechnęłam się.
-Tak myślisz?-spytał ze łzami w oczach.
-No pewnie. A teraz chodźcie, przecież nie będziemy tu siedzieć wieczność.
Razem z Leonem, pomogliśmy mu wstać, i zaprowadziliśmy go do stolika. Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Gdy Leon złapał mnie za rękę i zaprowadził na środek sali.
-Zatańczysz?-spytał z wielkim uśmiechem.
-Z tobą? Oczywiście.-odwzajemniłam uśmiech.
Złapał mnie za biodra, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi. Dziewczyny tylko patrzyły, na mnie z wielkim uśmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.xd
-Tobie, też się wydaje, że wszyscy się na nas dziwnie gapią.?
-Wszyscy, czyli masz na myśli?
-No dziewczyny..
-Tak.
-A dlaczego?
-Bo zazdroszczą nam.
-Bo jestem boski?- pokazał swoje białe zęby.
-Nope.
-Jak to?
-Nie nie jesteś boski.-droczyłam się z nim.
-Jesteś tego taka pewna?
-Tak.
-Odszczekaj to.
-A co ja pies?
-Przyznaj, że jestem boski.
-Tak Leon, nie jesteś boski.
-Poniesiesz tego konsekwencje.
-Ha ha, nie śmieszne.
-Zaraz będzie.
-Co? Nie!
Przełożył mnie sobie przez ramię, i wyszedł z klubu, co on chce mi zrobić? Po mojej głowie, chodzą zboczone myśli. (xd)
-Gdzie idziemy?
-Nad staw?
-A po co?
-Żeby Cię utopić.
-Żartujesz? -wychyliłam się i spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy.
-Nie, nie żartuję.-ruszył dalej.
Musiałam jakoś się wyrwać, bo nie chcę być cała mokra.. i... chcę przeżyć..
-Nie wygodnie mi.
-Trudno.
-No weź, bo zwymiotuję.
-Dobra dobra.
-Przełożył mnie sobie przez plecy i wyszło teraz tak, że siedziałam mu na plecach.
-Leoś..-zaczęłam bawić się jego grzywką, wiem, że on tego nie znosi.
-Tak?
-Kochasz mnie?
-Nope.
Nie no dobra, ja wiem, że on żartował z tym stawem.. chyba... ale teraz przegiął. Zaczęłam się kręcić na co on zdjął mnie z swoich pleców.
Spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem.
-W takim razie nie jestem Ci potrzebna.
Ruszyłam w przód. Może, to przez ten alkohol, zaczęło mi się kręcić lekko w głowie. Szłam przez jakieś uliczki.
*Leon*
Przecież ja tylko żartowałem.. jak zwykle musiałem coś spieprzyć. Może ona po prostu, chce się przejść..nie wiem.. wróciłem do klubu.
-Gdzie Vils?-spytała Ludmiła.
-Obraziła się na mnie, i sobie gdzieś poszła.
-Zostawiłeś ją samą o tej porze!? Wiesz ile zboczeńców teraz chodzi!?
Wróciłem się, i zacząłem biec w tamtą stronę.
*Violetta*
Chodziłam, chodziłam chodziłam. Chciałam już wrócić, bo nogi mi odpadają.
Podszedł do mnie jakiś typek z kapturem na głowie.
-Chcesz towar?
-Nie dzięki.
-Spoko.
I poszedł sobie, myślałam już, że nie da mi spokoju, i będzie się do mnie przystawiał czy coś. Chciałam zawrócić, ale nie wiedziałam gdzie jestem. Ktoś zasłonił mi oczy ręką. Już myślałam, że to Leon, bo przecież on mi zawsze tak robił.
-Leon?
-Nie , a powinienem nim być? Gdzie zostawiłaś swojego kochasia.
Zabrałam rękę z moich oczu. Spojrzałam na niego, nie znałam kolesia.
Coś mi się wydaje, że spacerek o pierwszej w nocy, nie był dobrym pomysłem.
-Mógłbyś zejść mi z drogi?
-Nie nie mógłbym. Co tak śliczna panienka robi o tej porze sama?
-Wraca właśnie, lub próbuje wrócić, tam skąd przyszła.
-Ale to jest niemożliwe, dla Ciebie.
-Dlaczego? A w ogóle, facet daj mi spokój, nie zamierzam rozmawiać z tobą.
Zrobiłam parę kroków w przód, ale on przyparł mnie do drzewa.
-Puszczaj mnie. Powiedziałam zostaw!-Zaczęłam się drzeć, być może, ktoś by mnie usłyszał..-Powiedziałam puść mnie zboczeńcu!
*Leon*
Biegałem wszędzie jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Co ja narobiłem, powinienem od razu pobiec za nią. Usłyszałem krzyki, z początku nie reagowałem na nie. Jednak dostrzegłem, że to głos Violetty.
Pobiegłem w tamtą stronę.
-Puść mnie zboczeńcu!-krzyczała.
Podbiegłem do nich. Zauważyłem, że jakiś facet, przypiera ją do drzewa. O nie.. tak nie będzie.
-Kolego zostaw ją.
-Bo co mi zrobisz?
-Leon pomóż.-powiedziała łamliwym głosem.
-Puść ją.
-O, więc to jest ten twój Leon. No bardzo mi przykro ale jak widzisz, przeszkadzasz nam.
Nie wytrzymałem, wziąłem go za fraki, i rzuciłem nim o ziemię. Ona podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła..
-Nic Ci nie jest? Przepraszam, nie mówiłem tego na prawdę.-westchnąłem-kocham Cię.-szepnąłem jej na ucho.
-Jest okej, to ja przepraszam, że tak zareagowałam. Nie wiem dlaczego.. ale tak jakoś... przecież, wiedziałam, że nie mówisz tego na serio, zachowałam się jak kompletna idiotka.
-Nie, to ja zachowałem się jak idiota, zostawiając Cię samą. Chodźmy już, pewnie martwią się o nas... albo o Ciebie.-uśmiechnął się.
Objął mnie ramieniem i wróciliśmy do wszystkich.
-Nic wam nie jest?!
-Nie, jest okej.
-Ej jak my wszyscy jutro wstaniemy? Przecież, każdego głowa będzie bolała..-rzekła Fran.
-Wystarcz, że prześpię się dwie godziny, i będę już trzeźwy.-westchnąłem.- ale nie wiem co z nimi.
Popatrzyłem na chłopaków, którzy pozasypiali na sobie.
-No trudno, raz się żyje.
Usiedliśmy przy stole.
-Na pewno nic Ci nie jest?-spytałem.
-Nie Leon, jest wszystko w porządku..
-Coś się stało.-wtrąciła naty.
-Było małe zamieszanie, ale jest okej.
Diego, i reszta się przebudzili, byli już, trochę mniej nieprzytomni, jak parę godzin temu.
*Violetta*
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, śmiechy... no i film mi się urwał.
*Godzina siódma rano.*
Obudziłam się, głowa mnie strasznie bolała, czułam jakby coś wbijało mi się w żebra i brzuch. Zaspanymi oczami spojrzałam w dół.
-Co ja robię na gałęzi?!-wrzasnęłam.
Leżałam w pół wygięta na gałęzi. Pode mną leżał Leon na krzakach.
Maxi był zawieszony spodniami na drzewie. Diego też leżał w krzakach.
Lu spała na siedząco razem z fran.
A Camila i brodwey leżeli na sobie na wzajem. Nic nie pamiętam.. chore to wszystko..
Zaczęłam się zastanawiać, jak ja stąd zejdę? Jestem jakieś trzy metry od ziemi. Co ja mam zrobić?
-Leon! Leon!-pisnęłam.
A ten nic.
Udało mi się zdjąć buta, o mało co nie spadłam. Rzuciłam nim w niego.
-Ałł.-syknął z bólu.
Rozejrzał się wokół siebie, i zaczął się śmiać.
-Leon!
Rozglądał się i nic.
-Gdzie ty jesteś?
-Może spojrzałbyś w górę.
-O mój boże, co ty tam robisz?
-Chyba ja powinnam zadać to pytanie.
-Zejdź na dół.
-Niby jak? Mam się połamać czy coś?
-Fajny widok mam tu z dołu.
-Zboczeniec.
-Mówię prawdę.
-Jak skoczę to się połamię..
-No nie..poczekaj... mam pomysł!
-Dawaj.
-Skacz.
-Co?
-No skacz!
-Czy Ciebie do reszty powaliło?Mam skakać na twardą ziemię?
-Nie.. skacz.. ja Cię złapię.
-Nigdzie nie skaczę.
-Jak wolisz. To ja sobie idę.
-Nie! No czekaj!
-Co?
-Na pewno mnie złapiesz?
-Tak.
-No dobra.
-Ale jak umrę..
-Nawet o tym nie myśl.
-Niech Ci będzie.
-Trzy, dwa, jeden. Już!
I bum. Spadłam prosto w ręce Leona. Jak to słodko musiało wyglądać.
-Jak było na górze, rybciu?- zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne.
-Dostanę buziaka?
-Nie zasłużyłeś.
-Przecież, pomogłem Ci z drzewem.
-Niech Ci będzie.
Dostał buziaka w policzek.
-Ej ale ja nie chciałem w policzek, ja chciałem w usta.
-Ani mi się śni. Chodź, pomóż mi ich pobudzić, dopóki nauczyciele się nie skapną.
Podeszłam do Ludmiły i Francesci.
-Laski, pobudka.
-Co?-mamrotały.
-Budźcie się, One Direction!
-Gdzie?-wstały pędem.
-No i o to chodziło.
-Jak zeszłaś z drzewa?-spytały
-Właśnie.. mógłby mi ktoś powiedzieć co ja tam robiłam.
-Leon Cię tam powiesił.
-Słucham?
-Tak..było coś tam.. że o mało co nie rozebrałaś się przed nim.
-Mówisz serio?
-Tak..
-Jezu.. ja nic nie pamiętam..Pomóżcie pobudzić innych..
Podeszłam do Leona.
-Już wiem co robiłam na gałęzi.
-Więc?
-Ty mnie tam powiesiłeś.
-Jak?
-Nie wiem..
-Tego nie pamiętam, ale wiem co innego robiłaś..
-To znaczy?
-o mało co nie rozebrałaś się przede mną.
-to już wiem, próbowałeś mnie jakoś, powstrzymać?
-Nie..
- Dlaczego?
-Bo mi to pasowało.
-Przecież, byli tutaj wszyscy, chciałeś żeby widzieli mnie, nagą bądź tylko w bieliźnie?
-Nie, ja miałem cię wtedy na wyłączność. Niestety Lud przyszła i Cię powstrzymała.
-Czyli rozumiem, że wtedy, nawet mogłeś mnie przelecieć.
-A czemu nie?
-Zboczeniec.
-Przecież wiesz co robi alkohol. A tego wieczoru nie było go mało..
Walnęłam sobie ręką prosto w czoło.
Bardzo się cieszę, że sprawa pomiędzy mną i Violą jest już jasna. Jednak nie wiedziałem, że ona odwzajemnia to samo . Jestem bardzo szczęśliwy, że ją mam... ale.. z drugiej strony.. bardzo mnie boli... nie nie chodzi o Stephanię, chodzi o Andreasa, był moim przyjacielem i zaufałem mu, a on zadał mi taki cios.
-Leon?
-Tak?
-Posłuchaj.. może lepiej, nie mówmy na razie o tym nikomu.
-Wstydzisz się mnie?
-Nie, chodzi o to, że dopiero co dowiedziałeś się, że "dziewczyna" Cię zdradziła, a teraz jakby się dowiedzieli o nas, to mogliby to źle zinterpretować.
-To znaczy?
-To, że może chciałeś się zadowolić inną czy coś..
-Tak.. masz rację... Czyli musimy udawać, że nic się nie stało pomiędzy nami?
-Tak.. póki co..
-No dobrze..
-Powiedz mi szczerze...
-Tak?
-Byłeś zazdrosny o mnie?
-Kiedy?
-Na zbiórce.
-Nie...
-Jak to nie.
-No nie.
-Łżesz.
-E eee.
-Tak. Widzisz a miałeś powiedzieć mi prawdę.
-No dobrze, może trochę..
-Trochę?
-Nawet bardzo.
-Wiedziałam. Faceci są tacy przewidywalni.
-Ale jednak nie wiedziałaś, że Cię pocałuję..
-Wiedziałam.
-Widzisz teraz ty kłamiesz.
-Chciał byś! Skoro masz rację, to złap mnie.
-Co?
Zaczęła biec przed siebie. Boże jaka ona jest szybka. Pobiegłem za nią. I jakimś trafem złapałem ją. Chwyciłem ja od tyłu,(bez skojarzeń xd) i dotknąłem jej bioder. Ona się odwróciła. Przysunęła buzię do mojej twarzy, a... pewnie chciała mnie pocałować. Zamknąłem oczy, i nic.. otworzyłem je.
-Ha! Mówiłam, jesteście tacy przewidywalni! -krzyczała z oddali.
Ta kobieta jest nie możliwa, ja nie wiem jak z nią w domu wytrzymują.
Violetta, zawróciła i biegła w moją stronę, przyśpieszyła tępo i rzuciła się na mnie, po czym ja wylądowałem na miękkim piasku.
-Co ty energetyka wypiłaś dzisiaj?
-Ja? Nie, skądże. ?
-Nie wiem, ale dzisiaj jesteś zadziwiająco żywiołowa.
-Tak jakoś. -Wzruszyła ramionami nadal na mnie leżąc.
Swoimi rękoma chwyciła moje policzki i zaczęła nimi dziwnie wywracać w górę w dół, lewo i w prawo.
-Wyglądasz jak miś Haribo.-zaśmiała się.
-Dlaczego?
-Bo jesteś taki słodki. -uśmiechnęła się.
-No przecież wiem.
-Masz bardzo ładną fryzurę.
-Zapomniałem się uczesać.
Ze śmiechu przeturlała się ze mnie na podłogę, śmiała się śmiała i nie mogła przestać.
*Kwadrans minut później*
Od dziesięciu minut stoję na nogach, a Violetta ze śmiechu nadal turla się po ziemi. Co jakiś czas sam się z niej śmiałem. Chwyciłem ją , i przełożyłem ją sobie przez ramię.
-Leon..-powiedziała po cichu.
-Cooo? -przedrzeźniałem ją.
- Wlazłeś w gónwo.
-Co?!
-Żarcik.
I znowu zaczęła się śmiać. Czy to jest normalne?
Doszedłem z rybcią na plecach, do naszego "stada". Trzymałem ją nadal na ramieniu, Diego się odwrócił, i spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem. Domyśliłem się o co chodzi.
-Vils, domyślili się.-szepnąłem tak cicho jak tylko potrafiłem.
-Ekhem.
-No tak już..
Odstawiłem ją na ziemię. Zaczęli się na nas dziwnie patrzeć.
-No co? Nogi mnie bolały.- wzruszyła ramionami, i przeszła obojętnie. Potem dyskretnie żeby nikt się nie skapnął puściła mi oko.
-Leon jak się czujesz?-spytał Diego.
-Jakoś jest. W sumie, to.. nawet jest mi szkoda Andreasa, że upadł tak nisko, ze swoją dziunią.
No co ? Mówię prawdę tak? Nie obchodzi mnie już żadna Stephania.
-Czyli.. em.. że się nie wściekasz?
-Nie, a dlaczego miałbym?
-No w sumie to.. ona Cię... nie ważne.
-Nie obchodzi mnie ona. Ważne, że jestem szczęśliwy teraz z kim innym.-uśmiechnąłem się do Vils.
-Z kim?
-A.. tak jakoś mi się powiedziało..
-Ej ludzie zrywamy się.
-Gdzie?-spytała Viola
-Niedaleko jest klub. Słyszałem o nim same pozytywne rzeczy.
-Między innymi, pewnie chodzi, o panie które są nagie i tańczą na rurach? O nie, w takim razie tam nie idziemy!-za protestowała, i spojrzała na mnie. Rozumiem, że Viola chce uniknąć czegoś takiego. Mam już na nią haka.
-Nie, zwykły klub, można się w nim świetnie bawić. Ale! Zero alkoholu, nie możemy poznać po sobie tego, że coś piliśmy. Nie możemy oddalać się od grupy, żeby nikt nie zabłądził. Rozumiemy się?
-Tak!- powiedzieliśmy wszyscy razem. Grupką, uciekliśmy z lasu, i kierowaliśmy się za Diego. Niestety nie mogłem iść obok Violi bo jeszcze by ktoś nas o coś podejrzewał. Z tyłu szedłem z Maxim, Brodweyem, i Marco. Viola szła gdzieś tam z przodu, z Diego, a za nimi Lu, Fran, Cami, i Naty. Jestem ciekawy tylko dlaczego ona szła akurat z nim, a nie z dziewczynami.
*Violetta*
Poszłam do przodu, nie chciałam zgubić się tam w tyle. Fakt, idziemy sporą grupą, ale wolałam nie ryzykować, nie wiadomo co pałęta się o tej porze.
-Cześć kolego.- położyłam łokieć na ramieniu Diega.
-Cześć koleżanko.-uśmiechnął się.
-Zdajesz sobie sprawę, że i tak połowa z nas nawali się w cztery dupy?-zażartowałam.
-Tak wiem, no ale chyba po to tam idziemy.
-Diego nie znałam Cię od tej strony. -walnęłam go z pięści w ramię.
-Ał to bolało.-spoważniał.
-Przepraszam, nie chciałam.
-Żartowałem.-zaśmiał się.
-Ej no!- zarzuciłam ręce na piersi, i udałam obrażoną.
-No weź nie obrażaj się.
-Pff.
-No proszę, błagam,, tak bardzo bardzo bardzo.
Nie odpowiadałam.
-Zrobię co tylko chcesz.
-Faceci, mówiłam, jesteście zbyt przewidywalni.
-Jak to?
-No tak, wiedziałam, że tak będzie. Na przykład. Jak mówicie na"panie przodem", to robicie tylko po to by spojrzeć na nasze tyłki.
-Wcale że nie.
-No jak to nie.
-W sumie nie patrzyłem na to od tej strony.
-Wiedziałam wiedziałam.
-Tak właściwie to.. czy pomiędzy tobą a Leonem nic nie ma?-spytał
Masz ci los! Skapnął się, nie no, zarąbiście..
-Nie..no .. skądże?
-Niech Ci będzie.
*Pół godziny później*
Weszliśmy w jakieś miasteczko, nie za małe nie za duże, dużo meneli tu jest, chłopacy mniej więcej w naszym wieku, ale nam obcy, patrzą na nas, jakby chcieli nas przelecieć. Nie dzięki, chętna nie jestem. A może tak, rozwiesić ogłoszenie, że Stephania szuka ochotnika? Dobry pomysł..
Obróciłam się, latarnie świeciły nam prosto w oczy. Jak nikt nie widział, przesłałam całusa dla Leona, on puścił mi oczko.
-Diego, idziemy jakieś trzy kilometry, a nogi mi już odpadają.
-Spokojnie spokojnie, zaraz będziemy.
Po piętnastu minutach, doszliśmy na miejsce. Nie powiem klub był mega duży. Weszliśmy wszyscy do środka, i zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików. Usiedliśmy na czarnych skórzanych kanapach. Diego, Lu, i Marco, poszli po alkohol. Przyszli z pełnymi rękoma szklanek z "napojem" i podali każdemu.
-Dziękuję, ja nie piję..-rzekłam.
-Jak to?
-normalnie, nie dzięki.
-No weź Vils, trzeba czasem pobalować.
-No Dobra, ale to jedno piwo.
-Niech Ci będzie.
Diego, Maxi , Marco, na współę wypili jedną wódkę. Zaczęli gadać jakieś farmazony.
Dziwny, trafem Leon wypił tylko dwa piwa, myślałam , że upije się jak oni, jednak nie.Brodway kleił się do Camili dlatego kazała mu się położyć pod stół, a on wtedy zasnął. Dziwnie musiało to wyglądać.
Leon położył brodę na moim ramieniu, i mamrotał coś pod nosem.
-Kocham Cię.-wyszeptał mi na ucho.
Jak usłyszałam te słowa, to aż uśmiech pojawił mi się na twarzy.
Dziewczyny, patrzyły na mnie z uśmiechem, pewnie chodzi im o Leona, który cały czas się do mnie przytula. Na szczęście nie był tak pijany, jak chłopacy. Siedzieliśmy, a Maxi, zaczął udawać małpę. Chwilę potem dołączyli do niego.
O dziwo Leon wstał i odszedł bez słowa. DJ, mówił coś, że zaraz będzie karaoke, że mają jakiegoś tam ochotnika. No i kazał przyjść nam pod podest. Na scenie, zauważyłam Leona, który siedział na krześle, z gitarą.
Po chwili, nasunął się do mikrofonu.
-Tą piosenkę, chciałbym zadedykować, dziewczynie, która jest dla mnie wyjątkowa, myślę, ona wie że to chodzi o nią. -uśmiechnął się do mnie.
Zaczął śpiewać i grać, piosenkę, którą napisał dla mnie. Kołysałam się w rytm muzyki.
-Vils, on śpiewa dla Ciebie. -podeszły dziewczyny, i o mało co nie skakały z radości.
-Tak wiem. -uśmiechnęłam się.
Ta piosenka, właśnie mówiła o tym, że nikt nie wie, iż jesteśmy parą. Tak.. "chciałbym powiedzieć całemu światu, że jesteś moją dziewczyną", właśnie o to chodziło. Nie dało się ukryć faktu, o istnieniu nowej "pary, Violetty i Leona. Po skończeniu, ludzie zaczęli klaskać. Powoli zszedł, ze schodków i podszedł do mnie. Patrzył się na mnie i po chwili, namiętnie pocałował.
-Kocham Cię.-szepnęłam.
-Ja Ciebie też.-uśmiechnął się.
Moje serce biło jak oszalałe. Czułam jak miliony motyli rozsadzają mi brzuch. Tylko przy nim czułam się tak wyjątkowa.
-Czyli co już każdy wie?-spytałam.
- no co, chciałem powiedzieć światu, że jesteś moją dziewczyną" i to zrobiłem.
-Wiem, i dobrze mi z tym.
Wróciliśmy z powrotem do stolika. Chłopcy poszli na parkiet, i tańczyli w grupce.
-Vils. masz.-powiedziała Lu.
-Mówiłam, że nie piję.-powiedziałam,odpychając szklankę z Alkoholem.
-Oj to drink, i tak nic Ci nie zrobi. Zabaw się też a nie.
-No dobra.
Upiłam łyk napoju, i przyznam szczerze, że był bardzo dobry. Nim się obejrzałam dziewczyny wcisnęły mi kolejnego.
Swoim wzrokiem, próbowałam odnaleźć Leona, jednak nigdzie go nie widziałam.
-Wiecie może gdzie poszedł Leon?-spytałam.
-Nie, przecież niedawno tańczył z chłopakami.
Wstałam od stołu, przeszłam się po sali, jednak go nie było. Zostało mi tylko sprawdzić toaletę.
Weszłam do męskiej, na ziemi zobaczyłam płaczącego Diego, i Leona, który kuca obok.
-Coś się stało?-spytałam przejęta.
-Diego, on, płacze, bo żadna go nie chce.
-Diego, nie płacz.-kucnęłam obok.
Pijani faceci, zachowują się jak dzieci. Nie powiem, Diego jest bardzo przystojny, ale to nie możliwe, że żadnej się nie podoba.
-Nie mów tak. Na pewno, jakaś dziewczyna jest na Ciebie napalona.-uśmiechnęłam się.
-Tak myślisz?-spytał ze łzami w oczach.
-No pewnie. A teraz chodźcie, przecież nie będziemy tu siedzieć wieczność.
Razem z Leonem, pomogliśmy mu wstać, i zaprowadziliśmy go do stolika. Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Gdy Leon złapał mnie za rękę i zaprowadził na środek sali.
-Zatańczysz?-spytał z wielkim uśmiechem.
-Z tobą? Oczywiście.-odwzajemniłam uśmiech.
Złapał mnie za biodra, a ja zawiesiłam ręce na jego szyi. Dziewczyny tylko patrzyły, na mnie z wielkim uśmiechem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.xd
-Tobie, też się wydaje, że wszyscy się na nas dziwnie gapią.?
-Wszyscy, czyli masz na myśli?
-No dziewczyny..
-Tak.
-A dlaczego?
-Bo zazdroszczą nam.
-Bo jestem boski?- pokazał swoje białe zęby.
-Nope.
-Jak to?
-Nie nie jesteś boski.-droczyłam się z nim.
-Jesteś tego taka pewna?
-Tak.
-Odszczekaj to.
-A co ja pies?
-Przyznaj, że jestem boski.
-Tak Leon, nie jesteś boski.
-Poniesiesz tego konsekwencje.
-Ha ha, nie śmieszne.
-Zaraz będzie.
-Co? Nie!
Przełożył mnie sobie przez ramię, i wyszedł z klubu, co on chce mi zrobić? Po mojej głowie, chodzą zboczone myśli. (xd)
-Gdzie idziemy?
-Nad staw?
-A po co?
-Żeby Cię utopić.
-Żartujesz? -wychyliłam się i spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy.
-Nie, nie żartuję.-ruszył dalej.
Musiałam jakoś się wyrwać, bo nie chcę być cała mokra.. i... chcę przeżyć..
-Nie wygodnie mi.
-Trudno.
-No weź, bo zwymiotuję.
-Dobra dobra.
-Przełożył mnie sobie przez plecy i wyszło teraz tak, że siedziałam mu na plecach.
-Leoś..-zaczęłam bawić się jego grzywką, wiem, że on tego nie znosi.
-Tak?
-Kochasz mnie?
-Nope.
Nie no dobra, ja wiem, że on żartował z tym stawem.. chyba... ale teraz przegiął. Zaczęłam się kręcić na co on zdjął mnie z swoich pleców.
Spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem.
-W takim razie nie jestem Ci potrzebna.
Ruszyłam w przód. Może, to przez ten alkohol, zaczęło mi się kręcić lekko w głowie. Szłam przez jakieś uliczki.
*Leon*
Przecież ja tylko żartowałem.. jak zwykle musiałem coś spieprzyć. Może ona po prostu, chce się przejść..nie wiem.. wróciłem do klubu.
-Gdzie Vils?-spytała Ludmiła.
-Obraziła się na mnie, i sobie gdzieś poszła.
-Zostawiłeś ją samą o tej porze!? Wiesz ile zboczeńców teraz chodzi!?
Wróciłem się, i zacząłem biec w tamtą stronę.
*Violetta*
Chodziłam, chodziłam chodziłam. Chciałam już wrócić, bo nogi mi odpadają.
Podszedł do mnie jakiś typek z kapturem na głowie.
-Chcesz towar?
-Nie dzięki.
-Spoko.
I poszedł sobie, myślałam już, że nie da mi spokoju, i będzie się do mnie przystawiał czy coś. Chciałam zawrócić, ale nie wiedziałam gdzie jestem. Ktoś zasłonił mi oczy ręką. Już myślałam, że to Leon, bo przecież on mi zawsze tak robił.
-Leon?
-Nie , a powinienem nim być? Gdzie zostawiłaś swojego kochasia.
Zabrałam rękę z moich oczu. Spojrzałam na niego, nie znałam kolesia.
Coś mi się wydaje, że spacerek o pierwszej w nocy, nie był dobrym pomysłem.
-Mógłbyś zejść mi z drogi?
-Nie nie mógłbym. Co tak śliczna panienka robi o tej porze sama?
-Wraca właśnie, lub próbuje wrócić, tam skąd przyszła.
-Ale to jest niemożliwe, dla Ciebie.
-Dlaczego? A w ogóle, facet daj mi spokój, nie zamierzam rozmawiać z tobą.
Zrobiłam parę kroków w przód, ale on przyparł mnie do drzewa.
-Puszczaj mnie. Powiedziałam zostaw!-Zaczęłam się drzeć, być może, ktoś by mnie usłyszał..-Powiedziałam puść mnie zboczeńcu!
*Leon*
Biegałem wszędzie jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Co ja narobiłem, powinienem od razu pobiec za nią. Usłyszałem krzyki, z początku nie reagowałem na nie. Jednak dostrzegłem, że to głos Violetty.
Pobiegłem w tamtą stronę.
-Puść mnie zboczeńcu!-krzyczała.
Podbiegłem do nich. Zauważyłem, że jakiś facet, przypiera ją do drzewa. O nie.. tak nie będzie.
-Kolego zostaw ją.
-Bo co mi zrobisz?
-Leon pomóż.-powiedziała łamliwym głosem.
-Puść ją.
-O, więc to jest ten twój Leon. No bardzo mi przykro ale jak widzisz, przeszkadzasz nam.
Nie wytrzymałem, wziąłem go za fraki, i rzuciłem nim o ziemię. Ona podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła..
-Nic Ci nie jest? Przepraszam, nie mówiłem tego na prawdę.-westchnąłem-kocham Cię.-szepnąłem jej na ucho.
-Jest okej, to ja przepraszam, że tak zareagowałam. Nie wiem dlaczego.. ale tak jakoś... przecież, wiedziałam, że nie mówisz tego na serio, zachowałam się jak kompletna idiotka.
-Nie, to ja zachowałem się jak idiota, zostawiając Cię samą. Chodźmy już, pewnie martwią się o nas... albo o Ciebie.-uśmiechnął się.
Objął mnie ramieniem i wróciliśmy do wszystkich.
-Nic wam nie jest?!
-Nie, jest okej.
-Ej jak my wszyscy jutro wstaniemy? Przecież, każdego głowa będzie bolała..-rzekła Fran.
-Wystarcz, że prześpię się dwie godziny, i będę już trzeźwy.-westchnąłem.- ale nie wiem co z nimi.
Popatrzyłem na chłopaków, którzy pozasypiali na sobie.
-No trudno, raz się żyje.
Usiedliśmy przy stole.
-Na pewno nic Ci nie jest?-spytałem.
-Nie Leon, jest wszystko w porządku..
-Coś się stało.-wtrąciła naty.
-Było małe zamieszanie, ale jest okej.
Diego, i reszta się przebudzili, byli już, trochę mniej nieprzytomni, jak parę godzin temu.
*Violetta*
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, śmiechy... no i film mi się urwał.
*Godzina siódma rano.*
Obudziłam się, głowa mnie strasznie bolała, czułam jakby coś wbijało mi się w żebra i brzuch. Zaspanymi oczami spojrzałam w dół.
-Co ja robię na gałęzi?!-wrzasnęłam.
Leżałam w pół wygięta na gałęzi. Pode mną leżał Leon na krzakach.
Maxi był zawieszony spodniami na drzewie. Diego też leżał w krzakach.
Lu spała na siedząco razem z fran.
A Camila i brodwey leżeli na sobie na wzajem. Nic nie pamiętam.. chore to wszystko..
Zaczęłam się zastanawiać, jak ja stąd zejdę? Jestem jakieś trzy metry od ziemi. Co ja mam zrobić?
-Leon! Leon!-pisnęłam.
A ten nic.
Udało mi się zdjąć buta, o mało co nie spadłam. Rzuciłam nim w niego.
-Ałł.-syknął z bólu.
Rozejrzał się wokół siebie, i zaczął się śmiać.
-Leon!
Rozglądał się i nic.
-Gdzie ty jesteś?
-Może spojrzałbyś w górę.
-O mój boże, co ty tam robisz?
-Chyba ja powinnam zadać to pytanie.
-Zejdź na dół.
-Niby jak? Mam się połamać czy coś?
-Fajny widok mam tu z dołu.
-Zboczeniec.
-Mówię prawdę.
-Jak skoczę to się połamię..
-No nie..poczekaj... mam pomysł!
-Dawaj.
-Skacz.
-Co?
-No skacz!
-Czy Ciebie do reszty powaliło?Mam skakać na twardą ziemię?
-Nie.. skacz.. ja Cię złapię.
-Nigdzie nie skaczę.
-Jak wolisz. To ja sobie idę.
-Nie! No czekaj!
-Co?
-Na pewno mnie złapiesz?
-Tak.
-No dobra.
-Ale jak umrę..
-Nawet o tym nie myśl.
-Niech Ci będzie.
-Trzy, dwa, jeden. Już!
I bum. Spadłam prosto w ręce Leona. Jak to słodko musiało wyglądać.
-Jak było na górze, rybciu?- zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne.
-Dostanę buziaka?
-Nie zasłużyłeś.
-Przecież, pomogłem Ci z drzewem.
-Niech Ci będzie.
Dostał buziaka w policzek.
-Ej ale ja nie chciałem w policzek, ja chciałem w usta.
-Ani mi się śni. Chodź, pomóż mi ich pobudzić, dopóki nauczyciele się nie skapną.
Podeszłam do Ludmiły i Francesci.
-Laski, pobudka.
-Co?-mamrotały.
-Budźcie się, One Direction!
-Gdzie?-wstały pędem.
-No i o to chodziło.
-Jak zeszłaś z drzewa?-spytały
-Właśnie.. mógłby mi ktoś powiedzieć co ja tam robiłam.
-Leon Cię tam powiesił.
-Słucham?
-Tak..było coś tam.. że o mało co nie rozebrałaś się przed nim.
-Mówisz serio?
-Tak..
-Jezu.. ja nic nie pamiętam..Pomóżcie pobudzić innych..
Podeszłam do Leona.
-Już wiem co robiłam na gałęzi.
-Więc?
-Ty mnie tam powiesiłeś.
-Jak?
-Nie wiem..
-Tego nie pamiętam, ale wiem co innego robiłaś..
-To znaczy?
-o mało co nie rozebrałaś się przede mną.
-to już wiem, próbowałeś mnie jakoś, powstrzymać?
-Nie..
- Dlaczego?
-Bo mi to pasowało.
-Przecież, byli tutaj wszyscy, chciałeś żeby widzieli mnie, nagą bądź tylko w bieliźnie?
-Nie, ja miałem cię wtedy na wyłączność. Niestety Lud przyszła i Cię powstrzymała.
-Czyli rozumiem, że wtedy, nawet mogłeś mnie przelecieć.
-A czemu nie?
-Zboczeniec.
-Przecież wiesz co robi alkohol. A tego wieczoru nie było go mało..
Walnęłam sobie ręką prosto w czoło.
-Nie boli Cie to?
-Nie. Zależy kiedy.
-Aha.
-A maxi.. wiesz może czemu on ..
-Robił nam za piniatę.
-Jaja sobie robisz.
-Nie. Nawalaliśmy go badylami.
-Cami, Brodwey..
-Wyznawali sobie miłość.. oficjalnie są narzeczeństwem..
-przecież oni są niepełnoletni.
-Tak.. ale on oświadczył się jej kapslem od tymbarka..
-Ty też mogłeś mi się oświadczyć.
-Nie byłem, na tyle pijany jak oni.
-Racja, racja.
-A gdzie jest Natalia?
-Naty..w sumie.. nie wiem..
Odeszłam..
-Dziewczyny.. wiecie gdzie jest Natalia?
W tym momencie usłyszałam głośnie krzyki. Z dziewczynami podbiegłyśmy, do tamtego miejsca. Natalia siedziała w łódce, na środku jeziora.
-Pomóżcie mi!
-Kto ją tam wsadził?-spytałam.
-Nie wiemy..
-Natalia! Nie przejmuj się! Zaraz Cię wyciągniemy!-westchnęłam-dziewczyny trzeba po nią płynąć.
-Ja nie idę, ja się boję.-Fran
-Ja też nie..ja.. po prostu nie chce mi się.
-Czyli zostałam tylko ja , tak?
-Tak.
-Dzięki za wsparcie.
Zdjęłam buty, skarpetki. Musiałam zdjąć też sukienkę bo przecież w niej nie popłynę...
Na szczęście chłopaków nie było obok.
Wszędzie glony.. fu.. dobrze chociaż, że umiem pływać. Podpłynęłam do niej.
-Nic Ci nie jest?
-Nie..co ja tu robię?
-sama nie wiem..pociągnęłam łódkę z nią, i wyszłyśmy na brzeg. Na brzegu czekali chłopacy. Fajnie, Natalia jest sucha, a ja jestem mokra, i tylko w bieliźnie.
-Czemu nie wychodzisz z wody?-spytali.
-Bo.. bo nie chcę..
-Bo?
-Bo nie..
-Musimy iść..
-Ja sobie jeszcze popływam.
Lu wiedziała o co chodzi, pociągnęła dziewczyny i chłopaków za sobą i poszli. Chciałam już wyjść, by móc się przebrać, ale niestety na kłodzie przed brzegiem usiadł Leon.
-Mogę się przebrać?-rzuciłam.
-Nie zabraniam Ci.
-Ale ja potrzebuję chwilę prywatności.
-dzisiaj w nocy się przede mną rozbierałaś, a teraz się wstydzisz?
-dobrze wiesz jak było.
-Nie nie wiem, przypomnisz mi?
-Leon błagam, ta woda jest lodowata.
-Mogę popływać razem z tobą.
-Nie chcę.
-No to wyjdź z wody.
-Nie, dopóki sobie nie pójdziesz.
-Ale ja nie chcę.
-Ale ja chcę.
-Ale ja nie.
-Co mam zrobić, żebyś sobie poszedł?
-Wyjdź z wody, a sobie pójdę.
-A co jeśli nie wyjdę.
-To ja sobie nie pójdę.
-Kolego, zimno mi.
-Koleżanko, to wyjdź z wody a zrobi się gorąco.
-Jaki ty jesteś Napalony.
-Maybe.
-Nie maybe, tylko tak.
Wzruszył ramionami.
-Możesz sobie pójść?
-Spławiasz mnie?
-Próbuję.
-Dziękuję za szczerość.
Wstał i ruszył w tamtą stronę. No fajnie obraził się. Pobiegłam za nim.... o jednej rzeczy zapomniałam..
-Poczekaj.
-Jednak wyszłaś z wody.- prze analizował mnie wzrokiem.
Na mojej twarzy, pojawiły się zapewne rumieńce. Czułam się jak wielki pomidor.
Poczekaj. Wróciłam się, i założyłam sukienkę oraz obuwie.
-Już.
-Wolałem Cię bez sukienki.
-Czyli jestem brzydka?
-Nie..nic takiego nie mówiłem.
-Yhm.
-Jesteś piękna, ale bez sukienki tez Ci ładnie.
-nie śmieszne.
-i nie miało być, taka prawda. Idziemy?
Chwyciłam go za rękę, i poszliśmy, do naszych przyjaciół. Mimo tego, że jestem niecały miesiąc w ich klasie, a oni znają siebię, od pierwszej klasy, czuję się przy nich bardzo dobrze. Nie sprawiają mi żadnego kłopotu.. no..chyba, że Panna puszczalska.
Gdy doszliśmy, wzięłam na słowo Lu, Cam, Fran, i Naty.
-Lu, idziemy teraz do tego wujka? Chciałabym się umyć, i przebrać, ale jakoś, nie za bardzo chciałabym przy chłopakach.
-Okej. Są tam dwie łazienki, więc, nie powinno być zamieszania. Chodźcie.
-My.. za pół godziny będziemy.. tak.. musimy...nie ważne.. za niedługo będziemy..-krzyknęłam do chłopaków.
Upewniłyśmy się, że żaden za nami nie idzie, i doszłyśmy do domku.
Pierwsze weszły Lu i Fran, Potem ja i Cami, a Następnie Naty.
-No, i to to ja rozumiem.
-A chłopacy niech śmierdzą.-dowaliła fran.
Każda z nas zaczęła się śmiać.
-Dobra wracajmy, bo będą jeszcze coś podejrzewać.
Zamknęłyśmy drzwi, i spacerem wróciłyśmy.
-Gdzie byłyście?-spytał Leon
Spanikowałam..nie wiedziałam co powiedzieć..
-Na Grzybach!
-Na grzybach?
-Tak, na grzybach.
-I gdzie są te wasze grzyby?
-Zjadły je ryby..
-Ryby zjadły grzyby?
-Tak. A co? Nie wierzysz mi?
-Nie za bardzo.
Podszedł do mnie.
-A buziaka dostanę.
-Nie nie za bardzo.-odpowiedziałam
-Nie nie za bardzo.-pokręcił głową, i delikatnie mnie pocałował, oczywiście, oddałam mu pocałunek.
-Leoś! Zdradzasz mnie?-podbiegła do nas Stephania.
-Słucham?-powiedział.
-Zdradzasz mnie z Violettą!
-A od kiedy ja znowu jestem z tobą?
-No jak to? Zawsze byliśmy ze sobą.
-Nie raczej nie. Andres cię szuka, lepiej do niego wracaj.
-Czyli? Kto Ci powiedział? Kto powiedział, że ja z nim jestem?
-Sam widziałem.
-Ale.. Dlaczego Violetta? Leon..ja.. ja Cię kocham. Dlaczego się z nią całowałeś? Przecież ty jesteś mój..
-Ja twój? Dlaczego Violetta? Dobre pytanie.. bo się zakochałem. Tak, to właśnie była przy mnie gdy czegoś potrzebowałem, rozumie mnie jak nikt inny. A ty? Ile razy od Ciebie usłyszałem jakieś słowa, na przykład kocham Cię? Co? Zero, ani razu nie usłyszałem tego z twoich ust. Powiedz mi dlaczego, przez tyle mnie oszukiwałaś? Byłaś ze mną tylko dla pokazu! A Violetta? Ona pokochała mnie takiego jakim jestem. Mimo moich wad. A na Ciebie, teraz patrzeć nie mogę.
-To chyba jakiś żart! Violetta, jestem od niej o sto razy lepsza. Piękniejsza, mądrzejsza.
-Ty nawet do pięt jej nie dorastasz.
-Ona jest tak głęboka jak brodzik.
-Co ty chcesz osiągnąć? Powiedz mi..
W jej oczach zauważyłam łzy.. może, i nie trawiłam jej.. ale jednak zrobiło mi się jej szkoda..
-Leon, olej ją.-szepnęłam.
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
Dobrze, że przestał, bo myślałam, że ona się zaraz rozpłacze.
Poszła sobie.
-Stephania! Poczekaj!-krzyknęłam.
Podbiegłam do niej.
-Idź sobie.
-Nie. Mogę z tobą porozmawiać?
-O czym?-zatrzymała się.
-O tym wszystkim.
-Słucham..
-Nie wiem dlaczego, nie wiem co takiego Ci zrobiłam, że mnie nienawidzisz. Traktujesz mnie jak jakiegoś intruza. Czym ja zawiniłam?
-Bo.. gdy Ciebie, jeszcze nie było. To każdy był u moich stóp. Byłam popularna, wielką gwiazdą. A gdy tylko ty się pojawiłaś.. to wszystko legło w gruzach.. uwierz mi.. z początku bardzo kochałam Leona, ale potem... woda sodowa uderzyła mi do głowy, myślałam, że tylko ja jestem ta najlepszą. Pojawiłaś się, i teraz każdy chłopak mówi o tobie same dobre rzeczy. A mnie uważają za plastik. Stephania to, Stephania tamto.. bardzo chciałabym się zmienić.. ale nie potrafię.. zaszło to za daleko..nawet jakbym chciała.. to nie mogę..
-Może i nie powinnam tego mówić.. ale.. pomogę Ci, oczywiście jeśli chcesz. Tylko na początek, musisz przeprosić wszystkich za swoje zachowanie, a szczególnie Leona. Rozumiemy się?
-Tak, tak. Dziękuję.-mówiła ścierając swoje łzy z policzka.
Sama nie wiem co ja robię, ale chciałabym jej jakoś pomóc.
-Chodź wracajmy..
-Nie nie, ja pójdę się przejść, idź Leon, pewnie na Ciebie czeka..
-Dobrze, do zobaczenia.
Pobiegłam spowrotem.
-Co Ci mówiła? Po co do niej poszłaś?
-Miałam.. taką... małą sprawę.. nie ważne... Jest godzina dwunasta, czy oni nie powinni już dawno wstać?
-Nie wiem, może o nas zapomnieli.
Poszliśmy do namiotu nauczycieli, tak oni mogli spać w namiocie a my w szałasie, sprawiedliwość.
Zajrzeliśmy do namiotu, a Ci jeszcze spali, chłopcy obudzili Kajzerkę, tak ma na nazwisko nasza pani od matmy. Powiedziała, że dzisiaj mamy wolne, i możemy robić co chcemy.
Zasunęliśmy im namiot, i odeszliśmy kawałek od niego.
-Idziemy pływać!-zasugerował Diego
Każdy się zgodził. Ja z dziewczynami, wróciłyśmy do domu wujka, by przebrać się w stroje kąpielowe. Potem gdy byłyśmy już nad jeziorem, rozłożyłyśmy ręczniki na słońcu, założyłem jeszcze okulary.. ale wydaje mi się, że o czymś zapomniałam... no tak..
-Fran, posmarujesz mi plecy?
-Pewnie, chwyciła już opakowanie z kremem, gdy nagle podszedł do nas Leon.
-Może ja to zrobię.
-To ja was zostawiam.-i zeszła z mojego ręcznika.
Wycisnął z opakowania krem z filtrem i powoli zaczął rosmarować go na moich ramionach. Czułam się jak na jakimś masażu.
-Gdzie się tego nauczyłeś?-spytałam.
-Lata praktyki.
-Widzę, że nie tylko mi robiłeś taki masaż.
-W zasadzie, to tylko tobie.. no.. kiedyś tam, mamie robiłem.
-Na prawdę?
-Tak.
Po skończonym "masażu" wstałam, by się trochę rozejrzeć. Zdjęłam okulary, i dopiero wtedy ujrzałam, Leona bez koszulki, w samych szortach, woda ciekła mu po rozgrzanym torsie. Przygryzłam dolną wargę. Chyba to zauważył.
-To przyznasz w końcu , że jestem boski?
-No dobra.. i tak by wyszło na jaw.
-No słucham.
-Tak Leon jesteś boski.-mówiłam, jeżdżąc palcami po jego torsie.
-Zwycięstwo!
-Tak wygrałeś.-przytaknęłam.
-Wyglądasz bardzo atrakcyjnie w tym stroju.
-A dziękuję dziękuję. Ty też niczego sobie.
-Idziemy popływać?
-O nie..ja nie idę..za dużo kąpieli jak na dzisiaj..
-No proszę.
-Powiedziałam nie Leon.
-No proszę..
-Nie bo woda jest za zimna..
-Wcale, że nie jest.
-Właśnie, że tak.
-Po woli się przyzwyczaisz.. wskakuj.
-No dobra.
Wskoczyłam mu na plecy, i powoli kierował się w stronę wody.
-Masz iść powoli jasne?
-Jak ty słońce.
Zaczął biec do wody. Czułam się jakbym była zamknięta w zamrażarce.. wiem jak to jest.. bo niegdyś zamknął mnie tam Federico.
Byłam cała mokra, zimna woda spływała mi po ciele.
-Leon!-wrzasnęłam.
-Tak słucham.
-jestem cała mokra.
-No i tak być powinno.
-Właśnie że nie.
-Gniewasz się na mnie?
-Może trochę.
-A jak bardzo?
-Bardzo.
-Bardzo że bardzo, czy wcale.
-Nie wiem, nie wiem.
-Ale ja wiem.
Zbliżył się, żeby mnie pocałować, ale ja zanurkowałam. Woda była tutaj tak czysta, że widziałam wszystko. Mnóstwo rybek, koralowce. Za mną zanurkował Leon. Jednak nie dałam
mu się oprzeć, nie potrafiłam. Pocałował mnie. Musiało to trochę dziwnie wyglądać, że żadne z nas nie wypływa na powierzchnię, po takim czasie. Zabrakło mi powietrza więc się wynurzyłam.
-Nadal się na mnie gniewasz? -spytał po wynurzeniu.
-Może troszkę mniej.
-No weź.
-Wychodzę, z wody.
Jak mówiłam tak i wyszłam.
Położyłam się mokra na ręcznik.
-Co wy robiliście tak długo pod wodą?
-My.. nic.. po prostu, podziwiałam.. roślinki..
-Z Leonem w wodzie?
-Tak.. chciał mi dotrzymać towarzystwa..
-Ciekawe, Ciekawe.
-Vils mogę Cię na chwilę prosić?-wtrącił się Diego.
-Pewnie, już idę.
Odeszłam z nim kawałek.
-Więc...
-Chodzi o to, że.. podoba mi się Francesca.
-To świetnie, powiedz jej to.
-Zwariowałaś? Tak po prostu?
-No tak.
-Mam podejść do niej i powiedzieć. "Cześć Francesca podobasz mi się".
-Nie no fakt..spróbuj.. jakoś się do niej zbliżyć..
-Tak jak ty z Leonem?
-Yy..no można tak powiedzieć.
-Okej dzięki.-powiedział uradowany.
Dostałam całusa w policzek a ten pobiegł, do chłopaków.
Położyłam się znowu na ręcznik.
Po chwili do Fran, podszedł Diegito.
-Fran, idziesz pływać?
-No pewnie, czemu nie.-uśmiechnęła się.
No i nową parę, mamy jak w banku.
-Dziewczyny, tez to widzicie?-spytała Natalia gdy oni odeszli.
-Co?
-No, jak Diego na nią patrzy.
-Nie da się nie zauważyć.
-Ja też bym chciała się tak zakochać.-westchnęła Lu.
-Poczekaj, poczekaj. Tylko zapoznam Cię z Federem.
-Zrobisz to dla mnie?
-Jasne, że tak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki tam rozdział. Wydaje mi się długi. O.o tak, bo nie będzie rozdziału przez jakieś 4 dni. Dzisiaj
wracam do Polski, no i pewnie nie będę miała kiedy napisać. Ogółem mam nadzieję, że wam się podoba.
I już nie zanudzam. Papatki. :D
-A maxi.. wiesz może czemu on ..
-Robił nam za piniatę.
-Jaja sobie robisz.
-Nie. Nawalaliśmy go badylami.
-Cami, Brodwey..
-Wyznawali sobie miłość.. oficjalnie są narzeczeństwem..
-przecież oni są niepełnoletni.
-Tak.. ale on oświadczył się jej kapslem od tymbarka..
-Ty też mogłeś mi się oświadczyć.
-Nie byłem, na tyle pijany jak oni.
-Racja, racja.
-A gdzie jest Natalia?
-Naty..w sumie.. nie wiem..
Odeszłam..
-Dziewczyny.. wiecie gdzie jest Natalia?
W tym momencie usłyszałam głośnie krzyki. Z dziewczynami podbiegłyśmy, do tamtego miejsca. Natalia siedziała w łódce, na środku jeziora.
-Pomóżcie mi!
-Kto ją tam wsadził?-spytałam.
-Nie wiemy..
-Natalia! Nie przejmuj się! Zaraz Cię wyciągniemy!-westchnęłam-dziewczyny trzeba po nią płynąć.
-Ja nie idę, ja się boję.-Fran
-Ja też nie..ja.. po prostu nie chce mi się.
-Czyli zostałam tylko ja , tak?
-Tak.
-Dzięki za wsparcie.
Zdjęłam buty, skarpetki. Musiałam zdjąć też sukienkę bo przecież w niej nie popłynę...
Na szczęście chłopaków nie było obok.
Wszędzie glony.. fu.. dobrze chociaż, że umiem pływać. Podpłynęłam do niej.
-Nic Ci nie jest?
-Nie..co ja tu robię?
-sama nie wiem..pociągnęłam łódkę z nią, i wyszłyśmy na brzeg. Na brzegu czekali chłopacy. Fajnie, Natalia jest sucha, a ja jestem mokra, i tylko w bieliźnie.
-Czemu nie wychodzisz z wody?-spytali.
-Bo.. bo nie chcę..
-Bo?
-Bo nie..
-Musimy iść..
-Ja sobie jeszcze popływam.
Lu wiedziała o co chodzi, pociągnęła dziewczyny i chłopaków za sobą i poszli. Chciałam już wyjść, by móc się przebrać, ale niestety na kłodzie przed brzegiem usiadł Leon.
-Mogę się przebrać?-rzuciłam.
-Nie zabraniam Ci.
-Ale ja potrzebuję chwilę prywatności.
-dzisiaj w nocy się przede mną rozbierałaś, a teraz się wstydzisz?
-dobrze wiesz jak było.
-Nie nie wiem, przypomnisz mi?
-Leon błagam, ta woda jest lodowata.
-Mogę popływać razem z tobą.
-Nie chcę.
-No to wyjdź z wody.
-Nie, dopóki sobie nie pójdziesz.
-Ale ja nie chcę.
-Ale ja chcę.
-Ale ja nie.
-Co mam zrobić, żebyś sobie poszedł?
-Wyjdź z wody, a sobie pójdę.
-A co jeśli nie wyjdę.
-To ja sobie nie pójdę.
-Kolego, zimno mi.
-Koleżanko, to wyjdź z wody a zrobi się gorąco.
-Jaki ty jesteś Napalony.
-Maybe.
-Nie maybe, tylko tak.
Wzruszył ramionami.
-Możesz sobie pójść?
-Spławiasz mnie?
-Próbuję.
-Dziękuję za szczerość.
Wstał i ruszył w tamtą stronę. No fajnie obraził się. Pobiegłam za nim.... o jednej rzeczy zapomniałam..
-Poczekaj.
-Jednak wyszłaś z wody.- prze analizował mnie wzrokiem.
Na mojej twarzy, pojawiły się zapewne rumieńce. Czułam się jak wielki pomidor.
Poczekaj. Wróciłam się, i założyłam sukienkę oraz obuwie.
-Już.
-Wolałem Cię bez sukienki.
-Czyli jestem brzydka?
-Nie..nic takiego nie mówiłem.
-Yhm.
-Jesteś piękna, ale bez sukienki tez Ci ładnie.
-nie śmieszne.
-i nie miało być, taka prawda. Idziemy?
Chwyciłam go za rękę, i poszliśmy, do naszych przyjaciół. Mimo tego, że jestem niecały miesiąc w ich klasie, a oni znają siebię, od pierwszej klasy, czuję się przy nich bardzo dobrze. Nie sprawiają mi żadnego kłopotu.. no..chyba, że Panna puszczalska.
Gdy doszliśmy, wzięłam na słowo Lu, Cam, Fran, i Naty.
-Lu, idziemy teraz do tego wujka? Chciałabym się umyć, i przebrać, ale jakoś, nie za bardzo chciałabym przy chłopakach.
-Okej. Są tam dwie łazienki, więc, nie powinno być zamieszania. Chodźcie.
-My.. za pół godziny będziemy.. tak.. musimy...nie ważne.. za niedługo będziemy..-krzyknęłam do chłopaków.
Upewniłyśmy się, że żaden za nami nie idzie, i doszłyśmy do domku.
Pierwsze weszły Lu i Fran, Potem ja i Cami, a Następnie Naty.
-No, i to to ja rozumiem.
-A chłopacy niech śmierdzą.-dowaliła fran.
Każda z nas zaczęła się śmiać.
-Dobra wracajmy, bo będą jeszcze coś podejrzewać.
Zamknęłyśmy drzwi, i spacerem wróciłyśmy.
-Gdzie byłyście?-spytał Leon
Spanikowałam..nie wiedziałam co powiedzieć..
-Na Grzybach!
-Na grzybach?
-Tak, na grzybach.
-I gdzie są te wasze grzyby?
-Zjadły je ryby..
-Ryby zjadły grzyby?
-Tak. A co? Nie wierzysz mi?
-Nie za bardzo.
Podszedł do mnie.
-A buziaka dostanę.
-Nie nie za bardzo.-odpowiedziałam
-Nie nie za bardzo.-pokręcił głową, i delikatnie mnie pocałował, oczywiście, oddałam mu pocałunek.
-Leoś! Zdradzasz mnie?-podbiegła do nas Stephania.
-Słucham?-powiedział.
-Zdradzasz mnie z Violettą!
-A od kiedy ja znowu jestem z tobą?
-No jak to? Zawsze byliśmy ze sobą.
-Nie raczej nie. Andres cię szuka, lepiej do niego wracaj.
-Czyli? Kto Ci powiedział? Kto powiedział, że ja z nim jestem?
-Sam widziałem.
-Ale.. Dlaczego Violetta? Leon..ja.. ja Cię kocham. Dlaczego się z nią całowałeś? Przecież ty jesteś mój..
-Ja twój? Dlaczego Violetta? Dobre pytanie.. bo się zakochałem. Tak, to właśnie była przy mnie gdy czegoś potrzebowałem, rozumie mnie jak nikt inny. A ty? Ile razy od Ciebie usłyszałem jakieś słowa, na przykład kocham Cię? Co? Zero, ani razu nie usłyszałem tego z twoich ust. Powiedz mi dlaczego, przez tyle mnie oszukiwałaś? Byłaś ze mną tylko dla pokazu! A Violetta? Ona pokochała mnie takiego jakim jestem. Mimo moich wad. A na Ciebie, teraz patrzeć nie mogę.
-To chyba jakiś żart! Violetta, jestem od niej o sto razy lepsza. Piękniejsza, mądrzejsza.
-Ty nawet do pięt jej nie dorastasz.
-Ona jest tak głęboka jak brodzik.
-Co ty chcesz osiągnąć? Powiedz mi..
W jej oczach zauważyłam łzy.. może, i nie trawiłam jej.. ale jednak zrobiło mi się jej szkoda..
-Leon, olej ją.-szepnęłam.
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
Dobrze, że przestał, bo myślałam, że ona się zaraz rozpłacze.
Poszła sobie.
-Stephania! Poczekaj!-krzyknęłam.
Podbiegłam do niej.
-Idź sobie.
-Nie. Mogę z tobą porozmawiać?
-O czym?-zatrzymała się.
-O tym wszystkim.
-Słucham..
-Nie wiem dlaczego, nie wiem co takiego Ci zrobiłam, że mnie nienawidzisz. Traktujesz mnie jak jakiegoś intruza. Czym ja zawiniłam?
-Bo.. gdy Ciebie, jeszcze nie było. To każdy był u moich stóp. Byłam popularna, wielką gwiazdą. A gdy tylko ty się pojawiłaś.. to wszystko legło w gruzach.. uwierz mi.. z początku bardzo kochałam Leona, ale potem... woda sodowa uderzyła mi do głowy, myślałam, że tylko ja jestem ta najlepszą. Pojawiłaś się, i teraz każdy chłopak mówi o tobie same dobre rzeczy. A mnie uważają za plastik. Stephania to, Stephania tamto.. bardzo chciałabym się zmienić.. ale nie potrafię.. zaszło to za daleko..nawet jakbym chciała.. to nie mogę..
-Może i nie powinnam tego mówić.. ale.. pomogę Ci, oczywiście jeśli chcesz. Tylko na początek, musisz przeprosić wszystkich za swoje zachowanie, a szczególnie Leona. Rozumiemy się?
-Tak, tak. Dziękuję.-mówiła ścierając swoje łzy z policzka.
Sama nie wiem co ja robię, ale chciałabym jej jakoś pomóc.
-Chodź wracajmy..
-Nie nie, ja pójdę się przejść, idź Leon, pewnie na Ciebie czeka..
-Dobrze, do zobaczenia.
Pobiegłam spowrotem.
-Co Ci mówiła? Po co do niej poszłaś?
-Miałam.. taką... małą sprawę.. nie ważne... Jest godzina dwunasta, czy oni nie powinni już dawno wstać?
-Nie wiem, może o nas zapomnieli.
Poszliśmy do namiotu nauczycieli, tak oni mogli spać w namiocie a my w szałasie, sprawiedliwość.
Zajrzeliśmy do namiotu, a Ci jeszcze spali, chłopcy obudzili Kajzerkę, tak ma na nazwisko nasza pani od matmy. Powiedziała, że dzisiaj mamy wolne, i możemy robić co chcemy.
Zasunęliśmy im namiot, i odeszliśmy kawałek od niego.
-Idziemy pływać!-zasugerował Diego
Każdy się zgodził. Ja z dziewczynami, wróciłyśmy do domu wujka, by przebrać się w stroje kąpielowe. Potem gdy byłyśmy już nad jeziorem, rozłożyłyśmy ręczniki na słońcu, założyłem jeszcze okulary.. ale wydaje mi się, że o czymś zapomniałam... no tak..
-Fran, posmarujesz mi plecy?
-Pewnie, chwyciła już opakowanie z kremem, gdy nagle podszedł do nas Leon.
-Może ja to zrobię.
-To ja was zostawiam.-i zeszła z mojego ręcznika.
Wycisnął z opakowania krem z filtrem i powoli zaczął rosmarować go na moich ramionach. Czułam się jak na jakimś masażu.
-Gdzie się tego nauczyłeś?-spytałam.
-Lata praktyki.
-Widzę, że nie tylko mi robiłeś taki masaż.
-W zasadzie, to tylko tobie.. no.. kiedyś tam, mamie robiłem.
-Na prawdę?
-Tak.
Po skończonym "masażu" wstałam, by się trochę rozejrzeć. Zdjęłam okulary, i dopiero wtedy ujrzałam, Leona bez koszulki, w samych szortach, woda ciekła mu po rozgrzanym torsie. Przygryzłam dolną wargę. Chyba to zauważył.
-To przyznasz w końcu , że jestem boski?
-No dobra.. i tak by wyszło na jaw.
-No słucham.
-Tak Leon jesteś boski.-mówiłam, jeżdżąc palcami po jego torsie.
-Zwycięstwo!
-Tak wygrałeś.-przytaknęłam.
-Wyglądasz bardzo atrakcyjnie w tym stroju.
-A dziękuję dziękuję. Ty też niczego sobie.
-Idziemy popływać?
-O nie..ja nie idę..za dużo kąpieli jak na dzisiaj..
-No proszę.
-Powiedziałam nie Leon.
-No proszę..
-Nie bo woda jest za zimna..
-Wcale, że nie jest.
-Właśnie, że tak.
-Po woli się przyzwyczaisz.. wskakuj.
-No dobra.
Wskoczyłam mu na plecy, i powoli kierował się w stronę wody.
-Masz iść powoli jasne?
-Jak ty słońce.
Zaczął biec do wody. Czułam się jakbym była zamknięta w zamrażarce.. wiem jak to jest.. bo niegdyś zamknął mnie tam Federico.
Byłam cała mokra, zimna woda spływała mi po ciele.
-Leon!-wrzasnęłam.
-Tak słucham.
-jestem cała mokra.
-No i tak być powinno.
-Właśnie że nie.
-Gniewasz się na mnie?
-Może trochę.
-A jak bardzo?
-Bardzo.
-Bardzo że bardzo, czy wcale.
-Nie wiem, nie wiem.
-Ale ja wiem.
Zbliżył się, żeby mnie pocałować, ale ja zanurkowałam. Woda była tutaj tak czysta, że widziałam wszystko. Mnóstwo rybek, koralowce. Za mną zanurkował Leon. Jednak nie dałam
mu się oprzeć, nie potrafiłam. Pocałował mnie. Musiało to trochę dziwnie wyglądać, że żadne z nas nie wypływa na powierzchnię, po takim czasie. Zabrakło mi powietrza więc się wynurzyłam.
-Nadal się na mnie gniewasz? -spytał po wynurzeniu.
-Może troszkę mniej.
-No weź.
-Wychodzę, z wody.
Jak mówiłam tak i wyszłam.
Położyłam się mokra na ręcznik.
-Co wy robiliście tak długo pod wodą?
-My.. nic.. po prostu, podziwiałam.. roślinki..
-Z Leonem w wodzie?
-Tak.. chciał mi dotrzymać towarzystwa..
-Ciekawe, Ciekawe.
-Vils mogę Cię na chwilę prosić?-wtrącił się Diego.
-Pewnie, już idę.
Odeszłam z nim kawałek.
-Więc...
-Chodzi o to, że.. podoba mi się Francesca.
-To świetnie, powiedz jej to.
-Zwariowałaś? Tak po prostu?
-No tak.
-Mam podejść do niej i powiedzieć. "Cześć Francesca podobasz mi się".
-Nie no fakt..spróbuj.. jakoś się do niej zbliżyć..
-Tak jak ty z Leonem?
-Yy..no można tak powiedzieć.
-Okej dzięki.-powiedział uradowany.
Dostałam całusa w policzek a ten pobiegł, do chłopaków.
Położyłam się znowu na ręcznik.
Po chwili do Fran, podszedł Diegito.
-Fran, idziesz pływać?
-No pewnie, czemu nie.-uśmiechnęła się.
No i nową parę, mamy jak w banku.
-Dziewczyny, tez to widzicie?-spytała Natalia gdy oni odeszli.
-Co?
-No, jak Diego na nią patrzy.
-Nie da się nie zauważyć.
-Ja też bym chciała się tak zakochać.-westchnęła Lu.
-Poczekaj, poczekaj. Tylko zapoznam Cię z Federem.
-Zrobisz to dla mnie?
-Jasne, że tak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki tam rozdział. Wydaje mi się długi. O.o tak, bo nie będzie rozdziału przez jakieś 4 dni. Dzisiaj
wracam do Polski, no i pewnie nie będę miała kiedy napisać. Ogółem mam nadzieję, że wam się podoba.
I już nie zanudzam. Papatki. :D
piątek, 8 sierpnia 2014
Rozdział 10: Zaufaj mi.♥
Zanim przeczytasz!
Coś się stało, i od końcówki rozdziału,
zrobiły się dziwne miany..
jeśłi to sprawia kłopot w czytaniu
to przepraszam, i zapraszam. :D
*Violetta*Obudziłam się w nocy, ktoś zaczął rzucać kamieniami w moje okno, lekko się wystraszyłam. Zeszłam po cichu na dół żeby nikogo nie obudzić. Żeby czuć się bardziej bezpieczna, chwyciłam parasolkę w rękę. Powoli otworzyłam drzwi, kiedy nagle ujrzałam, chłopaka, w czarnej bluzie, na głowie miał kaptur. Nie wiedziałam co mam robić.
-Violetta!- zawołał, w jego głosie słyszałam radość.
Podszedł do mnie, mocno ścisnął i obkręcił wokół siebie. Ale o co chodzi?
Chłopak zdjął z głowy kaptur. Nie wierzyłam własnym oczom...
-Federico!- krzyknęłam ze łzami w oczach.
-Wróciłem po Ciebie księżniczko.- uśmiechnął się, po czym przytulił mnie jeszcze bardziej.
-Boże, nie wierzę!- z moich oczu zaczęły lecieć łzy, łzy szczęścia.
-Mówiłem, że Cię odnajdę.
Nie mogłam w to uwierzyć! Federico, on wrócił!
-Stęskniłam się za tobą.- łkałam, i tuliłam się do niego w tym samym czasie.
-Siostra, jak ty się zmieniłaś, wypiękniałaś mała.- zaśmiał się.
Poczułam jak się rumienię.
-Oj no nie płacz. -Podszedł do mnie i stał mi łzy z policzków.
-Myślałam, że już Cię nie zobaczę.
-Marzenia się spełniają co?- uśmiechnął się. - Jak się czujesz? Dobrze Cie tu traktują?-spytał.
-Tak, są dla mnie ja rodzina. - uśmiechnęłam się.
-To dobrze.
-Jestem tak szczęśliwa.
-Też się cieszę, że Cię widzę.
-Chodź do środka.
-Ale jest bardzo późno, lepiej nie bo obudzę innych.
-Mówi się trudno.
Chwyciłam Fede a rękę i po cichu poszliśmy na górę. Zaprowadziłam go do mojego pokoju.
- nigdzie się stąd nie ruszasz, aż do rana.
-Lepiej nie, nie chcę Ci robić problemów.
-To żaden problem. Nawet jeśli nie chciałbyś, to i tak bym Cię stąd nie wypuściła.
Rozmawialiśmy ze sobą praktycznie całą noc. Nawet nie wiem kiedy usnęłam ponownie.
*Angie*
Wstałam wcześniej, by módz obudzić Violę, nie mogła się spóźnić na wyjazd. Weszłam powoli po schodach, i otworzyłam drwi do jej pokoju, promienie słońca otulały cały pokój. Tylko... coś mi tu nie pasowało.. zobaczyłam Violettę, która leżała na jakimś chłopaku! A jeśli on coś jej robił? Chwyciłam poduszkę z podłogi, szybkim krokiem podeszłam do nich, i walnęłam nią całej siły, tego chłopaka. Zerwał się z łóżka, i z przerażoną miną popatrzył na mnie. Chwilę potem wstała Violetta. Spojrzałam dokładniej na tego chłopca..
*Violetta*
Prędko wstałam z łóżka, zauważyłam Angie z poduszką, i wystraszonego Fede. Domyśliłam się, że dostał poduszką od Angie. Ku mojemu zdziwieniu, w oczach Angie zobaczyłam łzy. Po chwili, mocno przytuliła Federa. Nie powiem szczena mi opadła, przecie, oni się nie znają. Tak? Jak to możliwe.. Nie rozumiem.
Gdy wypuściła go ze swych ramion, spojrzała na niego ponownie.
-Cieszę się, że Cię widzę. -uśmiechnęła się.
-To.. wy się znacie?-spytałam.
-Tak... to znaczy, słyszałam waszą rozmowę.. no skoro to jest twój brat.. to.. chyba muszę, go powitać w domu.. co? nie?.. lepiej już pójdę..
Odwróciła się i wyszła..
-czy tobie też wydawało się to dziwne?
-Tak trochę.
-Dobra muszę się zbierać..
-no tak szkoła..
-nie, dzisiaj jadę na jakiś obóz. Szczerze mówiąc, nie wiem jak zabiorę się z tą ciężką torbą.
-Mogę Cię podwieźć. Jak chcesz.
-Pewnie, dziękuję. Jeśli pozwolisz pójdę teraz do łazienki się przebrać.
-Czekam.
Poszłam szczęśliwa do łazienki. Umyłam zęby, twarz, zrobiłam make-up. Wzięłam szybki prysznic, i wróciłam do mojego pokoju. Niestety, mojego kochanego braciszka już tam nie było. Zeszłam na dół, zauważyłam go, jadł kanapki, wręcz opychał się nimi. Ja również zrobiłam sobie kanapki i zjadłam je z apetytem. Do kuchni weszła Angie.
-I jak fede smakują? -spytała.
-Są bombowe.-odpowiedział
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Federico, to jak podwieziesz mnie?
-Pewnie.-powiedział wycierając przy tym swoją twarz.
-Tylko skoczę po torbę.
Chwyciłam torbę, i o mało co nie spadłam z nią ze schodów. Mogłam wziąć mniej rzeczy.
Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu. Pożegnałam się Angie buziakiem. A Feder podziękował za świetne kanapki. Weszliśmy do czarnego bmw. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd on go miał. Ale wolałam nie wnikać.
Podjechaliśmy pod M'c Donalda. Tam miała się odbyć zbiórka. Wyszłam z samochodu, fede poszedł za mną. Było troszkę chłodniej, więc przytuliłam się do mojego starszego brata. Wychowawca, powiedział nam, jak powinniśmy się zachować. W oddali zauważyłam Leona, chciałam do niego podejść i się przywitać. Ale musieliśmy już wchodzić do autokaru.
-Bądź grzeczna kapiszi?
-Tak będę.
-Gumki zabrane?
-Federico..-powiedziałam ciszej.
-No dobrze dobrze idź już. -zaśmiał się.
Pożegnałam z nim się, typowym całusem w policzek. Wsiadłam do autokaru i zajęłam miejsce koło Lu. Wysłałam jeszcze prze szybę buziaka dla pełnoletniego, i ruszyliśmy w drogę.
-Violu, czy on jest twoim chłopakiem?
-Kto?
-No ten facet, który dzisiaj Cię przywiózł.
-Nie.. to mój starszy brat.-zaśmiałam się.
-A to dobrze.-dowiedziała.
-A co, podoba Ci się?-spytałam zabawnie ruszając brwiami.
-Pff, nie.
-Jasne, jasne.
Myślałam, że może Leon podejdzie do mnie pierwszy, i jakoś się przywita. Bo w końcu chyba faceci powinni pierwsi się witać co? Właśnie... razem z Lu siedziałyśmy gdzieś po środku autokaru. Obróciłam się by obaczyć kto siedzi na tyle.
Cami Z Fran, Naty z Maxim. No tak.. zapomniałam.. Naty i Maxi od niedawna są parą. Leon.. Leon siedział z Diego, tak są najlepszymi przyjaciółmi. Odwróciłam się bardziej, tak, że miałam wrażenia, jakbym miała zaraz spaść z siedzenia. Leon spojrzał w moją stronę, miał słodko rozczochrane włosy, pewnie zapomniał się uczesać głupek, ale i tak słodko wyglądał. Szeroko uśmiechnęłam się do niego, on.. niestety nie odwzajemnił uśmiechu, tylko powoli spuścił głowę.. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się tak jakoś smutno na sercu. Zrobiłam mu coś? Nie wiem.. a może chodzi o to, że się z nim nie przywitałam? Nie wiem.. Po półtorej godziny, robiliśmy postój. Wyszłam z autokaru by odetchnąć Świerzym powietrzem, cały autokar, był już pusty. Leon stał oparty, o drzewo. Był o dziwo smutny. Powoli podeszłam do niego.
-Cześć. -powiedziałam z uśmiechem.
Popatrzył na mnie, i odszedł bez słowa.. czułam się przybita, przecież... chłopak, który mi się podoba, unika mnie.. do oka napłynęła mi łza. Szybko ją starłam, i podeszłam do dziewczyn, rozmawiały na temat obozu.
-Dziewczyny, wiem gdzie dokładnie jedziemy. Nie daleko mój wujek, ma swój domek letniskowy. Będziemy mogły normalnie się umyć, i skorzystać z toalety, a nie jak jakieś dzieci z buszu.-powiedziała Lu
-To wspaniale.- odparłam.
-Coś się stało?-spytała przejęta.
-Nie, wszystko okej.-próbowałam ją nieco uspokoić.
-Wiemy, że coś się stało.-powiedziała Fran.
-Na prawdę, dziewczyny nie martwcie się.
-No dobrze, niech Ci będzie.- rzuciła Lu
Co jakiś czas zerkałam na Leona. Kątem oka, widziałam, że on też na mnie patrzył.
Musieliśmy wracać do autokaru. Ponownie zajęliśmy swoje miejsca. Odwróciłam się, zobaczyłam, że Diego przesiadł się na chwilę. Miałam okazję porozmawiać z Leonem. Aby żaden z nauczycieli nie zauważył mnie chodzącej po autobusie, szybko przebiegłam do odpowiedniego miejsca.
Stałam obok miejsca Leona, na którym wcześniej siedział Diego.
-Można?-spytałam wskazując na fotel.
-Jak widzisz zajęte. -powiedział, i położył tam plecak, który wcześniej leżał na podłodze.
-No bez jaj.
Zdenerwowałam się, położyłam plecak na wcześniejsze miejsce, w którym leżał. I sama usiadłam na fotel.
-Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego , mnie unikasz?
-Ja? Nie nie unikam Cię.-wzruszył ramionami.
-Nie wcale. Możesz mi powiedzieć o co chodzi?
- Zadzwoń do swojego chłoptasia, pewnie Cię potrzebuje.
-Jakiego chłoptasia, o co Ci chodzi?
-Myślisz, że jestem ślepy? Przecież widziałem, jak się do niego przytuliłaś, no tak zapomniałem zimno było.
- Przepraszam bardzo.. czyli teraz nawet nie mogę się przytulić do mojego rodzonego brata tak?
-Tak.-Co?- powiedział po chwili.
-To, że wtedy zamiast, wyobrażania sobie czegoś, mogłam się tulić właśnie do Ciebie!
Spojrzałam na niego, byłam wściekła. Odwrócił swój wzrok na mnie.
Uniósł rękę, i chciał coś powiedzieć.
-Daruj sobie, nic już nie mów.
Wstałam i wróciłam do Lu.
-Dlaczego jesteś taka wściekła?
-Pewien idiota mnie zdenerwował.
-Spokojnie spokojnie, bo Ci zmarszczki zostaną. -zaśmiała się.
-Tak masz rację.
Po około godzinie byliśmy już na miejscu. Zeszłam na dół, by wyjąć swój bagaż z dolnej części autokaru.
Wzięłam torbę na ramię, i ruszyłam za nauczycielami. Prawie cały czas potykałam się o jakiś głupi korzeń drzewa. Dotarliśmy na miejsce. Pusty las, błoto, i ja niby mam tu spać? Mieliśmy pół godziny, na znalezienie materiałów do zrobienia domu, inaczej będę musiała spać pod gołym niebem. Razem z dziewczynami zebrałyśmy mnóstwo drewna. Odeszłyśmy gdzieś kawałek od wszystkich, bo przecież będziemy musiały się wymsknąć do domu jej wuja. Tą całą chatę robiłyśmy około trzech godzin, masakra jakaś. Coś tam się nam udało, ale ważne by dach nie przeciekał, jakby miał zacząć padać deszcz. Rozłożyłyśmy swoje karimaty i śpiwory. Miałyśmy mnóstwo czasu, by rozpoznać się z okolicą, wieczorem miało być ognisko, jak dla mnie okej. Poszłam się przejść, nie daleko było małe jezioro. Samotnie chciałam przejść się nad brzegiem wody. Ruszyłam przed siebie, cicho śpiewałam sobie moją piosenkę. Gdy miałam już dosyć mojej przechadzki wróciłam do naszego "legowiska". Pomogłam w wypakowaniu kiełbas na grilla, i bułek. poszłam tylko zadzwonić do Angie i powiedzieć, że u mnie wszystko okej, następnie wróciłam do mojego ukochanego Ludu.
Było już trochę ciemno, ale ciepło z ogniska, ogrzewało moje gołe łopatki. (bez skojarzeń :D)
Jedliśmy kiełbasę, bułki, wszystko co było, śmialiśmy się, miałam okazję poznać wszystkich bliżej.
Zaczęliśmy śpiewać i wygłupiać się. Nauczyciele poszli wcześniej spać, bo nie chcieli przeszkadzać "szanownej młodzieży". Diego wpadł na pomysł, żebyśmy pograli w prawda lub wyznanie. Oczywiście, Stephania nie chciała grać, bo wiedziała, że kazalibyśmy zrobić jej coś okrutnego, no i dobrze, o jeden plastik mniej. Okej butelka zawirowała na Lu, musiała ona zjeść, pięć kiełbas w trzy minuty. Ja bym nie dała rady, ale ona sobie poradziła. Natalia wybrała pytanie, musiała powiedzieć, czy miała kiedyś swój "pierwszy raz" powiedziała, że tak, dlatego pokłóciła się trochę z Maxim i nie gadali do siebie. Butelka kolejny raz się zakręciła. I wypadła.. na mnie.. jestem hardcorem także wybrałam wyzwanie.
- Wiem!-krzyknął Diego.-Usiądź okrakiem na Leonie , i zrób mu malinkę na szyi i czole.
-Co?- wytrzeszczyłam oczy.-Ej no bez takich..
-Lu musiała zjeść kiełbasę to ty równie dobrze możesz podniecić Leona.
Boże, co a ludzie. Gorszej kary nie mogli my wymyślić.
-Muszę?
-Musisz.
-No dobra.-powiedziałam
Siedzieliśmy na kawałkach drewna, dlatego musiałam wstać, z mojej wygodnej i ciepłej miejscówki. Niepewnie podeszłam do mojego "kolegi" i usiadłam mu na kolanach. Gotowało się w Stephani, dlatego motywowało mnie to bardziej. Widziałam tylko chytry uśmieszek Leona, chciałam aż przywalić mu tą kłodą, w twarz. Dobra, zbliżyłam się do jego twarzy, patrzył na mnie z dołu, prosto w moje oczy. Niechętnie "wessałam" skórę z jego czoła.
-Pasuje? -odwróciłam się, nadal na nim siedząc.
-Jak najbardziej.-uśmiechnął się Diego i pokazał kciuk do góry. coś w geście "lubię to"
Zbliżyłam się do jego szyi, i zrobiłam mu soczyście czerwoną malinkę, tak szybko mu nie zejdzie pomyślałam. Spojrzał na mnie ukradkiem z dołu, patrzyłam się na niego cały czas.
-Ekhem, możesz już zejść. - krzyknęli z dołu.
-Tak.-odparłam
Speszona wróciłam na swoje miejsce. Butelka wyleciała na Andreasa, który musiał zjeść glizdę. Ochydne, a on jeszcze powiedział, że bardzo mu smakowało, fu. Stephania uciekła z obrzydzenia.
Wypadło na Leona, oby wziął wyzwanie, może dadzą mu coś okrutnego.
Niestety wziął pytanie.
-Hmm.. Tylko tak szczerze, podoba Ci się ktoś z tej naszej tutejszej gromadki?
-Tak..-powiedział cicho.
- Nie mówimy teraz o Stephci.
-Tak, jak mówiłam, jest pewien ktoś.
Przyglądałam się bacznie całej tej sprawie. Gdy mówił "tak jest pewien ktoś", spojrzał, na mnie. Co to miało znaczyć, że w sensie chodzi o mnie? Na pewno nie.. ale.. tak.. jestem na niego obrażona, a miałam mu dzisiaj powiedzieć to co czuję.. więc co mam zrobić? Nie wiem.. posiedzieliśmy jeszcze chwilę i znudziła nam się gra w butelkę. Usiadłam bliżej koło Cami, obok niej po lewej stronie siedział nie jaki Lew, na szczęście ja usiadłam po jej prawej stronie. Zrobiło mi się trochę chłodniej. Ogień powoli przygasał.
Leon chwycił gitarę, i zaczęliśmy śpiewać różne piosenki. Zaczął, grać jakąś piosenkę, zupełnie nam nie znaną.. jego palce powoli wędrowały po strunach gitary. Gdy poleciały pierwsze słowa piosenki, przeszedł mnie dreszcz. Piosenka była prosta, ale a to piękna. Nawet nie zauważyłam kiedy, a zaczął śpiewać, patrząc mi w oczy, bynajmniej tak mi się wydawało. Camila, wyślizgnęła się, z pomiędzy naszych wzroków.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=zIFo7jKH8tc
On śpiewał tylko.. tylko dla mnie...
People say we shouldn’t be together
We’re too young to know about forever
But I say they don’t know
What they’re talk - talk - talking about
(talk - talki - talking about)
Cause this love is only getting stronger
So I don’t want to wait any longer
I just want to tell the world that you’re mine girl
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us
One touch and I was a believer
Every kiss it gets a little sweeter
It’s getting better
Keeps getting better all the time girl
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us
They don’t know how special you are
They don’t know what you’ve done to my heart
They can say anything they want
Cause they don’t know us
They don’t know what we do best
It’s between me and you
Our little secret
But I wanna tell them
I wanna tell the world
That you’re mine girl
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us-
They don't know about us .
Po skończeniu piosenki.. ja nie wiedziałam co powiedzieć.. zupełnie nic... pustka w głowie, inni zaczęli gwizdać.. a ja .. siedziałam jak nadęta.. tylko uśmiech miałam na twarzy..jak to możliwe?
Od dreszczy jakich dostałam słuchając tej piosenki zrobiło mi się jeszcze zimniej. Mimo tego, cała od środka byłam gorąca.
Moje "zamyślenia" przerwały jakieś śmiechy, grupką poszliśmy do miejsca, skąd one pochodziły, wychyliliśmy się zza krzaków, to co zobaczyłam zmasakrowało mnie.. widziałam całujących się.. Andreasa i Stephanię.. Nie wiem jak teraz mógł się czuć Leon.. Odwróciłam się, by zobaczyć, jego reakcję, móc jakoś go pocieszyć.. widziałam go jedynie w oddali, szedł szybkim krokiem. Zaczęłam biec w jego stronę, dobrze, że nie założyłam szpilek. ... Po chwili dogoniłam go, było zbyt ciemno, by módz zobaczyć, wraz jego twarzy.. chciałam być przy nim.
-Leon.. ja wiem, jak ty się teraz tym czujesz.. Wiem, że może być Ci teraz ciężko... ale.. chciałam Ci podziękować, za tą piosenkę, nie wiem czy akurat.. była ona skierowana dla mnie... ale jest bardzo piękna.
Mówiłam i szłam, równocześnie, co chwila brakło mi tchu..
Nie odpowiadał mi na nic.. tylko szedł przed siebie..
- Ja.. muszę Ci to powiedzieć.. wiem, że to nie odpowiedni moment.. ale.. muszę Ci się do czegoś przyznać.. Leon.. ja..
Westchnęłam...
KOCHAM CIĘ...
-Mówiłaś coś?-spytał wyjmując słuchawkę z uszu.
-Ładną mamy pogodę, prawda?-spytałam rozkojarzona.
-Ja Ciebie też.-odpowiedział.
Po chwili.. "szoku" jakiego doznałam.. patrzyłam w jego oczy, które świeciły w świetle księżyca.. dzięki niemu.. nasze usta złączyły się..
Nigdy nie doznałam takiego uczucia jak teraz.. czułam się.. niesamowicie.. mimo tego.. jak bardzo byłam na niego wściekła.. to nie mogłam się oprzeć.. chłopak.. moich marzeń.. odwzajemnił to uczucie co ja.. chyba, że to jakaś ukryta kamera z tyłu.. czy jak..
Po tym wszystkim co się stało, mocno wtuliłam się w niego.. tak.. było mi zimno.. ale z drugiej strony po prostu chciałam go przytulić...
-Nie lubię tego, że jesteś ode mnie wiele wyższy.-wyszeptałam.
-Zaufaj mi, jest w tym pewna zaleta.- powiedział..
-Jaka?-spytałam.
-Kiedy Cię przytulam, możesz słuchać mojego serca, które bije tylko dla Ciebie.-Wyszeptał mi do ucha.
Spojrzałam mu w oczy, i swoją ręką dotknęłam jego policzka
Przyjemny dreszcz znowu powrócił. Tym razem, to ja go pocałowałam..
-Widzisz, jednak teraz ja Cię przytulam.-zaśmiał się.
-Tak i jest mi bardzo wygodnie..-uśmiechnęłam się
Ponownie, zaczął śpiewać refren swojej piosenki. Przy tym obkręcając mnie, i tuląc się do mnie.
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
-Piękna piosenka.
-Piękna tak jak ty.- zarumieniłam się.
-Nawet jak jest ciemno, jak nie powiem gdzie, to i tak widzę, że się rumienisz.
-Wcale nie.
-Nie wcale.
Powoli zaczęliśmy wracać w stronę, naszych przyjaciół. (co po niektórych)
Teraz to na prawdę piździawa, jak nic. Skrzyżowałam ręce na klatce, i zaczęłam dłońmi trzeć moje łokcie, i co to tam jeszcze jest.
-Zimno Ci?-spytał.
-Tylko trochę.
-Masz.
Zdjął swoją bejsbolówkę, i założył mi je na ramiona.
-To nie jest ta sama bluza , którą dałeś mi, bo twoja mama Ci kazała?
-Tak, dlatego jest dla mnie tak wyjątkowa.
-Ojej. -uśmiechnęłam się.
Szliśmy w ciszy, Leon cały czas, ocierał swoją rękę o moją. Trochę mnie to denerwowało, ale wiedziałam o co mu chodzi. Jednak on nie jest taki odważny, za jakiego się podawał.
-Złap w końcu tą rękę, spokojnie nie gryzę.-zaśmiałam się
Złączył nasze dłonie w "jedność", przysunęłam się bardziej do niego. I tak wróciliśmy na miejsce.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Pampampam! Wiecie teraz kto jest bratem Vilu, Feder *-* I piękna piosenka One Direction <3
Ale napisał ją Leon dla Violi. :* Stephania ;-; Bessos Leonetki <3 Omg Mam nadzieję, że
się podoba. Rozdział skońcony o 2:23 . Proszę o wyrozumiałość. Do nastęnego <3 /Wikson ♥
piątek, 1 sierpnia 2014
Rozdział9: Moja Rybcio. :))
*Violetta*
Lekcja zeszła nam szybko. Wychowawca przypominał nam o jutrzejszym biwaku. Z trudem wyszłam z sali. Przed drzwiami czekałam na Leona. Gdy wyszedł z pomieszczenia, zaczepiłam go.
-Leon, mam prośbę.
-Tak?
-Mógłbyś iść ze mną do pielęgniarki, nie za bardzo chce mi się iść samej.
-Dobra nie ma sprawy.
Chwyciłam go za rękę, i pomógł mi zejść, ze schodów.
Gdy byliśmy już przed gabinetem zapukałam, i weszłam. Pielęgniarka kazała usiąść mi na kozetkę, a Leon usiadł obok mnie.
-No słucham?- powiedziała.
-Więc przychodzimy z bólem kostki.-powiedział Leon.
-Ciebie też boli?
-Nie mnie tylko Violettę.
-No dobrze. Brutalny stosunek co?- zaśmiała się.
Zrobiłam wielkie oczy, i spojrzałam na Leona a on uczynił to samo.
Posmarowała mi jakąś maścią kostkę, i dała kulę, powiedziała, że jak będzie mi lepiej to mam je zwrócić.
Zamknęliśmy za sobą drzwi.
-Chyba dobrze nie usłyszałam, co ona powiedziała?
-Że to przez brutalny stosunek.-podrapał się w głowę.
-Aha.- próbowałam być poważna ale jakoś mi to nie wychodziło. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Jak się na tym chodzi?- spytałam.
-Nie wiesz?
-No jakoś, nie miałam do czynienia wcześniej, z kulami.
-To nic trudnego, podaj mi rękę.
-Po co?
-Po prostu daj.
Wychyliłam rękę ku niego, delikatnie wziął moją rękę, i położył, ją na wystającą część kuli, zrobił tak również z moją drugą ręką.
-Teraz delikatnie odepchnij się nimi.
-Jak?
-Normalnie, spróbuj.
-No dobra.
Tak się odepchnęłam, że poślizgnęłam się i prawie pocałowałam schody.
-Spróbuj jeszcze raz tym razem w moją stronę.
-Uważaj bo mogę wybić Ci zęby.
-Bardzo śmieszne, próbuj próbuj.
-Raz kozie śmierć.
Odepchnęłam się ponownie, tym razem poleciałam w objęcia Leona. *.* Patrzyłam się w jego piękne zielone oczy.
-łamaga.-szepnął.
-Tak jak mówiłam Cienias.
Zaśmiał się, ja spróbowałam się powstrzymać, przed zrobieniem z siebie bałwana, ale jakoś mi się to nie udawało.
-Patrz jak to robi mistrz.-powiedział.
Przeją "mechanizm" i odepchnął się, tak właśnie, tak się odepchnął, że wylądował na tablicy ogłoszeń. :D
-Ciapa-zaśmiałam się.
-ej no, nie byłem przygotowany.- grymasił się.
-Jasne jasne, sama sobie poradzę.
Chwyciłam kulę, i szło mi coraz lepiej.
-Widzisz, to ja jestem ta perfekcyjna.
-Ta jasne..
-Ta jasne.-przedrzeźniałam go.-I tak zanosisz mnie do domu. Myślisz, że ja się z tym na ulicy pokarzę?
-Ja? A kto zbił sobie kostkę? Chyba ty.
-Ale to twoja wina.
-Wcale, że nie.
-Właśnie, że tak.
-Niech Ci będzie, ale pamiętasz, że mieliśmy dzisiaj wyjść.
-Tak pamiętam, na szczęście na głowę nie upadłam.
-Prawie.
-Verdas..
-Dobra dobra.-uniósł ręce w geście obronnym.
-Jaką mamy teraz lekcję?
-Godzinę wychowawczą.
-Omg.
-Chodż bo z twoją nogą to nigdy nie dojdziemy.-westchnął.
-No i dobrze.
-Dasz radę wejść?
-Obejdzie się ez twojej pomocy.
Weszłam powoli na górę, Wow! Violetta górą, aha!^^
-Mówiłam.
-Pff.
-Leonku!- zawołała pusta blondi, która ledwo co biegła na różowych szpilkach po korytarzu.
-Tak?-spytał.
-Dlaczego rozmawiasz z tym.. czymś? Chodź do nas.
-Uważaj na słowa.-wtrąciłam się.
-Ha, nie będę rozmawiała z takim wyrzutkiem jak ty.
-Za późno już to zrobiłaś sikso.
-Słucham? Co ty powiedziałaś?
-Mam Ci to powtórzyć? Siksa.
-Powiedziała dziewczyna która, ubiera się w lumpeksie.
Haha, nie no po prostu miałam z niej taką bekę że masakra.. No ale co nie dałam się..
Tak właśnie.. Nie jaka Violetta pociągnęła pustą blondi do podłogi.. Tylko wrzaski słychać było na korytarzu. A ja z Stephanią zaczęłam się bić. :D Co tam, że Leon się tylko na to patrzył. Nie wiem jak.. ale Porwałam jej bluzkę, nie wiedziałam, że jestem aż taka silna. ;-; Spojrzałam na nią, miała różowy stanik z Kubusiem Puchatkiem.
Nie tylko ja się z niej śmiałam.. Leon tez się śmiał..
-Tak Ci do śmiechu? To może zostań z tym bezguściem..
- Przestań..
-Pf..
Zarzuciła włosami i skierowała się w stronę damskiej.
Leon spojrzał na mnie z pytającym głosem.
-No biegnij za nią.-machnęłam ręką.
Jak powiedziałam tak zrobił. Nagle ludzie zaczęli bić brawa. Czułam się tak jakoś dziwnie... Więc odeszłam ze zbiorowiska..
Zadzwonił ostatni dzwonek lekcyjny, szczęśliwa wyszłam ze szkoły. Ruszyłam w stronę domu, jednak moja intuicja podpowiada mi ze o czymś zapomniałam. Z daleka usłyszałam czyjeś krzyki. Jednak pomyślałam ze t pewnie jakiś idiota gorączkuje się ze sprzedawca bo nie wiem.. nie chciał sprzedać mu alkoholu. Szlam spokojnie gdy nagle ktoś swoja ręka zasłonił mi oczy. Wystraszyłam się.. nie wiedziałam co robić. Uderzyłam tego kogoś z łokcia w brzuch, jego dłonie opadły z moich ust. Obróciłam się na podłodze ujrzałam Verdasa.
-Vedas idioto co ty sobie myślisz ?-spytałam.
Nie odpowiadał, nadal leżał nie ruchomo na chodniku. A może ja mu coś zrobiłam? Poczułam jak panikuje, nachyliłam się do niego żeby zobaczyć czy nic mu nie jest. Boże zabiłam go.. pomyślałam.. Poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku, następnie silne zderzenie z chodnikiem. Zakręciło mi się lekko w głowie. Spojrzałam na rękę, miałam rozwalony łokieć, wstałam z ziemi. Spojrzałam przed siebie. Verdas stał i się śmiał.
-Nienawidzę Cie!- ruszyłam przed siebie.
-Ej ej, poczekaj.- krzyczał.
Podbiegł do mnie i chwycił rękę.
-Nic Ci nie jest?-spytał.
-Nic mnie nie będzie, jak mnie zostawisz. Takie to śmieszne było? Bałam się o Ciebie durniu!
- Czemu nie zaczekałaś?
-Na co?
-Przecież...
-Zapomniałam..
-Na prawdę?
-Tak owszem. a teraz jeśli pozwolisz to ja i moje dwie metalowe towarzyszki udamy się do mojego bezpiecznego domu, gdzie faceci nie ciągną kobiety na chodnik i nie uszkadzają im łokci.
-No to nie wiem..
-Pamiętasz, że jutro wyjazd?
-No chyba bym nie zapomniała... ale nie wiem.. nie wiem.. zależy co z moją nogą.
-Poboli i przestanie.
-Chyba dawno nie dostałeś w twarz?!
-Hmm... w zasadzie to nie..-westchnął.- CO Cię sprowokowało, że zaczęłaś się z nią bić?
-Ona sama. Jest wredna, jędzowata, plastikowa. Tego nawet na palcach nie dałoby naliczyć. Ty w ogóle za co ją kochasz?
Zwiesił głowę w dół i nie odpowiadał...
-A zresztą, co mnie to interesuje. Plastik zawsze zostanie plastikiem.-machnęłam ręką,-no dobra, stawiam Ci ciasto z kremem, za to, że zapomniałam.
-Nie trzeba..
-Trzeba trzeba, z resztą sama głodna jestem. Chodźmy.
Ruszyliśmy do mojej ulubionej kawiarni. Zajęliśmy stoliki i usiedliśmy na wygodnych kanapach w kolorze pudrowego różu. Podeszła do nas kelnerka, i spytała co chcemy zamówić.
-Ja poproszę ciastko z kremem, oraz małą latte.- odezwał się leon.
-A ja poproszę, karpatkę, i cappuccino. - dodałam swoje pięć groszy.
Po jakichś pięciu minutach, przyniesiono nam ciastka, ale na nasze napoje trzeba było poczekać.
Śmiałam się i rozmawiałam z Leonem. Wzięłam kęs ciastka, po prosu niebo w gębie, mogłabym sę nim rozkoszować cały dzień.
-Jesteś tu brudna.- pokazał na swojej twarzy mój, uroczy kolega.
-Gdzie?-spytałam.
-Tu.-ponownie wskazał na swoja twarz.
-No ale gdzie?- powtórzyłam.
-jejku.- westchnął.
Powoli przybliżył się do mnie, swoją dłonią dotknął mego podbródka i lekko przetarł go swoim palcem, patrzyłam na jego piękne zielone oczy, wyglądały jak szmaragdy, nasze spojrzenia się spotkały. Nadal trzymał swoja rękę na moim podbródku, lekko pociągną go do siebie, czułam jego oddech na mojej twarzy, czułam się.. nie mogę tego określić.. dzieliły nas tylko milimetry. Tak bardzo chciałam poczuć jego usta na moich. Nie reagowałam na nic tylko patrzyłam się na jego duże usta. W końcu, usłyszałam damski głos lekko się wystraszyłam.
-przepraszam, nie chciałam państwu przeszkadzać, ale stoję tu od dobrych dwóch minut, z napojami w ręku, ale państwo nie reagowało.
-tak tak przepraszam.- byłam lekko speszona.-Ile płacę?
-jedenaście dziewięćdziesiąt.
-Proszę.- wyjęłam odpowiednią sumę pieniędzy z portfela, i podałam je odpowiedniej osobie.
-Smacznego, i miłego dnia.-uśmiechnęła się i odeszła.
Oparłam się o fotel, i spojrzałam na Leona.
-Chyba coś nam przerwano?- spytał z uśmiechem.
-Nie przypominam sobie.-zaprzeczyłam
-No weź.
-Co mam wziąć?
-Wredota.
-Głupek.
-Violeczka.
-Teraz będziemy się wyzywać tak?
-Tak
-Dobra.
- Rybcia.
-Ryby to masz w stawie.- wystawiłam mu język.
Zjedliśmy ciacha, i wyszliśmy z lokalu.
-Boli Cię jeszcze noga?
- Trochę tak.
-Chodź.
-Gdzie?
Rozłożył ramiona.
-Co?-spytałam.
-Panie Boże, przestaje mieć cierpliwości do Ciebie.
-No i dobrze.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Co ja jakaś księżniczka jestem?
-Ty na prawdę jesteś lekka.
-Tak wiem.
- A jaka skromna.
-Tak wiem.
Zaśmiał się .
-Hura! Nie muszę iść do domu na piechotę.-zaśmiałam się.
-Jaka ty cwana jesteś.
-No wiesz, bo to ja.
-Tak wyjątkowa Violetta Castillo.
-A Stephcia, nie będzie zazdrosna?
-A dlaczego miałaby być?
-To, że dzisiaj się spotkaliśmy, można tak powiedzieć. I, że właśnie teraz niesiesz mnie na rękach?
-Ona wie, że jesteś bliską mi osobą, i jest strasznie zła. Mimo tego, kiedyś była inna. Niedawno zrobiła się podłą dziunią.
-Co ty powiedziałeś?
-Co?
-Nazwałeś swoją dziewczynę "podłą dziunią".-wytrzeszczyłam oczy.
-No bo taka prawda. Najbardziej chciało mi się śmiać jak się biłyście na korytarzu.
- Widzę Leosiowi różki rosną na głowie.
-Powiedziała dziewczyna przez którą prawie zwymiotowałem. Trenowałaś karate czy jak?
-Tak trochę, jak byłam młodsza.
-A teraz jesteś stara?
-Tak jestem stara, głupia, gruba, brzydka. Mogłabym wymieniać cały czas.
Nagle odstawił mnie na ziemię.
-Co?
-Co?
-Co ty powiedziałaś?
- Jestem stara, głupia, gruba, brzydka.
Złapał moje ręce.
- Violu, nie jesteś gruba, ty nawet dwudziestu kilo chyba nie ważysz, gdybyś była głupia można byłoby porównać Cię do Andreasa a chyba tak nie jest. I uwierz mi, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem na moje oczy.
Po tych słowach, zrobiło mi się ciepło na sercu. Na mojej twarzy pokazały się rumieńce, uśmiechnęłam się i spuściłam głowę w dół. Miałam nadzieję, że ich nie zobaczył.
-Nie musisz ukrywać tego, że się rumienisz bo zasypałem się komplementami, ale taka jest prawda, i nic z tym nie zrobisz.
-Dziękuję Leon, zapewniam Cię, że to najpiękniejsza słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, i to od chłopaka.
-Daj spokój pewnie nie jeden Ci to mówił.
-Jakoś nie miał okazji, co dwa lata zmieniałam szkołę, więc..
- Skoro oni Ci nie mówili, to ja Ci to powiedziałem.
-Dziękuję.-na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech.
Przytulił mnie, nadal się do niego przytulając powiedziałam:
-Przepraszam, że byłam dla Ciebie taka zła, ale ta kostka, i jeszcze.. tak jakoś miałam zły humor.
-Nic się nie stało, każdy kiedyś ma swój dzień. A teraz jeśli pozwolisz to odniosę Cię do domu.
-Jestem cała twoja.-puściłam mu oczko, i podniosłam ręce do góry, wtedy się zaśmiał. Ponownie zagościłam u niego na rękach. Po kilkunastu minutach byliśmy przed domem.
Postawił mnie na nogi.
-Dziękuję szoferze za podwózkę.
-Ależ nie ma sprawy. Tylko coś za coś.
Palcem klepną o swój policzek. Wiedziałam o co mu chodzi.
-Już idę Mamo. -Zawołałam. - No słyszałeś, wołają mnie.- zaśmiałam się.
On również się uśmiechnął.
-Nie ma tak, bo komornika wezwę.
-No dobrze dobrze.
Podeszłam do niego, ustałam na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Muaaa.- wydałam głos, całując go.
-No i o to chodzi. Do zobaczenia Rybciu.-wystawił mi język, odszedł kawałek, następnie się odwrócił, i pomachał mi , oczywiście odmachałam mu, ruszył ponownie przed siebie.
Wesoła weszłam do domu, i opierając się o drzwi zdjęłam Conversy.
Poszłam do kuchni, chwyciłam moje ulubione zielone jabłko i usiadłam na blacie. W tym czasie Angie, gotowała chyba obiad na jutro.
-Violu, a co ty tak dzisiaj promieniejesz?-spytała, odwróciła się, i oparła rękę o blat.
-Nie martw się, Pablo z małą poszli na spacer.
-No bo.. a tam.. nic takiego - machnęłam ręką, przy tym gryząc soczyste jabłko.
-Dobra, jak nie chcesz nie mów, ale i tak widziałam wasze końskie zaloty przed oknem.
Zawstydziłam się.
-Dlaczego Leon niósł Cie na rękach?
-Długa historia..
W tym momencie coś mi się przypomniało.
-Boże! Zostawiłam kule!
-Co jakie kule? Gdzie?
-Przed kawiarnią.. dobra może jakoś załatwię to z pielęgniarką.
-Coś Ci się stało?
-Tak miałam zbitą kostkę, ale to nic poważnego.
-To dobrze. No ale powiesz mi czemu jesteś cały czas tak uśmiechnięta?
-No bo.. gadałam z Leonem, no i powiedziałam, że nie podoba mi się cała ja, że jestem brzydka, głupia.. no i tak gadałam. A on mi powiedział, że jestem najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widział.
-Na prawdę?
-Tak
-To wspaniale. Violu, ale wiesz, że w końcu musisz mu powiedzieć co czujesz.. wiem.. no i... chyba zrobię to jutro..
- Dobry pomysł, będziecie mogli spokojnie porozmawiać. A teraz leć na górę, i spakuj się na jutro.
-Dobrze. I dzięuję Ci, że zawsze mogę z tobą porozmawiać, jesteś kochana.
Przytuliłam Angie i ruszyłam na górę, w celu spakowania swoich rzeczy.
Wzięłam szare, czarne, granatowe legginsy, dwie spódnice , ileś tam spodenek. Spakowałam wszystko co tylko mi się zmieściło do torby, tam wzięłam jeszcze jakieś sandały, klapki, vansy.. no w każdym bądź razie, skoro jedziemy na tydzień w las, to nie mogę chodzić w tym samym, a jeszcze nawet nie wiem jaka pogoda będzie w tamtej dziurze. Jakiś głupi survival, będę musiała kopać dołki, żeby się załatwić. Zarąbiście no. Koniec będzie z oglądaniem od poniedziałku do piątku mojego ulubionego serialu o dwudziestej pierwszej. Jakie to życie jest brutalne. Rzuciłam torbę na łóżko, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Umyłam swoje ciało, podeszłam do szafy, w celu poszukania ubrania na jutro, gdy już ubrałam odpowiednie ciuchy, położyłam się na łóżko, i przykryłam się swoją kołdrą. Chwyciłam tablet z pułki, i weszłam na facebooka. Oczywiście swoimi nogami musiałam zwalić pięciokilową torbę. A niech sobie leży, pomyślałam. Zabzyczał mi telefon, spojrzałam na messenger.
Napisał Leon.
- "Cześć, część. :* Na dobranoc wysyłam Ci uśmiechniętego Leosia. Proszę też o twoje zdjątko moja rybcio . <3 "
Na widok tego zdjęcia myślałam że padnę ze śmiechu. Jaki on jest super <3 Rybciu.. ooo jak słodko.. tylko.. ciekawe skąd on to wziął..
No dobra teraz ja muszę wysłać mu moje zdjęcie.
Poszłam do łazienki, i cyknęłam mu fotkę.
"Z tą pomarańczą w buzi bardzo Ci do twarzy. :)
Słodkich snów <3"
Po chwili dostałam ponowną wiadomość.
Odpisał mi Leon.
"Jak zawsze piękna. Dobranoc Rybciu. :* <3"
"Dobranoc, i do jutra <3"
Tak właśnie zakończyła się nasza rozmowa. Z uśmiechem na twarzy, oddaliłam się do moich "słodkich snów".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani! Tak bardzo bardzo was przepraszam, że nie było tyle rozdziału. :(
No ale nie miałam czasu, albo mi się nie chciało.xd Ale macie rozdział. :) Leonetta coraz bliżej. ;)
Rozdział napisany o 00:30. Mam nadzieję, że wytrzymaliście. :) Jutro rozdział na bank!
I mam do was prośbę.: ) Wpadajcie na bloga mojej Martyny. :D -->http://leonetta-milosc-zawsze-zwyciezy.blogspot.com/ Dobranoc. :)) /Wika. <3
Lekcja zeszła nam szybko. Wychowawca przypominał nam o jutrzejszym biwaku. Z trudem wyszłam z sali. Przed drzwiami czekałam na Leona. Gdy wyszedł z pomieszczenia, zaczepiłam go.
-Leon, mam prośbę.
-Tak?
-Mógłbyś iść ze mną do pielęgniarki, nie za bardzo chce mi się iść samej.
-Dobra nie ma sprawy.
Chwyciłam go za rękę, i pomógł mi zejść, ze schodów.
Gdy byliśmy już przed gabinetem zapukałam, i weszłam. Pielęgniarka kazała usiąść mi na kozetkę, a Leon usiadł obok mnie.
-No słucham?- powiedziała.
-Więc przychodzimy z bólem kostki.-powiedział Leon.
-Ciebie też boli?
-Nie mnie tylko Violettę.
-No dobrze. Brutalny stosunek co?- zaśmiała się.
Zrobiłam wielkie oczy, i spojrzałam na Leona a on uczynił to samo.
Posmarowała mi jakąś maścią kostkę, i dała kulę, powiedziała, że jak będzie mi lepiej to mam je zwrócić.
Zamknęliśmy za sobą drzwi.
-Chyba dobrze nie usłyszałam, co ona powiedziała?
-Że to przez brutalny stosunek.-podrapał się w głowę.
-Aha.- próbowałam być poważna ale jakoś mi to nie wychodziło. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Jak się na tym chodzi?- spytałam.
-Nie wiesz?
-No jakoś, nie miałam do czynienia wcześniej, z kulami.
-To nic trudnego, podaj mi rękę.
-Po co?
-Po prostu daj.
Wychyliłam rękę ku niego, delikatnie wziął moją rękę, i położył, ją na wystającą część kuli, zrobił tak również z moją drugą ręką.
-Teraz delikatnie odepchnij się nimi.
-Jak?
-Normalnie, spróbuj.
-No dobra.
Tak się odepchnęłam, że poślizgnęłam się i prawie pocałowałam schody.
-Spróbuj jeszcze raz tym razem w moją stronę.
-Uważaj bo mogę wybić Ci zęby.
-Bardzo śmieszne, próbuj próbuj.
-Raz kozie śmierć.
Odepchnęłam się ponownie, tym razem poleciałam w objęcia Leona. *.* Patrzyłam się w jego piękne zielone oczy.
-łamaga.-szepnął.
-Tak jak mówiłam Cienias.
Zaśmiał się, ja spróbowałam się powstrzymać, przed zrobieniem z siebie bałwana, ale jakoś mi się to nie udawało.
-Patrz jak to robi mistrz.-powiedział.
Przeją "mechanizm" i odepchnął się, tak właśnie, tak się odepchnął, że wylądował na tablicy ogłoszeń. :D
-Ciapa-zaśmiałam się.
-ej no, nie byłem przygotowany.- grymasił się.
-Jasne jasne, sama sobie poradzę.
Chwyciłam kulę, i szło mi coraz lepiej.
-Widzisz, to ja jestem ta perfekcyjna.
-Ta jasne..
-Ta jasne.-przedrzeźniałam go.-I tak zanosisz mnie do domu. Myślisz, że ja się z tym na ulicy pokarzę?
-Ja? A kto zbił sobie kostkę? Chyba ty.
-Ale to twoja wina.
-Wcale, że nie.
-Właśnie, że tak.
-Niech Ci będzie, ale pamiętasz, że mieliśmy dzisiaj wyjść.
-Tak pamiętam, na szczęście na głowę nie upadłam.
-Prawie.
-Verdas..
-Dobra dobra.-uniósł ręce w geście obronnym.
-Jaką mamy teraz lekcję?
-Godzinę wychowawczą.
-Omg.
-Chodż bo z twoją nogą to nigdy nie dojdziemy.-westchnął.
-No i dobrze.
-Dasz radę wejść?
-Obejdzie się ez twojej pomocy.
Weszłam powoli na górę, Wow! Violetta górą, aha!^^
-Mówiłam.
-Pff.
-Leonku!- zawołała pusta blondi, która ledwo co biegła na różowych szpilkach po korytarzu.
-Tak?-spytał.
-Dlaczego rozmawiasz z tym.. czymś? Chodź do nas.
-Uważaj na słowa.-wtrąciłam się.
-Ha, nie będę rozmawiała z takim wyrzutkiem jak ty.
-Za późno już to zrobiłaś sikso.
-Słucham? Co ty powiedziałaś?
-Mam Ci to powtórzyć? Siksa.
-Powiedziała dziewczyna która, ubiera się w lumpeksie.
Haha, nie no po prostu miałam z niej taką bekę że masakra.. No ale co nie dałam się..
Tak właśnie.. Nie jaka Violetta pociągnęła pustą blondi do podłogi.. Tylko wrzaski słychać było na korytarzu. A ja z Stephanią zaczęłam się bić. :D Co tam, że Leon się tylko na to patrzył. Nie wiem jak.. ale Porwałam jej bluzkę, nie wiedziałam, że jestem aż taka silna. ;-; Spojrzałam na nią, miała różowy stanik z Kubusiem Puchatkiem.
Nie tylko ja się z niej śmiałam.. Leon tez się śmiał..
-Tak Ci do śmiechu? To może zostań z tym bezguściem..
- Przestań..
-Pf..
Zarzuciła włosami i skierowała się w stronę damskiej.
Leon spojrzał na mnie z pytającym głosem.
-No biegnij za nią.-machnęłam ręką.
Jak powiedziałam tak zrobił. Nagle ludzie zaczęli bić brawa. Czułam się tak jakoś dziwnie... Więc odeszłam ze zbiorowiska..
Zadzwonił ostatni dzwonek lekcyjny, szczęśliwa wyszłam ze szkoły. Ruszyłam w stronę domu, jednak moja intuicja podpowiada mi ze o czymś zapomniałam. Z daleka usłyszałam czyjeś krzyki. Jednak pomyślałam ze t pewnie jakiś idiota gorączkuje się ze sprzedawca bo nie wiem.. nie chciał sprzedać mu alkoholu. Szlam spokojnie gdy nagle ktoś swoja ręka zasłonił mi oczy. Wystraszyłam się.. nie wiedziałam co robić. Uderzyłam tego kogoś z łokcia w brzuch, jego dłonie opadły z moich ust. Obróciłam się na podłodze ujrzałam Verdasa.
-Vedas idioto co ty sobie myślisz ?-spytałam.
Nie odpowiadał, nadal leżał nie ruchomo na chodniku. A może ja mu coś zrobiłam? Poczułam jak panikuje, nachyliłam się do niego żeby zobaczyć czy nic mu nie jest. Boże zabiłam go.. pomyślałam.. Poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku, następnie silne zderzenie z chodnikiem. Zakręciło mi się lekko w głowie. Spojrzałam na rękę, miałam rozwalony łokieć, wstałam z ziemi. Spojrzałam przed siebie. Verdas stał i się śmiał.
-Nienawidzę Cie!- ruszyłam przed siebie.
-Ej ej, poczekaj.- krzyczał.
Podbiegł do mnie i chwycił rękę.
-Nic Ci nie jest?-spytał.
-Nic mnie nie będzie, jak mnie zostawisz. Takie to śmieszne było? Bałam się o Ciebie durniu!
- Czemu nie zaczekałaś?
-Na co?
-Przecież...
-Zapomniałam..
-Na prawdę?
-Tak owszem. a teraz jeśli pozwolisz to ja i moje dwie metalowe towarzyszki udamy się do mojego bezpiecznego domu, gdzie faceci nie ciągną kobiety na chodnik i nie uszkadzają im łokci.
-No to nie wiem..
-Pamiętasz, że jutro wyjazd?
-No chyba bym nie zapomniała... ale nie wiem.. nie wiem.. zależy co z moją nogą.
-Poboli i przestanie.
-Chyba dawno nie dostałeś w twarz?!
-Hmm... w zasadzie to nie..-westchnął.- CO Cię sprowokowało, że zaczęłaś się z nią bić?
-Ona sama. Jest wredna, jędzowata, plastikowa. Tego nawet na palcach nie dałoby naliczyć. Ty w ogóle za co ją kochasz?
Zwiesił głowę w dół i nie odpowiadał...
-A zresztą, co mnie to interesuje. Plastik zawsze zostanie plastikiem.-machnęłam ręką,-no dobra, stawiam Ci ciasto z kremem, za to, że zapomniałam.
-Nie trzeba..
-Trzeba trzeba, z resztą sama głodna jestem. Chodźmy.
Ruszyliśmy do mojej ulubionej kawiarni. Zajęliśmy stoliki i usiedliśmy na wygodnych kanapach w kolorze pudrowego różu. Podeszła do nas kelnerka, i spytała co chcemy zamówić.
-Ja poproszę ciastko z kremem, oraz małą latte.- odezwał się leon.
-A ja poproszę, karpatkę, i cappuccino. - dodałam swoje pięć groszy.
Po jakichś pięciu minutach, przyniesiono nam ciastka, ale na nasze napoje trzeba było poczekać.
Śmiałam się i rozmawiałam z Leonem. Wzięłam kęs ciastka, po prosu niebo w gębie, mogłabym sę nim rozkoszować cały dzień.
-Jesteś tu brudna.- pokazał na swojej twarzy mój, uroczy kolega.
-Gdzie?-spytałam.
-Tu.-ponownie wskazał na swoja twarz.
-No ale gdzie?- powtórzyłam.
-jejku.- westchnął.
Powoli przybliżył się do mnie, swoją dłonią dotknął mego podbródka i lekko przetarł go swoim palcem, patrzyłam na jego piękne zielone oczy, wyglądały jak szmaragdy, nasze spojrzenia się spotkały. Nadal trzymał swoja rękę na moim podbródku, lekko pociągną go do siebie, czułam jego oddech na mojej twarzy, czułam się.. nie mogę tego określić.. dzieliły nas tylko milimetry. Tak bardzo chciałam poczuć jego usta na moich. Nie reagowałam na nic tylko patrzyłam się na jego duże usta. W końcu, usłyszałam damski głos lekko się wystraszyłam.
-przepraszam, nie chciałam państwu przeszkadzać, ale stoję tu od dobrych dwóch minut, z napojami w ręku, ale państwo nie reagowało.
-tak tak przepraszam.- byłam lekko speszona.-Ile płacę?
-jedenaście dziewięćdziesiąt.
-Proszę.- wyjęłam odpowiednią sumę pieniędzy z portfela, i podałam je odpowiedniej osobie.
-Smacznego, i miłego dnia.-uśmiechnęła się i odeszła.
Oparłam się o fotel, i spojrzałam na Leona.
-Chyba coś nam przerwano?- spytał z uśmiechem.
-Nie przypominam sobie.-zaprzeczyłam
-No weź.
-Co mam wziąć?
-Wredota.
-Głupek.
-Violeczka.
-Teraz będziemy się wyzywać tak?
-Tak
-Dobra.
- Rybcia.
-Ryby to masz w stawie.- wystawiłam mu język.
Zjedliśmy ciacha, i wyszliśmy z lokalu.
-Boli Cię jeszcze noga?
- Trochę tak.
-Chodź.
-Gdzie?
Rozłożył ramiona.
-Co?-spytałam.
-Panie Boże, przestaje mieć cierpliwości do Ciebie.
-No i dobrze.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Co ja jakaś księżniczka jestem?
-Ty na prawdę jesteś lekka.
-Tak wiem.
- A jaka skromna.
-Tak wiem.
Zaśmiał się .
-Hura! Nie muszę iść do domu na piechotę.-zaśmiałam się.
-Jaka ty cwana jesteś.
-No wiesz, bo to ja.
-Tak wyjątkowa Violetta Castillo.
-A Stephcia, nie będzie zazdrosna?
-A dlaczego miałaby być?
-To, że dzisiaj się spotkaliśmy, można tak powiedzieć. I, że właśnie teraz niesiesz mnie na rękach?
-Ona wie, że jesteś bliską mi osobą, i jest strasznie zła. Mimo tego, kiedyś była inna. Niedawno zrobiła się podłą dziunią.
-Co ty powiedziałeś?
-Co?
-Nazwałeś swoją dziewczynę "podłą dziunią".-wytrzeszczyłam oczy.
-No bo taka prawda. Najbardziej chciało mi się śmiać jak się biłyście na korytarzu.
- Widzę Leosiowi różki rosną na głowie.
-Powiedziała dziewczyna przez którą prawie zwymiotowałem. Trenowałaś karate czy jak?
-Tak trochę, jak byłam młodsza.
-A teraz jesteś stara?
-Tak jestem stara, głupia, gruba, brzydka. Mogłabym wymieniać cały czas.
Nagle odstawił mnie na ziemię.
-Co?
-Co?
-Co ty powiedziałaś?
- Jestem stara, głupia, gruba, brzydka.
Złapał moje ręce.
- Violu, nie jesteś gruba, ty nawet dwudziestu kilo chyba nie ważysz, gdybyś była głupia można byłoby porównać Cię do Andreasa a chyba tak nie jest. I uwierz mi, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem na moje oczy.
Po tych słowach, zrobiło mi się ciepło na sercu. Na mojej twarzy pokazały się rumieńce, uśmiechnęłam się i spuściłam głowę w dół. Miałam nadzieję, że ich nie zobaczył.
-Nie musisz ukrywać tego, że się rumienisz bo zasypałem się komplementami, ale taka jest prawda, i nic z tym nie zrobisz.
-Dziękuję Leon, zapewniam Cię, że to najpiękniejsza słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, i to od chłopaka.
-Daj spokój pewnie nie jeden Ci to mówił.
-Jakoś nie miał okazji, co dwa lata zmieniałam szkołę, więc..
- Skoro oni Ci nie mówili, to ja Ci to powiedziałem.
-Dziękuję.-na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech.
Przytulił mnie, nadal się do niego przytulając powiedziałam:
-Przepraszam, że byłam dla Ciebie taka zła, ale ta kostka, i jeszcze.. tak jakoś miałam zły humor.
-Nic się nie stało, każdy kiedyś ma swój dzień. A teraz jeśli pozwolisz to odniosę Cię do domu.
-Jestem cała twoja.-puściłam mu oczko, i podniosłam ręce do góry, wtedy się zaśmiał. Ponownie zagościłam u niego na rękach. Po kilkunastu minutach byliśmy przed domem.
Postawił mnie na nogi.
-Dziękuję szoferze za podwózkę.
-Ależ nie ma sprawy. Tylko coś za coś.
Palcem klepną o swój policzek. Wiedziałam o co mu chodzi.
-Już idę Mamo. -Zawołałam. - No słyszałeś, wołają mnie.- zaśmiałam się.
On również się uśmiechnął.
-Nie ma tak, bo komornika wezwę.
-No dobrze dobrze.
Podeszłam do niego, ustałam na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Muaaa.- wydałam głos, całując go.
-No i o to chodzi. Do zobaczenia Rybciu.-wystawił mi język, odszedł kawałek, następnie się odwrócił, i pomachał mi , oczywiście odmachałam mu, ruszył ponownie przed siebie.
Wesoła weszłam do domu, i opierając się o drzwi zdjęłam Conversy.
Poszłam do kuchni, chwyciłam moje ulubione zielone jabłko i usiadłam na blacie. W tym czasie Angie, gotowała chyba obiad na jutro.
-Violu, a co ty tak dzisiaj promieniejesz?-spytała, odwróciła się, i oparła rękę o blat.
-Nie martw się, Pablo z małą poszli na spacer.
-No bo.. a tam.. nic takiego - machnęłam ręką, przy tym gryząc soczyste jabłko.
-Dobra, jak nie chcesz nie mów, ale i tak widziałam wasze końskie zaloty przed oknem.
Zawstydziłam się.
-Dlaczego Leon niósł Cie na rękach?
-Długa historia..
W tym momencie coś mi się przypomniało.
-Boże! Zostawiłam kule!
-Co jakie kule? Gdzie?
-Przed kawiarnią.. dobra może jakoś załatwię to z pielęgniarką.
-Coś Ci się stało?
-Tak miałam zbitą kostkę, ale to nic poważnego.
-To dobrze. No ale powiesz mi czemu jesteś cały czas tak uśmiechnięta?
-No bo.. gadałam z Leonem, no i powiedziałam, że nie podoba mi się cała ja, że jestem brzydka, głupia.. no i tak gadałam. A on mi powiedział, że jestem najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widział.
-Na prawdę?
-Tak
-To wspaniale. Violu, ale wiesz, że w końcu musisz mu powiedzieć co czujesz.. wiem.. no i... chyba zrobię to jutro..
- Dobry pomysł, będziecie mogli spokojnie porozmawiać. A teraz leć na górę, i spakuj się na jutro.
-Dobrze. I dzięuję Ci, że zawsze mogę z tobą porozmawiać, jesteś kochana.
Przytuliłam Angie i ruszyłam na górę, w celu spakowania swoich rzeczy.
Wzięłam szare, czarne, granatowe legginsy, dwie spódnice , ileś tam spodenek. Spakowałam wszystko co tylko mi się zmieściło do torby, tam wzięłam jeszcze jakieś sandały, klapki, vansy.. no w każdym bądź razie, skoro jedziemy na tydzień w las, to nie mogę chodzić w tym samym, a jeszcze nawet nie wiem jaka pogoda będzie w tamtej dziurze. Jakiś głupi survival, będę musiała kopać dołki, żeby się załatwić. Zarąbiście no. Koniec będzie z oglądaniem od poniedziałku do piątku mojego ulubionego serialu o dwudziestej pierwszej. Jakie to życie jest brutalne. Rzuciłam torbę na łóżko, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Umyłam swoje ciało, podeszłam do szafy, w celu poszukania ubrania na jutro, gdy już ubrałam odpowiednie ciuchy, położyłam się na łóżko, i przykryłam się swoją kołdrą. Chwyciłam tablet z pułki, i weszłam na facebooka. Oczywiście swoimi nogami musiałam zwalić pięciokilową torbę. A niech sobie leży, pomyślałam. Zabzyczał mi telefon, spojrzałam na messenger.
Napisał Leon.
- "Cześć, część. :* Na dobranoc wysyłam Ci uśmiechniętego Leosia. Proszę też o twoje zdjątko moja rybcio . <3 "
Na widok tego zdjęcia myślałam że padnę ze śmiechu. Jaki on jest super <3 Rybciu.. ooo jak słodko.. tylko.. ciekawe skąd on to wziął..
No dobra teraz ja muszę wysłać mu moje zdjęcie.
Poszłam do łazienki, i cyknęłam mu fotkę.
"Z tą pomarańczą w buzi bardzo Ci do twarzy. :)
Słodkich snów <3"
Po chwili dostałam ponowną wiadomość.
Odpisał mi Leon.
"Jak zawsze piękna. Dobranoc Rybciu. :* <3"
"Dobranoc, i do jutra <3"
Tak właśnie zakończyła się nasza rozmowa. Z uśmiechem na twarzy, oddaliłam się do moich "słodkich snów".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani! Tak bardzo bardzo was przepraszam, że nie było tyle rozdziału. :(
No ale nie miałam czasu, albo mi się nie chciało.xd Ale macie rozdział. :) Leonetta coraz bliżej. ;)
Rozdział napisany o 00:30. Mam nadzieję, że wytrzymaliście. :) Jutro rozdział na bank!
I mam do was prośbę.: ) Wpadajcie na bloga mojej Martyny. :D -->http://leonetta-milosc-zawsze-zwyciezy.blogspot.com/ Dobranoc. :)) /Wika. <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)